• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdańsk czeka na filmowych wizjonerów. Paweł Biliński o trójmiejskim kinie

Tomasz Zacharczuk
11 maja 2016 (artykuł sprzed 7 lat) 
Paweł Biliński był jednym z pomysłodawców i redaktorów internetowego programu o kinie "Amatorzy TV". Jest stałym współpracownikiem magazynu "EKRANy"; publikował też na łamach "Blizy", "Lampy", "Panoptikum" i portalu edukacjafilmowa.pl. Działał jako członek Dyskusyjnego Klubu Filmowego UG "Miłość Blondynki" i współorganizował retrospektywy twórczości znanych filmowców. Od dłuższego czasu zajmuje się edukacją filmową w Klubie Żak. Paweł Biliński był jednym z pomysłodawców i redaktorów internetowego programu o kinie "Amatorzy TV". Jest stałym współpracownikiem magazynu "EKRANy"; publikował też na łamach "Blizy", "Lampy", "Panoptikum" i portalu edukacjafilmowa.pl. Działał jako członek Dyskusyjnego Klubu Filmowego UG "Miłość Blondynki" i współorganizował retrospektywy twórczości znanych filmowców. Od dłuższego czasu zajmuje się edukacją filmową w Klubie Żak.

Czy Gdańsk w filmie to tylko znane obrazki znad Motławy i na tle Żurawia? Jak filmowcy wykorzystywali do swoich celów gdańskie plenery? Która gwiazda światowego kina żebrała na uliczkach Głównego Miasta? Filmoznawca Paweł Biliński z UG odkrywa oblicze filmowego grodu Neptuna.



Tomasz Zacharczuk: Jaki wizerunek Gdańska można wyczytać z wielu filmów, które tworzono i kręcono w mieście, począwszy od pierwszych prób w latach 20. XX wieku aż po kino współczesne?

Paweł Biliński: Patrząc na całkiem pokaźny dorobek filmowy miasta, to z jednej strony Gdańsk jest bardzo ważnym ośrodkiem z punktu widzenia historyka. Wiele ważnych wydarzeń miało miejsce na Pomorzu w XX wieku, co często prezentowano na ekranie - czy to w filmach dokumentalnych, czy też fabularnych. Wystarczy wspomnieć nagrodzony Złotą Palmą film Andrzeja Wajdy - wszyscy dobrze znamy "Człowieka z żelaza", który odegrał ważną rolę ideologiczną i oczywiście właśnie historyczną.

Jednak dużo filmów kręconych w Gdańsku można wyróżnić ze względu na ikonografię. To po prostu są filmy, w których prezentowana jest piękna przestrzeń. I często nie skupiamy się wtedy na fabule, na tym, co się dzieje. Interesuje nas przede wszystkim to, co jest w kadrze, czasami nawet w drugim bądź trzecim planie. Szukamy wzrokiem znanych obrazków lub choćby fragmentów. Najbardziej znamiennym dla mnie filmem jest "Żona Australijczyka" Stanisława Barei. Film skądinąd nieudany, w którym Gdańsk jest tak śliczny, aż chce się cofnąć w czasie, żeby to jeszcze raz zobaczyć. Szkoda tylko, że tak duża część filmu rozgrywa się w zamkniętych pomieszczeniach. Skrycie tylko czekamy na moment, w którym Czyżewska, Dziewoński lub Gołas wyjdą na zewnątrz i pokażą nam fragment Starego Miasta. W takich filmach można podejrzeć, jak wyglądało miasto. Żywe, w ruchu, nie tylko na starej fotografii. To jest też cenna funkcja kina i filmów kręconych w Gdańsku.

Przeczytaj więcej trójmiejskich ciekawostek filmowych


Tych obrazków z Gdańska faktycznie dużo przewija się w kinie. Najczęściej to chyba wielokrotnie powielane ujęcia Śródmieścia, Motławy, Żurawia ...

Do tego okolice Złotej Bramy, Zielonej Bramy, ulicy Długiej. Również Stocznia - wiadomo, "Człowiek z żelaza". Natomiast najciekawsze jest zawsze wyszukiwanie tych mniejszych uliczek. Tak jak w "Blaszanym bębenku" ulica Lawendowa czy ulica Wartka w "Wolnym mieście" Stanisława Różewicza. Trudniej jest z kolei znaleźć takie filmy, w których miasto pełni rolę trzecioplanową i zobaczyć możemy pojedyncze uliczki, skrawki Gdańska, tak jak to miało miejsce w filmach "Drzwi w murze" Stanisława Różewicza czy "Z tamtej strony tęczy" Andrzeja Piotrowskiego. W tym drugim na przykład fascynujące było dla mnie wpatrywanie się w powstające falowce i świeżo wybudowany Zieleniak. Mało estetyczne widoki, które z dzisiejszej perspektywy potrafią zainteresować.

Czy nie jest w takim razie tak, że twórcy filmowi pojawiają się w Gdańsku tylko dla widoków, często tych seryjnie powtarzanych?

Z pewnością tak się dzieje. Po to na przykład przyjeżdża się nad morze, żeby nakręcić tu film z wykorzystaniem morza i okolicznych widoków. Są jednak i takie obrazy, które łamią taki "katalogowy" wizerunek nie tyle Gdańska, co całego Trójmiasta. Przypomina się tutaj akurat film gdyński - "Ostatni kurs" Jana Batorego - zaskakująco wciągający kryminał o mordercach taksówkarzy. Wszystkie kadry są dalekie od malowniczych obrazków filmowych, unika się tu piękna, dominuje dość posępna estetyka. I to też ma swoją wartość, którą filmowcy potrafią wydobyć.

Gdańsk zawsze miał szczęście do kina. Rozmowa z filmoznawcą Krzysztofem Kornackim

Czy jest w takim razie jeszcze coś w Gdańsku, czym filmowcy mogą zaskoczyć publiczność? Przypomina się w tym momencie, jak oryginalnie i nieszablonowo pokazał Warszawę w swoim ostatnim dziele Jerzy Skolimowski. W filmie "11 minut" trudno było czasami dojrzeć, czy rzeczywiście jest to Warszawa. Czy Gdańsk może liczyć w przyszłości na podobne przełamanie kadrowych stereotypów?

Ciężko stwierdzić, czy któryś z filmowców zdecyduje się na nowy sposób narracji, pokaże Gdańsk z innej perspektywy. Kino współczesne pełne głównie historycznych wątków niewiele na to wskazuje. Na pewno z wielką satysfakcją zobaczylibyśmy nowatorski film nakręcony w Gdańsku i z wykorzystaniem Gdańska, ale z pominięciem tych zabytkowych przestrzeni. A mamy przecież sporo nowych pod kątem architektonicznym budynków, jak choćby Teatr Szekspirowski czy gmach Europejskiego Centrum Solidarności.

Być może nadzieja w absolwentach gdyńskiej filmówki, którzy przecież tutaj zawodowo dojrzewają, doskonale znają topografię, korzystają z tych przestrzeni. Może ktoś z nich zdecyduje się w przyszłości na innowacyjne, nowoczesne kino zrywające trochę z tym historyczno-politycznym uwarunkowaniem Gdańska w przestrzeni filmowej. Mamy do wykorzystania trzy fascynujące miasta. Przypominam, że jeden z najsłynniejszych polskich filmów grozy był kręcony w Sopocie. Jacek Koprowicz w swoim "Medium" udowodnił, jak umiejętnie, ale i niestandardowo można wykorzystać powszechnie znane sopockie plenery.

Nadzieja w młodych twórcach lub w zagranicznych filmowcach. Tych chyba do tej pory zbyt wielu w Gdańsku nie było?

Faktycznie, były to sporadyczne przypadki, ale pojawiały się tutaj prawdziwe sławy światowego kina jak Donald Sutherland, Omar Sharif czy Peter O'Toole. Nie zmienia to jednak faktu, że tych zagranicznych produkcji było jak na lekarstwo, a do tego nie były to tytuły, które na trwałe zapisałyby się w światowej kinematografii. O niektórych filmach można wręcz powiedzieć, że były wprost dziwaczne. Jak choćby "Złodziej tęczy" Alexandro Jodorovsky'ego z Sharifem (w roli żebraka) i O'Toolem (jako bogaczem), którego fabuły nie sposób rozgryźć, choć trzeba oddać twórcom, że skadrowali w niektórych scenach Gdańsk po mistrzowsku i z wielką precyzją.

Woody Allen miał swój Nowy Jork, Rainer Fassbinder Berlin. Tzw. city film to swego rodzaju przywiązanie twórcy do ulubionego miasta. Czy w przypadku Gdańska można mówić o takim uczuciu któregoś z rodzimych reżyserów?

Nie mamy wielkiego filmowca, który wzorem Allena czy Scorsese zżyłby się tak mocno z gdańską przestrzenią. Nie mamy też takiej sytuacji jak Wrocław, Łódź czy Kraków. Tam byłoby łatwiej takich filmowców wymienić (np. Wojciech Jerzy Has w Krakowie). Jednak w twórczości Andrzeja Wajdy czy Stanisława Różewicza widać powroty do Gdańska. Często z przyczyn politycznych i historycznych, które ukazane są w ich filmach.

Jeśli miałby pan wybrać film, który najlepiej wykorzystuje potencjał Gdańska i oddaje jego klimat, to byłby to...?


Nie będę oryginalny. "Do widzenia, do jutra" Janusza Morgensterna jest takim filmem, którego nastrój, atmosfera bardzo się udziela, szczególnie gdy ogląda się go będąc na studiach. To kino, które się nie starzeje - wymyka się schematom polskiego kina przełomu lat 50 i 60. To taki mój ulubiony film, jeśli chodzi o Gdańsk. Natomiast bardzo cenię sobie poszczególne ujęcia, nawet w filmach, które nie do końca były udane. Lubię więc fragmenty "Złodzieja tęczy", a nawet "Żony dla Australijczyka", gdzie ujęcia Gdańska po części rekompensują błahą fabułę.

Opinie (12) 2 zablokowane

  • To kpina, że w centrum nie ma chociażby jednego kina studyjnego. (3)

    A powinno być kilka.
    To świadczy głównie o odbiorcach kultury, bo przecież gdyby był popyt, byłaby i podaż, czy nie?

    • 28 4

    • nie tak do konca (1)

      zobacz, ze caly ZAK na Zaspie jest dotowany. Widocznie komus zalezqalo zeby pozbyc sie kina. Przypominam, ze w dawnym budynku ZAKa gdzie zagniezdzili sie radni bylo zankomite kino studyjne. Chyba istnieje nadal sala.
      Wystarczy ja przywrocic. Spokojnie w takim punkcie miasta znajda sie chetni a miasto spopularyzuje film.

      Mozliwe?

      • 6 1

      • inne kino to Watra w domu Harcerza.

        Jest takze sala kinowa w centrum kultury rosyjskiej na Dlugiej.

        • 4 0

    • dokładnie, wstyd

      nawet Gdynia ma 2 kina studyjne

      • 2 0

  • (1)

    Film :"Złodziej tęczy", czyli "Rainbow Thief" kręcony był w Gdańsku i Gdyni w kwietniu i maju 1990 roku. Zdjęcia odbywały się na gdańskim Długim Pobrzeżu, na ul Mariackiej, w Stoczni Gdańskiej, a także w Gdyni na basenie Arki, gdzie zbudowano jako dekorację dużą część ulicy Mariackiej, zatopionej po powodzi. Rzeczywiście w ekipie filmowej były sławni aktorzy, m.in. Omar Shariff, Christopher Lee, Jane Chaplin, Chris Greener, który swoją 230 cm sylwetką wzbudzał sensację na ulicy Długiej. Nie było jednak w Gdańsku Petera O'Toole'a, a jego rolę zagrał dubler z miasta. W filmie wystąpili także polscy aktorzy, m.in. Stanisław Michalski, który z dużym wyczuciem zagrał barowego wykidajłę. Jednym z producentów był Waldemar Dziki, a w ekipie filmowców znaleźli się liczni Polacy. Ekipa z rekwizytami jeździła po mieście dużym trackiem z kierownicą umieszczoną po prawej stronie. Na skwerze Za Murami nakręcono efektowną scenę przewrócenia po wybuchu diabelskiego koła w lunaparku. W ekipie znalazł się m.in ogromny, choć raczej potulny pies rasy wilczarz, z którym chodził gdański dubler Petera O'Toole'a. Niestety film nie wszedł na ekrany kin, pojawił się jedynie na kasetach video. Podobno efekt finalny nie spodobał się twórcy, czyli A. Jodorovsky'emu. Film można obejrzeć na You Tube pod hiszpańskim tytułem "L'adron del Arcoiris" lub angielskim 'The Rainbow Thief". Rozpoczyna się zresztą sceną z Omarem Shariffem nad Motławą .

    • 23 0

    • Złodziej tęczy

      Garderoba Omara Shariffa znajdowała się w przyczepie campingowej stojącej na podwórku pomiędzy ulicami Mariacką i Świętego Ducha.

      • 5 0

  • czy ten pan umie chociaz kamerke obsluzyc? (1)

    czy ten pan umie chociaz kamerke obsluzyc? czy kolejny co zjadl wsystkie rozumy a jak przychodzi co do czego, to lipa?

    • 7 14

    • umie wlaczyc dvd

      a jak trzeba to kolega to naprawi..

      • 2 4

  • bylo sobie kino (1)

    teraz mozna sobie o nim tylko pogadac

    • 9 3

    • film Volkera Szlendorfa o Solidarnosci byl duzo lepszy niz Walesa Wajdy

      ale ciagle mecza tym wajda.

      • 4 4

  • Pytanie o potencjał i klimat Gdańska.

    Tego prawdziwego Gdańska,to tylko i wyłącznie Blaszany Bebenek.

    • 6 6

  • nie rozumiem, po czemu czeka?

    A ja, proszę ja kogo.

    • 0 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Koncert węgierskiego artysty Havasiego w Ergo Arenie w 2018 roku uznano za bardzo spektakularny ponieważ: