• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Co zjemy na Openerze do 20 zł i muzyczne oczarowania pierwszego dnia

Alicja Olkowska, Patryk Gochniewski
5 lipca 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Czy Opener potrzebuje gdyńskich milionów?
Strefa gastronomiczna jest w tym roku imponująca - zjemy tu niemal wszystko, ale trzeba się liczyć z wydatkami. Tanio nie jest. Strefa gastronomiczna jest w tym roku imponująca - zjemy tu niemal wszystko, ale trzeba się liczyć z wydatkami. Tanio nie jest.

Opener (aktualna wersja festiwalu opener 2019) ruszył pełną parą, pora więc na pierwsze relacje. Co zjemy w przyzwoitej cenie w strefie gastro, czy coś się zmieniło oraz kto nas muzycznie w środę zachwycił?



Zobacz także: krótki przewodnik po Open'erze

Co zjemy do 20 zł w strefie gastronomicznej? Cóż, niewiele...



Nie będziemy nawet udawać, że Open'er to tania impreza - koszty są wysokie, a wiedzą o tym zwłaszcza ci, którzy przyjechali z daleka i muszą np. przez kilka dni płacić za nocleg. Postanowiliśmy zatem sprawdzić, czy dodatkowo nie "popłyniemy z kasą" na jedzeniu i w dostępnych w strefie gastronomicznej food truckach zjemy porządny posiłek w niezaporowej cenie. Jednorazowo możemy wydać maksymalnie 20 zł. Poniżej wnioski.

Pierwszy wniosek: jest drogo. Znalezienie food trucka z daniami do 20 zł nie jest łatwe, a jeśli nam się to uda możemy być pewni, że w tej cenie otrzymamy frytki (są nawet za 15 zł, a dobrze znane belgijki kosztują 19 zł), zapiekankę (ale też nie zawsze, najczęściej "zapieks" kosztuje aż 25 zł) lub wegetariańskie potrawy i to w wersji podstawowej, czyli nie na bogato.

Nam udało się "ustrzelić" do 20 zł: tradycyjne dania kuchni polskiej, czyli bigos, pierogi i kiełbasę; jaglany burger w Krowierzywej; panini z serem; gofry na słodko; naleśniki z mozzarellą, szynką i rukolą; 25-centymetrowe zapiekanki z różnymi dodatkami lub 58-centymetrowe w wersji podstawowej, czyli z pieczarkami i keczupem; frytki z dodatkami, np. pieczoną łopatką wieprzową lub chili con carne i śmietaną oraz kanapki z kurczakiem, salami lub wege. Najmniej kosztowały zupy w food trucku z daniami kuchni japońskiej: trzeba za nie zapłacić jedynie 8 zł.

Niestety, jeśli chcemy zjeść ciekawiej, musimy się liczyć z większym wydatkiem - zazwyczaj za dania zapłacimy od 25 do 40 zł. Chyba jednak najbardziej smucą ceny zapiekanek (25 zł i więcej). Czy naprawdę kawałek bagietki z serem i pieczarkami jest wart aż takich pieniędzy? Wiadomo, ten smak (dzieciństwa) kochamy nie bez powodu oraz taką bułą można na długo zaspokoić dokuczliwy głód, ale wciąż to dość zaskakująca kwota...

Uwaga:
w drodze na teren festiwalu, mniej więcej na wysokości pól namiotowych, również czynna jest mniejsza strefa gastro - tutaj zjemy za bardzo przyzwoitą cenę, np. za 12 zł naleśniki lub tortillę, kanapki za 8 zł, zupę dnia za 12 i kaszotto 10 zł.

  • Strefa food truck Opener Festival 2018
  • Strefa food truck Opener Festival 2018
  • Strefa food truck Opener Festival 2018
  • Strefa food truck Opener Festival 2018
  • Strefa food truck Opener Festival 2018
Drugi wniosek: zjemy tu niemal wszystko. W tym roku strefa gastronomiczna rozrosła się do ogromnych rozmiarów i przemieszczając się między scenami co rusz otoczeni jesteśmy przez food trucki oraz stoiska z alkoholem, głównie piwem. To dobrze, bo jest w czym wybierać. Zainteresowanie też jest spore, bo niemal do każdego barowozu ciągną się kolejki i na zamówienie trzeba czekać od kilkunastu do kilkudziesięciu minut.

Z jednej strony kuszą nas burgery w każdym możliwym wydaniu, z innej pizze, makarony, przysmaki kuchni meksykańskiej i azjatyckiej. Jak mamy jeszcze miejsce, to zawsze możemy zjeść coś słodkiego: owoce w czekoladzie, lody, churrosy, gofry i naleśniki. Jeżeli mamy ochotę na coś bardziej wytrawnego i eleganckiego, czeka na nas namiot, w którym spróbujemy dań wymyślonych przez Mateusza Gesslera. Przyjemność ta kosztuje 60 zł, gdy zrobimy rezerwację przez internet lub 75 zł, jeśli przyjdziemy bez zapowiedzi. W menu dwa zestawy z złożone z przystawki (np. szparagi z sosem vinaigrette i czipsami z batatów) i dania głównego (np. naleśnik gryczany z kozim serem, szpinakiem, szparagami i musem pomarańczowym).

Co nas w środę olśniło / co nas wkurzyło?



Alicja

Olśniło: niestety, środa bez olśnień, ale wiele sobie obiecuję po czwartku.
Wkurzyło: absurdalnie wysokie ceny za proste jedzenie i brak klimatyzacji w autobusie w trakcie godzinnego przejazdu w upale.

Patryk

Olśniło: Arctic Monkeys, którzy zagrali najlepszy koncert na obecnej trasie oraz przygotowanie terenu w okolicy bram wejściowych.
Wkurzyło: Problemy z zasięgiem, trudne przejście (wertepy) między dużą sceną a sceną namiotową, brak wody w niektórych strefach sanitarnych.


  • Nick Cave Opener Festival 2018
  • Nick Cave Opener Festival 2018
  • Arctic Monkeys Opener Festival 2018
  • Publiczność Opener Festival 2018

Tłumy, dobre koncerty Arctic Monkeys i Nicka Cave'a



Trzeba to jasno zaznaczyć - dawno (a najpewniej nigdy) pierwszy dzień Open'era nie widział takich tłumów. Zazwyczaj takie morze ludzi widzieliśmy dopiero w weekend. Można już śmiało powiedzieć, że tegoroczna edycja będzie rekordowa pod względem liczby uczestników. Organizatorzy nie żartowali.

Na pewno bardzo duży wpływ na środową frekwencję miał headliner. Arctic Monkeys wrócili do koncertowania po czterech latach. Zostali ogłoszeni jeszcze przed wydaniem swojej najnowszej płyty, "Tranquility Base Hotel & Casino", i - wobec ogromnych oczekiwań z racji powrotu - z miejsca stali się powodem, aby przybyć na gdyńską imprezę.

Chociaż ta płyta jest inna, bez przebojów, odbiegająca od tego, co wcześniej tworzyli, nie przeszkodziło to w zgromadzeniu tłumów pod sceną. Po sporej już liczbie koncertów promujących krążek można było mieć obawy. Zespół bardzo długo ze sobą nie grał, widać było, że nie czuje się najlepiej na scenie. Sporo było negatywnych ocen i piosenki nie brzmiały tak dobrze, jak powinny. Mało tego - nawet największe hity były spowalniane.

Ale w Gdyni coś się zmieniło. Tak, jakby Arctic Monkeys czekali, żeby wytoczyć najcięższe działa właśnie nad polskim morzem. Nie ukrywam, byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego koncertu. Ba, typowałem go na największe rozczarowanie tegorocznej edycji. I jakże miło zostałem zaskoczony.

Koncert był zbudowany fantastycznie. Idealnie skonstruowany pod brzmienie nowej płyty. Premierowe utwory na żywo brzmiały o niebo lepiej, a dopełnione nieco zapomnianymi utworami, jak "Teddy Picker", "Pretty Visitors" czy "Crying Lightning" i klasykami, "R U Mine?", "Brainstorm" oraz "I Bet That You Look Good on the Dancefloor" zyskały zupełnie nową energię. I chociaż że Alex Turner bardzo zmienił swój sceniczny image, nie kokietował publiczności jak za czasów płyty "AM", można było poczuć potężną dawkę energii, profesjonalizmu i zarazem pokory.

Pierwszy dzień w ogóle minął pod znakiem bardzo szeroko pojętej alternatywy. Dobrze wypadł Noel Gallagher ze swoim zespołem, ale - nie oszukujmy się - wieloletnia wojna ze swoim bratem o dziedzictwo Oasis to istna farsa. Zamiast być dzisiaj legendą, jeden i drugi częściej skupia się na wywoływaniu niepotrzebnego zamieszania. Są kogutami próbującymi udowodnić, który jest lepszy. Ale hity ikony brit-popu wybrzmiały i były tym, czego publiczność oczekiwała.

Nie można także zapominać o fenomenalnym Nicku Cave'ie. Wielu winduje go do rangi bóstwa. Ale w sumie trudno się dziwić. Jest to ten rodzaj artysty, który rodzi się raz na pół wieku albo i rzadziej. Potwierdził to na Open'erze. Nie ukrywam, że chętniej bym go widział po zmroku, ale i przed zachodem słońca ta muzyka ma swoją moc.

Nick Cave na Openerze:

Wertepy oraz zmiana na plus


Ale Open'er to nie tylko kwestie muzyczne. To także próba przetrwania czterech bardzo intensywnych dni. Przez wiele lat problemem był teren, na którym można było połamać nogi. I dalej można, niestety. Nie wyrównano odcinka między sceną główną a namiotem, co bardzo utrudnia przemieszczanie się. Zwłaszcza po zmroku.

Jednak, żeby nie narzekać aż tak bardzo, warto odnotować jedną naprawdę kluczową i pozytywną zmianę. Wielokrotnie na przestrzeni lat wytykano organizatorom problem, jakim był teren zaraz za sceną główną. Ten odcinek trawy, który prowadził do bram wejściowych. Dziury wielkości meteorów w końcu zostały zasypane, dzięki czemu można sprawnie pokonać tę trasę, a dodatkowo postawiono światła niwelujące kontrujące jupitery z okolic pola namiotowego, które dotychczas sprawiały, że szło się - dosłownie - na czuja. Teraz nie trzeba się obawiać, że wyląduje się twarzą w suchej trawie. Za to, jak na razie, największy plus.

A co na minus? Poza wspomnianym wyżej terenem - problemy z zasięgiem, które wydłużały czas realizacji płatności, zbyt małe food trucki, które nie wyrabiały się z wydawaniem jedzenia (a to dopiero pierwszy dzień!) i brak bieżącej - albo jakiejkolwiek - wody przy sanitariatach od strony pasa startowego.

Arctic Monkeys - R U Mine?:

Wydarzenia

Opinie (242) ponad 10 zablokowanych

  • ludzie narzekacie a dalej tam chodzicie i sie wyprzedaje opener

    to ja nie rozumiem was, przestancie chodzic to w koncu to upadnie, proste

    • 27 4

  • Bao

    • 2 0

  • Najpierw o jedzeniu (1)

    Potem o muzyce.

    I właściwie wszystko o tej imprezie.

    • 27 2

    • Dokładnie. Gdyby można było wnieść własne kanapki i wodę,

      to nie byłoby problemu.

      • 6 0

  • A Jarek był?

    • 7 1

  • Urva jakie ceny za kawałek kiełby i ziemniaka.

    Żryjcie to sami, przyjdę z własnymi kanapkami.

    • 19 0

  • Festiwal robi się „ przereklamowany”,

    Tylko scena Orange, poza tym słabo

    • 13 5

  • Wy to wszędzie za darmo i z własnym prowiantem jeszcze herbatę do butki po ice tea przelej w domu i na (4)

    Festiwal

    • 7 19

    • ja sobie schowałem w gacie parówkę (2)

      a do skarpet liście sałaty, w gębie mam upchaną bułkę. będę jadł hot doga na depesz mod.

      • 8 1

      • a ja nalełem spirytusu do jednego kalosza (1)

        w drugim miałem nalaną colę.
        Rozsiadłem się na trawie, zrobiłem drinka i tak sobie popijałem patrząc na towarzystwo raczące się tym cienkim piwo podobnym napojem.

        • 8 1

        • Ja też leżałem sobie w hunterach

          Ale paczę ze w trawie lezom dwa ślimaki winniczki, wiec mówię nie będę mięczak i wciągnąłem, a ze skorupek zrobiłem sobie kolczyki super wyszła na szoszal mjidjach. Najedzony jestem i mam suveniry.

          • 9 1

    • Ciezko spotkac miliardera,

      który by się nie targowal o "smieszne" grosze. A wiesz dlaczego? Bo nikt im tych miliardow lekka raczka nie dal, tylko musieli poznac co to praca, cebulaki ye bane, mam z tych bogaczy polewkę, co za Janusze, a ze stać ich na 150 metrowy jacht, no coz, swiat jest niesprawiedliwy...

      • 2 0

  • festiwal dla warszafki

    ceny mówią za siebie

    • 25 1

  • Oczarowany to ja byłem wczoraj ...

    Kiedy to 20 minutowa droga z pracy do domu wydłużyła się do 1h20min.

    • 45 1

  • ja chcę deszcz!! (2)

    Niech wróci deszcz i 20 stopni! Deszczu przybądź!! :))

    • 15 4

    • Jesteś roszczeniowa

      • 1 1

    • Nowe kaloszki się kupiło?

      • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Sztuka teatralna pt. "Trzej muszkieterowie" reżyserii Rafała Szumskiego, grana jest na deskach: