• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Branford Marsalis na półmetku Jazz Jantar

Borys Kossakowski
11 listopada 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 

Intensywność, pasja i poświęcenie z jakim gra Branford Marsalis Quartet, budzi ogromny respekt. To jest stara szkoła, tu nie ma miejsca na żarty. Każdy dźwięk jest grany tak, jakby to był ostatni dźwięk w historii tej planety. Nawet jeśli okoliczności nie sprzyjają.



Być może to nie był najlepszy koncert kwartetu Branforda Marsalisa (jak mówili niektórzy). Ten sprzed pięciu laty zakończył się owacjami na stojąco. Być może młody Evan Sherman jeszcze nie wpasował się do zespołu - stąd liczne uwagi i komentarze starszych kolegów kierowane pod jego adresem podczas koncertu. Branfordowi Marsalisowi trochę uciekał dźwięk na tenorze (wziął ze sobą ten "gorszy" Selmer Mark 6, bo gdyby coś się wydarzyło jego ukochanemu Selmerowi Super Balanced Action, nie darowałby sobie).

Ale ("ale" kasuje wszystko, co było wcześniej) i tak był to koncert świetny - zagrany na niezwykłym poziomie energetycznym, z fantastyczną koncentracją na muzyce. Bo drużyna pokazuje swą wielkość właśnie wtedy, gdy nie wszystko idzie tak, jakby się chciało. I kwartet Marsalisa właśnie to zrobił.

Zaraz, zaraz, jaki Evan Sherman? No właśnie, co robił ten młodziutki perkusista na scenie? Przecież dopiero co mieliśmy zmianę warty w kwartecie Marsalisa. W 2009 roku, kiedy przyjechali po raz pierwszy na Jazz Jantar, mieliśmy okazję poznać świeżo upieczonego perkusistę Justina Faulknera (rocznik 1991), który właśnie zastąpił długoletniego współpracownika Branforda - Jeffa "Taina" Wattsa. Czekałem wtedy na spotkanie z legendą perkusji i byłem bardzo zawiedziony, że nie przyjechał(a). Ale mój zawód trwał bardzo krótko, bo Justin Faulkner zagrał wtedy koncert genialny, a na korytarzu filharmonii rozemocjonowany Tymon Tymański ściskał mu dłonie mówiąc: "Ty jesteś nowy Tony Williams".

Teraz czekałem na Faulknera, a przyjechał jeszcze młodszy - Evan Sherman (ur. 1993), też wypatrzony przez Branforda Marsalisa gdzieś podczas przesłuchań w jednej z akademii muzycznych (Faulkner został w USA, bo bierze udział w zdjęciach do filmu). A Evan Sherman zwracał na siebie uwagę nie tylko wiekiem, czy czerwonymi skarpetkami w czarne grochy. Grał odważnie, mocno, z determinacją, kunsztownie i... co rusz odbierał jakieś uwagi od Branforda i basisty Erika Revisa. Co było nie tak? Grał za dużo? Przyspieszał? Pokłócili się przed koncertem?

Nie. Po prostu w tym zespole muzykę traktuje się niezwykle serio. Branford Marsalis terminował u mistrza Arta Blakey'ego, który właśnie tego go nauczył. Gdy gra ten kwartet, na scenie pojawia się tajfun, a trąba powietrzna (czy może saksofon powietrzny?) wciąga wszystkich dookoła, przykuwając uwagę i angażując w muzykę. To się może podobać lub nie (gusta, guściki), ale intensywność, pasja i poświęcenie z jakim gra ta czwórka, budzi ogromny respekt. Tak Marsalis uczył się od Blakey'ego, a teraz przekazuje tę wiedzę dalej, uczy młodszych. Tu każdy dźwięk gra się tak, jakby to był ostatni dźwięk w twoim życiu. To szkoła niełatwa - uwaga! - przed trasą koncertową Evan Sherman nie zagrał z kwartetem żadnej próby. W Gdańsku widzieliśmy ich piąty wspólny koncert.

- Będą z niego ludzie - śmiał się po koncercie Marsalis. - Ale to się nie dzieje w dwa tygodnie. To wymaga lat praktyki. - Wiele miejsca poświęcam tu Evanowi, ale przecież Joey Calderazzo czarował jak zwykle - nie tylko superszybkimi solówkami (jak podczas "52nd Street Theme" Theleoniousa Monka), ale także niezwykle wrażliwie zagranymi balladami. Eric Revis szarpał struny w niezwykle intensywnym walkingu, a Branford to po prostu mistrz saksofonu - niezależnie od tego, co akurat gra zespół.

