Cztery filigranowe Japonki z Tricot wygenerowały w poniedziałek na scenie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego więcej energii, niż zrobiłby to niejeden zespół złożony z rosłych i brodatych facetów.
Koncert japońskiego zespołu w Trójmieście to wydarzenie niecodzienne. Artyści z tego zakątka świata pojawiają się tutaj niezwykle rzadko. Po pierwsze ze względu na dość wysokie koszta ich wizyty. Po drugie - spore ryzyko, które musi ponieść organizator zapraszający zazwyczaj mało znane i mające niewielu fanów w Polsce projekty muzyczne.
Prawdopodobnie gdyby nie odważny projekt Scena Odkryć prowadzony przez Gdański Teatr Szekspirowski, którego kurator pragnie prezentować niszowe zjawiska muzyczne, zespół Tricot do Trójmiasta wcale by nie przyjechał. Frekwencja na poniedziałkowym koncercie pokazała jednak, że było warto zaryzykować. Zobaczyć na żywo zespół Tricot przyszło ponad trzysta osób.
Choć Japonkom już wcześniej zdarzało się koncertować po Europie, między innymi na dużych, letnich festiwalach, prawdopodobnie większość widzów w poniedziałek widziało Tricot na żywo po raz pierwszy. Przy oszczędnym oświetleniu na scenie pojawiły się cztery filigranowe, niziutkie Japonki z twarzami ukrytymi za grzywkami.
Już po pierwszych dźwiękach gitar i perkusji można było odnieść wrażenie ogromnego dysonansu pomiędzy ich wyglądem a muzyką, którą zaczęły grać. To było uderzenie rockowej energii, którego artystkom pozazdrościć mógłby niejeden napompowany testosteronem zespół złożony z rosłych, brodatych facetów.
Z jednej strony muzyka Tricot mogła wydawać się monotonna i powtarzalna. Jednak do tej post-rockowej, czy jak kto woli - math-rockowej - transowości Japonki bardzo umiejętnie wplotły punkową energiczność i momentami wręcz popową melodyjność. Połączenie tych trzech pozornie odmiennych muzycznie światów stworzyło niezwykle szybko wpadającą w ucho mieszankę dźwiękową. Nic więc dziwnego, że pod sceną niektórzy fani nawet pogowali niczym na koncertach punkowych czy metalowych.
Przed Tricot na scenie GTS pojawił się zespół Gentleman!. Występujący od kilku lat trójmiejscy muzycy nie mieli jednak łatwego zadania. Nie dość, że większość widzów oczekiwała alternatywnych kompozycji Tricot, a nie indie-rockowych piosenek, to w dodatku akustyk zupełnie nie poradził sobie z ich nagłośnieniem. Co dziwi, bo gwiazda wieczoru nie mogła na braki w tej kwestii narzekać i brzmiała bez zarzutów.
Fani niszowej muzyki z różnych stylistycznie rejonów powinni pilnie śledzić program Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Już teraz zaplanowane są między innymi występy Coco Rosie, Mouse on the Keys czy Wild Nothing.
Początek koncertu Tricot w GTS.