• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Do Hollywood po marzenia. Historia muzyka z Gdyni

Julia Rzepecka
10 lipca 2020 (artykuł sprzed 3 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Trzy płyty w jeden rok. Kim jest Annaya?
Studenci w Los Angeles spędzają w szkole całe dnie (i noce), szlifując swoje umiejętności. Studenci w Los Angeles spędzają w szkole całe dnie (i noce), szlifując swoje umiejętności.

Muzykę kochał od zawsze, marzył też o studiach i pracy w Stanach Zjednoczonych. Jego marzenia się spełniły i teraz pracuje w Hollywood. Rafał Maciejski, młody muzyk pochodzący z Gdyni, postanowił podzielić się z nami swoją historią.



Kursy muzyczne w Trójmieście


Od urodzenia mieszkał w Gdyni-Dąbrowie, a po maturze wyjechał na studia do Los Angeles, gdzie uczy się i robi to, o czym zawsze marzył. Opowiedział nam o życiu w Hollywood, jego zaletach i wadach, różnicach, które go zaskoczyły, oraz pracy ze znanymi muzykami.

Julia Rzepecka: Kiedy wpadłeś na pomysł, by wyjechać? Skąd zainteresowanie muzyką?

Rafał Maciejski: Moja przygoda z muzyką zaczęła się, kiedy miałem 10 lat. Bardzo dużo czasu spędzałem, słuchając muzyki, odkrywając nowe piosenki i gromadząc utwory w swojej bibliotece. W końcu pomyślałem, że skoro słuchanie sprawia mi przyjemność, czemu nie spróbować czegoś więcej. Zacząłem uczyć się obsługi oprogramowania do tworzenia muzyki. Na początku było bardzo trudno, aż po jakimś czasie się poddałem i odinstalowałem program...

Nie na długo na szczęście...

Tak, wkrótce powróciłem nawet z większym zaangażowaniem. Postanowiłem, że nauczę się wszystkiego, co tylko możliwe o tym oprogramowaniu. Internet był bardzo pomocny. Czas leciał, a ja zacząłem miksować muzykę na laptopie. Pierwsze wstydliwe występy publiczne miałem na szkolnych dyskotekach. Rodzice bardzo mnie wspierali, to od nich dostałem swój pierwszy sprzęt. Wkrótce z kolegą założyliśmy zespół, w którym byłem DJ-em. Graliśmy utwory Beastie Boys czy Rage Against the Machine. Później kupiłem pierwsze w życiu klawisze - mały kontroler, który można było podłączyć do komputera. Nie miałem żadnego wykształcenia muzycznego. Grałem ze słuchu - nie znałem żadnych skal, nie znałem akordów. Jedyne, co miałem, to pasja do muzyki. Po prostu grałem to, co brzmiało dobrze i nie raniło uszu. Może to dobrze, ponieważ nie miałem żadnych ograniczeń - odkrywałem nowe dźwięki. Zacząłem uczęszczać na prywatne lekcje gry na pianinie i uczyć się czytać nuty. Z zespołami zaczęliśmy grać koncerty w Klubie Muzycznym Ucho, w Młodzieżowym Domu Kultury w Redzie i wielu innych miejscach. Nigdy nie przyciągnęliśmy więcej niż 100 osób.

Pewnego dnia mój tata mnie zaskoczył i zadzwonił do studia nagrań Velur (obecnie Tall Pine Records w Kolbudach). Udało mi się zostać tam praktykantem. Nie zapomnę zapachu sprzętu i akustyki tego studia. Zacząłem pomagać jako asystent przy koncertach na żywo. Pracowałem z takimi artystami, jak: Reni Jusis, Kasia Lins, Piramidy, Akademia Rocka Gdańsk, Pivo, Loka, Bokka, Lao Che. W tym samym czasie zacząłem praktyki jako realizator dźwięku w przepięknym Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku. Oprócz koncertów miałem okazje poznać sekrety produkcji przedstawień teatralnych. Powoli zacząłem myśleć o przyszłości, uczęszczałem do VI Liceum w Gdyni i skupiłem się na pisaniu matury jak najlepiej.

W dzieciństwie dla żartu mówiłem, że wyjadę studiować do Stanów Zjednoczonych. Nigdy nie myślałem, że to marzenie się spełni. Któregoś dnia w studiu polecono mi szkołę w Los Angeles. Tak usłyszałem o Musicians Institute CollegeHollywood.

  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
Czy trudno było zorganizować wyjazd? Wiza, znalezienia zamieszkania, finanse, kontakty?

Wyjazd był trudny. W wieku 19 lat wyprowadziłem się prawie 10 tys. kilometrów z dala od moich rodziców, z którymi mieszkałem całe życie. Nie za dużo wiedziałem o Kalifornii. Pierwszy raz dzwoniłem do mamy, żeby zapytać, jak zrobić pranie i czy 2 dolary za karton mleka to drogo. Przeprowadzając się, miałem ze sobą cztery walizki. Teraz, po prawie czterech latach, wciąż zawsze wracam do Los Angeles z wypakowanymi po brzegi torbami.

Jeśli chodzi szkołę, to każda osoba. która jest zainteresowana nauką, zostaje przydzielona do doradcy, który we wszystkim pomoże. Musiałem zdać wstępny, ale bardzo łatwy test z języka angielskiego i wysłać kilka swoich nagrań. Zostałem przyjęty. Zdecydowałem się na półtoraroczny program realizacji dźwięku i gry na klawiszach. Szkoła załatwiła też wszystkie sprawy związane z wizą studencką. Musiałem jechać do ambasady w Warszawie, ale proces ten nie był trudny.

Szkoła szkołą, ale co po niej? Praca czeka na artystów w Los Angeles?

Problem zaczyna się po skończeniu szkoły - zostać w Stanach i legalnie pracować. Mieszkania w Los Angeles są bardzo drogie. Średnio za apartament z jedną sypialnią, łazienką i kuchnią miesięcznie płaci się 8 tys. zł. Szkoła pomogła mi ze znalezieniem współlokatorów. Mój pierwszy pokój dzieliłem z dziewczyną z Paryża i chłopakiem z Nowego Jorku. Finansowo było trudno, ale dziękuję moim rodzicom za pomoc w spełnieniu marzeń.

W Stanach bardzo popularne są kredyty studenckie, które pomagają młodym ludziom zapłacić za wymarzone studia i później je spłacić z bardzo niskim oprocentowaniem albo nawet bez. Istnieje też opcja pracy na kampusie szkolnym. Praca poza kampusem w okresie studenckim jest nielegalna, ale mimo to wiele osób łapie się małych zadań.

Przyjeżdżając do Los Angeles, zostawiłem całą moją rodzinę i znajomych w Polsce, było to bardzo trudne. Mimo to nie bałem się przeprowadzki. Tęskniłem, oczywiście, ale byłem za bardzo podekscytowany szkołą i zmianą otoczenia. Nie znałem nikogo, ale po pierwszym dniu zajęć zobaczyłem, że każdy jest bardzo miły i nie jestem jedynym, który właśnie się przeprowadził. Szkoła zorganizowała nam spotkania zapoznawcze i już trzeciego dnia byłem klawiszowcem w zespole kolegi ze Szwecji.

Jak wyglądają takie studia w Los Angeles? Czy jest trudno?

Same studia nie były trudne. Nauczyciele są wyrozumiali, mówią powoli i wiedzą, że ludzie przyjeżdżają do szkoły z całego świata. Poziom nauki bardzo mi zaimponował. Moimi nauczycielami byli weterani w branży: Adam Kagan (który nagrywał z takimi artystami, jak: Kanye West, Elton John, The Chainsmokers), Mikal Reid (Alice Cooper, Ben Harper, Mick Jagger, Aerosmith), Francis Buckley (Black Flag, Aerosmith, Quincy Jones, Celine Dion). Każdy z nauczycieli ma przynajmniej jedną nagrodę Grammy. Właśnie wtedy zrozumiałem, że przeprowadzka do Los Angeles była najlepszym wyborem i że znalazłem się w samym środku przemysłu muzycznego. Nie ma lepszego miejsca na ziemi, jeśli chodzi o tę branżę.

Szkoła nigdy mnie nie przytłoczyła, mimo że nauki było dużo. Spędzałem całe dnie w szkole. Przychodziłem nie wcześniej niż o 10 i zostawałem do 2 w nocy, ćwicząc i przygotowując się na zajęcia. Po lekcjach miałem zawsze próby z zespołami. Oprócz książek studenci mogą wypożyczyć instrumenty - gitary, bas, mikrofony, statywy, a nawet klawisze. Wszystko można zarezerwować na portalu internetowym. Zazwyczaj na zajęciach nie było więcej niż kilku uczniów. W całej szkole jest około tysiąca osób.

  • Rafał Maciejski i Kenny Aronoff - perkusista takich zespołów, jak: Lynyrd Skynyrd, Sticky Fingers, BoDeans, Stevie Wonder, David Grohl, Alicia Keys, John Legend, Joe Walsh, Keith Urban, John Mayer, Jeff Lynne, Pharrell Williams i Brad Paisley.
  • Rafał i Jordan Rudess - sławny klawiszowiec i kompozytor grający w zespole Dream Theater. Pracował również z Dawidem Bowiem. Spotkali się na największym wydarzeniu branży muzycznej - Namm Show, które odbywa się co roku w Anahaim Convencion Center koło Los Angeles.
  • Mike Portnoy - perkusista Dream Theatre - i Rafał Maciejski. Razem pracowali podczas trasy koncertowej dla zespołu Metal Allegiance.
  • Jacob Collier - muzycy mieli okazję pracować razem trzy razy. Swoją sławę londyńczyk zawdzięcza wielkiej znajomości teorii muzyki. "Mimo że jest tylko parę lat starszy ode mnie, zdobył już cztery nagrody Grammy za swoją twórczość" - mówi Rafał.
  • Rafał z zespołem The Bad Mamma Jammas podczas sesji zdjęciowej przed nadchodzącym koncertem w Las Vegas i San Diego. Grają hip-hopowe wersje klasycznych popowych utworów.
  • "Los Angeles to najlepsze miejsce na świecie dla działania w branży muzycznej" - mówi Rafał.
Jak żyje się w Hollywood? Spotykasz gwiazdy na ulicach? Jak bardzo różni się codzienność od życia w Polsce?

Jest dużo zalet, ale też dużo wad życia w Hollywood. Budzenie się przy dźwięku helikopterów, policyjne pościgi, masy turystów i niekończące się korki. Hollywood Blvd, koło którego pracuję, wiecznie jest zamknięty z powodu premier filmowych i wielkich gwiazd na czerwonym dywanie. Na ulicach jest mnóstwo bezdomnych. Klimat jest inny - wieczne słońce i nie więcej niż dwa tygodnie deszczu w roku. Domy są budowane inaczej, bo nie ma zimy, ale są trzęsienia ziemi. Nawet samochody wyglądają inaczej.

Los Angeles nie ma jednego centrum, jest bardzo rozciągnięte i w korkach można spędzić nawet trzy godziny, żeby przejechać na drugi koniec miasta. Autostrady i drogi są za to świetnie rozwinięte. Większość głównych dróg ma nie mniej niż trzy pasy ruchu w każdą stronę, a niektóre nawet siedem.

Jeśli chodzi o finanse, to najniższa płaca to około 60 zł za godzinę (14,25 dol.). Oczywiście to tylko najniższa stawka, większość ludzi potrafi zarobić więcej. Właśnie dlatego mieszkania są drogie.

Cykl Trójmiejskie zespoły



Ludzie są bardziej otwarci, dużo czasu spędzają na zewnątrz i w kawiarniach, dlatego że pogoda na to pozwala. Prawie każdy większy dom ma basen. W restauracji zawsze wypada zostawić napiwek 10, 15 albo 20 procent. Czasami spotykam gwiazdy i jestem przyzwyczajony, że gdy idę coś zjeść, to osoba siedząca koło mnie może być sławna.

Poza tym Kalifornia jest przepiękna, bez problemu można pojechać na plaże i w góry na narty jednego dnia.

Jakie różnice najbardziej cię zaskoczyły? Jakie były najłatwiejsze, jakie najtrudniejsze do zaadaptowania?

Na pewno wielką różnicą jest rozmiar wszystkiego. Dystanse są ogromne, wszystko jest rozciągnięte i przez korki trzeba doliczyć przynajmniej jedną godzinę do wszystkiego, co się robi. Są też mniejsze różnice, takie jak na przykład drobne wynalazki kuchenne, których nigdy w życiu nie widziałem, dopóki nie przyjechałem tutaj. Jedna niemiła różnica to na pewno domy budowane z płyt kartonowo-gipsowych. Nieraz dostałem skargi od sąsiadów, że za głośno rozmawiam ze współlokatorem.

Z kim dotychczas udało ci się współpracować?

Za granicą pracowałem jako realizator dźwięku i kierownik produkcji m.in. dla: Green Day, Of Monsters and Man, Blackbear, The Roots, 2 Chainz, Bad Religion, Bastille, Esperanza Spalding, Magic Giant, Post Malone, Robin Thicke, Steve Vai, Jason Derulo, Jacob Collier, Ice Cube, Quincy Jones. Z różnymi zespołami podróżowałem już po prawie całych Stanach Zjednoczonych, byłem w Kanadzie, Szwajcarii, Szwecji i Turcji.

Hollywood Nightmare - Scary AF:

Mówisz, że wszystko jest możliwe, jeśli bardzo się chce. Czy młoda osoba z trudnego środowiska i bez wsparcia lub zaplecza finansowego może zrealizować swoje marzenia o przeprowadzce do Stanów? Co poradziłbyś osobom, które o tym myślą, a nie mają pojęcia, jak się do tego zabrać?

Wszystko jest możliwe, trzeba tylko w to wierzyć, wybrać sobie cel, nieustannie do niego dążyć i nie poddawać się. Zaplecze finansowe na pewno by pomogło. Niestety nie da się przyjechać tutaj bez żadnych pieniędzy. Chyba że ma się pewną ofertę pracy. Dla osób, które myślą o przeprowadzce, największym problemem będzie pewnie wiza. Poznałem tutaj wielu Polaków, którzy przyjechali 20 lat temu, kiedy granice były otwarte. Na pewno polecałbym przylecieć tutaj najpierw na wizie turystycznej, nawet tylko na tydzień, zorientować się i zdecydować, czy ta przeprowadzka jest dobrym pomysłem. Los Angeles jest miejscem, gdzie marzenia się spełniają, ale za dużą cenę. Cenę nieustannego dążenia do celów, pracowania całymi dniami i nocami i poświęcania się swojej karierze.

Tęsknisz czasem za rodzinnym miastem? Za czym najbardziej?

Tęsknię. Za miastem, za rodziną, za znajomymi, których zostawiłem. Polskę zazwyczaj odwiedzam raz w roku na święta w grudniu. Zawsze miło jest wrócić, pogadać ze znajomymi i zobaczyć, jak miasto się rozwija. Czasami brakuje mi biegania na SKM-kę albo na trójmiejskie autobusy. Na pewno nie tęsknie za pogodą (śmiech).

Stany są obecnie krajem z największą liczbą zachorowań na koronawirusa. Jak wyglądają tam obostrzenia i życie w czasie pandemii? Jak ta sytuacja wpłynęła na twoją pracę? Jakie jest podejście Amerykanów do tego tematu?

Los Angeles jest na pewno jednym z gorszych miejsc, gdzie można przebywać w czasie pandemii. W Kalifornii maski są obowiązkowe, ale w niektórych miejscach atmosfera jest rozluźniona i ludzie nie siedzą w domu. Ostatnio miasto powoli zaczęło się otwierać, ale przez demonstracje w Los Angeles wszystko zostało sparaliżowane i pozamykane. Aktualnie przebywam około 150 km na południe od Los Angeles, w połowie drogi do San Diego. Jest tu znacznie bezpieczniej, o wiele mniej ludzi i niektóre restauracje są już otwarte. Liczba wpuszczanych osób jest kontrolowana, pracownicy sprawdzają temperaturę przy wejściu, a stoliki są rozstawione w większych odstępach.

Opinie (143) ponad 20 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Cudowna Inspiracja (1)

    Inspirujące czytać taki artykuł! Właśnie zaczęłam korzystać z lekcji na perkusji w Gdańsku. Gorąco polecam Rockową Szkołę Perkusji Łukasza Jeleniewskiego znanego perkusisty zespoły Lipali. Pozdrawiam

    • 1 1

    • przestan pitolic.

      • 0 0

  • gratuluje !!!! (1)

    Stany bardzo roznia sie od Europy nigdy nie zapomne pierwszych kilku miesiecy i" zdziwien" jakich doznawalam na kazdym kroku!Zycze sukcesow !

    • 1 1

    • to fakt mozna strzelac na ulicach i w sklepach

      na legalu

      • 0 0

  • toz to takie same warunki jak w Gdansku . po cos ty chlopie wyjezdzal?

    "Budzenie się przy dźwięku helikopterów, policyjne pościgi, masy turystów i niekończące się korki. Hollywood Blvd, koło którego pracuję, wiecznie jest zamknięty z powodu premier filmowych i wielkich gwiazd na czerwonym dywanie. Na ulicach jest mnóstwo bezdomnych. Klimat jest inny - wieczne słońce i nie więcej niż dwa tygodnie deszczu w roku. Domy są budowane inaczej, bo nie ma zimy, ale są trzęsienia ziemi. Nawet samochody wyglądają inaczej.

    Los Angeles nie ma jednego centrum, jest bardzo rozciągnięte i w korkach można spędzić nawet trzy godziny, żeby przejechać na drugi koniec miasta.

    "

    • 0 0

  • ojej

    A po kim to pan ma takie fajne włosy?

    • 1 1

  • Opinia wyróżniona

    Lubię takie historie (13)

    Jest wielu Polaków którzy mają ciekawe, inspirujące historie. Niestety pokutuje przekonanie że wyjazd za granicę ma tylko podstawy ekonomiczne, a max to praca na zmywaku.

    Dobra robota.

    • 58 3

    • A tutaj po co pojechał chłopak? (9)

      Do pracy. Rodzice mu pomagają, bo ich stać. A kariery i tak z tego nie będzie.

      • 0 16

      • Nie. (8)

        Pojechał się uczyć. Jego kariera to tylko pochodna szansy, którą miał i wykorzystał. I tak, to jest kariera. Nie wiem jaką inna definicje tego słowa znasz.

        Pieniądze rodziców to jedno, ale drugie to ich zainteresowanie jego pasją. Czyli zainteresowanie swoim dzieckiem.

        • 13 1

        • To jest zawód, nie pasja

          Ciemny lud kupi wszystko normalnie.

          • 0 0

        • A co do ma do motywów (5)

          Żeby to robić trzeba mieć kasę, nie ma równości, równych szans, kasa przepcha i wykreuje w obecnym świecie wszystko. To jest żadna kariera. To jest kreacja za pieniądze rodziców.

          • 2 6

          • Tak, świat nie jest równy. (4)

            Każdy ma inną sytuację, zainteresowania, start. Do tego potrzebni są ogarnięci rodzice, żeby zidentyfikować zainteresowania dziecka i pomóc mu, w miarę możliwości, na ich realizację. Finansowo też, ale to akurat tylko część zachodu - w artykule jest sytuacja, gdy ojciec pomagał znaleźć staż.

            Wyjazd był dla niego szansą, którą już wykorzystał sam. I to on musiał poświęcić czas na edukację, budowanie sieci znajomości, pracę.

            Myślenie, że wszystko załatwi kasa jest błędne. To myślenie nowobogackiego ruskiego. Oczywiście, pieniądze są potrzebne, ale same nic nie zrobią.

            • 6 0

            • Ale w naszych czasach to kasa załatwia wszystko (3)

              Spróbuj załatwić coś bez pieniędzy, proszę bardzo.

              • 0 6

              • Co na przykład? (2)

                Bardziej istotne od pieniędzy są akurat umiejętności i sieć znajomości.

                • 2 0

              • Kasa kupuje znajomości (1)

                A umiejętności wtedy nie trzeba mieć. Kreacja i jeszcze raz kreacja. Oparta na fałszywym przekonaniu, że się dużo umie, bo z tymi co naprawdę potrafią nigdy się nie miało do czynienia... Taka jest smutna prawda.

                • 0 1

              • Mam wrażenie, że funkcjonujesz w jakiejś alternatywnej rzeczywistości.

                Ewentualnie nie do końca rozumiesz jak nawiązują się relacje międzyludzkie.

                Ciężko osiągnąć jakikolwiek sukces, jeśli otoczenie nie wie o twoich umiejętnościach. Do tego służą mechanizmy reklamy/autopromocji, której głównym zadaniem jest informacja o produkcie, w tym wypadku twoich umiejętnościach. Tworzenie do szuflady nie pomoże - musisz nawiązać kontakt z środowiskiem, które zajmuje się tematem zawodowo, najlepiej na wysokim i rozpoznawanym poziomie.

                Takich skrzywdzonych geniuszy to miałem okazję poznać w kilku branżach - w większości mieli akceptowalne umiejętności, ale absolutny brak praktyki zawodowej, znajomości realnych problemów, do tego umiejętności interpersonalnych połączonych z wybujałym ego sprawiały, że faktycznie nie było wielu chętnych na ich usługi.

                • 1 0

        • Tam się nie nauczy

          Bo tam też nie potrafią. Za to mają więcej kasy i się kreują.

          • 0 3

    • (2)

      Mój syn od 5 lat mieszka a UK
      I wcale nie wyjechał z braku pracy po prostu dla poznania czegoś innego
      Pracuje w branży IT, pandemia trochę utrudniła życie, pracował zdalnie potem zwolnimy, a teraz idzie do nowej pracy w tej samej branży.Wcale nie narzeka na sytuację bo pieniądze ma, poznał dziewczynę - Angielkę
      Jedynie co to tęskni za domem znajomymi z Polski.
      I cały czas twierdzi ze ludzie i życie jest tam zupełnie inne ciekawsze,
      I to nieprawda ze wszyscy wyjeżdżają za pracą, bo tu jej brak.
      Szukają swego miejsca.

      • 3 2

      • Takie historie są ciekawe, ale rzadko promowane. (1)

        Ja sam mieszkam już na trzecim kontynencie - specjalnie miejsca nie szukam, ale rozumiem Pani syna. W Trójmieście szybko doszedłem do sufitu zawodowo, a życie szybko stało się monotonne. Do tego w życiu prywatnym, międzynarodowy związek to ciekawe wyzwania na codzień. Życzę powodzenia i ciekawego zycia.

        • 3 3

        • Promowane?

          Każdy ma inne życie. A Gdańsk to totalny zaścianek.

          • 3 1

  • Ja przeprowadzilem sie z gdańska do banina

    Poprosze o lajki

    • 6 0

  • O 30 lat za późno. Hollywoodu już nie ma, teraz jest tylko Netflix

    • 2 0

  • Najgorsza rzecz w Stanach to fatalna (13)

    opieka lekarska i ubezpieczenie medyczne. Jest chyba najgorsze posrod krajow rozwinietych. Mam juz ubezpieczenie lekarskie emerytalne. Tzw Medicare. Pol roku temu musialem jechac na emergency gdzie spedzilem jakies prawie 10 godzin. Robiono mi rozmaite badania jak szczegolowe badanie krwi, konputerowy skan calego ciala i glowy plus kilka zdjec roentgenowskich i na koncu kroplowka. A przyczyna bylo nagle bardzo wysokie cisnienie krwi i wyjatkowo paskudny bol glowy. Tak mocny ze az mialem bol w piersiach i paskudne dusznosci. Wynik taki ze nic nie znalezli. Na poczatku pierwsze pytanie czy mam ubezpieczeniei kto pokryje dodatkowe wydatki. Z tymi dodatkowymi wydatkami to jest tak ze generalnie uvezpieczenie pokrywa 80% a reszte pacjent. Poza tym kazdy zabieg nademna przeprowadzal inny doktor o innej specjalizacji. Kazdy z nich nalicza swoja dzialke za ktora trzeba zaplacic. Do tej pory otrzymuje rachunki z roznych miejsc od tych specjalistow. I nie wiem jeszcze czy na tym koniec. Ciekawe co by bylo gdybym nie mogl zaplacic. Raz jeszcze, opieka lekarska i ubezpieczenie w Stanach ida scisle w parze. Trzeba zawsze miec na uwadze ze pieniadze ktore oszczedzasz w banku mozna w razie ciezkich chorob jak rak, wylew z paralizem szybko stracic. Bo szpital pierwsze co robi to wsiada na twoje konto i nie ma na to rady. Chyba ze wykupuje sie jeszcze tzw suplemental insurance. Ale to jest dodatkowe $350 minimum miesiecznie. Razem $500/miesiac. Dla przecietnego emeryta zyjacego tylko z amerykanskiej emerytury to jest bardzo duzo. Mlodzi nie mysla o tym bo sa prawie pewni ze w Ameryce dadza sobie rade. Ale zycie w Stanach bardzo szybko uplywa i trzeba myslec o emeryturze. Zauwazylem ze jeden tydzien w Stanach schodzi tak szybko jak jeden dzien w Polsce. Zdrowie tam to podstawa a potem dobre wyksztalcenie (potrzebne aktualnie, bo nie kazde) i zmysl kombinowania. Pewnosc siebie. I jezyk takze...

    • 18 2

    • (10)

      Fatalna opieka lekarska?? Chyba nie wiesz co piszesz. Koszta może są wysokie ale przynajmniej ktoś się tobą zajmie i nie umrzesz w drodze z jednego szpitala do drugiego tak jak ma to miejsce w Polsce. Po pierwsze to ty jako pacjent decydujesz na które badania wyrażasz zgodę, na które nie. Po drugie, szpital szpitalowi nierówny. W niektórych stanach opieka zdrowotna jest na ponadprzeciętnym poziomie, w innych pozostawia wiele do życzenia -podobnie jak w Polsce. Po trzecie nawet jeżeli nie miałbyś żadnego ubezpieczenia, ER nie może odmówić ci pomocy i w
      takich przypadkach rachunki są redukowane bądź całkowicie anulowane. Szpital nie wsiada na żadne konto. Te koszta są wkalkulowane w rachunki pacjentów, którzy mają ubezpieczenie. Osobiście znam 3 osoby, którym umorzono rachunek za wizytę na pogotowiu. Życie wszędzie upływa szybko. Żyje się tu tak jak wszędzie. Może musiałeś harować to czas ci szybko leciał ale godzina zawsze trwa 60 minut. Młodzi Amerykanie bardzo myślą o swojej emeryturze. Do tego stopnia że oszczędzają na nią po otrzymaniu pierwszej pracy. Ty chyba piszesz o emigrantach. To jest zupełnie inna sytuacja. Wiele osób nie wie czy zostanie czy wróci, nie inwestuje w siebie, naukę tylko wykonuje byle jakie niskopłatne prace i wydaje pieniądze na pierdoły byle się pokazać. Wystarczy polecieć LOT-em do Polski żeby się przekonać. Każdy wystrojony jak stróż w Boże ciało. Wyperfumowany Coco Chanel, Dior czy CK -byle był prestiż w Polszy. A skutek jest wręcz odwrotny. Spracowanych rąk i zmęczonej twarzy nie ukryje najlepszy makijaż i ciuchy.l

      • 0 2

      • Nie żyje się jak wszędzie (1)

        w Polsce też nie można odmówić, a i jest sporo ośrodków, w których można otrzymać ponadprzeciętną opiekę. Wszystko zależy na co jesteś chory. To, że wymieniasz patologie polskiego systemu nie świadczy o tym, że amerykański jest lepszy albo inny, niż opisywany. A prawda jest taka, że czas psychologiczny odczuwany jest indywidualnie i zależy jest też od wielu czynników, a na pewno nie od Twojego zdania na temat jego upływu.

        • 0 0

        • Znaczy dużo i amerykański jest nieporównywalnie lepszy co nie znaczy że jest bez skazy

          • 0 0

      • W Stanach dobrym zdrowiem ciesza sie tylko bardzo (3)

        dobrze ustawieni. Przecietny obywatel musi uwazac i oczywiscie liczy na szczescie. Rachunki za szpitale potrafia zrujnowac czlowieka. Nie bez sensu jest popularne stwierdzenie ze bedac chorym to najlepiej byc albo bardzo bogatym albo bardzo biednym. Emeryt jesli jest biedny to moze ubiegac sie o Medicaid ale tylko wtedy gdy nie ma na koncie wiecej niz 2000$.

        • 2 0

        • (2)

          Zdziwiłbyś się jakie problemy zdrowotne mają ludzie "ustawieni". Jesteś kompletnym ignoratnem, choroba nie wybiera. Przeciętny obywatel potrzebuje tylko pracować dla firmy oferującej dobre ubezpieczenie. To żadna teoria spiskowa ani czary mary.

          • 1 0

          • Czyli jest niewolnikiem (1)

            Świetne "życie".

            • 0 0

            • Co ma piernik do wiatraka? Jaki niewolnik? Niewolnikiem jest raczej ten, który pracuje i nic nie ma oprócz śmieciowej umowy z marnymi benefitami i niskiej stawki.

              • 0 0

      • Bzdury. Pacjent moze decydowac jakie (3)

        badania czy procedury mozna na nim robic? Chyba ze sam jest lekarzem i dobrze wie co powinno byc zrobione. W szpitalu obsluga po opisanych przez pacjenta objawach sama decyduje co musi byc zrobione a ty lezysz w milczeniu na lozku przygladajac sie tylko. W szpitalu zdajesz sie na ich opieke. A jak wyglada to w obecnej Polsce to nie wiem. Kiedys bylo dobrzebo nic sie nie placilo. W Stanach jest dokladnie tak jak Z opisal. Finansowe zdzierstwo w razie powazniejszych chorob. A nawet byle co to i tak przygotuj sie na duzy wydatek. Ameryka jest tylko dla zdrowego byka.

        • 1 1

        • (2)

          Bzdury piszesz ty. Następnym razem porozmawiaj sobie ze swoim lekarzem na ten temat. Masz prawo pytać, kwestionować i żądać wyjaśnień. Każdy lekarz ma obowiązek wyjaśnić ci dlaczego zaleca określone badania i jaki jest ich cel. Wielu tego nie robi rutynowo, dopiero gdy pacjent pyta. Pacjent nie musi zgodzić się na zabiegi i badania rekomendowane przez lekarza. Pacjent ma też prawo uzyskania informacji o potencjalnych kosztach badań. Jeżeli masz ubezpieczenie to zadaj sobie trud żeby zrozumieć co jest a co nie jest pokryte i w jakim stopniu. Oczywiście możesz sobie tym przekreślić leczenie zwłaszcza u specjalistów bo wielu rozpoznań nie można uczynić bez badań. Lekarz nie podejmie się opieki nad pacjentem bez wyników badań bo nie ma żadnej bazy wyjściowej. Jedynymi wyjątkami są sytuacje ratujące życie w ER- czy jest to pierwsza pomoc czy operacja. Najpierw się ratuje a później pyta, również samobójców. Tu jednak też zdarzają się wyjątki... Wiele osób poważnie chorych i starszych ma w swojej kartotece rozporządzenie DNR -taki pacjent deklaruje że nie chce aby personel medyczny podejmował resuscytację gdy jest konieczna przy zatrzymaniu akcji serca lub braku oddechu. To jest legalny dokument, który można użyć w sądzie. Ktoś kto zostanie odratowany z takim rozporządzeniem w kartotece, może pozwać szpital do sądu i wygra sprawę. Takim pacjentom pozwala się umrzeć, monitorując ich zejście. Jeżeli leżysz i nie możesz sam wyrażać zgody to angażuje się w tej sytuacji medical POA -zazwyczaj najbliższa osoba, która uzyskuje pełnomocnictwo w podejmowaniu decyzji dotyczących przebiegu leczenia pacjenta. Możesz sobie wyjść ze szpitala według swojego uznania, nawet gdy jest to niewskazane przez lekarza i zagraża twojemu życiu. Możesz czekać na operację i w ostatniej chwili zmienić zdanie. Nikt cię nie może na siłę zatrzymać i takie przypadki są normą. Nie masz kompletnie pojęcia jak funkcjonuje służba zdrowia w Stanach. System jest finansowym zdzierstwem ale to zupełnie inny temat i bardzo złożony. Wystarczy mieć dobre ubezpieczenie nie musisz się martwić o wydatki. Moje zapewnia że w najgorszym przypadku bez względu na okoliczności, nie wydam więcej 5 tys dolarów w kalendarzowym roku. Nie jest źle biorąc od uwagę, że tyle lub więcej potrafi kosztować jedna doba w szpitalu. Za byle co płacę $25 a resztę pokrywa ubezpieczenie. Za specjalistyczne badania płacę z kieszeni 10% kwoty całkowitej badania. Miesięcznie za ubezpieczenie za 4 osobową rodzinę płacę $230.
          W Polsce kiedyś dobrze nie było bo jak się dobrze nie posmarowało to człowiek był pacjentem drugiej kategorii. Teraz służba zdrowia jest w kompletnej rozsypce. Ameryka jest dla każdego, tylko trzeba myśleć, pracować mądrze a nie ciężko. Pracuję z osobami, które żyją z przewlekłymi chorobami, które mają wypadki lub zwyczajne zachorowania i jakoś im to budżetu nie rujnuje. Ty piszesz z pozycji emigranta, który pewnie pracował u jakiegoś Wacka czy Andrzeja na kontraktorce i sam sobie nastawiałeś złamaną rękę bo nie miałeś ubezpieczenia. Twój świat nie jest światem innych. Można żyć tu normalnie nie być bykiem i mieć dobrą opiekę lekarską, która nie zrobi z człowieka bankruta.

          • 1 0

          • Rozumiemy już, że kochasz Amerykę (1)

            i nie dostrzegasz, że nawet Amerykanie uważają swój własny system za kompletnie niesprawiedliwy i protestują masowo. Kogo chcesz oszukać?

            • 0 0

            • Ty napewno nie rozumiesz. Gdybyś czytał i rozumiał co czytasz to dopatrzyłbyś się zdania w którym stoi czarno na białym że system finansowy jest zdzierstwem. Ja podaję facetowi konkretne przykłady jego praw jako pacjenta, koryguję jego błędne stwierdzenia o służbie zdrowia i zaprzeczam jego generalizowaniu. To nie jest oszukiwanie ani siebie ani innych. Amerykanie narzekają ale nie protestują masowo przeciw służbie zdrowia. Młodzi Amerykanie chcą zmian systemowych w tym służby zdrowia. Starsze pokolenie narzeka ale boi się radykalnych zmian i nie protestuje.

              • 0 0

    • W Polsce składka zdrowotna to 362zł (1)

      Przeliczając zdolność nabywczą 1$ = 1PLN, to nie ma różnicy. W Polsce za to otrzymujesz terminy za 2 lata więc i tak musisz dokładać extra pieniądze do leczenia.

      • 1 0

      • Zależy na co jesteś chory

        • 0 0

  • piszcie prawde ! jesli ktos nie byl to lyknie ale bylem i wiem jak wyglada LA

    bylem kilka razy i nic sie tam nie zmienia.
    nie mam zamiaru dyskutowac co uwazam za czysty wymysl bo w komentarzaxh jest mega duzo agresji wobec jakiegokolwiek slownego sprzeciwu. Wyluzuj ! i przypomne ze "apartament" to lokal min 100m2 a nie kazdy dom ma basen w LA. nawet nie wiem czy 50% domow ma basen w LA.

    • 1 3

  • Robić w życiu to co się lubi/kocha, to bardzo ważna rzecz. (2)

    Powodzenia, młody człowieku:)

    • 1 1

    • Szkoda (1)

      że w naszych czasach robić to co się kocha to można tylko jak się ma kasę i to dużo.

      • 1 1

      • Wybór pracy zależy od kasy jaką masz?

        Bez przesady, młody jak widać wcale dużej kasy nie miał do dyspozycji a jednak robi to co lubi.

        • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdynia stała się tłem fabularnym dla serialu kryminalnego, w którym główną rolę gra Agata Kulesza. O jaką produkcję chodzi?