Koncert Branford Marsalis Quartet zwieńczył półmetek festiwalu Jazz Jantar, lecz bynajmniej nie był to jedyny emocjonujący koncert. Tegoroczna odsłona imprezy przyciąga jak dotąd rzesze fanów muzyki, a kupić bilet w dniu koncertu to klasyczne "Mission Impossible". I nic dziwnego - za nami koncert Roberta Glaspera, który produkuje muzykę z samą Eryką Badu. A później Colina Stetsona, czarodzieja saksofonu, mistrza oddechu cyrkularnego, którego muzyka zalewa publiczność jak tsunami. I jeszcze Rob Mazurek, ekscentryczny saksofonista odpowiedzialny za projekty z serii "Chicago Underground", który ma na koncie współpracę z Tortoise czy Jimem O'Rourke.

Ale publiczność przyciągali nie tylko zagraniczni muzycy (wśród nich jeszcze Rudresh Mahanthappa czy Matana Roberts), ale też nasi, lokalni, jak Maciej Grzywacz czy Sławek Jaskułke. Emocje w zasadzie już sięgnęły zenitu, a przed nami przecież jeszcze występ Jamesa Cartera, premiera Wojtek Mazolewski Quintet i wiele innych. Jazz fajny jest!

Wydarzenia

Festiwal Jazz Jantar (9 opinii)

(9 opinii)
40-300 zł
jazz, festiwal muzyczny

Zobacz także

Opinie (6) 4 zablokowane

  • Inny koncert. (3)

    Chyba byliśmy na innych koncertach.Nigdy jeszcze nie byłem na koncercie jazzowym, gdzie przez cały czas jego trwania lider "opieprzał", naigrywał się, krzyczał,, śmiał się z innego członka swojego zespołu, w tym wypadku z perkusisty. Poszedłem na koncert Branforda Marsalisa, a 60 % czasu koncertu zajął jego pianista, kiedy to lider (?) przesiadywał z tyłu sceny, wchodząc ze swoimi partiami najczęściej na początki i końce poszczególnych utworów. To nieprofesjonalne. I jeszcze jedna, bardzo subiektywna uwaga: cala postawa Marsalisa sugerowała, że puścił ten koncert "bokiem" myśląc, że "blade twarze" spod koła polarnego i tak to kupią. Wystarczyło tylko uważnie słuchać muzyki. Jednym słowem obciach.

    • 13 10

    • aaaaa (1)

      Aaaa, jeszcze jedno panie Kossakowski. Ten perkusista był z zupełnie innej bajki, grą przypominał Buddy`ego Richa (mam nadzieję, że wie pan o kim mowa).On i reszta zespołu grali zupełnie inną muzykę. Ale to problem lidera, że dobrał sobie takiego muzyka. A koncerty to nie próby; przynajmniej ja się na takową nie wybrałem płacąc te 90 PLN za bilet.

      • 7 6

      • O rzesz Buddy Rich

        Nie byłem na tym koncercie, ale naprawde bębniarz był z tej bajki? Jeśli tak to autor wpisu wie o czym pisze i ja go rozumiem. Brandford i Rich to dwa odległe bieguny :)

        • 0 0

    • @Rollingstone

      Chętnie przeczytam Pańską recenzję tego 'innego' koncertu.

      • 6 2

  • Sławek Jaskułke.

    Perła w koronie!
    Panie Sławku podoba się to sea... Bardzo się podoba.

    • 9 1

  • Gliwice.

    Niestety na kolejnym koncercie kwartetu w Gliwicach (Palm Jazz) było to samo.
    Być może usprawiedliwieniem była całodzienna jazda z Gdańska do Gliwic (problemy z samolotem), ale rzeczywiście ten pałker to zupełne nieporozumienie.
    Byłem już chyba na 10 koncertach Branforda, ale ten dzisiejszy był zdecydowanie najgorszy. Pamiętam 3 lata temu na North Sea też byłem rozczarowany że nie ma Taina Wattsa, ale ten Faulkner po prostu zabił...

    • 2 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych (2 opinie)

(2 opinie)
15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (11 opinii)

(11 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Alicja Walczak z Gdańska: