- W dzisiejszym zwariowanym świecie wszystko staje na głowie i coraz więcej "artystów" bądź "pseudoartystów" funkcjonuje tylko w przestrzeni celebryckiej, komercyjnej, pławiąc się we wspomnianej przez ciebie próżności. Robię swoje, spełniam się jako muzyk i jestem szczęśliwy - mówi Krzysztof Herdzin, pianista, kompozytor, dyrygent, aranżer i producent muzyczny. Z artystą spotykamy się w gdańskim studiu Custom 34, gdzie pracuje nad nową płytą.
Krzysztof Herdzin: A który sprzedawca kojarzy nazwisko Tansmana, Panufnika czy z drugiej strony Seiferta, Kosza czy Trzaskowskiego? To źle postawione pytanie. Twórca, niezależnie na jakim polu działa - muzycznie, plastycznie, literacko - powołany jest do dzielenia się z ludźmi swoim talentem, wyobraźnią i emocjami. Anonimowo czy z towarzyszeniem werbli - to nieistotne. Przy odrobinie szczęścia zyskuje mniejszy lub większy rozgłos i komercyjny sukces, ale nie o to chodzi. To dodatek. Przynajmniej w historii sztuki tak to funkcjonowało. Często pisano do szuflady, za życia będąc cichym pasjonatem, wielokrotnie niezrozumianym i niedocenionym. Niestety, w dzisiejszym zwariowanym świecie wszystko staje na głowie i coraz więcej "artystów" bądź "pseudoartystów" funkcjonuje tylko w przestrzeni celebryckiej, komercyjnej, pławiąc się we wspomnianej przez ciebie próżności. Robię swoje, spełniam się jako muzyk i jestem szczęśliwy. To mi wystarczy.
Zorkiestrowałeś muzykę do filmu "Marzyciel", a jednak kupony od popularności, jaką przyniosła jej statuetka Oscara, odcinają głównie Jan A.P. Kaczmarek oraz Leszek Możdżer. Co ty masz z tego Oscara?
Orkiestrator i aranżer jest zazwyczaj bohaterem trzeciego planu. Tak to już wygląda w przemyśle muzycznym od początku. Tak jak tylko nieliczni doceniają i rozumieją istotę pracy operatora czy montażysty w filmie, tak samo ci, którzy interesują się muzyką dosadnie, czytają listę płac w książeczce dołączonej do płyty czy zostają do końca w sali kinowej czytając, kto zorkiestrował i nagrał muzykę. Oscar niewątpliwie bardzo mi pomógł i otworzył wiele drzwi, z których do dzisiaj skwapliwie korzystam. Każda nagroda wymieniona w CV artysty działa jak wabik ma media i organizatorów koncertów. Lepiej mieć Oscara czy Fryderyka niż być choćby nie wiem jak bardzo genialnym muzykiem bez nagród.
Z kompozytorami muzyki filmowej bywa różnie. Jedni, jak Nino Rota, jedynie nucą główny motyw, a orkiestrator na jego podstawie tworzy cały soundtrack. Inni, jak Wojciech Kilar, są w tej materii samowystarczalni. Jak było z muzyką do "Marzyciela"? Włożyłeś w nią dużo pracy?
Było bardzo różnie. Przede wszystkim miałem bardzo mało czasu. Jan przysyłał mi mailem swoje szkice i utwory, zazwyczaj wieczorem, a ja siadałem do komputera i pracowałem do rana, po czym wysyłałem mu partytury. Nocna zmiana. Pisałem około dwa tygodnie. Czasem dostawałem samą melodię nagraną na fortepianie, innym razem zarys instrumentacji z wykorzystaniem sztucznych smyczków czy fletów. Ważne były opisy scen, kiedy i z jakim uzasadnieniem użyć patosu, kiedy liryki, kiedy tajemniczości i bajkowości. Dużo proponowałem od siebie, dopisując sporo kontrapunktów, modyfikując harmonię itp.
O współpracę z tobą zabiegają najwięksi, a jednak nie szczędzisz pomocy debiutantom. Wielu początkujących muzyków zwraca się do ciebie z prośbą o współpracę?
Zdarza się. Uważnie zapoznaję się wtedy z daną postacią, z jej kompetencjami, wrażliwością. Nie zawsze podejmuję współpracę, nie wiążę się z osobami zajmującymi się stylistyką, która nie jest moją specjalnością bądź nie odpowiada mi ich osobowość artystyczna. Nic na siłę. Obie strony na tym skorzystają.
Spotykamy się w studiu Custom 34, gdzie pracujesz nad kolejną płytą. Z tego co słyszę, znacznie różniącą się stylistycznie od twoich dotychczasowych nagrań.
To bardzo ciekawe doświadczenie wśród moich produkcji. Moje nazwisko jest już na ponad 190 płytach, a pierwszy raz zająłem się muzyką z pogranicza progresywnego rocka i fusion. Bohaterem jest gitarzysta Piotr Wójcicki. Zaaranżowałem i wyprodukowałem całość, zapraszając do nagrań moich muzyków z jazzowego trio: Roberta Kubiszyna i Cezarego Konrada. Jest bardzo energetycznie, kolorowo, czasem z rockowym, czasem z bluesowym pazurem. Są jazzujące solówki, są filmowe klimaty z użyciem sporej ilości ambientowych barw z klawiszy. Myślę, że będzie to bardzo ciekawa płyta zarówno dla miłośników Gary Moore'a, Jeffa Becka jak i Allana Holdswortha.
Ostatnio, częściej niż dotychczas, można spotkać cię w Sopocie.
Zgadza się. Kupiłem dwa lata temu mieszkanie przy ul. Chopina. Moja mama pochodzi z Sopotu, mieszkała przy Grunwaldzkiej 25 (teraz jest tu restauracja). Tu poznali się moi rodzice, tu dorastałem. Spędzałem w tym domu wszystkie wakacje u babci, święta, mam tutaj do dzisiaj sporą rodzinę, znam tu każdy zaułek i kocham te wibracje. Marzyłem od lat, aby mieć tu swoją przystań i wreszcie się udało. Kiedy tylko mogę, wsiadam w samochód i przyjeżdżam ładować akumulatory. Ostatnio, siedząc tu przez tydzień, skupiając się wyłącznie na pisaniu i spacerowaniu, skomponowałem na zamówienie Fundacji "Cultura Animi" 25-minutowe współczesne dzieło "Suita Na Tematy Polskie", przeznaczone na 5 saksofonów. Prawykonanie odbędzie się 5 marca w Akademii Muzycznej w Warszawie.
Zwiedź z nami gdańskie Studio Custom 34.