- 1 Rammstein w Filharmonii Bałtyckiej (42 opinie)
- 2 Ty też nie czujesz atmosfery świąt? (118 opinii)
- 3 Planuj Tydzień: Wielkanoc w Trójmieście (4 opinie)
- 4 Związek? Podziękuję. Jestem na detoksie (163 opinie)
- 5 Czemu już nie ma takich imprez? (68 opinii)
- 6 Sztuczna inteligencja w piosence wyborczej (57 opinii)
Kobieta w czerni. Suzanne Vega zagrała w Starym Maneżu
Nie potrzebowała efektów specjalnych, fajerwerków technicznych, ani wielkiego zespołu za swoimi plecami. Suzanne Vega zdobyła serca publiczności intymnym, kameralnym koncertem. Bezpośredni kontakt z widzami okazał się znacznie ważniejszy, niż efektowny "show".
Wyszli na scenę we dwoje. Najpierw on, gitarzysta Gerry Leonard, w punkowych spodniach w kratę, z gitarą elektryczną na ramieniu. Później ona - w skromnej czarnej marynarce. Zaczęli grać bez przywitania, tak jakby nie było przed nimi publiczności, która wypełniła po brzegi Stary Maneż.
Ale Suzanne Vega nie jest typem introwertyczki. Po kilku utworach zaczęła zagadywać publiczność, próbować swej polszczyzny (z mini-rozmówkami w ręku) i opowiadać o utworach, które prezentowała na scenie. Wśród nich znalazły się m.in. "Fool's Complaint" o kłótni głupca z królową pentakli (czyli magicznych medalionów lub inaczej: symboli tarota), "Crack in the Wall" o życiu duchowym, które nie ma nic wspólnego z tym materialnym czy "I Never Wear White", w którym artystka śpiewa "nie noszę białego koloru, biały jest dobry dla dziewic, dzieci i na śluby. Czarny jest kolorem tajemnicy, wyrzutków i poetów". Choć czasem Vega jest nazywana Leonardem Cohenem w spódnicy, to tutaj zdecydowanie jej bliżej do Johnny'ego Casha i jego słynnej piosenki "Man in Black".
Artystka wykonała następnie kilka utworów z płyty, która się ukaże dopiero w październiku. Będzie zawierać piosenki do sztuki teatralnej autorstwa... Suzanne Vegi. Kompozycje te, choć wykonane premierowo, zostały gorąco przyjęte przez publiczność. Zwłaszcza ta o Nowym Jorku, który (według artystki) jest miastem stworzonym do wielkich rzeczy. Tak jak główna bohaterka sztuki. Vega śpiewając nowe piosenki, próbowała "podgrywać" trochę, biorąc do ręki (zgaszonego) papierosa. Chyba niepotrzebnie - jej piosenki bronią się same.
Była też ballada miłosna, którą artystka napisała gdy miała... osiemnaście lat i zadedykowała swej wakacyjnej miłości. Ona dała mu piosenkę, on jej - bandanę. Historia milczy na temat ich dalszej znajomości, ale warto zaznaczyć, że rzadko który piosenkarz w jej wieku (56 lat) odważyłby się zagrać utwór napisany blisko czterdzieści lat wcześniej.
"Luka" - największy hit Suzanne Vega
Nie mogło się oczywiście obyć bez dwóch flagowych przebojów Amerykanki, czyli "Luka" i "Tom's Dinner". Ten drugi odegrany został przez duet w wersji rozbudowanej o taneczny podkład, zagrany przez Gerry'ego Leonarda na gitarze. Przypominał bardziej remiks autorstwa DNA, niż oryginał, w którym Vega śpiewa a capella.
Gerry Leonard rozkręcał się zresztą z piosenki na piosenkę. Spod jego palców wychodziły przesterowane riffy, pętle rytmiczne, przestrzenne smugi dźwięku grane na elektrycznym smyczku czy charakterystyczne partie gitarowe à la The Edge z U2. Artysta używał gitary specjalnej konstrukcji, z której wydobywały się równolegle dwa sygnały - jeden "akustyczny", drugi elektryczny (stąd dwa wzmacniacze na scenie). Często stosował technikę zapętlania fraz, dzięki czemu widownia mogła odnieść wrażenie, że wokalistce towarzyszy nie jeden, a dwóch gitarzystów. Leonard to zresztą znana postać w światku muzycznym - był długoletnim współpracownikiem Davida Bowiego, produkował także utwory zespołu Czechomor (znanego z muzycznego filmu "Rok diabła" o Jaromirze Nohavicy.
Mimo upływu lat głos Suzanne Vega w zasadzie się nie zmienił. Nadal jest lekki, momentami niemal dziewczęcy, dobrze osadzony, technicznie bezbłędny. Artystka z Nowego Jorku (tak każe o sobie mówić, choć urodziła się w Santa Monica, ale przeprowadziła się do "Wielkiego Jabłka" w wieku dwóch lat) śpiewała niemal bez wysiłku, czysto i spokojnie. Choć miałem wrażenie, że wykonywanie "Tom's Dinner" to dla niej obowiązek raczej niż frajda.
To był koncert bez efektu "wow", ale właśnie taki miał być. Publiczność zgromadzona na sali w większości pamiętała doskonale czasy, gdy przeboje Suzanne wspinały się na szczyty list przebojów (a był to rok 1987) i bynajmniej nie czekała na muzyczne "wodotryski". Największym skarbem Suzanne Vega jest jej własny głos - im bardziej go eksponuje, tym lepiej dla słuchacza. Mam nawet wrażenie, że aranżacje jej piosenek mogłyby być jeszcze bardziej oszczędne, a koncert jeszcze bardziej liryczny. Ale to detale, bo Suzanne Vega trzyma klasę i po prostu śpiewa dobre piosenki.
Wydarzenia
Opinie (39) 2 zablokowane
-
2016-06-08 12:01
koncert na siedząco? (1)
co to było?
- 3 10
-
2016-06-09 00:18
koncert
na siedząco. fantastyczny
- 5 0
-
2016-06-08 12:47
bilety (1)
Bilety na moje miejsce sprzedano też 2 innym osobom. Problem dotyczył całego rzędu 13. Trochę słabo.
- 4 0
-
2016-06-08 15:28
To musiało być wyjątkowo dobre miejsce!
- 1 0
-
2016-06-08 16:59
Byłam na koncercie. Świetna recenzja. Nic dodać, nic ujać!
- 6 2
-
2016-06-08 19:39
hmm
wygląda fajnie, ale przykro słuchać... zdarty głos , wolę posłuchać z płyt...
- 2 14
-
2016-06-09 06:40
Szkoda że nic nie wiedzieliśmy o koncercie.
Jak już Adamowicz chce płacić za koncerty to takim artystom a nie piaskom emerytkom z PRLU czy facetom których partnerki kradną futra w USA
- 4 2
-
2016-06-09 07:04
A gitarę jaką miała? (1)
To był Guild?
- 0 0
-
2016-06-09 07:39
troche już nie dowidzę (mam 120lat)
ale wydaje mi się że był to Zemaitis
- 1 0
-
2016-06-09 08:13
Darmowy bilet
Tak bywa jak chapnie się darmowy bilet, a potem wypowiada, że koncert słaby.
Czy może faktycznie to wyjście to na skutek rozczarowanie ulubioną artystką?- 0 0
-
2016-06-09 11:57
Tom's diner...
...a nie "dinner". Jedna literka zmienia sens.
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.