- 1 Skecz o urokach jazdy obwodnicą (35 opinii)
- 2 Afera o kolekcjonerską monsterę (56 opinii)
- 3 Planuj Tydzień: koncerty i wiosenne targi (13 opinii)
- 4 Córka znanego biznesmena w telewizji (327 opinii)
- 5 Mamy to! 24-latek wygrał Ninja Warrior (95 opinii)
- 6 Koniec przygody Hakiela w TzG (49 opinii)
Maraton na skróty. Jak przetrwać reklamy w kinie?
Cisza na planie! Kamera! Akcja! Nakręcenie filmu zazwyczaj zaczyna się od kilku prostych komend. Niestety nie działają one na zaciemnionej kinowej sali. Jakichkolwiek haseł czy zaklęć byśmy nie używali, to i tak nie przyspieszymy projekcji. Najpierw bowiem musimy biernie przyglądać się testowi hybrydowych aut, pojedynkom kabanosowych muszkieterów czy pani delektującej się w kolejowym wagonie czekoladowym batonikiem. Pokaźny blok reklam przed wyczekiwanym filmem to wciąż dla wielu widzów największa zmora podczas wizyty w kinie. Nic więc dziwnego, że chwytamy się każdych sposobów, by ten dodatkowy maraton przebiec na skróty, w sprinterskim tempie.
Wydarzenia filmowe w Trójmieście
Długa i kręta jest droga widza do momentu, w którym nareszcie zobaczy na wielkim ekranie tytuł wyczekiwanego filmu. I wcale nie chodzi w tym przypadku o pokonywanie labiryntu kinowych korytarzy czy przedzieranie się przez rzędy foteli do zarezerwowanego miejsca. Uporczywą i dla wielu nie do przejścia przeszkodą pozostają reklamy, przez które trzeba przebrnąć, by doczekać się faktycznego seansu.
Jeszcze kilkanaście lat temu wystarczył średnio kwadrans, zazwyczaj i tak wypełniony głównie zwiastunami innych produkcji. Dziś ten czas wydłużył się przeciętnie o 10-15 minut. Praktyka nakazuje więc do każdego wyświetlanego w kinie filmu doliczyć pół godziny ekstra. O 30 minut, dla większości z nas za dużo, bowiem jak pokazały zlecone jeszcze przed pandemią badania dla portalu Filmweb - 57 proc. widzów nie lubi reklam kinowych.
Powtarzalność, nuda, niedopasowanie
Reklamy potrafią być nużące, ale zarazem niedopasowane do widowni. Szczególnie dotyczy to seansów przeznaczonych stricte dla młodszej publiczności. Nie przeszkadza to jednak reklamodawcom celować w dorosłego klienta. Dochodzi więc do absurdalnych sytuacji, gdy czas przed wyświetleniem bajki lub familijnego tytułu wypełnia promocja prezerwatyw czy środków na erekcję. Odrębną kwestią pozostaje jeszcze dobór filmowych zwiastunów. Ostatnio głośno było o wyemitowaniu przed dziecięcym seansem trailera zapowiadającego "Mistrza". Najmłodsi z przerażeniem oglądali więc urywki scen, w których dochodzi do egzekucji i poniżania obozowych więźniów. Nawet "Psi patrol" nic nie zaradzi na dziecięcą traumę w kinie.
Poza kwestiami estetycznymi długie bloki reklamowe generują nieraz problem logistyczny. Jeżeli film trwa ponad dwie i pół godziny (patrz ostatnio "Diuna" czy "Nie czas umierać"), a czas dojazdu do kina i powrotu do domu wynosi optymistycznie 20 minut w każdą stronę, to po doliczeniu reklam i czasu spędzonego przy kasie (np. kupując bilet czy przekąski), cała operacja pod hasłem "wyjście do kina" zamyka się w absurdalnych czterech godzinach! Dziś, chodząc do kina, w jednej kieszeni trzeba mieć pieniądze, a w drugiej sporo wolnego czasu. Naturalnie też cierpliwość, bo na razie obowiązkowych reklam nie przeskoczymy. Trzeba więc kombinować na różne sposoby.
Repertuar kin w Trójmieście
Marsz "mrocznych wędrowców"
Listopadowy wieczór. Helios Metropolia Gdańsk. Weekend. Tłum przy kasach. Wchodzę na seans "Diuny" i ze zdumieniem odkrywam, że jestem jednym z zaledwie kilku widzów na sali. Dziwne, bo sporo osób przede mną w kolejce "klepało" bilety właśnie na ten film. Zagadka rozwiązuje się po dokładnie 27 minutach. Parówki, napoje, kredyty i wczasy w Chorwacji zareklamowane, zwiastuny wyświetlone, zapada ciemność, rozpoczyna się film. I wtedy wchodzą oni, cali skąpani w kinowej czerni, "mroczni wędrowcy". Obładowani kurtkami, płaszczami, torebkami, popcornami, nachosami, kubłami coli. Najpierw rozpoczyna się badanie stopami gruntu, później poszukiwanie miejsc, zamiatanie pod fotele wysypanych przekąsek i uciskanie garderoby po sąsiednich "krzesełkach". Jestem na "Diunie" drugi raz, więc spokojnie kilka początkowych minut seansu mogę poświęcić na obserwację "wędrowców". To też taki rodzaj filmu, komediowego głównie.
- Tak, jestem "mrocznym wędrowcem"! - przyznaje z rozbawieniem Kuba. - Nie będę ściemniał, nie znoszę reklam w kinie i wolę siedzieć pół godziny pod salą, niż patrzeć na coś, co popsuje mi fun z seansu, jeszcze zanim ten się na serio zacznie. Właściwie to nawet nie siedzę pod salą, bo przyjeżdżam teoretycznie spóźniony. Bez tłumu przy kasach kupuję bilety, czasami jakieś żarcie, kontrolnie odwiedzę toaletę i wchodzę w idealnym momencie. Komuś tym przeszkadzam? Szczerze, nie interesuje mnie to. Płacę za swój komfort, a nie innych.
Zobacz także: Irena Melcer o aktorstwie i pilates
Kuba zazwyczaj do kina chodzi z dziewczyną, więc z Sandrą, moją kolejną rozmówczynią, raczej i tak by się nie umówił na film. Nawet jeśli, to ich kinowa randka skończyłaby się z hukiem zapewne jeszcze przed wejściem na salę.
- Och! Najbardziej irytujący rodzaj widza! Nawet ich po części rozumiem, ale nie cierpię po prostu tego szwendania się po rozpoczęciu filmu. Kiedyś byłam z koleżanką na drugiej części "Mamma Mia!". No i już po pierwszej scenie zjawiła się pewna parka. Najpierw pan omal nie wywinął orła na zaciemnionych schodkach, ale uratował go telemark. Stoch by się nie powstydził. Potem, ku naszej rozpaczy, oboje zaczęli przeciskać się przez nasz rząd. Gdy dotarli do miejsc, okazało się, że... to tak naprawdę nie ich miejsca. A więc wsteczny i znów trzeba było wstawać i ich przepuszczać. Odeszli na bok, ale problem został, więc wpadli na genialny pomysł, aby swoich foteli poszukać za pomocą... latarki w telefonie. Zgroza. Kilka dobrych minut trwał ten kabaret, ale dla większości z nas na sali jednak mało zabawny - żali się Sandra.
Według wspomnianych badań dla Filmwebu 13 procent widzów pojawia się na sali, dopiero gdy rozpoczyna się rzeczywista projekcja.
Zajadacze, usypiacze, smartfoniarze
Zdecydowana większość z nas honorowo więc czuwa przy kinowych reklamach, ale poświęca ten czas na zupełnie inne czynności. Wybawieniem, szczególnie dla tych, którzy w pojedynkę oglądają filmy na wielkim ekranie, jest telefon zapewniający przeróżne rozrywki na czas trwania reklam. Rozwiązanie dość powszechne i raczej neutralne dla pozostałych widzów. Pod warunkiem, że wiemy, w którym momencie schować go do kieszeni, a przede wszystkim wyciszyć. Reklamowe bloki można także wykorzystać w mniej konwencjonalny sposób, choć jest to obarczone pewnym ryzykiem.
- Przesypiam reklamy - śmieje się Marek. - Zawsze budzę się na film. Nie no, a tak na poważnie, to przez te kilkanaście minut zamykam oczy i po prostu odpoczywam. Mnóstwo czasu spędzam w pracy przed komputerem. Do kina chodzę bardzo często, więc moje oczy zwyczajnie wysiadają już pod koniec dnia. Te kilkanaście minut to taka błyskawiczna regeneracja i przygotowanie do seansu. Może raz faktycznie na chwilę się zdrzemnąłem, ale na szczęście film zaczął się wtedy od mocnego walnięcia po głośnikach (śmiech). Reklamy mnie nudzą, niczym się nie różnią od tych w telewizji. Zwiastuny i tak znam na pamięć, bo oglądam je wcześniej w sieci, a poza tym co tydzień są niemal te same w kinach.
Zobacz także: Niekulturalne zachowania na kulturalnych imprezach
Skoro mało interesujący moment w kinie da się przedrzemać, to można i znaleźć czas na konsumpcję. "Zajadacze" to pokaźna grupa widzów, którym kinowe przekąski zazwyczaj kończą się, gdy film dopiero się rozpoczyna. Po zajęciu miejsca na sali pojawia się odwieczny dylemat: Jeść czy nie jeść? Poczekać do filmu czy zagryzać reklamową nudę? Ale co potem? Wyjść podczas seansu po dokładkę? Nasz żołądek westchnie tylko: "weź daj spokój", portfel krzyknie: "siedź i oglądaj, nie jestem bez dna!".
- Ujmę to tak: w 70 proc. jestem w kinie dla popcornu i klimatu, w 30 proc. dla filmu. Mąż doskonale wie, że oprócz biletów w kasie trzeba kupić jeszcze co nieco - przyznaje z beztroskim uśmiechem Magda. - Nie ma nawet takiej opcji, żebym czekała z jedzeniem do filmu (śmiech). Reklamy przejadam, na filmie zasypiam z przejedzenia albo walczę z własnym pęcherzem, bo napój też błyskawicznie znika. Nie, nigdy nie myślałam, żeby pójść po dokładkę już na sam film. Wtedy pewnie byłby to ostatni seans, na który zabrałby mnie mąż! Co on robi podczas reklam? Narzeka na to, ile wydał w kasie (śmiech).
Reklamy do reklamacji? Nierealne
Reklamy w multipleksach są jednak niezbędne. Z powodu pandemii i wielomiesięcznego lockdownu w ubiegłym roku wpływy sieci kinowych w Polsce zmalały o ponad 75 procent! To olbrzymi cios w całą branżę, bo dochody z materiałów reklamowych i promocyjnych co roku stanowią sporą część budżetu przeznaczoną na bieżące funkcjonowanie takich obiektów. Bez reklam cena biletu na film byłaby znacznie wyższa - to, jak mawiał klasyk, "oczywista oczywistość".
Dłużące się bloki reklam w kinach nie są oczywiście tylko polską przypadłością, bo za granicą w podobny sposób widzowie także narzekają. Zupełnie inna sytuacja miała miejsce niemal sto lat temu. Pierwsze reklamy, choć głównie były to zwiastuny filmowe, emitowano w amerykańskich kinach w latach 30. ubiegłego wieku. I tu ciekawostka - były one wyświetlane już po głównej projekcji. Dziś trudno wyobrazić sobie taki sposób publikowania reklam w kinie. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie choćby jedną osobę zostającą specjalnie po ponaddwugodzinnym seansie, by obejrzeć reklamówkę roślinnych kabanosów.
Opinie wybrane
-
2021-12-07 18:14
Nie chodzę do kina przez reklamy (4)
Po prostu szkoda mi czasu, nikt mi go nie zwróci. Płacę za film a nie za reklamy przez 30 minut.
Kina - gińcie.- 72 8
-
2021-12-10 07:46
wszystko masz w domu, nie wychodz
- 0 0
-
2021-12-08 07:45
Zgadzam się, nie byłem w kinie od grudnia 2012 roku i wogóle nie tęsknię. Dzisiaj mamy takie możliwości oglądania w domu, a nawet gdziekolwiek, i jedyne co się dla mnie liczy to 1) Brak reklam 2)Dobre towarzystwo (lub spokój gdy oglądam samemu!)
Pozdrawiam!- 14 0
-
2021-12-07 18:54
(1)
Mysle identycznie. Sami sobie zafundowali plajte. A tacy butni byli, tacy pewni swiatowego monopolu, ze moga dyktowac ceny i warunki jakie chca i komu chca - a teraz trumna nad ktora prawie nikt nie zaplacze.
Niech gnija!- 16 1
-
2021-12-09 12:19
cena biletu taka, że w domu się to samo obejrzy legalnie płacąc
bez słuchania szelestów, rozmów i siorbań
z lepszą jakością obrazu
ponoć kino w Muzeum Emigracji nie daje reklam, taka plotka
też nie byłem w kinie od wielu wielu lat
nie bywam gdzie mnie nie lubią- 2 0
-
2021-12-09 00:59
Filmy dzisiaj sa za długie . Lepiej obejrzeć film 80-90 minut niz 120 minut i więcej . Inna sprawa ze w porównaniu do starych filmów z przed 20-30 lat dzisiejsze filmy sa nudne .
- 0 0
-
2021-12-07 23:56
Normalnie. Bilet kupuję online albo odbieram wcześniej, a na seans przybywam 30 minut po wyznaczonej godzinie. Inna sprawa, że wolałbym zapłacić za bilet więcej i nie uskuteczniać takich szopek. Na szczęście od kilku lat nie chodzę do kina zbyt często.
- 21 3
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.