• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Małgorzata Róża Różalska: sztuka improwizacji

Justyna Michalkiewicz-Waloszek
29 lutego 2016 (artykuł sprzed 8 lat) 
Na tę chwile najbliższa jej sercu jest improwizacja. W wolnych chwilach fotografuje i robi charakteryzacje. Jednym z jej dalekosiężnych marzeń jest wyreżyserowanie filmu. Nie spieszy się, ponieważ jak sama przyznaje - młodym reżyserem jest się do 45 roku życia. Na tę chwile najbliższa jej sercu jest improwizacja. W wolnych chwilach fotografuje i robi charakteryzacje. Jednym z jej dalekosiężnych marzeń jest wyreżyserowanie filmu. Nie spieszy się, ponieważ jak sama przyznaje - młodym reżyserem jest się do 45 roku życia.

Ma 28 lat, z czego dziesięć spędziła na scenie. Od ośmiu działa jako trenerka improwizacji. Była częścią m.in. znanej trójmiejskiej grupy "W Gorącej Wodzie Kompani". Dzisiaj szkoli innych, uparcie wierząc, że improwizacji można nauczyć każdego. Ponadto fotografuje, robi charakteryzacje oraz filmuje. Poznajcie Małgorzatę Różalską, kobietę-orkiestrę. W skrócie - Różę.



Justyna Michalkiewicz: Nie dość, że zdolna, to jeszcze z Trójmiasta. Dobrze się tutaj mieszka?

Małgorzata Różalska: Jestem rodowitą i wierną gdynianką, ale identyfikuję się z całym Trójmiastem. Uwielbiam tu mieszkać i chwalę się tym, gdzie tylko mogę. Może to wyświechtany frazes, ale tak - dobrze się tutaj mieszka. Poza Trójmiastem tracę orientację w terenie, bo nie mogę się odnieść do morza.

Dobrze wiemy, jaka jesteś na scenie. Zabawna, spontaniczna, radosna. A jaka jesteś prywatnie?

Chyba jestem śmieszką. Rzadko się kłócę, ale gdy już to robię - bywam pyskata. Wchodzę wtedy na wysoki poziom improwizacji. Czasami mi głupio, ale nie umiem tego powstrzymać.

Jesteś kobietą orkiestrą. Skończyłaś reżyserię w Gdyńskiej Szkole Filmowej, robisz charakteryzacje, wykonujesz sesje zdjęciowe, prowadzisz bloga i przede wszystkim - improwizujesz. Ta ostatnia aktywność jest ci najbliższa?

W tej chwili tak, ale to się zmieniało z czasem i zapewne będzie się zmieniać. Kiedyś najważniejsza była fotografia, później film. Teraz musiałam wziąć na warsztat coś konkretnego, ponieważ nie dało się ciągnąć wszystkiego naraz.

Bywam pyskata. Wchodzę wtedy na wysoki poziom improwizacji.
To już 11 lat, prawda?

Tak, ostatnio robiłam przemeblowanie i poza starym numerem Bravo znalazłam pierwszą wzmiankę o mojej improwizacji sprzed 11 lat. Zaczynałam w nieistniejącym już Wybrzeżaku. Zapisałam się na warsztaty Szymona Jachimka. Właściwie to nie chciałam tam iść, ale koleżance zależało, a nie chciała być sama, więc poszłam. I zostałam.

Jakim byłaś dzieckiem? Cichym i spokojnym czy zwierzęciem scenicznym?

Raczej cichym i spokojnym. Mam starszą siostrę, która jest niepełnosprawna, więc dużo czasu spędzałam w domu. Punktem zwrotnym w moim życiu była piaskownica. Bawiłam się grzecznie sama, gdy inne dziecko mnie popchnęło i zabrało mi wiaderko. Zapytałam rodziców - dlaczego on mnie tak potraktował, przecież ja mu nic nie zrobiłam? Oni zrozumieli, że czas zapisać mnie do przedszkola, żebym dowiedziała się, że świat nie jest tak piękny, a ludzie tacy dobrzy. Do przedszkolanek zwracałam się początkowo na ty, bo myślałam, że tak trzeba. Jak do mamy i taty. Musiałam przystosować się społecznie.

Na warsztatach jesteś ze wszystkimi na "ty". To zdecydowanie ułatwia komunikację, prawda?

Tak, nawet gdy są to prezesi dużych firm. To jest płaszczyzna, na której dobrze jest mówić sobie po imieniu. Jeżeli ludzie traktują siebie na równi, a przy tym darzą szacunkiem - łatwiej jest się porozumieć.

Czy zauważyłaś, że ludziom, którzy znajdują się wysoko w hierarchii społecznej, ciężko jest się otworzyć podczas improwizacji?

