• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Bałagan z muzyką na ulicach Gdańska - kto ponosi winę?

Ewa Palińska
7 sierpnia 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 

Materiał z 2019 roku

Route 11 i DownTown Brass od ubiegłego roku toczą walkę z sąsiadami Zielonej Bramy. Ich występy cieszą się natomiast ogromnym zainteresowaniem publiczności, dlatego wielką szkodą byłoby, gdyby całkowicie zniknęły z przestrzeni miejskiej.

Uliczni artyści i mieszkańcy gdańskiego Śródmieścia toczą ze sobą walkę, a miasto nie robi nic, aby tę kwestię uregulować. Straszenie egzekwowaniem istniejącego prawa na muzyków nie działa, bo rozeszła się fama, że tu wolno wszystko i każdemu. W rezultacie na Trakcie Królewskim i długim Pobrzeżu gra, kto chce, a spacerowicze zamiast muzyki mają serwowaną kakofonię, bo te wszystkie prezentacje nakładają się na siebie.  



Walka mieszkańców gdańskiego Śródmieścia ze sztuką uliczną toczy się od lat . Muzycy przez cały ten czas apelowali, aby miasto wreszcie tę kwestię uregulowało, ale Gdańsk pozostawał bierny. W ubiegłym roku magistrat przyznał wręcz, że nie będzie interweniował, póki nie poskarżą się mieszkańcy. Względny spokój utrzymał się do końca wakacji. Na początku obecnego "sezonu" mieszkańcy Śródmieścia rozpoczęli jednak walkę z artystami. I są zdeterminowani jak nigdy, aby muzyki spod Zielonej Bramy całkowicie się pozbyć.

Mieszkańcy Śródmieścia nie chcą głośnej muzyki pod Zieloną Bramą



Dlaczego w tym roku muzyka przeszkadza bardziej niż wcześniej?



Kto twoim zdaniem ma rację w sporze o uliczne muzykowanie?

Dlaczego właśnie w tym roku działania mieszkańców tak przybrały na sile? Kilkoro z nich przyznało, że to efekt ograniczeń wprowadzonych w związku z pandemią. Wiele osób, choć mieszkają w Śródmieściu od lat, pierwszy raz w życiu miało okazję posłuchać szumu Motławy. Podczas lockdownu panowała absolutna cisza - nie było rozstawionych ogródków restauracyjnych, więc nie było charakterystycznego dla nich gwaru i muzyki. Nie było sztuki ulicznej. Zdarzało się, że na ulicach w ogóle nie było ludzi.

Obostrzenia jednak zniesiono i Trakt Królewski momentalnie zapełnił się spacerowiczami. Powrócili też artyści, którzy poprzez granie na ulicy planowali odkuć się finansowo po miesiącach zawodowej bezczynności. Te występy mieszkańcom, którzy zasmakowali w ciszy, wydawały się jeszcze bardziej uciążliwe niż wcześniej.


Granie na ulicy reguluje Ustawa z 21 marca 1985 r. (sic!) o drogach publicznych. Według niej wszystkie osoby zainteresowane ulicznym występowaniem na terenie miasta muszą uzyskać zezwolenie na zajęcie pasa drogowego w Gdańskim Zarządzie Dróg i Zieleni. Wnioski artystów będą rozpatrywane pod kątem charakteru występów z uwzględnieniem dotychczasowych zasad:

  • zakazu używania nagłośnienia, wzmacniaczy, piecyków, magnetofonów czy telefonów;
  • możliwości występowania w określonych godzinach, tj. 10-22 z zakazem zakłócania koncertów carillonowych odbywających się w soboty w godz. 12-12:45, w święta - 13-13:45 oraz o pełnych godzinach;
  • konieczności rotacji miejsca koncertowania maksymalnie co jedną godzinę;


Materiał archiwalny

Zobacz, czego słuchaliśmy na gdańskich ulicach przed trzema laty.

Gdańsk obiecuje dopilnować respektowania przepisów



Przed tygodniem, na wniosek mieszkańców, miasto Gdańsk postanowiło przypomnieć te przepisy i zapowiedziało, że ich przestrzeganie będzie egzekwowane. Tyle w teorii, bo w praktyce nie da się tego zrobić - GZDiZ musiałby oddelegować dodatkowych pracowników wyłącznie do patrolowania Traktu Królewskiego. Całodobowo, bo muzycy grają do wieczora. Straż miejska i policja mogą jedynie pouczyć o konieczności posiadania zezwolenia, ale nie mają prawa wymagać okazania takiego pozwolenia i nałożyć kary za jego brak. Mogą jedynie ukarać artystów korzystających z nagłośnienia (art. 156 Ustawy z 27 kwietnia 2001 r. Prawo ochrony środowiska).

Zespoły, które najbardziej przeszkadzają mieszkańcom - słynne "wiadra" i grupy dęte - z nagłośnienia jednak nie korzystają. Furtką dla mieszkańców Śródmieścia stał się art. 51 § 1 Kodeksu wykroczeń, odnoszący się do zakłócania spokoju i porządku. Mieszkańcy zaczęli zgłaszać każdy koncert jako zakłócanie spokoju, a służby zobowiązane były interweniować - dać pouczenie, ukarać mandatem lub skierować wniosek o ukaranie do sądu.

Artyści chcieli się porozumieć. Byli skłonni grać tylko kilka razy w tygodniu, w ustalonych wspólnie z mieszkańcami godzinach (z reguły grają nie więcej niż trzy półgodzinne sety). Ci nie godzili się jednak na żadne ustępstwa. Kategorycznie żądali usunięcia konkretnych grup muzyków spod Zielonej Bramy. Miasto obiecało, że tak się stanie, dodając od siebie, że pod sporną bramą nie będzie występował już nikt.

Przepisy przepisami, a muzyka gra



Tyle w teorii, bo - jak zostało wspomniane - miasto poza rzucaniem słów na wiatr nie robi nic, aby uporządkować uliczne granie - wczoraj w Śródmieściu aż roiło się od muzyków. Pod Zieloną Bramą też. W rezultacie spacerowicze zamiast sztuką, delektują się kakofonią, bo artyści poustawiani są tak ciasno, że ich występy się na siebie nakładają. Do tego dochodzą koncerty, jakie urządzają w swoich ogródkach restauracje - z pełnym nagłośnieniem.

Miasto zapowiadało, że rozważy opcję selekcji zespołów podczas wydawania zezwoleń. Byłam przeciwniczką takiego rozwiązania, bo kto i jakimi kryteriami miałby się kierować podczas oceny tego, komu zezwolić na grę, a komu nie? Po wczorajszym spacerze Długim Pobrzeżem i Traktem Królewskim doszłam jednak do wniosku, że selekcja jest konieczna - większość z tych prezentacji jest po prostu wątpliwej jakości. Do muzyki niskich lotów dochodzi niejednokrotnie kicz wizualny, bo jeśli nie można przykuć uwagi talentem, trzeba sięgnąć po inne środki, jak np. rzucająca się w oczy maska zwierzęcia. Inną sprawą są uliczne występy dzieci. Przypomniała mi się sytuacja sprzed kilku lat, kiedy to wszyscy krytykowali grające na akordeonach dzieci romskie, zachwycając się jednocześnie jedenastoletnią blondyneczką grającą na skrzypcach. Okazało się, że dziewczynka była do występów zmuszana, a rodzina była dobrze znana opiece społecznej.

Na gdańskich ulicach gra coraz więcej dzieci. Trudno ocenić, czy robią to z własnej woli, czy są do takiego zarobkowania nakłaniane.

Są gwiazdy, których szkoda by było pozbyć się z ulicy



Wróćmy do gwiazd Śródmieścia, a więc tych zespołów, które publiczność najbardziej uwielbia, a których występy spędzają sen z powiek mieszkańcom. W przypadku zespołów DownTown Brass i Wah-Wah Brass mamy do czynienia z grupami zawodowymi, które organizują prawdziwe minikoncerty, wchodząc w interakcję z publicznością i serwując potężną dawkę dobrej zabawy. Ich występy cieszą się ogromną popularnością, spacerowicze dzielą się nagraniami w mediach społecznościowych, tagując miasto. Czy to nie piękna promocja dla Gdańska?

Mieszkańcy skarżą się jednak, że przy poziomie głośności, jaki generują wspomniane grupy, nie da się normalnie funkcjonować. Czują się oszukani przez miasto, które nie robi nic, aby rozwiązać ten problem. I mają rację - zostali z tym problemem sami i jedyne, co mogą zrobić, to zadzwonić na policję czy straż miejską i poskarżyć się na to, że ktoś zakłóca ciszę. To, czy muzycy przestaną grać, jest ich dobrą wolą. Powiedzieli mi, że konsekwencji prawnych się nie boją.

Pozbycie się tych grup z ulic Gdańska byłoby wielką stratą, może zatem wypracować inne rozwiązanie? Ciekawą opcją wydaje się wyznaczenie innej atrakcyjnej lokalizacji. Zespoły mogłyby grać np. na Ołowiance, kiedy kładka jest opuszczona, co dodatkowo zachęcałoby spacerowiczów do przejścia. W tym przypadku fakt, że grupy są głośne, mógłby okazać się atutem. Znalazłoby się tam miejsce nawet dla słynnych wiader, które - co by nie mówić - też cieszą się ogromną popularnością wśród spacerowiczów.

Dobrej muzyki na gdańskich ulicach nie brakuje. Warto zatem uregulować kwestię plenerowych występów, aby ułatwić artystom pracę, a spacerowiczom dostarczyć przyjemnych wrażeń.

A gdyby tak wykorzystać artystów do promocji miasta i jego atutów?



Takie występy miasto mogłoby potraktować jako działanie promujące Ołowiankę jako "wyspę sztuki", do której miana bezskutecznie pretenduje od lat. Zresztą dlaczego miasto nie miałoby wykorzystać lokalnych muzyków do promocji lokalnych miejsc czy atrakcji? Artyści oczywiście na takie rozwiązanie będą kręcili nosem, bo początkowo pewnie zarobią mniej niż pod Zieloną Bramą. Muszą jednak pamiętać, że karty rozdaje miasto. I to od dobrej woli włodarzy zależy, czy na ulicy będą grali w ogóle. Zakładając oczywiście, że gdański magistrat w ogóle przyłoży rękę do uregulowania sztuki ulicznej w Śródmieściu, bo na razie - co podkreślałam w wielu artykułach na przestrzeni ostatnich lat - miasto się sztuką uliczną nie interesuje.

Muzyka na gdańskich ulicach - od przybytku głowa nie boli?



Droga Królewska: wizytówka miasta czy jarmarczny festyn?



Skoro już mowa o uporządkowaniu sytuacji, to sugerowałabym pani menadżer Śródmieścia, aby przy okazji robienia porządku ze sztuką uliczną zająć się ludźmi zarabiającymi na pokazywaniu egzotycznych zwierząt, handlarzami oscypków czy wszelkiego rodzaju kiczu, bo to najbardziej godzi w wizerunek Traktu Królewskiego. Wiele miast, w tym tak zaprzyjaźniony z Gdańskiem Wrocław, na swoich ulicach już porządek ze sztuką uliczną zrobiło. No ale to wymaga pracy.

Opinie (107) 10 zablokowanych

  • mowa o artystach.a co z budową na ul.klesza.około 8 godz.dziennie ukraińskie disco na 200 decybeli

    • 8 2

  • Cała zabawa gry na Street polega na

    Tym , ze istnieje ten element niepewności . Miasto ma instrumenty ale nie potrafi grać :) i doprowadza do eskalacji konfliktu . Co mnie nie dziwi..

    • 2 8

  • Mózg

    Chory kraj, chore miasto, chorzy ludzie. Tak źle tak niedobrze wszystko fuj i ja ja ja i ja. Czy to jest tak wielki problem? Nie! Czy to jest probelm bez rozwiązania? Nie! Czy zwyczajnie nie potrafią rozmawiać ze sobą ludzie? Tak! Chory kraj, chorzy ludzie. W takich przypadkach walić się kodeksami karnymi... Są bardziej dramatyczne historie na świecie. Tu zwyczajnie brak chęci rozmów i ustaleń na poziomie rozwoju homo sapiens.

    • 7 4

  • Mieszkaniec (1)

    Czemu właściwie mają służyć te dzikie "koncerty"? Dlaczego jakiś muzykant ma zawłaszczać przestrzeń publiczną, narzucać innym że mają go słuchać i zakłucać spokój? Czy każdy z nich ma się za wirtuoza który zaszczyca innych swoją wspaniałą muzyką? Niech sobie wstawiają na YouTube swoją twórczość.

    • 18 5

    • Dokładnie

      Narzucają się, a potem obrażają, jak się komuś nie podoba. Tej muzyki nie da się słuchać i tyle.

      • 10 0

  • Bo tu nie ma miasta gospodarza od lat miasteczko z dykty zarządzane przez mafie

    • 11 1

  • Trębacze i bebniarze łamią prawo. I dalej chca to robic. Dziki Zachód.ciekawe czy podatki płacą

    • 16 2

  • Jeśli to artyści to (1)

    Zostawcie ich w spokoju . Nie mogli uprawiać zawodu 3 miesiące i dalej jest z
    Tym problem . Jeśli to pseudo sztuka to ograniczać do ram zdrowego rozsądku ale nie zakazywać bo miasto straci kolejne barwy . Zieleń w beton muzyka w ciszę - zła koncepcja proszę Miasta !!!

    • 6 13

    • To nie są artyści

      I to nie jest muzyka. Muzyki jest w Gdańsku dużo. Nic się nie stanie jak Ci ludzie zejdą z ulicy i przestaną hałasować.

      • 5 0

  • I jeszcze trzeba (1)

    Ruszyć tyłek zza stołka bo samą uchwałą to można sobie ... trzeba z tymi ludźmi pracować
    A nie zostawiać aż się rozwiąże samo . Ręce opadają ... 15 lat rozkręcaliśmy miasto
    Po to ,żeby teraz je zakręcić? Gdzie ta Wolność ? Jak miasto chce pomagać w Ratowaniu biznesu w centrum ? Parkingi , zakazy ruchu , zakazy grania , zakazy stania , palenia , zakazy dla
    Psów ? A gdzie te wszystkie elementy , które maja zachęcić turystów a potem mieszkańców 3 miasta do bywania w centrum ? Jarmark się skończy i wszystko padnie . Lepiej płacić zasiłki niż regulować to zasadami dobrze rozumianego wolnego rynku. Sami się stajemy bardziej pisowscy od pisu .

    • 4 14

    • Ale dlaczego macie bywać w Centrum?

      Idźcie sobie gdzieś indziej i tyle. To jest dzielnica mieszkańców, nie patologii.

      • 5 2

  • Grajek bez wystawinego kapelusza, to ... (1)

    ...artysta (może i nie górnych lotów, ale ...), grajek z wystawionym kapeluszem to żebrak (proszę sobie sprawdzić hasło: figury żebracze) i można ich socjalizować pragrafem z KW.

    • 11 7

    • Dokładnie

      I jeszcze to, co robią nazywają sztuką. W głowach im się poprzewracało. Brak kultury osobistej, wychowania i edukacji wychodzi.

      • 6 1

  • A może by tak....

    skorzystać z wzorców z innych miast w Europie? Jak to tam wygląda? Stanąłem kiedyś wieczorem na Mariackiej i chwilę posłuchałem chłopaków. Bardzo fajnie, nie za głośno, w sam raz. No ale ja tam nie mieszkam. Czymś naturalnym jest, że istnieją dzielnice, rejony, ulice przeznaczone tylko dla sztuki, jakiejkolwiek, w dużych miastach. Jarmark - muzyka jarmarczna, taka ma być.

    • 2 9

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Książka "Polka przy garach" została napisana przez blogerkę: