• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie Trójmiasta: Człowiek, który daje zwierzętom drugą szansę

Weronika Pochylska
5 kwietnia 2017 (artykuł sprzed 7 lat) 
- Ciapkowo to moje miejsce na ziemi, nie widzę sensu zmiany pracy. Widzę go za to w oczach wszystkich psów, które potrzebują mnie i reszty moich kolegów i koleżanek z pracy. Przecież jesteśmy dla tych zwierząt całym światem - przez kilka dni, a czasami miesięcy i lat. - Ciapkowo to moje miejsce na ziemi, nie widzę sensu zmiany pracy. Widzę go za to w oczach wszystkich psów, które potrzebują mnie i reszty moich kolegów i koleżanek z pracy. Przecież jesteśmy dla tych zwierząt całym światem - przez kilka dni, a czasami miesięcy i lat.

Mając kilka lat był pewien, że w przyszłości zostanie weterynarzem. Całe szczęście, że zabiegi weterynaryjne okazały się dla niego zbyt dużym wyzwaniem, bo dziś 29-letni Jarek Florek daje szansę na dom takim psom, które na pierwszy rzut oka są "nieadopcyjne". Z pasją w głosie opowiada o swoim drugim domu - Ciapkowie. Poznajcie kolejnego bohatera nowego cyklu Ludzie Trójmiasta, w którym opisujemy historie niezwykłych mieszkańców Gdańska, Gdyni i Sopotu. Miesiąc temu pisaliśmy o Monice, której nie złamała nawet ciężka choroba. Kolejną bohaterką będzie Agnieszka Narloch, pracowniczka Pomorskiego Hospicjum Dla Dzieci.



Jaka piękna gehenna

Każdy toczy swoją walkę. Psy mierzą się z ogromną samotnością. W zależności od tego, ile czasu przebywają w schronisku, wpisują się w dwa typy zachowań. Albo łapczywie zabiegają o ludzką uwagę, albo pozbawione nadziei, osowiałym wzrokiem obserwują bieg schroniskowych zdarzeń z otchłani kojca.

Pracownicy walczą z ludzką bezdusznością, własnymi emocjami i wyborami: którego psa "polecić", a którego "odradzić".
Który "numer" ulokować w ciepłym pawilonie, a który w zewnętrznym kojcu.

Mimo to da się czerpać z tej pracy dobrą energię i ciągłą chęć rozwoju. Kochać to miejsce, które nawet jeśli ma z góry przypiętą etykietkę "piekła", jest najpiękniejszym piekłem w okolicy. Widać to, gdy Jarek Florek z błyskiem w oku opisuje każdego psa, o którego pytam. Nawet tego, którego od dawna nie ma już w schronisku.

Z Ciapkowem jest związany 10 lat - początkowo jako wolontariusz, później jako pełnoprawny pracownik. We wszystkich jego wypowiedziach powtarzają się słowa-klucze: szansa i odpowiedzialność. Pytany o marzenia, bez wahania odpowiada:

- Żeby to było schronisko najlepsze z najlepszych - jak to się mówi "z prawdziwego zdarzenia". Mam nadzieję, że doczekam czasów, kiedy w Ciapkowie powstanie tyle pawilonów, by żaden z psów nie musiał marznąć lub męczyć się w upale.
Słowa przekuwa w czyny. Wspólnie z resztą pracowników dba, by gdyńskie schronisko, prowadzone przez OTOZ Animals, zapewniło niemal 300 podopiecznym wszystko, czego potrzebują: specjalistyczną karmę i witaminy, możliwie dużo ruchu, spokój, gdy tego potrzebują, obecność i ulgę w cierpieniu, kiedy odchodzą.

Chcesz się podzielić z nami swoją historią? A może znasz kogoś, o kim powinniśmy napisać? Czekamy na maile: ludzietrojmiasta@trojmiasto.pl


  • - Najlepsze zawsze są adopcje. Szczególnie, gdy do domu idzie mój ulubieniec. (...) Najgorszym momentem zawsze jest ten, kiedy kolejny pies umiera jako "numer" - jeden z wielu. Kiedy odchodzą psy, które większość życia spędziły w schronisku i nie wiedzą, czym jest dom, rodzina, uwaga ze strony kochających ludzi.
  • Po ośmiu godzinach w schronisku, a kiedy trzeba - nadgodzinach, wraca do domu, w którym czeka na niego kochająca kobieta i... 5 psów związanych z Ciapkowem. One, najbliżsi Jarka i długie weekendowe spacery nad morze dają mu ukojenie od tego, co przytłacza najbardziej - świadomości, że nie wszystkim zwierzętom zdąży pomóc.
  • Każdy dzień Jarka wygląda inaczej. W schronisku nie ma miejsca na rutynę, a jeden telefon potrafi zmienić cały plan działania.
  • Bywa, że Jarek przez osiem godzin oprowadza psy po wzniesieniach orłowskich lasów, przy okazji ćwicząc kondycję swoją i podopiecznych.
  • Widok trzystu par smutnych oczu przysparza Jarkowi więcej motywacji niż przygnębienia. Jest jeszcze dużo pracy do zrobienia!
Jego najlepsze i najgorsze momenty związane z pracą w schronisku?

- Najlepsze zawsze są adopcje. Szczególnie, gdy do domu idzie mój ulubieniec. Tak było np. z około 2-letnim psem w typie rottweilera, Wiktorem, z którym zapracowaliśmy na cudowny dom. Początkowo wycofany, zaniedbany, z silną agresją wobec innych psów, po roku żmudnej pracy znalazł wspaniałą rodzinę, w której bawi się, uczy i... śpi z dzieckiem w łóżku. Najgorszym momentem zawsze jest ten, kiedy kolejny pies umiera jako "numer" - jeden z wielu. Kiedy odchodzą psy, które większość życia spędziły w schronisku i nie wiedzą, czym jest dom, rodzina, uwaga ze strony kochających ludzi.
A takich sytuacji wciąż jest na pęczki - dzień przed naszą rozmową, po 7 latach w schroniskowym kojcu, odchodzi kolejny, niewidoczny staruszek. Pracownicy przez kilka dób walczyli o jego chore serce, na noc przenosząc go do pomieszczenia socjalnego. W ich towarzystwie był nie tylko uważniej nadzorowany, ale przede wszystkim spokojniejszy. Przegrali.

O tym, co wtedy czuje, Jarek mówi ściszonym głosem:

- Przez chwilę zwalniam tempo. W takich sytuacjach zawsze nabieram wątpliwości czy to, co robimy, naprawdę ma sens. Czy w ogóle jest możliwe, żeby wszystkie zdążyły do domu?
Powrót do zdecydowanego, odważnego tonu zajmuje mu maksymalnie minutę. Widok trzystu par smutnych oczu przysparza mu więcej motywacji niż przygnębienia.

Anioły i demony

Każdy dzień Jarka wygląda inaczej. W schronisku nie ma miejsca na rutynę, a jeden telefon potrafi zmienić cały plan działania. Bywa, że przez osiem godzin oprowadza psy po wzniesieniach orłowskich lasów, przy okazji ćwicząc kondycję swoją i podopiecznych. Innym razem cały dzień spędza w biurze, bo telefon Ciapkowa ma akurat wyjątkowo gorącą linię. Przyjmuje wezwania do interwencji, błąkających się i rannych psów, anonimowe telefony z pytaniem, czy można oddać psa do schroniska, bo zaczął sprawiać problemy, odpowiada na pytania o adopcję. Historie schroniskowych psów zaczynają się i kończą na oczach Jarka. A on stara się kierować je na dobre tory.

Kiedy trzeba, jest odpowiedzialny za magazyny, pilnowanie porządku, pośrednictwo w adopcjach. Jak każdy w Ciapkowie - musi perfekcyjnie orientować się w bieżących sprawach. Ma za sobą kurs psiego behawiorysty, tresera i ratownika weterynaryjnego.

Poza ogromną wiedzą o zwierzęcej naturze, 10 lat pracy w schronisku przekonało go o dualizmie ludzkiej natury:

- Bez pomocy dobrych ludzi nie byłoby tego miejsca, a na pewno nie w takiej formie. Pracownicy, wolontariusze, darczyńcy - wszyscy sprawiają, że z dnia na dzień Ciapkowo staje się lepszym miejscem. Z drugiej strony mam wrażenie, że zderzamy się z murem: ludzkiej obojętności, znieczulicy, braku odpowiedzialności. Widzimy psy, które są katowane, trute, trzymane na krótkiej uwięzi, w dziurawych budach podczas dotkliwych mrozów. Spotykamy ludzi, którzy oddają psy adoptowane lub takie, które się zestarzały, znudziły.
Najlepszym dowodem skrajnie różnych postaw wobec zwierząt jest znana w całej Polsce historia Championa. Pies został wyrzucony z balkonu podczas libacji alkoholowej w jednym z gdyńskich mieszkań. Najpierw dostał od człowieka ogromną dawkę bólu, strachu i upokorzenia. Chwilę później, jak mówi Jarek, całe to zło zamieniło się w ogromną dawkę dobrej energii. Champion dostał szansę na dalsze życie, co w oczach wielu było prawdziwym cudem. Internauci zapewnili dodatkowe wsparcie finansowe, a nasza pracowniczka dom tymczasowy. Jak okazało się niedługo później - tymczasowy tylko w założeniu. W tym samym domu nadeszła przepowiadana śmierć. Tyle, że otulona w ludzkie, kochające ramiona.

  • "Teza i Dowód" to dwa większe psiaki o przeraźliwie smutnym spojrzeniu, wbitym we mnie od samego wejścia do schroniska. Trafiając do Ciapkowa nie wiedziały do czego służy smycz i obroża. Obecnie uwielbiają długie wędrówki po lesie.
  • Śnieżnobiały, o oczach pełnych skupienia i łatkowanym nosie. Ulubieniec Jarka -  Hugo. Piękny, przyjazny, radosny i... głuchy. Do Ciapkowa trafił w sierpniu zeszłego roku, jako pies znaleziony w jednym z gdyńskich lasów.
  • We wszystkich wypowiedziach Jarka powtarzają się słowa-klucze: szansa i odpowiedzialność.
  • W Ciapkowie mieszkają także wspaniałe koty. One również szukają kochającego domu.
  • - Bez pomocy dobrych ludzi nie byłoby tego miejsca. Pracownicy, wolontariusze, darczyńcy - wszyscy sprawiają, że z dnia na dzień Ciapkowo staje się lepszym miejscem. Z drugiej strony mam wrażenie, że zderzamy się z murem: ludzkiej obojętności, znieczulicy, braku odpowiedzialności.
  • Pracownicy schroniska walczą z ludzką bezdusznością, własnymi emocjami i wyborami: którego psa "polecić", a którego "odradzić". Który "numer" ulokować w ciepłym pawilonie, a który w zewnętrznym kojcu.
2 x 2 + 1

W Ciapkowie wiele jest historii o samotności i utraconej nadziei, oczy Dellego i Delli opowiadają jedną z tych najpilniejszych. Jarek często wraca do historii nierozłącznej, bezproblemowej i mimo 5-letniego pobytu w schronisku - ciągle niewidocznej pary.

- Mało kto chce dać szansę starszemu psu, a co dopiero dwójce? Mimo to musimy szukać im domu w duecie. Szczególnie, że Della jest teraz oczami swojego przyjaciela - mówi Jarek.
Dell z każdym dniem niedowidzi bardziej, a jego towarzyszka z coraz większą uwagą prowadzi go po schroniskowych zakamarkach. Nigdy nie miały rodziny. Całe swoje życie spędziły na starym parkingu, biegając samopas. Lekko zdziczałe, bały się kontaktu z człowiekiem. Nie rozumiały, co znaczy głaskanie. Długi okres socjalizacji tej uroczej psiej pary przyniósł świetne efekty, choć w ich oczach nadal widać cząstkę dawnego strachu. Dell i Della wykonały ogromną pracę pod okiem pracowników, otworzyły się na ludzi, dyskretnie dopominają się o pieszczoty. W jakim odnalazłyby się najlepiej?

- To para idealna dla rodzin z dziećmi czy osób starszych. Właściwie dla każdego, kto nie marzy o bardzo aktywnych psach - towarzyszach sportu. Zasługują na to, by ich los wreszcie się odmienił.
Śnieżnobiały, o oczach pełnych skupienia i łatkowanym nosie. Ulubieniec Jarka - Hugo. Piękny, przyjazny, radosny i... głuchy. Do Ciapkowa trafił w sierpniu zeszłego roku, jako pies znaleziony w jednym z gdyńskich lasów. Chwilę później wyszło na jaw, że osoba oddająca szczeniaka była w rzeczywistości jego właścicielem. Hugo ma nieco ponad rok i pomimo całkiem poważnego wyglądu, jest jeszcze psim dzieckiem. Jaki jest?

- Pełen energii, łakomy i skory do współpracy. Jednocześnie potrafi być uparty i bardziej rozbrykany, niż byśmy tego chcieli. Szybko się uczy, ale trzeba mieć na uwadze, że przez jego ułomność, kontakt zawsze będzie trudniejszy niż ze zdrowym, pełnosprawnym psem - opowiada Jarek.
Wszystkie te czynniki sprawiają, że Hugo powinien trafić do rodziny ze znajomością ras typu amstaff, gotowej na przyjęcie obowiązku, jakim jest opieka nad głuchym zwierzęciem. Maluch szybko uczy się komend optycznych, do przewodnika przybiega natychmiast po wykonaniu odpowiedniego gestu przywołania. W kontaktach z innymi psami nie wykazuje agresji, a chęć do zabawy.

Trzecia historia nosi tytuł "Teza i Dowód". Schroniskowe numery 201/09 i 202/09 to dwa większe psiaki o przeraźliwie smutnym spojrzeniu, wbitym we mnie od samego wejścia do schroniska. Nie wiedzieć skąd, zanim Jarek wskazuje psy, które najpilniej potrzebują adopcji, było jasne, że Dowód i Teza znajdą się w ich gronie. Trafiając do schroniska nie wiedziały do czego służy smycz i obroża. Obecnie uwielbiają długie wędrówki po lesie.

To duet bardzo chętny do pracy z człowiekiem. Rodzeństwo świetnie sprawdzi się w domu z ogrodem, w którym Dowód mógłby rozruszać chorowite stawy. W schronisku mieszkają od 2009 roku, co wyjaśnia ich przejmujący, przyzwyczajony do samotności wzrok. Wszystkie psy pilnie potrzebują adopcji, do której Jarek przygotuje zainteresowanych z dbałością o najmniejsze szczegóły.

Sens

Jarek każde pytanie o siebie sprytnie przekierowuje na taki tor, by ciągle opowiadać o podopiecznych Ciapkowa, współpracownikach i wolontariuszach. W rozmowie łagodny, skromny i lekko nieśmiały, by chwilę później zaskoczyć wielkim zdecydowaniem i odwagą w kontakcie z psami.

Specyficzny zapach, momentami przeraźliwie głośne szczekanie kilkuset psów, cykliczne pożegnania psich przyjaciół, którzy nie doczekali się domu - nic nie jest w stanie zniechęcić go do tego miejsca. Pytany o to, czy widzi się w innej pracy, bez namysłu odpowiada:

- Ciapkowo to moje miejsce na ziemi, nie widzę sensu zmiany pracy. Widzę go za to w oczach wszystkich psów, które potrzebują mnie i reszty moich kolegów i koleżanek z pracy. Przecież jesteśmy dla tych zwierząt całym światem - przez kilka dni, a czasami miesięcy i lat.
Po ośmiu godzinach w schronisku, a kiedy trzeba - nadgodzinach, wraca do domu, w którym czeka na niego kochająca kobieta i... 5 psów związanych z Ciapkowem.
One, najbliżsi Jarka i długie weekendowe spacery nad morze dają mu ukojenie od tego, co przytłacza najbardziej - świadomości, że nie wszystkim zwierzętom zdąży pomóc.

Tekst jest podziękowaniem i wyrazem szacunku dla wszystkich oddanych pracowników i wolontariuszy polskich schronisk.

Jeśli chcesz wesprzeć Schronisko OTOZ Animals Ciapkowo, wejdź na stronę www.ciapkowo.pl - zaadoptuj przyjaciela realnie lub wirtualnie, zapewnij dom tymczasowy, wpłać darowiznę, przekaż 1 proc. podatku.

Jeśli interesuje cię adopcja psów przedstawionych w artykule, napisz - jarek.florek@ciapkowo.pl lub zadzwoń: 516 169 626.

Miejsca

Opinie (110) ponad 10 zablokowanych

  • JArek

    Świetny, człowiek. To on przeprowadził mnie przez adopcje mojej amstaffki.
    Zawszę będę wdzięczna za to, że dopóki Muka nie miała mnie, miała jego.

    • 33 1

  • łza się w oku kręci, gdy czyta się o takich ludziach. jesteś cudowny, dużo szczęścia dla Ciebie i zwierzaków! piękne, gdy w czasach zamachów, tragedii, wojen, okrucieństwa można przeczytać takie historie, o takich ludziach... dzięki nim świat nie jest taki zły :)

    • 34 1

  • Cudowni ludzie. Podziw i wielki szacunek dla wszystkich zajmujących się zwierzętami ze schronisk

    i różnych fundacji. To bardzo, bardzo ciężka praca. To wręcz ideowa robota. Inaczej się nie da rady.

    • 31 1

  • duzo siły potrzeba by tam pracować

    a zarazem miec serce dla tych nieszczęsnych zwierząt...sama miałam uratowana z pseudo 10 letnią goldenkę i dziś płaczę jak ja wspominam....miała 15 lat jak umarła , ale lepszego psa swiat nie widział...wiem że bedą adoptowac tylko starsze psy...także dlatego ze mnie łatwiej jest przezyć ich śmierć ...ja sobie łatwiej poradze niz one..od tego są ludzie....powodzenia

    • 31 0

  • Poryczałam się

    Sama mam pieska. Taka mała znajda uliczna. Przygarnięcie jej do domu było najlepszą decyzją w życiu. Psiak całkowicie odmienił moje życie na pozytywne.
    Naprawdę warto adoptować taką schroniskową bidę.

    • 37 2

  • ja mam dwa kotki z Ciapkowa, polecam każdemu kto szuka przyjaciela!!!

    • 28 0

  • Pan Jarek to spoko gość, widać że kocha to co robi.
    Swoją drogą szkoda, że nie wspomniał o tragicznych warunkach w jakich muszą pracować ci wspaniali ludzie. Budynek administracyjny to stary zasyfiony barak nadający się do wyburzenia, już nowy pawilon dla psów prezentuje się lepiej.

    • 33 0

  • Cholera niech Facio żyje 1OO lat ,a potem odchodzi tylko do (1)

    psiego raju

    • 28 0

    • Bo na sądzie ostatecznym też będą zwierzęta

      • 1 0

  • Pako

    Człowiek z pasją , mam dwa psy których adopcje przeprowadzał Jarek

    • 25 1

  • Pies przyjaciel człowieka

    Sama mam psiaka z Ciapkowa...Tam pracują cudowni ludzie!!!

    • 24 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (11 opinii)

(11 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Ile może wynieść przyśpieszenie w AquaSpinnerze?