Tak, oni często boją się ośmieszenia, a co za tym idzie - spadku autorytetu. Każdy z nas się trochę boi, że wypadnie niewystarczająco mądrze, ładnie i zabawnie. Jest jednak pewna zależność, że im wyższą pełnisz funkcję, tym większym dystansem musisz się wykazać, żeby mieć luz.

Ciebie chyba ciężko zawstydzić, prawda?

Zdziwisz się, ponieważ ostatnio miałam taką sytuację, w której kompletnie się zagotowałam. Przekroczyłam prędkość i zatrzymała mnie policja. Czułam się strasznie głupio, jakbym zrobiła coś okropnego, ponieważ na co dzień jestem dobrym kierowcą. Myślę - Gosia, powiedz coś, zagadaj, zaimprowizuj. I zagadałam, ale jedyne co zdołałam z siebie wydusić to głośne "ehh". I nic więcej. W wielu sytuacjach można jednak przybrać maskę, którą nazywam "na kozaku". Gdy nie wiesz, co powiedzieć, albo powiesz coś bardzo głupiego, przybierasz tzw. fasadę, która pokazuje, że wszystko masz pod kontrolą. Pokazujesz - tak proszę państwa, tak miało być. A teraz zapomnijmy o tym i przejdźmy do innego tematu. (śmiech)

Trudno uwierzyć w sytuację z policją. Widziałam ciebie na scenie. Jesteś jak ryba w wodzie. Ciężko ciebie złamać.

To jest mój teren, tam się czuję pewnie. Wiem, że mogę sobie na dużo pozwolić i nikt się nie obrazi. To rodzaj umowy społecznej. Publiczność proponuje temat, scenkę odkrywam z partnerem. Rzadko ludzie się obrażają.

Czyli jednak się zdarza.

Tak, to bardzo rzadkie, ale zawsze abstrakcyjne, ponieważ ludzie mogą się obrazić o wszystko. Kiedyś graliśmy historię miłości, a publiczność jako miejsce wybrała - powstanie warszawskie. Grałam kolporterkę poczty, kolega był młodym partyzantem. Ktoś zgłosił pretensje, że wyśmiewamy się z tak ważnego tematu. Otóż nie. Mam historię rodzinną związaną z powstaniem warszawskim i nigdy nie chciałabym robić komuś na złość. Podobnie jest z tematem niepełnosprawności, który jest mi bliski. Dobrze wiem, że niepełnosprawni mają dystans i ogromne poczucie humoru. Najbardziej oburzają się ci, którzy z tematem mają niewiele wspólnego.

Potrafisz śmiać się ze wszystkiego?

Tak, ale trzeba mieć swoje granice. Jestem łagodnym typem. Mogę śmiać się ze wszystkiego, ale w umiarkowanym stopniu. Stojąc na scenie mam ten komfort, że mogę powiedzieć "stop". Nie interesują mnie np. sceny o gwałcie czy o pedofilach. To są moje granice.

Zdarzyło się, że przekroczyłaś czyjąś granicę na scenie? Własną albo partnera?

Raczej nikogo ani niczego nie nadużywałam na scenie. Chyba że o czymś nie wiem. Kiedyś uderzyłam kolegę w twarz, ale powiedział, że ma do tego dystans. Czasami początkujący improwizatorzy uciekają w tematy bardzo płytkie, typu seks czy przysłowiowa "dupa". Często wynika to z paniki, bo np. jest chwila ciszy, gdy nikt na widowni się nie śmieje. Wtedy taka osoba, aby rozładować atmosferę staje się wulgarna, opowiada o tematach fekalnych albo facet przemienia się w babę. Serwując taki rodzaj żartu widzowi, ciężko później wrócić do Miłosza czy Mickiewicza.

  • Na festiwalu improwizacji "Podaj Wiosło".
  • Ekspresje w Gdyńskiej Szkole Filmowej.
  • Próby makijażu artystycznego.
  • Małgorzata na planie filmowym "Jutro nie ma zajęć".
  • Na planie etiudy "Zostań".
  • Na tę chwile najbliższa jej sercu jest improwizacja. W wolnych chwilach fotografuje i robi charakteryzacje. Jednym z jej dalekosiężnych marzeń jest wyreżyserowanie filmu. Nie spieszy się, ponieważ jak sama przyznaje - młodym reżyserem jest się do 45 roku życia.
  • Chociaż na zdjęciu sprawia wrażenie spokojnej i wyważonej, Róża to kobieta pełna energii. Jej charakter doskonale oddają słowa kolegi kabareciarza - "Ona jest porąbana! Nie nadążysz za nią! NIGDY!".
  • Jedna z prac Małgorzaty Różalskiej. Makijaż artystyczny.
  • Podczas pracy na planie etiudy szkolnej.
  • Charakteryzacja filmowa z cyklu "Urazy".
  • Charakteryzacja filmowa z cyklu "Zombie".

Ludzie wciąż śmieją się z takich prostych żartów?

To często zależy od stężenia alkoholu we krwi. Po kilkunastu latach na scenie zauważyłam jednak, że jeżeli publiczność jest nowa i poprosimy o podanie miejsca, w którym osadzimy scenkę, zawsze padają takie miejsca jak: prosektorium, cmentarz, kościół i kibel. Serio, to jest zawsze! Myślę, że celowo wybieramy tematy, których na co dzień nie poruszamy, a które chcemy oswoić. Gdy przed widzami staje dwóch mężczyzn, zawsze proszą o odegranie relacji miłosnej.

Kto śmieje się najbardziej? Zauważyłaś jakieś zależności?


Chyba nie. Zanim zaczniemy improwizować, ważne jest, aby tę grupę poznać. Kiedyś graliśmy dla firmy, która zajmuje się wypasaniem bydła. Gdybyśmy nie porozmawiali wcześniej z pracownikami, nie dowiedzielibyśmy się, że oni wypasają również... ślimaki. Wypasa się je na łące odgradzając pole matami antyucieczkowymi. To jest rewelacyjne! Przecież sami byśmy tego nie wymyślili. Są takie rzeczy na świecie, o których nam, improwizatorom, się nie śniło. Wystarczy poznać ludzi, skorzystać z tego, co mają i wpleść to w występ. Prowadzę warsztaty na Politechnice Gdańskiej. Studenci mają wspaniałe poczucie humoru, ale również swoje hermetyczne żarty, których ja nie rozumiem. Ktoś rzucił ze sceny żart zero-jedynkowy czy całkowy i cała sala politechniczna w ryk, a ja nieco zmieszana - haha, pewnie! (śmiech). Każda grupa ma swój kod. Całego nie poznamy, ale możemy chociaż trochę się do tego przygotować.

Kto przychodzi na twoje warsztaty?

Czasami przychodzą ludzie, którzy otwarcie mówią, że chcą się przełamać. Nie mają nic wspólnego ze sceną, ale chcą poprawić jakiś obszar swojego życia, np. rozmowy z pracownikami. Ja to szanuję. Na początku się czerwienią, wstydzą, ciężko im się otworzyć.

Ile czasu trzeba, aby zobaczyć zmianę?

To zależy od osoby. Pojedyncze warsztaty mogą skłonić do refleksji i pobudzić w ludziach chęć do eksperymentowania z czymś nowym. Rozbudzić tę iskrę! Mogą zespolić współpracowników, poprawiając ich komunikację. Kilka zajęć może wprowadzić trwałe zmiany, ponieważ zaczynasz wprawiać się w używaniu pewnych narzędzi komunikacji. Po kilku miesiącach możesz już występować na scenie.

Przyglądam się scenie improwizacji, która zdaje się nieco "puchnąć". Grup jest coraz więcej. Czy to zjawisko w końcu nie wybuchnie?

Racja. Kilka lat temu znałam osobiście prawie całą polską scenę improwizacji. Dzisiaj wciąż poznaję nowych improwizatorów, a wielu nie znam. Mimo wszystko my wciąż jesteśmy na początkowym etapie. Kanadyjczycy powiedzieli mi, że zazdroszczą Polsce momentu rozwoju improwizacji. My jeszcze kształtujemy swoich odbiorców. Ten moment jest bardzo niebezpieczny, bo wszystko jeszcze można spartolić. Już nieraz słyszałam głosy - nie, nie lubię improwizacji. Widziałem w telewizji i to było bardzo słabe. Telewizyjne próby zazwyczaj są słabe, bo telewizja jeszcze do końca nie wie, jak się za to zabrać. Jest mi przykro, bo widz może trafić na wyjątek, który psuje rynek reszcie. Improwizację warto zobaczyć na żywo.

Można jeszcze ciebie zaskoczyć?

Oczywiście. Zwłaszcza, gdy gram z kimś po raz pierwszy i nie wiem, czego mogę się spodziewać. Czasami zaskakuję sama siebie, gdy palnę coś głupiego. Wtedy jest taki moment zatrzymania i oczekiwania na reakcję widowni. Jak zaczyna się śmiać to idę za ciosem i śmieję się razem z nimi. Fajnie jest zaśmiać się z samozażenowaniem. Widzowie są wtedy z tobą. Oni tak naprawdę nie chcą widzieć, że dobrze ci wszystko wychodzi. Lubią, gdy przekraczasz granice, robisz coś zaskakującego. Chcą oglądać zmagania, a nie perfekcję. Tak jak w filmie, lubimy patrzeć na bohatera, który walczy z przeciwnościami losu.

A można ciebie rozbawić?

Dużo słyszałam. Coraz mniej bawi, coraz mniej zaskakuje. Cała śmieszność improwizacji tkwi w tym, że to dzieje się na żywo. Improwizacja nagrana i obejrzana po czasie traci na atrakcyjności. W sytuacji tu i teraz - bardzo często się śmieję. Zwłaszcza z moimi studentami.

Gorszy dzień jest równoznaczny z gorszym występem?

Samopoczucie ma duży wpływ na to, jak czujesz się na scenie. W końcu czerpiemy z siebie. W słabszej chwili, z pomocą powinien przyjść nam partner, który zamiast skupiać się na sobie, ratuje nas z opresji. Jego zadaniem jest naprostować, czasami uratować. Gdy grasz z kimś, z kim czujesz się pewnie - widz prawdopodobnie nawet nie zauważy, że masz gorszy dzień.

Jak często trzeba trenować?

Publiczność tak naprawdę nie chce widzieć, że dobrze ci wszystko wychodzi. Lubi, gdy przekraczasz granice, robisz coś zaskakującego. Chce oglądać zmagania, a nie perfekcję.
Wiadomo, że mięsień niećwiczony flaczeje, więc musimy siebie wzajemnie stymulować. Na początek przygody z improwizacją dobrze jest trenować przynajmniej raz w tygodniu. Poziom wymarzony to taki, gdy wiesz, czego możesz spodziewać się po swoim partnerze. Pięknie można to wykorzystać na scenie.

Dobrze tych partnerów wymieniać dla zdrowia, prawda?

Tak, nasza grupa "W Gorącej Wodzie Kompani" z którą graliśmy przez kilka lat rozwiązała się z potrzeby tworzenia czegoś nowego. Teraz się miksujemy, próbujemy z ludźmi z zewnątrz, czasami do siebie wracamy. Nieustannie szukamy nowych bodźców, aby się rozwijać.

Po tylu latach na scenie, improwizacja to wciąż zabawa czy raczej ciężka praca?

Zabawa, która stała się ciężką pracą.

My tu ciągle o improwizacji, a w twojej duszy jest również marzenie filmowe, prawda?

Tak, ale dalekosiężne. Gdy robisz film, musisz się temu poświęcić przez dłuższy czas. W tym momencie nie jestem na to gotowa. Reżyser to bardzo specyficzny zawód. Niektórzy pracują nad jednym filmem kilkanaście lat. Poza tym, w środowisku filmowym, reżyser jest uznawany za młodego do 45 roku życia, więc mam jeszcze czas. (śmiech)

Opinie (16) 1 zablokowana

  • A kt oto jest ? (3)

    Nie znam

    • 10 12

    • Gosia :)

      • 6 1

    • to Impromama :) (1)

      • 6 2

      • kto ?

        A gdzie można zobaczyć Gosie ?

        • 4 1

  • A ja znam!

    Lubię i szanuję! pepe :P

    • 14 4

  • Pani Gosiu ! jest Pani świetna !

    pozdrawiam ! :)

    • 11 5

  • Bardzo fajny wywiad. Dobrze się to czyta, a temat wciąż za mało poruszany.

    • 9 4

  • improwizacje są ekstra!

    • 10 5

  • W mojej opinii najsłabsze ogniwo "Kompanów", czego potwierdzenie znajduję w tym kogo Abelard wziął z tej grupy do obsady Swingu (tego teatralnego). Ale nawet w sporcie,nie każdy trener był dobrym zawodnikiem.
    Fajnie,że z Kompanów wyewoluował Peleton, ten skład jest bezbłędny.

    • 7 13

  • Znam

    Już przed wielu laty miałam okazję obejrzeć występ Pani Małgorzaty - improwizowała w towarzystwie m.in. Wojciecha Tremiszewskiego. I już wtedy byłam pod wrażeniem jej talentu.

    • 9 3

  • lubię rude

    nie wiem dlaczego. Ale lubię.

    • 5 2

  • młodym reżyserem jest się do 45 roku życia.

    Fajne credo życiowe, można się bawić tak do końca życia

    • 2 1

  • Beznadzieja (1)

    Lepiej zająć się dla odmiany czymś życiowym

    • 0 10

    • np komentarzami w internetach ;)

      • 13 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

"Lato na trawie", to coroczny cykl letnich imprez na scenie plenerowej: