• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szlakiem planów zdjęciowych. Filmowi przewodnicy o spacerach po Trójmieście

Tomasz Zacharczuk
14 lipca 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Liliana Kalita i Marek Baran od trzech lat zabierają mieszkańców Trójmiasta w filmowe spacery. Przechadzki odbywają się podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni czy trwającego właśnie Sopot Film Festival. Liliana Kalita i Marek Baran od trzech lat zabierają mieszkańców Trójmiasta w filmowe spacery. Przechadzki odbywają się podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni czy trwającego właśnie Sopot Film Festival.

Od trzech lat regularnie podczas największych imprez filmowych w Trójmieście zabierają mieszkańców na spacery szlakami kinowych i serialowych produkcji. Tych zorganizowano już przeszło 30. Liliana Kalita i Marek Baran - filmowi przewodnicy po Gdańsku, Gdyni i Sopocie - opowiadają o ulubionych miejscach, pracochłonnym oglądaniu filmów i kinowym potencjale Trójmiasta. Najbliższy spacer: "Sopot, którego nie ma" (niedziela godz. 12) startuje spod Teatru na Plaży ul. Mamuszki 2 zobacz na mapie Sopotu. Wstęp wolny.



Zobacz także: filmy i seriale kręcone w Trójmieście w cyklu "Filmowe Trójmiasto"

Tomasz Zacharczuk: Kilkadziesiąt przebytych tras i zapewne setki schodzonych kilometrów. To dość pokaźny dorobek spacerów filmowych w Trójmieście. A jak zaczęła się historia wspólnych przechadzek?

Liliana Kalita: Pomysł na spacery wysunął Marek i on jeden wierzył, że taka formuła może się sprawdzić. Na początku byłam dość sceptyczna, ale po jakimś czasie stwierdziliśmy, że warto spróbować. We wrześniu 2014 roku zaproponowaliśmy mieszkańcom Gdańska pierwszy filmowy spacer. Idea chwyciła, a przede wszystkim pomysł bardzo mocno zainteresował nas, dlatego chcieliśmy dalej badać plenery filmowe w Trójmieście. Mieszkamy oboje w Gdańsku i to tutaj koncentrowaliśmy naszą uwagę. Dziś możemy powiedzieć, że Gdańsk mamy "schodzony" i zbadany. Nieco mniej przechadzek organizowaliśmy w Sopocie, ale wynikało to z faktu, że filmowcy kamerę ustawiali zazwyczaj w tych samych określonych miejscach. W ostatnim czasie zaczęliśmy spacerować filmowo również po Gdyni w ramach Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych.

Marek Baran: Bardzo dawno temu zauważyłem, że oglądając film dostrzegam konkretne miejsca, które znam z autentycznych przechadzek. Wydaje mi się, że pierwsze takie wrażenie towarzyszyło mi podczas seansu "Medium" lub filmu "Kim jest ten człowiek?". Z tym pierwszym tytułem wiąże się ciekawe doświadczenie. W jednej z ostatnich scen rozpędzony samochód wjeżdża na molo, po czym spada do wody. Doskonale kojarzyłem, w którym miejscu do tego doszło, bo wciąż widoczny był tam brak barierki. Wówczas jako młody człowiek zorientowałem się, że zwracam uwagę na takie szczegóły.

Zobacz także: "Medium" w Sopocie, czyli rzeczy, których lepiej nie dotykać

Znacznie później już pojawił się w sprzedaży "Filmowy spacerownik po Trójmieście" Katarzyny Fryc-Hyży. Stwierdziliśmy, że to zdecydowanie za mało, że jest znacznie więcej takich filmowych plenerów. Wyszliśmy poza osiedla i obszary główne. Wybraliśmy Dolne Miasto i Biskupią Górkę - to tam właściwie jako pierwsi wskazaliśmy filmowe plenery.

Jak wygląda od kuchni praca nad koncepcją takiego spaceru i już samą jego realizacją?

M.B.: Proces dochodzenia do spaceru to jest cała ciężka droga, nie tylko ta fizyczna. To jest również, a może przede wszystkim, przejście przez film. Ostatnio przy okazji jednego z naszych serialowych spacerów po Sopocie trzeba było obejrzeć 103 odcinki "Linii życia" i 32 odcinki serialu "Radio Romans". W tym drugim przypadku, jeśli chodzi o Sopot, to w całej serii da się znaleźć zaledwie kilkanaście, kilkadziesiąt sekund i właśnie ten drobny fragment trzeba wydłubać z całości, żeby później móc o nim opowiedzieć podczas spaceru.

