• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie Trójmiasta: przejechała autostopem przez Azję

Anna Moczydłowska
3 października 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
Podróż dodała jej pewności siebie. Pokazała, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Uświadomiła, że możliwości i sposobów na życie jest wiele. Podróż dodała jej pewności siebie. Pokazała, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Uświadomiła, że możliwości i sposobów na życie jest wiele.

Dominika Knitter niedowiarkom udowadnia, że by podróżować, wystarczy niski budżet i wielki entuzjazm. Kolejną bohaterką cyklu "Ludzie Trójmiasta" jest młoda podróżniczka, która ostatni rok spędziła w autostopowej i motocyklowej eskapadzie przez Azję. Poprzednio pisaliśmy o Joannie Chmarze, która na rowerze przemierza świat.



Przyśpieszona nauka jazdy motorem po to, by przemierzyć setki kilometrów widowiskową pętlą górską? Było. Praca nauczycielki w samym środku Wietnamu? Odhaczone. Święta spędzone wśród bajecznie życzliwych Azjatów? Jasne! Choć Dominika Knitter, która prowadzi stronę dodoknitter, ma dopiero 23 lata, swoimi podróżniczymi doświadczeniami mogłaby obdzielić kilka osób.

Po prostu w drogę



Ile trwała twoja najdłuższa podróż?

W pierwszą podróż autostopową wybrała się z koleżanką tuż po odebraniu dowodu osobistego. Nie mógł ich zatrzymać ani brak odpowiedniego przygotowania, ani bliski zeru budżet. Nieco naiwnie zaznaczyły na papierowej mapie Europy kilka stolic, spakowały zupki chińskie, jednoosobowy namiot i ustawiły się przy miejskiej wylotówce. W dniu wyjazdu Dominika miała na sobie trampki z dziurawą podeszwą, koszulkę na szczęście od brata i 100 euro na miesiąc. To była nie tylko jej pierwsza podróż autostopem, ale i pierwsza za granicę.

Po powrocie podjęła studia na gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych i choć kierunek wybrała z pasji, raz zaszczepiona miłość do podróży nie dawała jej spokoju. Intensywna praca w trójmiejskiej gastronomii miała jeden cel: odłożenie pieniędzy na wyprawę życia. Pomiędzy jednym a drugim zamówieniem planowała trasę. Na pracę poświęcała niemal cały wolny czas, systematycznie oszczędzając i odmawiając sobie zbędnych wydatków. Gdy już podjęła decyzję, dozowała bliskim wiadomość o wyjeździe.


- Najpierw mówiłam, że chcę jechać do Azji. Potem, że zrobię to sama. A na końcu przyznałam, że jednak na trochę dłużej. Mama była przerażona, ale nie powstrzymywała mnie. Miałam duże wsparcie - opowiada Dominika Knitter.

I dodaje: - Moi znajomi od razu po studiach, lub jeszcze w trakcie ich trwania, rzucili się w wir pracy i robienia kariery. Nie chciałam tego dla siebie. Jeszcze nie. Pragnęłam uniknąć czegoś, co silnie i na stałe wiązałoby mnie z jednym miejscem. Jednocześnie trudno byłoby znaleźć kogoś, kto podzielałby mój punkt widzenia i był gotów rzucić wszystko, by wyjechać ze mną. Nie pytałam więc nikogo, po prostu wyjechałam.

- Tak jak wiele osób przytłoczonych pracą i codziennością zastanawia się, czy nie rzucić wszystkiego i nie ruszyć w świat, tak samo ta, która to rzuciła, rozmyśla, czy aby nie powinna wrócić i żyć jak wszyscy - mówi Dominika Knitter.
- Tak jak wiele osób przytłoczonych pracą i codziennością zastanawia się, czy nie rzucić wszystkiego i nie ruszyć w świat, tak samo ta, która to rzuciła, rozmyśla, czy aby nie powinna wrócić i żyć jak wszyscy - mówi Dominika Knitter.

Sześć miesięcy za sześć tysięcy



Podróż rozpoczęła się na lotnisku w Bangkoku. Plan był prosty: sześć miesięcy w drodze i sześć tysięcy złotych. Tysiąc złotych miesięcznie, 30 dziennie. Ktoś pomyśli: szaleństwo. Za tyle przecież nie da się wyżyć w Polsce, a co dopiero za granicą. Ale Azja ma to do siebie, że jest tania. Nie przez przypadek jawi się jako mekka tzw. backpackersom, czyli niskobudżetowym podróżnikom.

Ale Dominika zostawiała sobie furtkę na wypadek, gdyby samotne eksplorowanie Azji nie było tym, czego oczekiwała. Dopiero na miejscu miała zadecydować, czy jej podróż faktycznie potrwa zakładany czas, czy może tylko kilka tygodni. Łapiąc pierwszy haust ciężkiego, tajskiego powietrza, nie wierzyła, że ta spontaniczna wyprawa w nieznane przerodzi się w siedem miesięcy poza domem.

Chcesz się podzielić z nami swoją historią? A może znasz kogoś, o kim powinniśmy napisać? Czekamy na maile: ludzietrojmiasta@trojmiasto.pl

Pierwszy kryzys nadszedł po dwóch tygodniach. Ekscytacja debiutanta częściowo ucichła, a Dominika zaczęła wątpić w pomysł wielomiesięcznej podróży. Po mniej więcej miesiącu zaczęła wyobrażać sobie powrót do Polski. Potem było Boże Narodzenie - pierwsze z dala od domu i, ma nadzieję, ostatnie w pojedynkę. Nic wtedy nie wskazywało na to, że tak trudno będzie jej kupić bilet na lot powrotny.

- A jednak po dwóch miesiącach ściskało mnie w żołądku na samą myśl. Kupno biletu odkładałam na potem z nadzieją, że to "potem" nie nadejdzie nigdy, a mój budżet będzie niezniszczalny - wspomina Dominika.
Przywykła do drogi, do kontaktu z bliskimi tylko przez internet. Do różnicy czasowej, parnej pogody, pikantnego jedzenia, wolniejszego niż w Europie tempa życia. Podróż potrafi zmęczyć, ale to rodzaj zmęczenia, który można pokochać, mimo braku luksusów.

Spotkania podróżnicze w Trójmieście


- Częściej niż w hotelu spałam w namiocie lub na hamaku. Podróżując samotnie, zwyczajnie nie opłacało mi się wynajmować pokoju. Poza tym wysokie azjatyckie temperatury sprawiają, że noc pod gołym niebem na hamaku ma niesamowity klimat - opowiada.
"Na blisko 20-letnich motorach pokonaliśmy najsłynniejszą w Wietnamie pętlę górską i trasę biegnącą przez niemal cały kraj". "Na blisko 20-letnich motorach pokonaliśmy najsłynniejszą w Wietnamie pętlę górską i trasę biegnącą przez niemal cały kraj".

Motorem przez Wietnam



- Pamiętam, że gdy ogłosiłam w sieci poszukiwania kompana do marcowej podróży motorem po Wietnamie, zadzwoniła do mnie rozemocjonowana mama - opowiada ze śmiechem Dominika. - Przecież na Święta Wielkanocne miałam być w domu! Kiedy jednak przeanalizowałam, ile jeszcze chcę zobaczyć, uświadomiłam sobie, że nie ma szans, by tak się stało.
Towarzysza do dalszej drogi zaczęła szukać dopiero w trzecim miesiącu. Nie dlatego, że źle podróżowało jej się w pojedynkę, ale dlatego, że chciała przejechać Wietnam na motorze, choć sama kompletnie nie zna się na motoryzacji. Liczyła na kogoś z prawem jazdy i choć minimalnym doświadczeniem. Zgłosiło się niemal pięćdziesiąt osób. Wśród nich Mikołaj, który... nie spełniał żadnego z wymogów, ale jako jeden z nielicznych był zdecydowany.

Spotkali się miesiąc później. W tym czasie Dominika zorganizowała i kupiła dla ich dwójki leciwe motory. Pojazdy nie wymagały prawa jazdy i były tanie. Modlili się tylko, by dały radę pokonać trasę liczącą 3 tys. kilometrów górskimi serpentynami.

Zobacz także: Skończyła 50 lat i ruszyła w podróż dookoła świata

Pierwsze 50 kilometrów było koszmarne. Ból pleców dawał się we znaki, wszystko drętwiało od długiego przebywania w tej samej pozycji. Często musieli robić przerwy. Dopiero po kilku dniach nabrali wprawy - dziennie byli w stanie przejechać nawet 300 kilometrów. Ale nie chcieli się śpieszyć. W podróży bez biletu powrotnego piękne jest to, że można delektować się danym miejscem, nie patrząc w kalendarz.

Plan odnośnie do trasy rodził się na bieżąco. Na szczęście wietnamskie drogi pozytywnie ich zaskoczyły - standardem nie odstawały od najlepszych europejskich tras. Największym niebezpieczeństwem okazali się kierowcy, którym za przewodnika robi klakson i którzy w zwyczaju mają pędzić przed siebie, nie bacząc na przeszkody.

- Ta trasa zajęła nam dokładnie miesiąc - podsumowuje Dominika. - Na blisko 20-letnich motorach pokonaliśmy najsłynniejszą w Wietnamie pętlę górską i trasę biegnącą przez niemal cały kraj. Nie obeszło się oczywiście bez awarii. Na szczęście w Azji naprawy kosztują śmiesznie niskie pieniądze. Po wszystkim oddaliśmy je w stolicy za worek pomarańczy.
Trudny jest rzadszy kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Część znajomości umiera śmiercią naturalną. Niektórzy patrzą z podziwem, ale sami nigdy nie zdecydowaliby się na podobny krok. Dominika nie ukrywa - sama miewa wątpliwości. Trudny jest rzadszy kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Część znajomości umiera śmiercią naturalną. Niektórzy patrzą z podziwem, ale sami nigdy nie zdecydowaliby się na podobny krok. Dominika nie ukrywa - sama miewa wątpliwości.

W roli przedszkolanki



Choć zupełnie tego nie planowała, jej pobyt w Wietnamie przedłużył się. Już sama, nocując u znajomych pod Sajgonem [wietnamskie miasto - przyp. red.], wydrukowała CV i rozpoczęła obchód pomiędzy wietnamskimi przedszkolami. W prywatnych placówkach bardzo chętnie zatrudniają Europejczyków, więc dostała aż trzy propozycje. Tym sposobem do bagażu życiowych doświadczeń dopisała pracę nauczyciela języka angielskiego.

- Pracowałam od 5 do 10 godzin w tygodniu w trzech różnych placówkach - opowiada. - To sporo, bo w Wietnamie wśród przyjezdnych mówi się, że jeśli ktoś pracuje w takim wymiarze, zasługuje na miano pracoholika.
Zobacz także: Motywuje kobiety do podróży. Rozmowa z Anitą Demianowicz

Poza uśmiechami dzieci dostała tu lekcje... braku równouprawnienia. Jako Europejka Dominika zarabiała 10 razy więcej niż lokalni mieszkańcy. Stawka jak na azjatyckie warunki była bardzo dobra - wynosiła 50-60 złotych na godzinę. W dodatku szkoły wręcz walczą o anglojęzycznego pracownika z Europy, a dzięki wykształceniu artystycznemu Polka mogła prowadzić zajęcia plastyczne po angielsku.

Dominika: - Uczyłam dzieci cztero- i pięcioletnie. Cześć materiałów otrzymywałam, a część przygotowywałam samodzielnie. Komunikowaliśmy się tylko po angielsku, ponieważ pomimo stosunkowo długiego pobytu w Wietnamie, poznałam jedynie podstawy wietnamskiego. To trudny język, a o znaczeniu słowa często decydują niuanse i akcenty. To z kolei wywołuje wiele zabawnych sytuacji. Kiedy raz zamawiałam ryż, znajomy Wietnamczyk uświadomił mnie, że właśnie poprosiłam o... chłopca. Wymowa tych dwóch słów jest niewyobrażalnie zbliżona do siebie.
W Wietnamie uczyła dzieci jęz. angielskiego. W Wietnamie uczyła dzieci jęz. angielskiego.
Kiedy odebrała ostatnią wypłatę, proszono, a wręcz przekupywano ją wyższą stawką, byleby została. Było wówczas niezręcznie w stosunku do wietnamskich nauczycielek o, bądź co bądź, wiele wyższych kompetencjach do nauczania. Nie była jednak w podróży przez świat, by osiadać na stałe. Po dwóch miesiącach pełnych dziecięcego śmiechu i przedszkolnych zabaw ruszyła dalej.

Kambodża, Laos, Tajlandia... Mnogość przeżyć i kultur, nowi ludzie, widoki zapierające dech w piersiach. To wszystko oszałamiało i sprawiło, że w Azji spędziła łącznie 292 dni.

Dominika: - Przed wyjazdem miałam wiele obaw. Jak poradzę sobie z autostopem? Czy wystarczy mi pieniędzy? Czy nie będę czuć się samotna? Ale nie myślałam w ogóle o tym, co będzie, gdy wrócę. Bilet powrotny kupiłam 40 dni przed wylotem do Polski i... czułam się roztrzęsiona. Nie miałam pojęcia, jak wrócić do świata, od którego tak bardzo się odzwyczaiłam. Co będę robić, jak odnajdę się na nowo. Jednak w całym tym kalejdoskopie emocji, gdy do wylotu pozostał tydzień, byłam szalenie szczęśliwa, że wracam do domu. Nie wyobrażam sobie w przyszłości mieszkać poza Polską. Uważam, że gdzie by się nie jechało, jedzie się, by wrócić.
Kambodża, Laos, Tajlandia... Mnogość przeżyć i kultur, nowi ludzie, widoki zapierające dech w piersiach. To wszystko oszałamiało i sprawiło, że w Azji spędziła łącznie 292 dni. Kambodża, Laos, Tajlandia... Mnogość przeżyć i kultur, nowi ludzie, widoki zapierające dech w piersiach. To wszystko oszałamiało i sprawiło, że w Azji spędziła łącznie 292 dni.

Ludzie



W podróży solo niesamowicie docenia się niezależność. Może i pojawia się stres, ale martwić trzeba się tylko i wyłącznie o siebie, a to daje poczucie wolności.

- Czuję wewnętrzny spokój, że żadna z moich decyzji nie zadecyduje o samopoczuciu ani bezpieczeństwie drugiej osoby - tłumaczy. - Ale z drugiej strony jestem tylko człowiekiem i czasami brakuje mi wsparcia. Będąc samemu, nie ma chwili na kompletne wyluzowanie się. Czasami chciałabym, żeby ktoś po prostu zadecydował za mnie - gdzie mam spać, w jaką stronę pojechać, do którego auta wsiąść.
Zobacz także: W podróż dookoła świata ze sztuczną inteligencją. Wywiad z Markiem Kamińskim

Trudny jest rzadszy kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Część znajomości umiera śmiercią naturalną. Niektórzy patrzą z podziwem, ale sami nigdy nie zdecydowaliby się na podobny krok. Dominika nie ukrywa - sama miewa wątpliwości.

- Czasami pytam siebie: czy ten zmywak w przerwie podróży to już szczyt mojej kariery? Czy nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, pracując za barem na maleńkiej wyspie? Czy robię dobrze, nie podążając za tłumem, a słuchając siebie? - zastanawia się. - Ale to chyba zawsze działa w ten sposób. Tak jak wiele osób przytłoczonych pracą i codziennością zastanawia się, czy nie rzucić wszystkiego i nie ruszyć w świat, tak samo ta, która to rzuciła, rozmyśla, czy aby nie powinna wrócić i żyć jak wszyscy.
Mimo to Dominika potwierdza regułę, którą krzewi wielu podróżników: samotna podróż nigdy nie jest samotna. Drogę urozmaicają jej kontakty z kierowcami autostopów, które łapie, z ludźmi, których poznaje, podejmując się wolontariatów, czy z innymi podróżnikami, którzy tak jak ona zapragnęli poznawać świat na własną rękę. Kierowcom ma zwyczaj dawania małych, przygotowanych wcześniej karteczek z ważnymi dla niej cytatami i namiarami na siebie - w razie gdyby chcieli ją odszukać i podglądać jej podróż w mediach społecznościowych.

Przekonuje, że tylu niezwykłych znajomości, co w drodze, nie nawiązałaby, choćby pracując w dużej korporacji. To w podróży obcy ludzie potrafią stać się bliskimi w ciągu jednego wieczora. Tak jak wtedy, gdy w trakcie jednego z wietnamskich świąt popłynęli ze znajomymi nauczycielami na wyspę, gdzie zamierzali świętować chiński Nowy Rok. Święto to można przyrównać do polskiej wigilii. Restauracja, do której wtedy weszli, połączona była z prywatnym domem. Choć to częsty zwyczaj w tym kraju, nie chcieli zakłócać intymnego świętowania w rodzinnym gronie.

- Zapytaliśmy nieśmiało, czy możemy jeszcze zamówić kawę - wspomina Dominika. - Nie tylko podali nam kawę, ale zaprosili do wspólnego świętowania, zaserwowali kolację. Byliśmy w szóstkę, zmęczeni, przepoceni i w mało wyjściowych ubraniach. Mimo to przygarnęli nas i ugościli jak własną rodzinę w najważniejszym dniu w roku. Takich rzeczy można doświadczyć tylko w podróży.
W podróży solo niesamowicie docenia niezależność. Może i pojawia się stres, ale martwić trzeba się tylko i wyłącznie o siebie, a to daje poczucie wolności.
W podróży solo niesamowicie docenia niezależność. Może i pojawia się stres, ale martwić trzeba się tylko i wyłącznie o siebie, a to daje poczucie wolności.

Droga, która uczy minimalizmu



Uwielbia spać na dziko. Jest coś niezwykłego w codziennym szukaniu miejsca na swój mały domek. To prawie jak budowanie dziecięcej bazy - na chwilę można zaaranżować swoją przestrzeń w wybranym miejscu na świecie. A poza tym niesamowite widoki o poranku uzależniają.

Bycie w podróży niewątpliwie pomaga w minimalistycznym życiu. Kiedy cały dobytek mieści się na plecach, priorytety się zmieniają. Dominika policzyła kiedyś, że przemierzając Azję, miała przy sobie 76 przedmiotów. Założyła, że ta liczba ma być stała. Jeśli chce coś nowego, coś innego musi wyrzucić lub oddać. Dzięki temu faktycznie kupowała nową koszulkę, dopiero gdy jedna z obecnych nie nadawała się już do noszenia.

- I to też rada, którą dałabym sama sobie przed tą podróżą. Zrezygnuj z nadmiaru rzeczy. Nie pozwól ograniczać się przedmiotom. To oczyszczające - mówi.
Po powrocie z Azji wiedziała, że to nie jej ostatnia podróż. Niemal od razu - już nie tylko z wiarą, ale i wiedzą, że by zwiedzać świat, nie potrzeba fortuny - podjęła pracę na niemieckim zmywaku, pomieszkując przy tym u siostry. Kilka długich tygodni, gorączkowe odliczanie... i ruszyła. Tym razem po Europie, pierwszy przystanek: Hiszpania. Żeby dorobić, a jednocześnie spotkać starych znajomych, podobnie jak rok wcześniej, zatrudniła się przy tutejszym winobraniu. Kolejne kilka tygodni pełne bólu pleców oraz palców fioletowych od soku dojrzałych owoców i ponownie ruszy w drogę. Na jak długo? Znowu nie wiadomo.

Wiadomo za to, że podróż dodała jej pewności siebie. Pokazała, że poradzi sobie w każdej sytuacji. Uświadomiła, że możliwości i sposobów na życie jest wiele. Że nawet gdyby stało się tak, że nie znajdzie pracy w swoim zawodzie, będzie miała wachlarz innych możliwości.

Może zamieszka w Alpach i zacznie wypasać owce? Może założy własną winiarnię i będzie zatrudniać ludzi z całego świata? Zawsze może też wrócić do Wietnamu i zostać przedszkolanką na pełen etat.

Opinie (138) ponad 50 zablokowanych

  • Opinia wyróżniona

    I o to chodzi w życiu, by robić to czego pragniemy.

    Podziwiam i biję brawo :)

    • 119 17

  • Fajnie, że sobie jeździ, ale to zwykła, instagramowa atencjuszka.

    W artykule nie ma żadnej oryginalnej myśli, czy spojrzenia, a to, że ktoś jeździł po Azji Południowo-Wschodniej można sprzedawać jako wyczyn tylko w takim prowincjonalnym, polskim grajdole.

    • 32 8

  • Mogła

    Poprosić to bym sam ją wziął na stopa i zawioz gdzie chcr

    • 4 1

  • Bylam w takiej podrozy w roku 2001 (2)

    Czasy sprzed internetu, tzn byl ale w kafejkach interneowych, nie zawsze dzialal. Nie mialam tez ze soba telefonu do napie.rdzielania miliona zdjec. Zdjecia robilam owszem, aparatem, ale trzeb abylo szanowac klisze, zeby nie uszkodzic , bo nie wszedzie mozna bylo j nabyc. w zyciu nie przyszloby mi do glowy pouczac innych ludzi jakbym wszystkie rozumy zjadla w tej podrozy.

    • 21 8

    • Jakie sprzed internetu? (1)

      Miałem własna strone wtedy juz 3 lata a maila ponad 5 :)

      • 0 2

      • "Sprzed internetu" czyli gdy internet mieli ci, co powinni mieć, a nie każdy idi0ta jak dziś.

        • 5 0

  • Bez przesady. Takich i podobnych udowodnień było już tysiące dekady temu tyle że nie przez Polaków. Dziewczyna poszła w ślady poprzedników ale nowych szlaków nie przetarła. I nie sądzę żeby ktoś nie wierzył że nie można i jest to jedynie kwestia wyboru. Nie każdy ma nieograniczony czas i chce lub może jeździć autostopem. I nie,nie zazdroszczę bo podobna podróż przerobiłam tyle że po Ameryce Południowej 7 lat temu.

    • 20 5

  • Zawsze mnie zastanawia bezmyslnosc i głupota takich ludzi.Po prostu głupo ma szczescie ale do czasu. (3)

    Az go nie straci, potem można o takich przeczytać nekrologi i wtedy jęczenie ze sprowadzenie zwłok nie stać rodzinne. To niema nic wspólnego z zaradnością .Każdy może sobie znaleźć informacje w necie ile takich jak ona zaginęło. W Meksyku kilkaset rocznie w innych krajach identycznie a handel kobietami porywanymi takich jak ona określa się na tysiące.

    • 35 13

    • Oj tak,

      A mnie zawsze zastanawia jak głupim trzeba być żeby tak oceniać innych. Siedź sobie bezpiecznie przed TV i tak poznawaj świat, umrzesz niczego nie poznając. Pozdrawiam

      • 6 17

    • Chłopie, zwyczajnie odpuść i daj ludziom żyć!

      • 2 3

    • we wloszech byla glosna sprawa

      • 3 0

  • (1)

    Podziwiam i zazdroszczę odwagi :)

    • 10 7

    • to nie odwaga ale głupota

      • 4 3

  • (1)

    Ale wy zazdrośni masakra, dziewczyna przeżyła przygodę życia, A większość z was to moze dwa razy życia w Chorwacji autokarem. Kobieto wielki szacunek i dalej spełniaj się.

    • 24 22

    • jasne kiedys bedzie spełniac zyczenia gdzies w któryms z tych krajów co ją sobie przygarną.

      • 3 3

  • No po prostu gratki!
    Jesteś mega inspiracją!
    Dodatkowo teraz łączysz podróż z robieniem czegoś dobrego! No kurna mało kto z tych hejtujacych może się tym pochwalić!
    Pozdrawiam!
    Oby tak dalej!

    • 13 13

  • (3)

    "Na szczęście wietnamskie drogi pozytywnie ich zaskoczyły - standardem nie odstawały od najlepszych europejskich tras"

    Zrobiliśmy z kolegami kilka lat temu parę tys km trasę po Wietnamie i albo przez te parę lat powstały tys nowych tras albo coś z moją pamięcią nie tak....

    Drogi wietnamskie to jedne z najgorszych na świecie - nawet trasy miedzy dość dużymi miastami były w opłakanym stanie, często zamiast asfaltu były szutrowe, brak malowań, często brak barierek na górskich trasach, złe profilowania albo ich brak, dziurawe jak szwajcarski ser...

    • 26 1

    • Drogi w wietnamie (2)

      No wyobraź sobie, że te kraje też się rozwijają. Byłam w zeszłym roku, zjechałam od południa do północy i no kurde drogi prawie jak niemieckie

      • 2 12

      • W sumie jak byłaś rok temu to pewnie wiesz lepiej niż ja.

        Ale sprawdziłem na stronie World Economic Forum(reports.weforum.org) gdzie jest ranking jakości dróg(raport z zeszłego roku) no i masz racje drogi w wietnamie prawie jak niemieckie - Niemcy na 15 miejscu a Wietnam tuż obok na 92 ;)

        Dlatego zawsze radzę ludziom korzystać z niezależnych źródeł wiedzy bo jak widać definicje jak "prawie" są dość szerokie :)

        • 13 2

      • Rok temu

        Jechałem kilkaset autobusem i faktycznie autostrady są ale na prowincji , gdzieś w górach , drogi niby główne a piach

        • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Günter Grass mieszkał: