• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kiev Office: za mało taneczni i zbyt melodyjni

Łukasz Stafiej
10 maja 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
- Jako eksplorator przestrzeni miejskich i fan Gdyni chciałem odkryć nieznane strony miasta, ciemne podwórza, oficyny i historie, które mogą opowiedzieć - mówi Michał Miegoń, lider Kiev Office. - Jako eksplorator przestrzeni miejskich i fan Gdyni chciałem odkryć nieznane strony miasta, ciemne podwórza, oficyny i historie, które mogą opowiedzieć - mówi Michał Miegoń, lider Kiev Office.

- Zawsze byliśmy za mało taneczni dla fanów indie, a za bardzo melodyjni dla fanów ciężkich brzmień - mówi Michał Miegoń, lider zespołu Kiev Office. Gdyńskie trio właśnie wydaje nowy album. Jak mówią muzycy, "Modernistyczny horror" to ich najbardziej gdyńska i osobista płyta.



Łukasz Stafiej: Niebawem Kiev Office świętować będzie dekadę na scenie. Co więcej, od początku gracie w tym samym składzie: Michał Miegoń (gitara, wokal), Joanna Kucharska (bas), Krzysztof Wroński (perkusja). Jak byś podsumował ten czas?

Michał Miegoń: Dziesięciolecie będziemy hucznie obchodzić na początku 2018 roku, bowiem pierwszy raz Kiev Office wystąpił na żywo 13 stycznia 2008 roku podczas koncertu WOŚP w gdyńskim Uchu. Kilka miesięcy później wykrystalizował się obecny skład zespołu. Ten wspólny czas to zarówno okres dzikich tras po miejscach pięknych, ale i takich urągającym zasadom BHP, czas wzajemnego inspirowania się, krótkich regeneracyjnych rozstań i głośnych powrotów, które znaczyły kolejne wydawane przez nas płyty. Nabraliśmy też sporej pewności siebie w zakresie kompozycji, produkcji muzycznej - Kiev Office, który zaczął istnieć, gdy byliśmy na pierwszym roku studiów, przez pierwsze lata działalności był prawdziwym poligonem doświadczalnym. Nie uznawaliśmy granic stylistycznych. To, że po tylu latach nadal spotykamy się w trójkę i generujemy radosny hałas, a zespół stał się pewnego rodzaju rzeczą stałą w naszym życiu, bardzo nas cieszy. Mamy plan męczyć przez następne dziesięciolecia niewprawione w naszą stylistykę uszy i cieszyć te, którym się ta wizja brzmienia podoba.

Gdy zaczynaliście, powszechne było przypinanie zespołom etykiety "indie rock". Wy byliście w awangardzie trójmiejskiego grania w tym stylu. Jak oceniasz tę scenę z perspektywy lat?

Indie rock i nastrój pierwszych lat XXI wieku były tym, co sprawiło, iż powołałem Kiev Office do życia. Należy pamiętać, że w tamtym okresie w Gdyni królował głównie neo-grunge i cięższe brzmienia. Pojawienie się kontry do tych nurtów w połączeniu z rozwojem pierwszych mediów społecznościowych związanych z muzyką (Last.fm, Myspace) i coraz liczniejszymi koncertami gwiazd alternatywnych w naszym kraju sprawiły, że pojawiło się mnóstwo zespołów i pozytywnej energii podczas słynnych imprez takich jak "Indie Night Party" czy "Cucumber". Jednak muzycznie raczej pociągała nas tradycja brzmieniowa takich zespołów jak The Fall, Guided By Voices, Modest Mouse, Klaus Mittfoch czy Apteka, czyli surowe power trio. I chyba to, że nie szliśmy zgodnie z obowiązującymi trendami nas uratowało. Jak wiemy, New Rock Revolution i nurt indie rocka ery millenium znikły tak szybko, jak się pojawiły.

Jak byś nazwał muzykę, którą gracie teraz?

Zawsze byliśmy za mało taneczni dla fanów indie, a za bardzo melodyjni dla fanów ciężkich brzmień. Jednak ostatecznie chyba było nam bliżej do tej drugiej strony. Był okres, gdy inspirowaliśmy się norweskim black metalem i nagraliśmy singla "Pulse". Graliśmy też z NoMeansNo czy Schizmą. Nadal lubimy brutalne brzmienie, ono oczyszcza. Ale eksperymentowaliśmy też z efektami autotune czy estetyką freak-folk. Traktujemy muzykę jako wolność. Jako grupa niezależna wypuszczamy dźwięki, kiedy chcemy i zależne jedynie od tego, czy mamy coś do przekazania. Nasz kolega Max Białystok z Królestwa określił nas jako indie art-punk i mi się to podoba. Krótko mówiąc: gramy punka z elementami performance, który zachęca do tańca niezależnie od subkultury.

Na początku przyszłego roku Kiev Office będzie obchodzić dekadę na scenie. Pierwszy raz zespół wystąpił na żywo 13 stycznia 2008 roku podczas koncertu WOŚP w gdyńskim Uchu. Nadal gra w tym samym składzie: Joanna Kucharska, Michał Miegoń i Krzysztof Wroński. Na początku przyszłego roku Kiev Office będzie obchodzić dekadę na scenie. Pierwszy raz zespół wystąpił na żywo 13 stycznia 2008 roku podczas koncertu WOŚP w gdyńskim Uchu. Nadal gra w tym samym składzie: Joanna Kucharska, Michał Miegoń i Krzysztof Wroński.
Jesteście w przededniu wydania piątego albumu, który pojawi się po trzech latach przerwy. Co się działo z Kiev Office w tym czasie?

Każdy z nas gra równolegle w dużej liczbie innych formacji. Trójmiasto ma to do siebie, iż panuje tu swobodny przepływ idei i członków zespołów. Joanna Kucharska wydała płytę i koncertowała z projektem Black Mynah, grała też w 1926, rozruszała z Bartoszem Borowskim projekt Lonker See. Krzysztof Wroński działał z projektem Trans-Syberia, również grał w 1926, obecnie jest też perkusistą Czechoslovakii i Pomelo Taxi. Ja z kolei koncertowałem i nagrywałem z The Shipyard, hałasowałem w projektach Sunday Pagans, Borowski/Miegoń i Bubble Chamber, zajmowałem się też produkcją muzyczną w swoim studiu Sound 8.

Po wydaniu albumu "Statek matka" nie chcieliśmy od razu wchodzić do studia. Sam czułem też, iż nie ma sensu powtarzać koncepcji power trio nagranego na setkę bez dogrywek. Po pewnym czasie przerwy zaczęła w nas kiełkować myśl, by powrócić do rozmachu kompozycyjnego i formalnego z naszej płyty "Anton Globba". Chcieliśmy nagrać album bez kompromisów, w którym studio byłoby czwartym instrumentem. Tak zrobiliśmy, tylko że zajęło to nam aż trzy lata, z czego ostatnie półtora roku prowadziliśmy testy na żywych organizmach, czyli graliśmy nowe utwory na żywo, sprawdzając reakcje publiczności. Sam proces nagrania i miksów zajął jedynie trzy miesiące, więc paradoksalnie, mimo trzyletniej przerwy, "Modernistyczny horror" to najszybciej i najsprawniej wyprodukowana płyta Kiev Office.

Czy tytuł "Modernistyczny horror" należy odczytywać według jakiegoś klucza? Na waszych wcześniejszych albumach pojawiały się pewne koncepty. Mnie oczywiście nowy album od razu nasuwa skojarzenia z rodzinną Gdynią. Ale to pewnie tylko jeden z wielu tropów.

Za fasadami gdyńskich modernistycznych kamienic kryją się nierzadko demony i różne stwory, ale i pozytywne duchy kaszubskie. Jako eksplorator przestrzeni miejskich i fan Gdyni chciałem odkryć nieznane strony miasta, ciemne podwórza, oficyny i historie, które mogą opowiedzieć. Teksty na płytę powstały zanim skomponowaliśmy wspólnie muzykę. Zawarłem tu też własne spostrzeżenia i doświadczenia dotyczące życia we współczesnym mieście. Jest to nasza najbardziej gdyńska i osobista płyta, ale z drugiej strony myślę, że tekstowo jest ona łatwa do odczytania na innych miejskich lub wiejskich płaszczyznach. W każdym niemal mieście jest taki lokal jak Cafe Santana, są miejsca, gdzie "sztucznym satelitom mówi się dobranoc" lub można pójść "na bunkry". Z drugiej strony takie utwory jak "Makłowicz w podróży" czy "Anonim spod ziemi" dotyczą aktualnej sytuacji na świecie i tego, iż żyjemy w coraz większym poczuciu ciągłego zagrożenia i niepewności, a więc po raz pierwszy myślimy na naszej płycie też globalnie.

Jeden z nowych utworów Kiev Office.

Zawsze podkreślasz, że jesteś bardzo mocno związany z Gdynią. Odkrywasz jej ciekawostki, jesteś przewodnikiem, czerpiesz z tego miasta inspiracje. Mógłbyś tworzyć gdzie indziej?

Myślę, że gdyby los rzucił mnie gdzie indziej, to nadal bym tworzył, choć bez energii gdyńskiej brzmiałoby to inaczej. Faktem niepodważalnym jest to, że Gdynia jest dla mnie miastem zdecydowanie magicznym, miejscem mojego urodzenia i miastem, z którego nie mam zamiaru się wyprowadzać. Daje mi ono nieustającą inspirację z każdego budynku i drzewa, ukształtowało moją twórczość. Jestem bardzo szczęśliwy, iż mogę łączyć muzykę z odkrywaniem nierzadko zapomnianych historii z gdyńskich dzielnic. Komponowanie, szukanie na gryfie właściwego akordu i właściwego brzmienia w studiu jest dla mnie tożsame z pracą naukową, poszukiwaniem materiałów historycznych i dążeniem do skończenia danego dzieła czy publikacji. Uwielbiam tak samo te obie dziedziny: muzykę i historię lokalną.

Nowy album ponownie wydaje trójmiejskie Nasiono Records - muzyczna oficyna z ugruntowaną w światku alternatywnym pozycją, ale programowo niszowa. Nie próbowaliście nigdy pójść ze swoją muzyką do jakiejś większej wytwórni? Nie kusiła większa popularność?

Nie wiem, czy jest to nisza aż tak ekstremalna, bowiem Popsysze czy Asia i Koty zakorzeniły się w świadomości słuchacza krajowej alternatywy. Nasiono daje nam kompletną wolność twórczą i wsparcie mentalne i promocyjne - znamy się jak łyse konie od dziewięciu lat. Mieliśmy wprawdzie krótkie doświadczenie z wydawnictwem, które próbowało nas przekierować pod konkretną publikę i muzykę. Pracując już pewien czas w przemyśle muzycznym rozumiem taką taktykę, natomiast do Kiev Office, które samo w sobie jest dzikie i nieprzewidywalne, taka zmiana by nie pasowała. Rozwinęliśmy własną niszę, własny muzyczny świat, po którym wiemy, jak się poruszać i wyrobiliśmy sobie może nieliczną, ale wierną publiczność. Popularność to rzecz kusząca, ale równie ekscytujące było przecieranie szlaków przez wsie, mieściny i większe miasta Polski - zagraliśmy dotąd ponad 160 koncertów i sprzedaliśmy dość spore nakłady płyt jak na rynek niezależny. Natomiast nadal jesteśmy wiekowo stosunkowo młodym zespołem, więc sam jestem ciekaw, co przyniesie przyszłość. Jesteśmy otwarci i gotowi na wszystko.

Jak można zdobyć płytę? Kiedy w Trójmieście zagracie nowy materiał?

Album już można zdobyć na stronie nasiono.net. Natomiast oficjalna premiera nastąpi 14 maja - wówczas album będzie dostępny we wszystkich serwisach streamingowych (m.in. Spotify, Deezer, Wimp) i na Bandcamp.com. Fizyczne kopie będzie można również nabyć w wybranych sklepach. Zapraszamy na koncert do B90, który odbędzie się w piątek, 19 maja. Zagrają z nami również noise'owcy z Judy's Funeral i młoda nadzieja surf-rocka - Castlings.

Wydarzenia

Kiev Office (1 opinia)

(1 opinia)
25 zł
muzyka alternatywna

Miejsca

  • B90 Gdańsk, Elektryków

Zobacz także

Opinie (14) 1 zablokowana

  • raczej za bardzo nudni i za mało interesujący (1)

    Nie wiem nawet za bardzo na jakiej półce ich położyć, chyba "niewartosłuchać pop". Słyszałem ich trzy razy przy okazji jakichś festiwali-spendów. Muza bez polotu, znudzona basistka, sprawiająca wrażenie, że przychodzi tam za karę, gitarzysta ekspresyjnie wyginający się i czujący jakąś niesamowitą energię w granej przez siebie oleistej kołysance, brzmienie z radia, płaskie rytmy. No chyba że się coś zmieniło w ostatnich latach.

    • 20 11

    • re:

      Nie udał się podryw basistki, to z**bię zespół. Rozumiem, że o to ci chodziło.

      • 2 4

  • super!

    Tak trzymaj Goran, zawsze podazaj za swoimi marzeniami! :)

    • 19 3

  • Taki mało zachęcający tytuł wywiadu

    • 9 1

  • Taka wysublimowana narracja idealna dla hipstera.... (1)

    • 11 3

    • re:

      e tam, bardziej hipsterskie jest wylewanie pomyj w komentach

      • 3 0

  • Uwielbiam Pixies

    • 4 1

  • (2)

    Jak można tak zniszczyć stratocastera. Jak się ma taką gitarę drogą to trzeba ją szanować!

    • 8 2

    • Popieram Twoją opinię!

      btw Hendrix to dopiero niszczył gitary ;)

      • 1 0

    • Przecież to jest Vox.. a raczej współczesna kopia :)

      • 0 0

  • ale Mośki

    ziewam

    • 6 4

  • Gdyński zespół jest tylko jeden (1)

    Apteka

    • 4 4

    • Tak, najbardziej z wrocławską sekcją rytmiczną.

      • 2 0

  • Dobra alternatywa?

    W tym wypadku taka, że nie włączam tych kijewych dźwięków

    • 2 3

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Whitney Houston wystąpiła w Sopocie w roku: