• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Film jak malowany. "Twój Vincent" otworzy festiwal w Gdyni

Tomasz Zacharczuk
29 sierpnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

65 tysięcy namalowanych obrazów, ponad 120 malarzy z Polski i zagranicy, 3 tysiące litrów zużytej farby i wiele lat żmudnej pracy nad scenariuszem i realizacją. "Twój Vincent", który powstawał m.in. w Gdańsku, jest pierwszym w historii pełnometrażowym filmem stworzonym techniką malarską. Wyjątkowy film otworzy w tym roku 42. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Rozmawiamy z jego reżyserką, Dorotą Kobielą.



Tomasz Zacharczuk: Spotykamy się w miejscu nieprzypadkowym, bo w Gdyńskim Centrum Filmowym, które już za kilka tygodni stanie się areną goszczącą 42. edycję Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. "Twój Vincent" jest jednym z 17 filmów w selekcji Konkursu Głównego. Jednak jeszcze kilka lat temu, gdy powstawał pomysł na krótkometrażową animację, o takim wyróżnieniu chyba nawet pani nie myślała?

Dorota Kobiela, malarka, reżyserka i współscenarzystka filmu "Twój Vincent": Rzeczywiście pomysł stworzenia filmu narodził się około 9 lat temu. Miałam już wówczas doświadczenie filmowe, a pasję i edukację w zakresie malarstwa. Chciałam więc połączyć obie te kwestie i stworzyć krótkometrażowy debiut reżyserski. Po drodze spotkałam Hugh Welchmana, któremu pomysł bardzo się spodobał, a po zapoznaniu się z biografią Van Gogha stwierdził wręcz, że tak fantastyczny temat musi doczekać się pełnometrażowej realizacji.

Dlaczego Van Gogh?

Inspiracją były listy malarza, które czytałam będąc jeszcze w liceum, później do nich wróciłam pod koniec studiów, a tak intensywnie zaczęłam je analizować w momencie, gdy pojawił się już zarys pomysłu na krótkometrażowy film. Miałam zakreślone ulubione cytaty, a jednym z nich były słowa samego Van Gogha: "Nie możemy mówić inaczej niż tylko przez nasze obrazy". Krótkie zdanie stało się taką iskrą zapalną. Pomyślałam, dlaczego nie potraktować tego dosłownie, wziąć te obrazy, widoczne na nich postaci i dać im opowiedzieć historię człowieka, który je stworzył.

Myślę, że nie dałoby się w ten sposób opowiedzieć o żadnym innym malarzu i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Były nawet pytania dotyczące tego, którym kolejnym artystą zajmiemy się w ten sposób. To nie jest pomysł, który możemy sobie nagle przerzucić na każdego innego malarza. To, co malował Van Gogh autentycznie go otaczało i w ten sposób tworzył niejako swój portret.

"Twój Vincent" będzie opowiadał głównie o ostatnim okresie życia wybitnego malarza. Na wielkim ekranie w jego postać wcieli się jedyny polski aktor na planie, Robert Gularczyk. "Twój Vincent" będzie opowiadał głównie o ostatnim okresie życia wybitnego malarza. Na wielkim ekranie w jego postać wcieli się jedyny polski aktor na planie, Robert Gularczyk.
Portret dziwaka, szaleńca obcinającego sobie ucho, czy genialnego malarza niedocenianego za życia? Jaki jest ten filmowy Vincent Van Gogh?

Nadrzędną ideą tego filmu było udowodnić na wielkim ekranie, że człowieka nie da się opisać w kilku hasłowych zdaniach. Wydaje mi się, że to postać bardzo niejednoznaczna. Takie było zresztą założenie na etapie zarówno pisania scenariusza, jak i tworzenia samego filmu. Pokazać Van Gogha umykającego klasyfikacjom, tajemniczego, nieokreślonego do końca. Przeczytaliśmy mnóstwo materiałów na jego temat. Tej wiedzy jest tak dużo, że trudno byłoby wszystkie biograficzne fakty włożyć w ponad 80-minutowy film. Trzeba było dokonać selekcji, nieraz radykalnej. Pamiętajmy, że jest to film malowany, a więc dodatkową selekcję stanowiło wybranie odpowiednich obrazów, których Van Gogh namalował przecież mnóstwo.

Skupiliśmy się na ostatnim fragmencie życia i jego twórczości, którą można było na tym etapie określić jako dojrzałą. Sam Vincent również stał się postacią dość mocno zdefiniowaną i doświadczoną. Przeszedł przecież przez cztery nieudane kariery, zaliczył ogrom personalnych porażek i zawodów. Malarstwem zajął się na dobre dopiero w wieku 28 lat. Udowodnił tym samym, że nawet w tak późnym wieku można odnaleźć pasję i swoje przeznaczenie, pomimo dotychczasowych rozczarowań. Chcieliśmy pokazać Van Gogha inspirującego, odważnego, poświęconego malowaniu, który wolność odnalazł w bardzo trudnym momencie swojego życia.

"Twój Vincent" malowany jest obrazami, a tych powstało przeszło 65 tysięcy, w których tworzenie zaangażowanych było ponad stu malarzy z kilkunastu krajów na całym świecie. Jak udało się ich skompletować i przede wszystkim skoordynować ich drobiazgową nieraz pracę?

Rzeczywiście to było wielkie wyzwanie, ale jednocześnie idea, dzięki której udało się stworzyć coś niezwykłego. Na początku chcieliśmy wykorzystać animatorów malarskich. Okazało się jednak, że jest ich stosunkowo mało, a dodatkowo wielu z nich zaangażowanych było we własne projekty. Odwróciliśmy więc koncepcję - weźmiemy artystów malarzy, którzy będą musieli nauczyć się zasad animacji i dostosować tę wiedzę do własnego warsztatu. Wpłynęło do nas ogromnie dużo portfolio. Przejrzeliśmy chyba kilka tysięcy zgłoszeń. Następnie wyselekcjonowaliśmy grupę, którą zaprosiliśmy na testy. Przez 3 dni sprawdzaliśmy, czy nasi kandydaci czują technikę Van Gogha, rozumieją jego twórczość i widzą, na czym polegać będzie tworzenie filmu.

Malarze w Polsce bardzo szybko nam się skończyli (śmiech). Trzeba było więc sięgnąć po zagraniczne wsparcie. Najpierw przyjechała do nas grupa artystów z Ukrainy. Potem dołączyła Grecja. To już było spore zaskoczenie. Największe jednak dopiero nadchodziło. Gdy grupa sympatyków Douglasa Bootha [jeden z aktorów grających w filmie - przyp. red.] wrzuciła do sieci viralowy trailer, zostaliśmy zasypani tysiącami zgłoszeń z całego świata - USA, Kanady, Indii, Japonii. Istne szaleństwo, a jednocześnie ogromna przyjemność współpracy. Jednocześnie spory wysiłek, bo codziennie trzeba było sprawdzać klatka po klatce ich twórczość oraz kontrolować, czy cały czas zachowany jest klimat dzieł Van Gogha.

Oprócz malarzy w produkcję filmu zaangażowanych było również kilkudziesięciu aktorów. Ich ruchy, gesty i słowa nagrano, następnie zmontowano, a później każdy kadr został drobiazgowo namalowany przez odpowiedniego malarza. Na zdj. znany m.in. z serialu "Gra o tron" Jerome Flynn, który w "Vincencie" wciela się w postać doktora Gacheta. Oprócz malarzy w produkcję filmu zaangażowanych było również kilkudziesięciu aktorów. Ich ruchy, gesty i słowa nagrano, następnie zmontowano, a później każdy kadr został drobiazgowo namalowany przez odpowiedniego malarza. Na zdj. znany m.in. z serialu "Gra o tron" Jerome Flynn, który w "Vincencie" wciela się w postać doktora Gacheta.
Praca malarzy i wykorzystywane do produkcji obrazy to tylko jeden z wielu etapów tworzenia filmu.

Zgadza się. Najpierw oczywiście skrupulatnie i mozolnie rozpisywaliśmy cały film na poszczególne sceny i modyfikowaliśmy scenariusz. Pierwszym etapem była praca z aktorami. Później montaż całego filmu. Następnie każde nakręcone i zmontowane ujęcie było przydzielane odpowiedniemu malarzowi. Jedno ujęcie to jeden obraz, który był fotografowany w technice stop-motion. Taka klatka była malowana od dwóch do nawet sześciu godzin. Nasi malarze musieli wykazywać się niezwykłą cierpliwością i opanowaniem. Jedno ujęcie pewien chłopak malował aż sześć miesięcy!

Stworzyliście chyba najwolniejszą metodę robienia filmu.

Oj tak (śmiech). Film był przecież nakręcony i zmontowany, a tu przychodzi etap postprodukcji, który trwa aż dwa lata! Nie dałoby się jednak zrobić go inaczej. Ten film miał opowiadać malarstwem.

Misterna praca malarzy to jedna rzecz, ale równie ważny był wysiłek aktorów. Na planie pojawili się m.in. znany z "Gry o tron" Jerome Flynn, Aidan Turner, który zagrał w trylogii "Hobbita" i serialu "Poldark", czy mimo młodego wieku uznana już aktorsko Saoirse Ronan. Jak pracowało się w takim towarzystwie?

Niezwykłe wyzwanie. Był to mój debiut i po raz pierwszy stałam w ogóle na planie filmowym takiej produkcji, w dodatku w Wielkiej Brytanii i w asyście takich znakomitości! W pierwszym momencie cała sytuacja mocno mnie usztywniała i w pewien sposób stresowała. Praca z aktorami była jednak zaskakująco płynna, mimo że niektórzy scenariusz dostali zaledwie tydzień lub dwa dni przed zdjęciami. Byli niesamowicie zaangażowani i ogromnie ciekawi tego, jak będą wyglądać namalowani. Każdy z nich to wybitny profesjonalista. Saoirse, na przykład, przychodziła na plan i znała każdą linijkę tekstu bez jakiegokolwiek zająknięcia i chwili wahania. Lepszego debiutu reżyserskiego nie mogłam wymarzyć.

Trudności zapewne się jednak pojawiały. Z czym były związane?

Głównie z kwestiami technicznymi. Robiliśmy przecież film animowany, jakiego jeszcze nikt nie nakręcił. Mieliśmy bardzo doświadczoną ekipę, która często musiała radzić sobie z problemami, na które nie było odpowiedzi. Wszystko przecież robiliśmy pierwszy raz. Więc owszem, pojawiały się problemy z oddaniem perspektywy na obrazach Van Gogha, z odpowiednim oświetleniem, czasami ze zbyt szybko lub za wolno wysychającą farbą. Cała masa niespodziewanych komplikacji, ale na szczęście żadna z nich nie była w stanie nas zastopować na jakiś dłuższy okres. Nieoceniona była też pomoc drugiego reżysera, Hugh Welchmana, z którym współpracowało się znakomicie i nawet ani razu się nie pokłóciliśmy (śmiech). Największe spory toczyliśmy na etapie pisania scenariusza, który zmieniał się nawet kilkukrotnie, około 7-8 razy.

Okres postprodukcji filmu trwał ponad dwa lata. Artyści-malarze zakontraktowani na potrzeby produkcji pracowali m.in. w Gdańsku. Zdjęcia z udziałem aktorów kręcono w Wielkiej Brytanii. Okres postprodukcji filmu trwał ponad dwa lata. Artyści-malarze zakontraktowani na potrzeby produkcji pracowali m.in. w Gdańsku. Zdjęcia z udziałem aktorów kręcono w Wielkiej Brytanii.
Widzowie z Trójmiasta zapewne już nie mogą doczekać się pokazu filmu podczas festiwalu w Gdyni, który to zresztą "Twój Vincent" otworzy. Niektórzy mieli już jednak przyjemność uczestniczenia w seansie. Gromkie brawa na festiwalu w Annecy i tamtejsza nagroda publiczności czy bardzo pozytywne przyjęcie filmu podczas Nowych Horyzontów we Wrocławiu to chyba dowód na to, że wasza praca przypadła do gustu fanom kina?

Póki co jest chyba pozytywnie (śmiech). Na pewno kolosalne wrażenie zrobiła na mnie reakcja na festiwalu w Annecy. Przepiękne i wzruszające jednocześnie ukoronowanie naszej pracy. Ogromnie zaskoczyło mnie również bycie w głównym konkursie w Gdyni. Zawsze jeździłam na ten festiwal, uwielbiam go, ale nigdy nie widziałam tu filmu animowanego. Nagle nie dość, że taki film się pojawi, to w dodatku jest to mój film. Ogromne zaskoczenie i wielka radość. Tym razem będę mogła uczestniczyć w imprezie nie tylko z perspektywy publiczności, ale i jako twórca.

Pochlebnych recenzji nie brakuje, co więcej, pojawiają się nawet głosy o nominacji do Oscara. Czy tworząc "Vincenta" mieliście świadomość, że pracujecie nad wyjątkowym dziełem, które być może doczeka się najwyższych laurów?

W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że to jest ważny film, bo bierzemy się za ikonę malarstwa, sztuki, kultury. Ta waga jednak nie wynikała z rozważań nad Oscarem czy Złotymi Lwami. Najważniejsza była odpowiedzialność za pokazanie Van Gogha i z tej perspektywy czuliśmy, że tworzymy coś wyjątkowego. Zupełnie nie mam głowy do nagród filmowych. Szczególnie, że ciężko nasz film zaklasyfikować - bo czy jest to wciąż film aktorski, czy już animowany? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć i z takim dylematem zapewne będzie musiało poradzić sobie jury niejednego festiwalu, o ile oczywiście "Twój Vincent" doczeka się takich zaszczytów. Największą wartość będzie miała opinia widzów, bo przecież filmowiec tworząc swoje dzieło nastawia się głównie na publiczność. Mam świadomość, że "Vincent" nie jest łatwym, typowym filmem. Wymaga na pewno większego skupienia i tolerancji ze strony widza. Mamy jednak nadzieję, że naszą pracę wykonaliśmy na tyle dobrze, że odbiór nie przysporzy żadnych problemów.

"Twój Vincent" to pierwszy na świecie pełnometrażowy film stworzony techniką malarską. Na potrzeby produkcji ponad 120 malarzy z Polski i zagranicy namalowało 65 tysięcy obrazów. W ponad 80-minutowym filmie będzie można zobaczyć ponad 120 dzieł Vincenta Van Gogha. "Twój Vincent" to pierwszy na świecie pełnometrażowy film stworzony techniką malarską. Na potrzeby produkcji ponad 120 malarzy z Polski i zagranicy namalowało 65 tysięcy obrazów. W ponad 80-minutowym filmie będzie można zobaczyć ponad 120 dzieł Vincenta Van Gogha.
Z pewnością jednym z takich najważniejszych sprawdzianów będzie premiera filmu w Holandii. Stres w ojczyźnie Van Gogha będzie chyba jeszcze większy niż podczas dotychczasowych pokazów?

Każda premiera wiąże się z ogromnymi emocjami. W Annecy, gdy szłam zza kulisów na scenę myślałam, że zemdleję (śmiech). W Polsce również tremy nie brakuje, zwłaszcza, że tu dochodzi jeszcze kwestia dubbingu i tego, w jaki sposób przyjmie go publiczność. Sama jestem akurat tego elementu bardzo ciekawa, bo nie miałam jeszcze okazji zobaczyć dubbingowej wersji na wielkim ekranie. W Holandii premiera będzie w Muzeum Van Gogha. To już będzie totalny stres (śmiech) i ogromna odpowiedzialność. A jednocześnie to bardzo fajne miejsce na pokaz "Vincenta", bo reakcja publiczności być może nie będzie całkowicie związana z jakością filmu, ale równie istotna będzie twórczość samego Van Gogha i rozpoznawanie w każdym kadrze choć fragmentów jego dzieł. Holenderskiej widowni myślę, że bardziej będzie zależeć na malarskiej treści niż na filmowej formie, a dla nas będzie to z pewnością ciekawe doświadczenie. Niedługo również wyjeżdżamy na promocję do Stanów Zjednoczonych. Specjalną premierę przygotowano też w Paryżu w Muzeum d'Orsay.

Żmudna, skomplikowana, niezwykle czasochłonna praca nad filmem, ale chyba okraszona ogromną satysfakcją?

Dziewięć lat temu siedziałam w malutkim pokoiku na poddaszu w Łodzi, jadłam jabłko, piłam wino i tak sobie wymyśliłam moją krótkometrażową opowieść o Van Goghu (śmiech). Za chwilę jadę do Los Angeles, a mój film zobaczą widzowie Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni. To wszystko, w perspektywie tych skromnych, łódzkich planów, zakrawa na jakiś absurd i istne szaleństwo. Satysfakcja jest jednak ogromna, podobnie jak radość. Najważniejsze jednak jest to, aby "Vincenta" pokochali widzowie. Aby pod wpływem filmu zapoznali się z jego obrazami, a może nawet pojechali do Amsterdamu do Muzeum Van Gogha i odkryli, jak genialnym był on artystą.

Film

6.9
74 oceny

Twój Vincent (35 opinii)

(35 opinii)
animacja, biograficzny

Miejsca

Opinie (22)

  • Wszystko pięknie (7)

    Film będzie zgarniał nagrody na całym świecie, krytycy będą fetowali powiew oryginalności w zdominowanym przez grafikę komputerową świecie, a nikt się nie zająknie o sztabie malarzy, którzy sześć dni w tygodniu przez minimum 9 godzin dziennie ślęczeli nad kadrami za nędzne pensje (wiadomo, Brytyjczykom taniej wynająć rzemieślników w Polsce), stale trzymani w niepewności czy są wystarczająco dobrzy i wydajni w tej taśmowej robocie i czy przedłużą z nimi (nędzne) umowy na następne miesiące. Oglądając skończony film poświęćmy im myśl czy dwie

    • 22 26

    • (2)

      To dlaczego wybitni malarze połakomili się na tak "nędzne" umowy ? Może powinni zmienić zawód ? Wybacz, ale mam niejasne wrażenie, że masz kłopoty z czytaniem. W artykule jest mowa o pracy tych malarzy. Autor czyni to bez jąkania się. Oczekujesz taniego sentymentalizmu? W czasie oglądania filmu mam zacząć roztkliwiać się nad rzeszą bezimiennych statystów, którzy uczestniczą w wielkich produkcjach i dostają za to marne pieniądze ?

      • 22 3

      • (1)

        Statyści nie tworzą filmu, w Polsce wielkie produkcje z ogromną ilością statystów zdarzają się rzadko. "Loving Vincent" NIE powstałby w takiej postaci bez malarzy, którzy rzeczywiście są tu traktowani jako anonimowa rzesza pędzli będących przedłużeniem rąk :) Doceńmy ich!

        • 3 3

        • Oczywiście, że doceniamy, ale nie w kontekście jaki proponuje autor lub autorka wpisu. Ten wyzysk i obraz wręcz niewolniczej pracy nie przemawia do mojej wyobraźni. Budzi odruchy, które opisałem powyżej.

          • 6 1

    • można podziwiać umiejętności ale na Boga, proponuję im nieco nauki podstawowych działań matematycznych. Po przeliczeniu czasu praca w biedronce okaże się bardziej dochodowa.
      Szanujcie się bo nikt tego za Was nie zrobi.

      • 4 10

    • Czytając wywiad z reżyserka Twoje obawy wydają mi się nieuzasadnione. Już bardziej martwiła bym się o aktorów których twarze ( nie-twarze) będą postimpresjonistycznie zamalowane

      • 5 0

    • Przestań bredzić!!!

      • 7 0

    • Wydaje mi się ze przy tego typu dziele chyba każdy będzie miał jednak na uwadze prace artystów - plastyków , szczególnie ze liczba obrazów jak również samych malarzy i czasu poświęcanego stronie graficznej jest imponująca

      • 2 0

  • Do tego powyżej. (1)

    Oglądałem dokument o malarzach w Szanghaju malujących taśmowo "van Goghi" itp. Nie tylko polscy malarze robią takie ślęczenie a nasi mieli to okazjonalnie, zaś w takich Chinach odbywa się to latami.

    Ktoś kto wybrał zawód artysty-malarza musi mieć świadomość, że to tak jak z piłkarzami - jeden z tysięcy zrobi jakąś karierę, a 99.9% trenujących dzieciaków musi się przekwalifikować bo piłkarzami zawodowymi nie zostanie.

    • 20 0

    • porównujesz rzemiosło do pracy twórczej a to nieporozumienie.
      Podobnie jak karierę do sukcesu artystycznego.
      Do jednego potrzebne są pieniądze do drugiego akceptacja i uznanie.
      Malarstwo to nie zawód chociaż pozwala zarabiać.

      • 2 6

  • Mogę taki zrobić w 15 minut

    Najdłużej mi zajmie pobranie aplikacji z algorytmem google

    • 2 19

  • Vincent nigdy nie paaaatrz na mnie takim wzrokieeeem.... A film świetny mimo to

    • 4 0

  • "czasami ze zbyt szybko lub za wolno wysychającą farbą" (4)

    Co za jełop wymyślił, aby do komputerowej animacji używać prawdziwej farby zamiast malować na tabletach/monitorach farbą cyfrową? Ile hektolitrów farby wylano i gdzie konkretnie je wylano?

    • 3 23

    • może dlatego, że miało być malarsko a nie cyfrowo?

      • 15 0

    • świat pełen jełopów tylko nieliczni mądrzy i elokwentni, w nich cała nadzieja....

      • 5 1

    • Jesteś tak bezdennie głupi sam z siebie czy udajesz? (1)

      • 2 0

      • Pamietajmy ze jesteśmy w dziale Kultura. Mniej bluzgow więcej meritum i szacunku. Pozdrawiam

        • 4 0

  • Są takie niezwykłe projekty w kinematografii

    Jak np. proces zupełnie odwrotny w wykonaniu Lecha Majewskiego "Młyn i krzyż" wg. Pietera Bruegla. Tam zamiast przenosić film na malunek ożywiono obraz.

    • 11 0

  • Ja już go kocham

    Jak tylko przeczytam kilka lat temu, że ten film powstaje, nie mogę się doczekać premiery. Z góry dziękuję twórcom.

    • 12 0

  • (1)

    Czapki z głów !

    • 9 0

    • Ogromny szacunek i podziw dla reżyserki za kształt tego dzieła jak również podążanie za sobą i swoimi marzeniami. Pozdrawiam

      • 2 0

  • Nareszcie mamy dobra władzę. Za PO nic się nie działo. PiS jeszcze dużo pokaże. Będziemy w końcu liczyć się na świecie .

    • 1 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych (2 opinie)

(2 opinie)
15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (11 opinii)

(11 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Co oznacza, kiedy swędzi nas lewa strona nosa?