• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Melodie ulotne. Recenzja filmu "Narodziny gwiazdy"

Tomasz Zacharczuk
1 grudnia 2018 (artykuł sprzed 5 lat) 

"Narodziny gwiazdy" jest jak bezbłędnie nagłośniony koncert pary porywających tłumy artystów, którym zupełnie niepotrzebnie ktoś w połowie występu włącza playback i każe grać oklepane covery. Obiecująco zapowiadający się romans bezpowrotnie skręca w pewnym momencie w kierunku podręcznikowego wyciskacza łez. Muzyczną opowieść do ostatniej wybrzmiałej nuty nienagannie, na szczęście, wyśpiewują Bradley Cooper i Lady Gaga, a wspólnie wykonane przez nich "Shallow" trzeba już wprost nazwać najlepszym filmowym utworem tego roku.



Bradley Cooper w reżyserskim debiucie postawił w "Narodzinach gwiazdy" na dobrze zapamiętane już przez publiczność akordy i wpadające w ucho melodie. Podupadający gwiazdor muzyki przypadkowo odkrywa utalentowaną amatorkę. Artystę z muzą, poza pasją, zaczyna łączyć miłość, lecz dynamicznie rozwijająca się kariera estradowego "kopciuszka" zmusi oboje kochanków do zweryfikowania dotychczasowych marzeń i zawodowych oczekiwań. Górę wezmą indywidualne ambicje czy zwycięży uczucie opatrzone koniecznością dokonywania niełatwych wyborów? A może istnieje jeszcze trzecia alternatywa?

Pomimo, że w amerykańskiej kinematografii funkcjonują już trzy produkcje pod identycznym tytułem, odpowiedzi na własną rękę postanowił poszukać również gwiazdor takich produkcji jak "Kac Vegas" i "American Hustle". Reżyserski debiut Coopera wypadł co najmniej poprawnie, ale w pewnym momencie wypłynęły na wierzch nie do końca trafione decyzje. Szczególnie w drugiej części filmu zabrakło już nieco artystycznego ryzyka, głębi i odwagi oraz wprawy w odpowiednim przemeblowaniu gatunkowych schematów. Kameralny muzyczny romans został więc spłycony do poniekąd tendencyjnego melodramatu, w którym widać co prawda szczere i ambitne chęci autora, ale odpowiednich narzędzi i środków mamy pewien niedostatek.

On (Bradley Cooper) jest wypalonym już gwiazdorem country, który zmaga się z alkoholowym nałogiem i problemami zdrowotnymi. Ona (Lady Gaga) dopiero odkrywa własny potencjał i stawia pierwsze kroki na estradzie. Razem są w stanie porwać publiczność, ale z czasem coraz trudniej będzie im grać w jednym tempie. On (Bradley Cooper) jest wypalonym już gwiazdorem country, który zmaga się z alkoholowym nałogiem i problemami zdrowotnymi. Ona (Lady Gaga) dopiero odkrywa własny potencjał i stawia pierwsze kroki na estradzie. Razem są w stanie porwać publiczność, ale z czasem coraz trudniej będzie im grać w jednym tempie.
Najwięcej filmowej jakości znajdziemy więc w pierwszej połówce "Narodzin gwiazdy". Zataczający się od nadmiaru alkoholu i tracący powoli słuch gwiazdor country Jackson Maine (Bradley Cooper) w obskurnym klubiku z draq queen doznaje muzycznego objawienia podczas występu przebojowej Ally (Lady Gaga). Wypalony artysta z nieco zakompleksioną amatorką znajduje nić porozumienia i kolejne godziny oboje spędzają na nocnej włóczędze po mieście i rozmowach o sztuce. Od pierwszych wspólnych kadrów doskonale widać, że hollywoodzki gwiazdor z nieopierzoną jeszcze aktorsko piosenkarką stworzą na wskroś prawdziwy, naturalny, świetnie zbalansowany i uzupełniający się duet. Dowodem na to jest rewelacyjnie skręcona scena pierwszego wspólnego występu przed kilkutysięczną publicznością.

Koncertowe sekwencje, jak również bardziej intymne kadry, prezentują się znakomicie głównie za sprawą klimatycznych i urokliwych zdjęć Matthew Libatique'a, który fenomenalnie za pomocą różnorodnych barw potrafił pokolorować zacieśniającą się relację pomiędzy Jackiem a Ally. Świetnie nagłośnione występy sprawiają dodatkowo wrażenie uczestniczenia w muzycznych widowiskach. Aktorska oszczędność idzie w parze z prostotą przekazu i odpowiednim wyważeniem emocji. Filmowe elementy komponują się ze sobą równie sprawnie jak nuty przebojowego "Shallows", a Bradley Cooper z powodzeniem hollywoodzki romans wpisuje w ramy kina niezależnego.

Dobra passa, zarówno bohaterów, jak i reżysera, trwa do czasu. Gdy Ally angażuje się coraz mocniej w solowe projekty i skręca w stronę przestylizowanej komercji, w podobnym kierunku podążają także twórcy "Narodzin gwiazdy". Mnożą się scenariuszowe luki, nielogiczne zachowania postaci coraz trudniej wytłumaczyć, wątki są pourywane, drugoplanowe postaci odstawione do kąta, zaś fabuła staje się pretekstem do taniej gry emocjami. Wygląda to trochę tak, jakby Cooper zaliczył efektowny, sprinterski start w długodystansowym biegu i w połowie trasy zaczął obawiać się o własną kondycję. Zredukował tempo, odpuścił walkę o pozycję i skupił się na dobiegnięciu do mety.

"Narodziny gwiazdy" wyróżniają się świetnymi zdjęciami, dopracowanym dźwiękiem, przebojową muzyką i kompozycjami oraz znakomitym aktorskim duetem. Zawodzi natomiast, szczególnie w drugiej części filmu, niechlujny scenariusz - pełen uogólnień, skrótowości i żerujący na wrażliwości widza.  "Narodziny gwiazdy" wyróżniają się świetnymi zdjęciami, dopracowanym dźwiękiem, przebojową muzyką i kompozycjami oraz znakomitym aktorskim duetem. Zawodzi natomiast, szczególnie w drugiej części filmu, niechlujny scenariusz - pełen uogólnień, skrótowości i żerujący na wrażliwości widza.
Jak mocno mu w tym będziemy kibicować, zależy już od indywidualnych preferencji. Jeśli fabularny porządek, konsekwentną logikę i filmową ambicję stawiamy nad intensywnym eksponowaniem emocji, moment finiszu nieszczególnie nas będzie interesować. Gdy jednak przede wszystkim wyciągamy z filmu pojedyncze wrażenia, nawet oderwane od ogólnego sensu, wówczas przyda się niejedno opakowanie chusteczek. Kompromisu pomiędzy jedną a drugą wizją niestety nie ma i ten mankament w "Narodzinach gwiazdy" doskwiera najbardziej.

Ten film to przede wszystkim Bradley Cooper i Lady Gaga. Lady Gaga i Bradley Cooper. Trudno ocenić, które z nich wypadło lepiej, bo oboje tworzą jeden z najlepszych duetów ostatnich kilkudziesięciu miesięcy. On fenomenalnie wszedł w buty zaliczającego upadek za upadkiem alkoholika, który tylko dzięki mieszance wysokoprocentowych trunków i leków potrafi jeszcze chwycić za gitarę. Wymiętoloną od używek i fizycznego wyniszczenia twarz Coopera zapamięta się na długo. Podobnie jak przyzwoity wokal. Postać raczej jednowymiarowa, ale zagranie piekielnie dobrze.

Lady Gaga, nie licząc epizodów w serialu "American Horror Story", dopiero stawia pierwsze nieśmiałe kroki w filmowym świecie, ale debiutanckiej tremy w "Narodzinach gwiazdy" zupełnie nie widać. Jest za to niesamowita aktorska energia wspomagana potężnym wokalem. To bez wątpienia artystka o rzadko spotykanym talencie, choć dla wielu wciąż kojarzyć się będzie już na zawsze z dziwacznymi teledyskami, kiczowatym nieco popowym brzmieniem i słynną już "mięsną" kreacją. To, w jaki sposób Gaga rozwija na ekranie postać Ally, stanowi też pewną formę autoironicznego komentarza do własnej dotychczasowej kariery.

Poza muzyką największą wartością "Narodzin gwiazdy" jest świetnie zsynchronizowany duet Bradley Cooper - Lady Gaga. Oboje od pierwszych kadrów są w stanie porwać za sobą nawet najbardziej opornego widza. Poza muzyką największą wartością "Narodzin gwiazdy" jest świetnie zsynchronizowany duet Bradley Cooper - Lady Gaga. Oboje od pierwszych kadrów są w stanie porwać za sobą nawet najbardziej opornego widza.
Oboje z Cooperem mają w kieszeni co najmniej nominacje do Oscarów. Podobnych wyróżnień może być zresztą znacznie więcej - muzyka, montaż, zdjęcia, dźwięk i znakomity Sam Elliott zasługują na ozłocenie. Natomiast "Maybe It's Time" oraz "Shallows" zdominują kategorię najlepszej filmowej piosenki ("Shallows" wygraną ma niemal w kieszeni).

W nostalgicznej filmowej balladzie najpełniej wybrzmiewa oczywiście wątek miłosny, ale w tle usłyszeć można zarówno gorzki komentarz pod adresem współczesnego muzycznego showbiznesu, jak i ponuro zaintonowany kawałek o egzystencjalnym lęku, który nie pozwala ani rozliczyć się z przeszłością, ani naświetlić przyszłości w wystarczająco wyrazistych barwach. Szkoda jedynie, że nie udało się tego wszystkiego spiąć w spójną filmową całość bez wymuszonej ckliwości i przeładowanego melodramatyzmu. Role życia Coopera i Gagi nie pozwalają jednak przejść obojętnie obok "Narodzin gwiazdy".

OCENA: 7/10

Film

6.8
83 oceny

Narodziny gwiazdy (43 opinie)

(43 opinie)
dramat, romans

Opinie (40) 6 zablokowanych

  • Mam chcicę! (2)

    Mam chcicę na ten film! Generalnie lubię filmy muzyczne - i takie typowe musicale jak "West Side Story", "Yentl", "Mamma Mia", "Evita" i te z muzyką w tle (w tym sensie, że piosenka nie jako dialog/monolog/myśli) np. "Różę" (z Bette Midler - dzisiaj Divine Miss M ma urodziny, z tego co wiem to chyba 40 ale wygląda na góra 30, piękna piosenka "The rose" ale Bette zaśpiewała też np. "God help the outcasts" z "Dzwonnika z Notre Dame"), "Narodziny gwiazdy" z Barbrą Streisand, "Burleska" z Cher. Super! Muszę zobaczyć Lady Gagę na dużym ekranie z trailera całkiem całkiem i w ogóle piękna kobieta bez tych ton makijażu. Pozdrowionka!

    • 5 4

    • Wypad

      • 0 2

    • Obejrzyj jeszcze Tenecious D

      Dobry musical

      • 2 1

  • jesten Sven i totalnie sie zgadzam

    nigdy nie bylem w kinie

    • 2 4

  • nuda

    nuda - serio, szkoda czasu i kasy

    • 6 8

  • Leidy Gaga, justin bieber, arianna grandę hahaha.. to dla mnie taki wyznacznik poziomu Polaka, większość poza disko polo znavtylko tych wykonawców a innych słyszeli w radiu.

    • 3 16

  • Może w wersji ukraińskojęzycznej będzie lepszy?/

    • 9 7

  • za długie

    nie czytam

    • 2 3

  • zalosne

    kolejna zydowska zalosna produkcja dla d**ili

    • 0 9

  • Zabawne w tym filmie jest to, że absolutna debiutantka na ekranie, gwiazda muzyki Lady Gaga

    (choć wypada przyznać, że wykształcenie aktorskie posiada), aktorsko zjada wiele gwiazdek Hollywood i nie zdziwię się, jeśli skończy się to nominacją do Oskara, a może i samą statuetką.
    Sam film też na pewno kilka Oskarów zgarnie (pewniak to za najlepszą piosenkę, bo za najlepszą Muzykę to Oskara może dostać tylko Bohemian Rapsody).

    • 5 0

  • Trafna recenzja

    • 1 0

  • Film super, LG gra fantastycznie

    To prawda że w drugiej części trochę siadła narracja i zakończenie było "rzutem na taśmę", ale to naprawdę fajny film, świetna muzyka i piękne kreacje głównych bohaterów. To jak gra i jak wygląda LG, jest niesamowicie, wręcz szokująco, pozytywnie różne od jej muzycznego (a zarazem od życiowego - co sama potwierdza w wywiadach) anturażu.

    • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Konkursy

Konkursy KWINTesencje

KWINTesencje

3 podwójne zaproszenia

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym serialu pojawia się nieistniejący już gdyński klub “Maxim” ?