- 1 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (246 opinii)
- 2 Czy marihuana powinna być legalna? (155 opinii)
- 3 Po 30 latach Kaliber 44 wciąż zachwyca (39 opinii)
- 4 Afera o kolekcjonerską monsterę (60 opinii)
- 5 Skecz o urokach jazdy obwodnicą (63 opinie)
- 6 Planuj Tydzień: koncerty i wiosenne targi (13 opinii)
Finaliści konkursu Wieniawskiego oczarowali publiczność
W piątkowy wieczór w Filharmonii Bałtyckiej wystąpili finaliści tegorocznego Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego - zwyciężczyni Weriko Czumburidze, Richard Lin (V nagroda) oraz jedyna Polka w finale, Maria Włoszczowska (VI nagroda) z towarzyszeniem Orkiestry PFB pod dyr. Mirosława Jacka Błaszczyka.
Pierwsza edycja Międzynarodowego Konkursu Skrzypcowego im. Henryka Wieniawskiego odbyła się w 1935 r. w Warszawie, dokładnie w setną rocznicę urodzin kompozytora. Kolejne edycje miały odbywać się co pięć lat, jednak II wojna światowa pokrzyżowała plany. Drugi konkurs zorganizowany został w 1952 r., po 17 latach, w Poznaniu. Od tej chwili impreza odbywa się regularnie, co pięć lat, w Auli poznańskiego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Przez lata konkurs Wieniawskiego był postrzegany jako wydarzenie o wysokim prestiżu, jednak tegoroczna edycja wzbudziła więcej kontrowersji niż zachwytu. Krytycy podawali w wątpliwość nie tylko umiejętności zakwalifikowanych uczestników, ale również werdykt jury. Choć ciężko opowiedzieć się po którejkolwiek ze stron po wysłuchaniu raptem trojga uczestników, piątkowy koncert w Filharmonii Bałtyckiej pokazał, że różnice w poziomie prezentacji były znaczne.
Już sam program robił wrażenie, bo znalazły się w nim jedne z najciekawszych koncertów skrzypcowych w historii muzyki. Na początek wysłuchaliśmy Koncertu skrzypcowego D- dur op. 77 J. Brahmsa w wykonaniu Marii Włoszczowskiej. Nie ma sensu omawiać walorów owego dzieła, jeśli wykonanie pozostawiało tak wiele do życzenia. Zagrana schematycznie, chwilami wręcz chaotycznie, kompozycja w wykonaniu Włoszczowskiej nie zrobiła na mnie większego wrażenia, pozostawiając niedosyt. Choć orkiestra pięknie muzykowała i próbowała nawiązać dialog ze skrzypcami, solistka pozostawała oporna i mechanicznie odtwarzała zapis nutowy. Gdyby był to koncert abonamentowy, najprawdopodobniej byłabym usatysfakcjonowana, choć nie zachwycona. Czy jednak było to wykonanie na miarę zakwalifikowania się do konkursu Wieniawskiego, że o finale nie wspomnę? To pytanie pozostawię bez odpowiedzi.
Po Marii Włoszczowskiej na scenę wkroczył reprezentujący USA Richard Lin, momentalnie ratując sytuację. Jego interpretacja II Koncertu skrzypcowego d-moll nr 2 op. 22 Henryka Wieniawskiego miała w sobie nie tylko to, co w "Wieniawskim" powinno się znaleźć, czyli perfekcję techniczną i wirtuozerię, ale i to, czego do Brahmsa nie włożyła Włoszczowska - emocjonalne piękno. Wisienką na torcie była współpraca z orkiestrą - Lin nieustannie kontrolował sytuację, pozostawał w kontakcie z dyrygentem i nawet jeśli wdrażał swoje własne wizje interpretacyjne, dawał Błaszczykowi czas na "ogarnięcie" i wprowadzenie orkiestry. Publiczność była pod wrażeniem i po zakończeniu utworu natychmiast poderwała się z miejsc, nagradzając artystę owacją na stojąco oraz okrzykami zachwytu.
Drugą część piątkowego wydarzenia wypełniło wykonanie Koncertu skrzypcowego a-moll nr 1 op. 77 Dymitra Szostakowicza. Tegoroczna triumfatorka Konkursu Wieniawskiego, Weriko Czumburidze, miała jednak dość ekspansywną wizję interpretacyjną, w którą nie zamierzała włączyć Orkiestry PFB. Faktem jest, że grała precyzyjnie, wyraziście i ekspresyjnie, jednak często zapominała o tym, że koncert został napisany również na orkiestrę. Każde kolejne wejście realizowała we własnym tempie, w oderwaniu od "reszty świata". Dyrygent walczył co sił, żeby utrzymać nad tym wszystkim kontrolę i na szczęście z niezłym skutkiem. Tylko czy na takiej "walce" naprawdę polega muzykowanie? Po zakończonym występie publiczność nagrodziła artystkę owacją na stojąco i doprosiła się bisu - zabrzmiało Adagio z Sonaty g - moll Jana Sebastiana Bacha (wolne części z utworów Bacha zagrali na bis również Lin i Włoszczowska).
Piątkowy koncert był niewątpliwie ucztą dla ucha. Publiczność była wyciszona i skupiona nie mniej niż sami artyści, a emocje na wypełnionej do ostatniego miejsca widowni PFB niejednokrotnie sięgały zenitu. Największe owacje, moim zdaniem słusznie, otrzymał Lin, choć i prezentacja Czumburidze została oceniona przez publiczność bardzo życzliwie - publiczność nie tylko klaskała i krzyczała, ale i tupała z zachwytu.
Znakomicie spisała się również Orkiestra PFB, fantastycznie prowadzona przez Mirosława Jacka Błaszczyka. Maestro miał kontrolę nad każdym rubatem, każdą zmianą tempa, a jego wskazówki momentalnie były realizowane przez orkiestrowych muzyków. Wykonanie II Koncertu Wieniawskiego w porównaniu z tym, co usłyszeliśmy w kwietniu br., było krokiem milowym.
Miejsca
Wydarzenia
Opinie (12)
-
2016-11-05 17:26
Nie byłam, więc się wypowiem :-) (1)
Veriko ma swoją wizję koncertu i wystarczyło wysłuchać jej wykonania w Poznaniu, żeby wiedzieć, że tempo w niektórych momentach może być dla orkiestry zabójcze :-) Jeszcze bardziej żałuję, że nie udało mi się kupić biletu...
- 10 0
-
2016-11-05 21:14
następnym razem nie zrażaj się brakiem biletu i przyjdź przed koncertem po wejściówkę ;)
Ja kupiłem jakies 30 minut przed koncertem, a miejsc na chórze było jeszcze sporo. Może widoczność ograniczona, ale słychać wszystko było znakomicie.
- 4 0
-
2016-11-05 18:41
Brawo orkiestra...naprawde mily wieczor..
- 6 0
-
2016-11-05 18:57
Brawo !
- 3 0
-
2016-11-05 22:18
I znowu dwie największe gwiazdy, czyli Bomsori Kim i Seiji Okamoto olały Gdańsk (1)
To samo miało miejsce po konkursie chopinowskim. No cóż... Pominę już, że żaden z laureatów nie zdecydował się na wybór I Koncertu Wieniawskiego, trudniejszego technicznie (o Paganinim nie wspominając).
- 2 1
-
2016-11-06 01:49
Co do Bomsori Kim - zgoda, gwiazda i talent.
Ale żeby gwiazda nazwac tego pajaca?
- 3 0
-
2016-11-05 23:59
"oczarowali publiczność"
Kolejna recenzja na portalu z tym tytułem.
Macie jakieś gotowce, czy ubogie zasoby leksykalne?- 5 4
-
2016-11-06 00:19
(4)
Pani Maria - powinna przesłuchać swoje nagrania sprzed 5 lat. Usłyszeć tą świeżość interpretacji i jednocześnie moc wykonania. Trochę "zapomnieć" o kursach mistrzowskich i nieco się "odmanierować". I będzie dobrze. Przecież nie można Jej odmówić ani talentu, ani techniki, ani w końcu zapomnieć o pracy którą włożyła w przygotowanie TAKIEGO programu jak na konkurs Wieniawskiego. Artysta nie może być niewolnikiem żadnego Maestro. Musi być jak pasożyt - wyssać co najlepsze i dalej iść własną drogą...
Pan Richard - no cóż. Wykonanie perfekcyjne, włącznie z trudną (chyba) dla Azjaty zmienną agogiką ronda w 3 części Wieniawskiego, jak i z obiektywnie niełatwą zmianą tonacji (D-dur) z zachowaniem spójności sonorystycznej. Generalnie - młody, profesjonalny perfekcjonista. Oby tylko nie przekształcił się w robota wykonawczego.
Nie zgadzam się z Panią Redaktor w ocenie występu Pani Weriko. Owszem, jest to osobowość ekspansywna, ale w granicach przyzwoitości. Nic agresywnego nie było w Nokturnie. Wręcz przeciwnie - oniryczny i nieoczywisty dźwięk Jej skrzypiec był wręcz prowadzony przez orkiestrę. Piękne dialogowanie z tubą i kontrafagotem - to był przecież pokaz współpracy solista-orkiestra!. Rubata w Scherzo - tu można by się zgodzić z opinią Pani Redaktor, gdyby nie jedno. Otóż (moim zdaniem) niemożliwym jest, by orkiestra tak precyzyjnie reagowała na takie zmiany. To musiało być uzgodnione i przećwiczone. A efekt... Vox populi vox Dei! :-)
Passacaglia - to "podprowadzenie" do kadencji. Kadencja zaś i Burleska - to już niewątpliwie "własność" solisty. Pani Weriko doskonale dała to do zrozumienia - ot i wszystko. Inna sprawa, że Jej interpretacje dużych form wymagają towarzystwa więcej niż doborowego.
I takim też towarzystwem była tego wieczoru Orkiestra PFB! Wielki szacunek dla Muzyków i Dyrygenta.- 16 4
-
2016-11-06 07:33
(1)
Fetyszyzm?
- 0 1
-
2016-11-06 11:33
Kretynizm?
- 0 0
-
2016-11-07 00:24
Niestety (1)
Nic nie było uzgodnione i przeciwiczone, bo Veriko niestety nie panuje nad swoja emocjonalnoscia, jest wulkanem ognia ktory nie wiadomo gdzie kiedy i jak wybuchnie. Dlatego granie z nia bylo ekstremalnie trudne i momentami ocieralo sie o zupelne rozminiecie. Dorabianie tak gornolotnych teorii nijak sie ma do rzeczywistosci, trzeba tylko ta rzeczywistosc znac.
- 1 1
-
2016-11-07 11:48
Pewnie że trzeba znać. Opowiesz trochę o tej rzeczywistości? Wiesz, inaczej rzecz wygląda z pozycji widza, a inaczej z pozycji twórcy. Wybacz proszę zatem te "górnolotne teorie".
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.