- 1 Ludzie, gdzie wy tak łazicie!? (104 opinie)
- 2 Kolejny szum medialny dotyczący "365 dni" (18 opinii)
- 3 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (563 opinie)
- 4 Oceniamy nowe topowe seriale (59 opinii)
- 5 Spotkali się w szczytnym celu (7 opinii)
- 6 Back to black. Amy nie chciałaby tego oglądać (36 opinii)
Grafiki, które budzą grozę. Wywiad z Krzysztofem Wrońskim
- Swój styl określiłbym jako folk horror. Jest to pojęcie dobrze znane w literaturze i filmografii brytyjskiej, mocno eksplorującej mit dzikiej, nawiedzionej przeszłością prowincji, gdzie groza kryje się w samym krajobrazie, utrwalona w wiejskich podaniach i dawnych historiach - mówi muzyk i grafik Krzysztof Wroński, którego rysunki znalazły się na koszulkach popularnej firmy odzieżowej.
Łukasz Stafiej: Chciałoby się powiedzieć, że współczesny człowiek renesansu z ciebie. Jesteś doktorantem studiów humanistycznych, tworzysz muzykę, piszesz książki i wreszcie - rysujesz. Kim jest Krzysztof Wroński?
Krzysztof Wroński: Zaczęło się w liceum, od perkusji. Trochę z przypadku, bo tak naprawdę zawsze chciałem grać na gitarze, a że moi koledzy potrzebowali do swojego zespołu perkusisty, zostały mi pałeczki. Przez ostatnie lata grałem w kilkunastu składach (Ląd Morze Ląd, Marla Cinger, Black Mynah, 1926, Pomelo Taxi, trans-syberia, Czechoslovakia). Najdłużej gram w Kiev Office, w październiku tego roku minie dziesięć lat, od kiedy dostałem angaż. Poza muzyką mocno siedzę w literaturze grozy i historii lokalnej, czego wynikiem jest moja książka "Czarny bóg" i kilka opowiadań. Z zainteresowania historią wyszły moje studia doktoranckie historii, a z historii i grozy wyrosło też i moje rysowanie.
Wybór stalówki i tuszu to poniekąd też wynik moich zainteresowań historycznych. Uwielbiam ryciny i drzeworyty z XVI i XVII wieku i mogę spędzać długie godziny podziwiając i analizując ich technikę wykonania i kreskę.Rysowanie daje ci najwięcej frajdy? Jak doszło do tego, że archeolog zajął się grafiką?
Praca z ilustracjami daje nie tylko frajdę, ale i bardzo wycisza, nawet jeśli termin goni. Takiego spokojnego dłubania, szczególnie nad wielkoformatowymi ilustracjami nie zamieniłbym z niczym. A archeolog zajął się grafiką trochę z potrzeby - w ramach mojego doktoratu opracowuję architekturę zamkową i kilka lat temu chciałem się podszkolić w grafice 3D. Skończyło się na tym, że programy typu Blender i 3ds Max pozostały dla mnie tajemnicą, ale moi wykładowcy zwrócili uwagę, że nieźle mi idzie rysowanie (a ostatnimi moimi rysunkami były chyba scenki z "Władcy Pierścieni" nabazgrane w gimnazjum). Wtedy też zaprojektowałem okładkę do płyty "Statek Matka" Kievów z 2014 roku i od tego czasu coraz więcej czasu poświęcałem grafice, a rzeczą, która dała mi naprawdę mocnego kopa, była współpraca z wydawnictwem Vesper i tłumaczem Maciejem Płazą nad ilustracjami do tomu opowiadań H. P. Lovecrafta.
Ponad twórczość cyfrową przekładasz tworzenie grafik piórem i tuszem. Dlaczego wybrałeś akurat tę technikę? Co jest w niej takiego pociągającego?
Wybór stalówki i tuszu to poniekąd też wynik moich zainteresowań historycznych. Uwielbiam ryciny i drzeworyty z XVI i XVII wieku i mogę spędzać długie godziny podziwiając i analizując ich technikę wykonania i kreskę. Powoli się też przymierzam do linorytu i miedziorytu. Samo rysowanie piórem i tuszem jest dla mnie w pewien sposób rytuałem. Nabieram tusz na stalówkę, rysuję linie, kropki, tusz się kończy. I od nowa. Trochę jak mantra, szczególnie przy tworzeniu powtarzających się elementów, cieniowań czy tekstur. Kiedy w tle do pracy poleci jakaś snująca się muzyka (z reguły ambienty lub soundtracki, ostatnio dużo słucham Williama Ryana Fritcha), znikam na całe godziny.
To musi być bardzo wymagające i trudne zajęcie.
Oczywiście rysując stalówką szansa na popełnienie błędu lub zrobienie kleksa, którego się nie cofnie, jest spora, ale to też część przyjemności z rysowania tuszem. Trzeba być ostrożnym, albo dobrze markować błędy. Na początku, kiedy przeskakiwałem z rysowania cienkopisami na stalówkę, bałem się trochę. Szczególnie, że w podstawówce moja przygoda z wiecznym piórem skończyła się po połamaniu dwóch stalówek w ciągu kilku dni. Na szczęście rysowanie stalówką idzie mi lepiej niż pisanie, a większym niebezpieczeństwem okazały się dwa koty, które nie raz były zamieszane w wylanie zawartości kałamarza na stół kreślarski.
Folklor pomorski, szczególnie jego ciemniejsza część, jest stosunkowo słabo eksplorowany. Mnie najbardziej pociągają te elementy, o których już się nie do końca pamięta - mieszanka wierzeń i podań słowiańskich i germańskich, z mieszanką elementów pogańskich i chrześcijańskich.Jaka tematyka pociąga cię najbardziej?
Tworząc autorskie ilustracje inspiruję się przede wszystkim dawnym folklorem Pomorza i literaturą grozy. Folklor pomorski, szczególnie jego ciemniejsza część, jest stosunkowo słabo eksplorowany. Mnie najbardziej pociągają te elementy, o których już się nie do końca pamięta - mieszanka wierzeń i podań słowiańskich i germańskich, z mieszanką elementów pogańskich i chrześcijańskich. Najlepiej czuję się schodząc ze szlaków i szukając dawnych śladów przeszłości - pozostałości opuszczonych wiosek, dworów, cmentarzy. Koncepty, nie tylko graficzne, ale i pisarskie pojawiają się same.
Wiele pomysłów jest też inspirowanych literaturą grozy - zawodowo zajmuję się też projektowaniem okładek i ilustracji do książek tego gatunku, więc jednocześnie mam świetną możliwość realizować się artystycznie. Dużą inspirację czerpię też z filmów grozy. Preferuję snujące się gdzieś na granicy szaleństwa i okultyzmu slowburnery, w rodzaju "Blackcoat's Daughter", "Dark Song", "Kill List", "Sauna", "The Field in England" czy "The Witch".
Swój styl określiłbym jako folk horror. Jest to pojęcie dobrze znane w literaturze i filmografii brytyjskiej, mocno eksplorującej mit (czy wręcz kult) dzikiej, nawiedzionej przeszłością prowincji, gdzie groza kryje się w samym krajobrazie, utrwalona w wiejskich podaniach i dawnych historiach.
W jakiej formie można zobaczyć twoje prace?
Większość moich prac jest przeznaczona do druku - są to okładki płyt (głównie alternatywa i cięższe klimaty), postery, wzory na koszulki, ale przede wszystkim okładki książek i ilustracje do nich. Dotychczas pracowałem m.in. nad drugim tomem opowiadań H. P. Lovecrafta "Przyszła na Sarnath zagłada" wydawnictwa Vesper czy bardzo ciekawą serią "Biblioteka Grozy" wydawnictwa C&T. Moje projekty można podejrzeć na stronie internetowej www.wronski-artwork.pl. Zdarza się nawet, że ilustracje zaczynają nowe życie jako tatuaże.
Najnowsze wcielenie twoich grafik to nadruki na koszulkach firmy odzieżowej Medicine.
Dzięki współpracy z Medicine udało się zrealizować pomysł, który bardzo długo siedział w mojej głowie. Kolekcja "Elder Terrors" to, krótko mówiąc, pomorskie strachy. Takie, o których mówiło się sto, sto pięćdziesiąt lat temu, przy opowiadaniu których ludziom włos jeżył się na głowie. Są to często zapomniane lub mało znane legendy i podania o czarownicach, dzikich łowach, olbrzymach, duchach i demonach pochodzące w większości z obszaru między Lęborkiem a Koszalinem, zbierane przed ponad wiekiem wśród najstarszych mieszkańców tamtejszych okolic.
Legendy przedstawione w "Elder Terrors" były na wpół zapomniane już wówczas, ponad sto lat temu, i dlatego chciałem je zaprezentować w jeszcze starszej formie.Jak je odnalazłeś?
Przesiałem kilkanaście książek, aby znaleźć te najbardziej niepokojące i najlepiej oddające charakter dawnego pomorskiego folkloru. Legendy przedstawione w "Elder Terrors" były na wpół zapomniane już wówczas, ponad sto lat temu, i dlatego chciałem je zaprezentować w jeszcze starszej formie. Inspirując się ikonografią z XVI i XVII wieku wplotłem w ilustracje lokalne smaczki z epoki - można tam znaleźć sztandar pogrzebowy książąt pomorskich, bogate stroje landsknechtów, kościoły, dwory i wiejskie chaty. Z zespołem Medicine doszliśmy też do wniosku, że skoro tematem są konkretne legendy, fajnym akcentem będzie dodać do każdego wzoru krótką historię. Przygotowałem więc streszczenia poszczególnych opowieści, czasami je lekko podkręcając. A dla dociekliwych - na końcu każdej z nich znajduje się źródło.
Jak doszło do tej współpracy?
Same początki mojej współpracy z Medicine niczym nawiedzone pomorskie lasy owiewa mgła tajemnicy. Myślę jednak, że pewien wpływ mógł mieć stworzony przez Medicine bank grafik, gdzie każdy może wgrać swoją ilustrację (www.bank.wearmedicine.com).
Planujesz dalej współpracować z firmami modowymi?
Z chęcią zaprojektowałbym jeszcze jakieś wzory na odzież, ale pomysłów jest więcej, kolejnych inspiracji i pomysłów dostarcza mi też Natalia, moja dziewczyna i cichy kompan w zbrodni, odpowiedzialny za to, że wszystko w moich projektach trzyma się całości. W najbliższych miesiącach muszę nieco ograniczyć moje plany artystyczne i skupić się na pracy doktorskiej, potem chcę znaleźć nieco czasu dla siebie - mam trochę pomysłów na ilustracje, od dłuższego czasu też leży w szufladzie dłuższy tekst, który chciałbym w tym roku skończyć. A wraz z Kiev Office obchodzimy w tym roku 10-lecie grania, coś się zapewne w związku z tym wydarzy. Myślimy też nad kolejną płytą, kto wie, może niebawem przysiądziemy do komponowania.
Wywiady
Opinie (64) 2 zablokowane
-
2018-01-09 22:01
(1)
Zrobili Tak jak w 2005 najpierw odwołali ministra obrony i środowiska czyli zasobów!!!!! Tylko że teraz nie opozycja tylko wlasna partia!!!!!
- 0 2
-
2018-01-10 16:16
Nie ten artykuł.
- 0 0
-
2018-01-10 00:26
Większość ludzi boi się budynku, który ma więcej niż trzy piętra
więc raczej nie trudno nas przestraszyć.
- 0 1
-
2018-01-10 11:41
Czacha nic, najgorsze to drugie zdjęcie
ta dziwna twarz....
- 0 1
-
2018-01-10 14:30
Super!
Tyle pasji, bardzo dobre grafiki, fajny klimat. Podziwiam.
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.