- 1 Planuj Tydzień: imprezy i majówka (9 opinii)
- 2 Kartonowy Dawid Podsiadło jak żywy (18 opinii)
- 3 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (145 opinii)
- 4 Festiwal filmowy w odmienionej formule (5 opinii)
- 5 Spektakle z Trójmiasta w Teatrze Telewizji (10 opinii)
- 6 Rodzinne atrakcje i parki rozrywki - jakie ceny, ile kosztuje zabawa? (29 opinii)
Bujanki, pstrykanki i szerokie uśmiechy
Koncert The World Famous Glenn Miller Orchestra to bardziej muzyczne przedstawienie niż jazz na żywo w tradycyjnym znaczeniu. Słuchacze, jakby wsadzeni w wehikuł czasu, uczestniczyli w jednym z rozdziałów historii rozrywki. Świetnie podanym, w pełnej gracji ruchowo-wizualnej oprawie, z garniturowymi uniformami i szerokimi uśmiechami na twarzach artystów. Trudno powiedzieć, co bardziej radowało, genialne aranżacje czy przepiękne melodie z "Moonlight Serenade" na czele. Jedno jest pewne - Glenn Miller jest nieśmiertelny.
Cała tajemnica leży w swingu i tym, co geniusz Glenna Millera potrafił z nim uczynić. Gdy na scenie rozbrzmiały takie utwory jak "Moonlight Serenade", "Chattanooga Choo Choo" czy "Tuxedo Junction", nie można było nie zacząć się uśmiechać pod nosem. Ta muzyka, podobnie jak reggae, niesie w sobie pozytywne wibracje, którym słuchacz poddaje się z rozkoszą. To siła pierwotnego rytmu, kołysania ciałem, które Miller zapożyczył od czarnoskórych śpiewaków, ubrana dodatkowo w przepiękne melodie. Ta genialna i na ówczesne czasy nowatorska kombinacja stanowi o wielkiej sile i wciąż trwającym sukcesie swingującej orkiestry.
Oczywiście nie był to jazz w typowym albo - może należałoby powiedzieć - dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Bezbłędnie odegrane, skomplikowane aranżacje zastąpiły improwizację, która do jazzu wkradła się później i wcale nie stanowiła w czasach Millera jego ważnego elementu. Na równi z muzyką, podczas koncertu liczyła się teatralna czy też może filmowa aparycja orkiestry. Wszystkie te synchroniczne bujanki, pstrykanie palcami, nieskazitelne garnitury, szerokie uśmiechy i mikołajowe czapki podczas świątecznego seta. Soliści wychodzący na środek sceny i powracający zwiewnym krokiem na swoje miejsce. Każdy element dopracowany do perfekcji.
The World Famous Glenn Miller Orchestra to ogromny skład instrumentalny, legendarne klarnety, puzony, saksofony, trąbki, wokaliści i sekcja rytmiczna. Piecze nad nim sprawował dyrygent i pianista Wil Salden - jedyny w białym garniturze. Myślę, że sam Glenn Miller byłby dumny, widząc z jaką gracją i dostojeństwem jego następca zapowiada kolejny przebój, jak fantazyjnie nabija tempo i zasiada do fortepianu. To wszystko takie archaiczne, tak dalekie od dzikości czarnego jazzu, który na zawsze zmienił oblicze muzyki, a jakoś podoba się i cieszy.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (3)
-
2010-12-03 16:11
puzoniści górą
poza oczywistą wirtuozją muzyczną wielkie brawa za efekty ruchowe , szczególnie sekcji puzonów, wejście w tłum publiczności oraz luz i dobrą zabawę na scenie! choć ten rodzaj muzyki jest daleki od mych upodobań, słuchało się miło, gładko i nawet poczułam święta przy amerykańskich kolędach. Plus człowiek który zwrócił moją uwagę - największy trębacz. mlask! polecam!
- 2 0
-
2010-12-03 19:55
wspaniały wieczór
Orkiestra,muzyka,piosenki,świąteczny już nastrój.. wszystko wspaniałe. organizacja koncertu wzorowa. dziękuję za tak miły wieczór
- 1 0
-
2010-12-03 22:30
Pankracy idzie na imprezę z Leśnym Skrzatem
- 0 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.