L.K.: Właściwie tak naturalnie wyszło, że każde z nas przygotowuje to, co lubi. W moim przypadku to opowieści o filmie, wyszukiwanie ciekawostek o produkcjach, aktorach, konkretnych wspomnień. Oczywiście po to, by drugiej osobie przekazać jak najwięcej wartościowych rzeczy i ciekawych faktów. Nie suchych danych, które bez problemu można znaleźć w internecie, gdzie bez trudu można sprawdzić obsadę czy opis fabuły. Nieraz śmieszne, innym razem wstrząsające wspomnienia czy ciekawostki przemycają też cenną wiedzę o czasach, w których dany film był kręcony.

Natomiast Marek koncentruje się na kadrach. Być może wynika to z tego, że mężczyźni mają taką łatwiejszą zdolność czytania map czy orientacji w przestrzeni. Osobiście bez kadrów mogłabym się obejść, ale wiem, że dopiero wtedy, gdy takie ujęcie pokażemy na fotografii, widzimy, jak reaguje nasza publiczność.

M.B.: Wracając jeszcze do samych kadrów i ich analizowania. To jest proces permanentny, ale za każdym razem, przy każdym kolejnym seansie odnajduję kolejny szczegół, na który wcześniej nie zwracałem uwagi. Jesteśmy również w o tyle trudnej sytuacji, że przecież nie było nas na planach zdjęciowych konkretnych filmów. Dowiadujemy się o nich i czerpiemy wiedzę tylko i wyłącznie poprzez ich kilkukrotne oglądanie i wyłapywanie drobiazgów. Czasami nawet coś ciekawego i niespodziewanego uda się dostrzec podczas samego spaceru. Pracujemy nad nimi do końca, a sam ich kształt i przebieg nieraz potrafi nawet nas zaskoczyć.

- Przez pierwszy rok koncentrowaliśmy się głównie na Gdańsku. Ostatnie dwa lata to nadrabianie zaległości w Gdyni i Sopocie - podkreśla Marek Baran. Na zdj. spacer po Sopocie i wizyta pod Willą Bergera, która pojawiła się m.in. w filmie "Medium" czy serialu "07 zgłoś się". - Przez pierwszy rok koncentrowaliśmy się głównie na Gdańsku. Ostatnie dwa lata to nadrabianie zaległości w Gdyni i Sopocie - podkreśla Marek Baran. Na zdj. spacer po Sopocie i wizyta pod Willą Bergera, która pojawiła się m.in. w filmie "Medium" czy serialu "07 zgłoś się".
Filmowych miejsc w Trójmieście poznaliście i pokazaliście mnóstwo. W jakim stopniu więc państwa zdaniem wykorzystano potencjał Gdańska, Gdyni i Sopotu w tym zakresie?

L.K.: Powiedziałabym, że w nikłym. Oczywiście chce się więcej! Najchętniej jakby z 5-6 razy w roku przyjechała tutaj ekipa filmowa i trafiłaby się możliwość obecności na planie zdjęciowym. Z jakichś powodów Trójmiasto jest już jednak średnio atrakcyjne dla filmowców. Być może to kwestie ekonomiczne, może logistyczne i brak zaplecza. Trudno stwierdzić. A może po prostu nie ma wsparcia miasta. O ile Gdynia, od kiedy przeniesiono do niej festiwal z Gdańska, potrafiła wykorzystać ten atut, o tyle Gdańsk obecnie z filmem nie kojarzy się w żaden sposób. A jest przecież wart tego, by go pokazywać.

M.B.: Powiem jeszcze gorzej. Ostatnio każda inicjatywa Gdańska w kwestii promocji filmu wychodzi po prostu źle. Tak było choćby z serialem "Prawo Agaty", na realizację którego miasto wyłożyło konkretne pieniądze w celach oczywiście promocyjnych. Jednak nawet w tych "kupionych" odcinkach częściej występuje Warszawa i Bydgoszcz. Z kolei ostatnio kręcony w Gdańsku bollywoodzki "Vijay 61" wykorzystywał tutejsze lokalizacje imitując... Paryż. Nawet aktorki na jednym z portali społecznościowych z dumą pisały "I'm in Paris" - pewnie celowo, choć miały przecież świadomość, w którym mieście naprawdę kręcone są sceny. To też przykład słabej, a w tym przypadku żadnej reklamy Gdańska pod kątem filmowym.

Zobacz także: W Gdańsku kręcą bollywoodzki film

Uważam wręcz, że Gdańsk nie kocha kina. Niestety. Tylko tutaj nie znajdziemy żadnego pomnika, który pokazywałby sztukę filmową. Nie ma też żadnego większego festiwalu. Jest Sopot Film Festival, Gdynia naturalnie posiada Festiwal Polskich Filmów Fabularnych. Ten jeszcze na początku lat 90. przeżywał poważny kryzys i być może wtedy była szansa, aby Gdańsk odzyskał kluczową imprezę. Tak się nie zdarzyło, co oczywiście nie umniejsza zasług Gdyni, która potrafiła pod koniec lat 80. przyjąć środowisko filmowe i bez zarzutu czyni to także dziś. Ciężko również odżałować mi w Gdańsku utratę tak ważnych miejsc jak kino "Neptun". To, co się obecnie dzieje z terenem dawnego "Leningradu" jednocześnie jest symbolem tego, w jaki sposób Gdańsk traktuje sztukę filmową.

Są w Trójmieście miejsca, do których szczególnie lubicie wracać i o nich opowiadać?

M.B.: To są miejsca, w których jeszcze nie byliśmy (śmiech). Mam ostatnio w planach szpiegowski spacer po Gdańsku, czyli tam, gdzie kręcone było tego typu kino, głównie serial "Pogranicze w ogniu". I to są moje ulubione miejsca, które tak świetnie zagrały, m.in. ulica Świętego Ducha czy Mariacka. Bardzo cenię również Sopot i tamtejsze uliczki, szczególny sentyment mam także do Biskupiej Górki, choć tam ostatnio bardzo mocno przestrzeń degraduje się. W filmach widać ten fragment Gdańska o wiele korzystniej, niż widzą to teraz choćby turyści pojawiający się w mieście.

L.K.: Moim marzeniem z kolei byłoby pokazać filmowo Dworzec Główny w Gdańsku. Tam było bardzo dużo filmów, które z pewnością wystarczyłyby na jeden w pełni poświęcony temu miejscu spacer, aby pokazać, jaką filmową rolę pełnił w poszczególnych produkcjach. Jako miejsce powitań, pożegnań, przyjazdów i odjazdów. Dworzec ma taką funkcję wręcz magiczną, bo człowiek z natury jest istotą ciągle przemieszczającą się, a właśnie na peronie następuje podjęcie kluczowej decyzji, w którą stronę chcemy dalej podążać.

Zobacz także inną opinię o filmowym Gdańsku: "Gdańsk zawsze miał szczęście do kina" - rozmowa z filmoznawcą Krzysztofem Kornackim


Podczas spacerów chcemy przekazać jak najwięcej wartościowych rzeczy i ciekawych faktów. Nie suchych danych, które bez problemu można znaleźć w internecie, gdzie bez trudu można sprawdzić obsadę czy opis fabuły - zaznacza Liliana Kalita. Podczas spacerów chcemy przekazać jak najwięcej wartościowych rzeczy i ciekawych faktów. Nie suchych danych, które bez problemu można znaleźć w internecie, gdzie bez trudu można sprawdzić obsadę czy opis fabuły - zaznacza Liliana Kalita.
Czy w takim razie są lokalizacje, których jeszcze nie udało się zebrać w konkretną trasę filmowych spacerów?

M.B.: Oczywiście są takie miejsca, w których kręcono ledwie 2-3 filmy, jednak ze względu na formułę naszych spacerów bardzo ciężko do nich dotrzeć. Mowa o kwestiach logistycznych i swobodnym przemieszczaniu się po Gdańsku, Gdyni czy Sopocie. Spotykamy się teraz w centrum Gdańska, na Nowych Ogrodach - tutaj niedaleko w sądzie czy więzieniu gościły ekipy filmowe, np. serialu "Radio Romans" czy pierwszej części "Sztosu". Po pokazaniu tych lokalizacji byłby jednak problem, bo kolejne filmowe miejsca znaleźlibyśmy chyba dopiero na Biskupiej Górce. Podobne trudności napotkalibyśmy podczas spacerów po Zaspie czy Przymorzu.

L.K.: Również w Sopocie podczas naszych wędrówek koncentrujemy się wokół ścisłego centrum, a są filmy i poszczególne ujęcia, które zaprowadziłyby nas w okolice kortów czy Kamiennego Potoku. Formuła spaceru nie powinna jednak przekraczać dwóch godzin, a gdy poszczególne punkty naszej wizyty zaczynają się od siebie coraz mocniej oddalać, ciężko utrzymać w ryzach limit czasowy. Nie zapominajmy też o kwestiach kondycyjnych - wielu naszych spacerowiczów to ludzie starsi, dla których pokonywanie dalszych odległości stanowiłoby już niemały problem.

Który film z trójmiejskimi akcentami cenicie najbardziej i dlaczego?

M.B.: Prosty i bezdyskusyjny wybór. "Do widzenia, do jutra". Nie ma lepszego filmu o Gdańsku. Film kultowy. Ostatni, który pokazano w kinie "Neptun", dawnym "Leningradzie". Podczas tego szczególnego seansu byliśmy już po pierwszych zorganizowanych spacerach i doskonale widzieliśmy, jak publiczność reagowała na lokalizacje ukazane w tym filmie.

L.K.: To taki film, który mieści w sobie wszystko: ciekawą intrygę, dobrze poprowadzoną fabułę, wyrazistych bohaterów i ich relacje, które potrafią wciągnąć widzów. Oczywiście i same gdańskie miejsca, po których oprowadza - nomen omen - przewodnik, w którego wciela się Zbyszek Cybulski. Czy można sobie wyobrazić lepszego przewodnika filmowego? Ten film ma mnóstwo płaszczyzn, nawet jeszcze tych nieodkrytych.

Pofantazjujmy na koniec. Załóżmy, że mają państwo możliwość nakręcenia filmu w Trójmieście. Jakie miejsca szczególnie chcielibyście pokazać?

L.K.: Takim miejscem rzadko eksploatowanym i odwiedzanym przez filmowców jest gdańska Orunia. Ekipy gościły już w Nowym Porcie, na Zaspie, w Śródmieściu, ale właśnie na Oruni widać ten filmowy niedosyt. Tym bardziej, że jest to miejsce zmieniające się, dynamiczne, takie, które niedługo może już zatracić swój klimat i charakter. Fajnie byłoby umieścić tam plan filmowy, dopisać do tego ciekawy, intrygujący scenariusz i postawić kamerę.

M.B.: Miejsce wydaje mi się nawet drugorzędne. Chciałbym, aby powstał film, który autentycznie będzie opowiadał o współczesnych mieszkańcach Trójmiasta. Kiedyś takim przekrojowym materiałem filmowym był "Radio Romans", serial, który ukazywał Gdańsk na przestrzeni początku lat 90. z charakterystyczną modą czy wystrojem wnętrz. Czymś podobnym jest "Linia życia" dla mieszkańców Gdyni. Jeżeli chodzi o przestrzeń filmową, to warto byłoby udokumentować zmieniające się tereny Stoczni Gdańskiej, zanikającą powoli samą stocznię i wszystko, co wokół niej poddawane zostaje postępującej degradacji. Nie pokazujmy Europejskiego Centrum Solidarności, Teatru Szekspirowskiego czy Muzeum II Wojny Światowej - te instytucje już pozostaną i dalej pełnić będą swoje wartościowe funkcje. Łapmy w filmowym kadrze to, co zanika.

Organizatorzy spacerów wciąż oczywiście pracują nad kolejnymi trasami, ale jednocześnie do bacznego oglądania filmów i wspominania trójmiejskich planów zdjęciowych zapraszają samych mieszkańców. Z Lilianą Kalitą i Markiem Baranem można kontaktować się poprzez Facebooka: https://www.facebook.com/SpaceryFilmowe/


Macie ulubione filmowe miejsca w Trójmieście? Zdarzyło się wam gościć na planach zdjęciowych? Piszcie w komentarzach i poszerzajcie filmową mapę Trójmiasta.

Wydarzenia

Filmowy spacer: Sopot, którego nie ma

festiwal filmowy, spacer

Wydarzenia

Opinie (9) 1 zablokowana

  • (2)

    Gdybym miał odpowiednia sumę to wyprodukowałbym film w całości nakręcony w trójmieście.

    • 4 2

    • tylko po co? nawet nie moglbys go wystwielic w porzadnym kinie w trojmiescie

      teraz tylko seanse na wysypisku lub zlomowcu.

      • 2 3

    • a jakbys nie dostal sumy to co?

      • 0 0

  • Szkoda, ze Gdansk i Sopot a takze Gdynia stracily swoje kina. (3)

    Gdansk dodatkowo stracil takze festiwal Lwy Gdanskie w 1988.
    Stracilismy tez plany filmowe. Nikt juz nie chce krecic dobrych filmow w konsumpcyjnym burdelu jaki funduja tu Adamowicz i Karnowski.

    • 4 4

    • Ostatni z mocnymi akcentami to chyba Sztos? (1)

      Nie liczac oper mydlanych, kreconych w lokalizacji, bo miasto sypnelo kasa (jakis serialik w gdyni, odcinek Boskich itp)

      • 2 0

      • ten film o bolku co amber gold dofinansowalo

        byl jeszcze

        • 0 0

    • Właśnie całe szczęście że tego g*wna już nie ma

      • 1 1

  • Spacery? Kto na to w dzisiejszych czasach ma czas Nie oszukujmy się (1)

    • 1 8

    • A ja zapytam czy organizatorzy robią to za friko?

      nic za darmo nie dają.

      • 0 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Czyj wizerunek znajduje się na ścianie legendarnego klubu muzycznego Non-Stop w Sopocie?