• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Możdżer po berlińsku

Borys Kossakowski
20 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Leszek Możdżer - tym razem został gospodarzem koncertu "Jazz in Berlin Philharmonic". Leszek Możdżer - tym razem został gospodarzem koncertu "Jazz in Berlin Philharmonic".

"Leszek Możdżer w swoim kraju traktowany jest jak gwiazda pop. Wszystkie jego płyty wspinają się na szczyty list sprzedaży, wyprzedzając Stinga czy Beyonce." Tak pisze o Leszku jego niemiecki wydawca - jeden z najważniejszych graczy w jazzowym świecie, wytwórnia ACT. Gdański pianista już drugi raz został zaproszony do cyklu "Jazz at Berlin Philharmonic". Tym razem jako gospodarz.



Leszek Możdżer & Friends - Jazz at Berlin Philharmonic III Leszek Możdżer & Friends - Jazz at Berlin Philharmonic III
Możdżer & Friends: Jazz at Berlin Philharmonic III
ACT


To już trzeci album z serii koncertowej nagrywanej w Filharmonii Berlińskiej, a drugi firmowany nazwiskiem Leszka Możdżera. Tym razem artysta zaprosił do nagrania jeszcze swoją ulubioną (wręcz kanoniczną) sekcję rytmiczną - Zohara FrescoLarsa Danielssona oraz kwartet smyczkowy Atom Sting Quartet (w składzie Dawid Lubowicz, Mateusz Smoczyński (skrzypce), Michał Zaborski (altówka) i Krzysztof Lenczowski (wiolonczela). Za nagranie całości odpowiadał m.in. urodzony w Gdańsku i znany ze współpracy z wieloma artystami, ceniony inżynier dźwięku Piotr Taraszkiewicz.

Sam tytuł serii - jazz w filharmonii - sugeruje pewien trop interpretacyjny. I faktycznie, w pewnej mierze płyta ta jest próbą połączenia muzyki poważnej z improwizacją, ale nic tu nie jest podane wprost, a muzyka wymyka się oczywistościom i banałom. Wprawdzie dominuje tu klasyczna czystość form wyrazu, a momentami muzycy grają wręcz z pewnym dostojeństwem. Ale im bardziej zbliżają się do klasycznych kanonów piękna, tym sprytniej i bardziej pomysłowo odskakują w zupełnie nieklasyczne rejony.

Warto podkreślić, że album został fantastycznie zaplanowany i wyreżyserowany. Niebanalne otwarcie (mroczna "Etiuda nr 2" Witolda Lutosławskiego), zmiany tempa i napięć, wreszcie kulminacje (jedna w połowie albumu przy "Na 7", a druga na dwóch końcowych utworach) - to wszystko składa się na rodzaj muzycznej (niekończącej się) opowieści.

Możdżer i jego przyjaciele sięgają po rozwiązania sprawdzone, ale na każdym stawiają swój stempel jakości, gwarancję, że mamy do czynienia z "muzyką sfer". "Jazz at Berlin Philharmonic III" to hołd dla harmonii. Wprawdzie na otwarcie dostajemy garść trudnych dysonansów, ale już później króluje porządek i ład, perfekcja współbrzmienia. Nawet jeśli później Możdżer sięga po mało oczywiste akordy, to wszystko robi z taką lekkością, jakby grał czysty "dur" czy "mol".

Jeśli na tej płycie jazz próbuje się polubić z klasyką, to swatką dla nich jest muzyka ludowa, która pobrzmiewa (subtelnie, ale wyraźnie) w licznych utworach na tej płycie. We wspomnianym już "Na 7" smyczki "tną" jakby na góralską modłę, a samo metrum sugeruje, że to mogą być bułgarskie Rodopy. W dwunastominutowej, bajkowej "Love pastas" przez moment skrzypce grają, jakby zamieniły się w chińskie erhu. Wieńcząca płytę "Winter song" ma zaś delikatny posmak indyjski. Są też fragmenty w sposób oczywisty eksplorujące muzykę ludową, jak np. "Gsharim" z solówką Fresco.

I być może to właśnie element ludowy (którego nie znajdziemy w tytule płyty) - jest tym właściwym, kluczowym elementem do zrozumienia płyty "Możdżer & Friends". Tak jakby pianista mówił: "ok, dyskutujemy od lat o różnicach między jazzem i muzyką poważną, próbujemy znaleźć muzykę środka, a zapominamy o tym, że cały czas to jest jedna i ta sama muzyka - grana przez i dla ludzi".

Jazz at Berlin Philharmonic I - Iiro Rantala - Michael Wollny - Leszek Możdżer Jazz at Berlin Philharmonic I - Iiro Rantala - Michael Wollny - Leszek Możdżer
Możdżer & Friends: Jazz at Berlin Philharmonic I
ACT


Przy okazji prezentacji albumu numer trzy, sięgamy też po "jedynkę" wydaną dwa lata temu, a będącą zapisem koncertu trzech pianistów: Leszka Możdżera, Fina Iiro Rantali i Niemca Michaela Wollny'ego. Był to pierwszy w całości wyprzedany jazzowy koncert w 25-letniej historii berlińskiej Kammermusiksaal. Seria jest kontynuacją idei amerykańskiego impresario Normana Grantza, który postanowił organizować koncerty jazzowe nie w barach czy pubach, ale tam, gdzie wirtuozi tej muzyki mogliby liczyć na należyte uznanie: w filharmoniach.

Idea kontynuowana przez szefa wytwórni ACT Siggi'ego Locha ma już nieco inny wydźwięk. Przesłanie tej płyty odczytywałbym raczej: pokażmy ludziom, że muzyka jazzowa i poważna, choć często bywa niezrozumiała i hermetyczna, może być podana też w sposób czytelny, bliski kanonom klasycznego piękna, choć bez posiłkowania się banałem, kiczem czy oczywistością.

Do tego trzeba oczywiście gry wirtuozerskiej, fantastycznej techniki i genialnej wyobraźni. I dlatego ACT do tej "roboty" wysłał swoich trzech asów. I trudno o lepsze rozpoczęcie niż "Aria z Wariacji Goldbergowskich" Bacha w brawurowym wykonaniu Rantali.

Dalej mamy liryczne, pełne żalu i melancholii wspomnienie o tragicznie zmarłym Esbjornie Svenssonie ("Tears for Esbjorn"), by po chwili zanurzyć się w mikrokosmos szalonego "Hexentanz" Wollny'ego, w którym ten młody niemiecki pianista udowadnia, że nie został wybrany do tego projektu przypadkowo. Jest tu i bogata wyobraźnia, rozmach improwizatorski, niezwykła wiedza o historii pianistyki, a przede wszystkim - kawał dobrej muzyki.

Możdżer pojawia się w kolejnych dwóch utworach, ale ani "No message", ani "Incognitor" nie przykuły szczególnie mojej uwagi. Dopiero "Svantetic" grany w duecie (Możdżer na Fender Rhodes Piano i Wollny na fortepianie) uruchomiły moją wyobraźnię. A to dlatego, że to wykonanie pełne napięcia (czyżby to efekt użycia elektrycznego piana?), może wręcz małej rywalizacji między muzykami. Album kończy się popowym utworem "Suffering" Larsa Danielssona z chwytliwą melodią i "Armando's Rumba" Chicka Corei, na którym występują wszyscy trzej artyści na raz. Efekt? Głośna owacja (pewnie na stojąco) berlińskiej widowni. Choć na płycie aż roi się od popisów pianistycznych, to po jej przesłuchaniu wróciłem do "Tears for Esbjorn" - na pierwszy rzut oka najbardziej przewidywalnej kompozycji z całej palety - zagranej jednak z ogromnym ładunkiem emocjonalnym, którego później jakby trochę brakowało.

Łzy dla Esbjorna Svenssona w wykonaniu Iiro Rantali i Michaela Wollny'ego.

Opinie (10) 4 zablokowane

  • (1)

    Borys, czy to trosze Twój niedościgniony autorytet?

    • 13 5

    • Troszkę :)

      dobre :D

      • 2 1

  • Dziękuję za wspaniałą muzykę! Wszystkiego dobrego i dalszych sukcesów życzę.

    • 19 6

  • (3)

    Zdolny facet.
    Mam oczywiście na myśli Leszka Możdżer'a.

    • 27 8

    • a na cóż ten apostrof? (2)

      • 21 0

      • (1)

        Soł inglisz :D

        • 5 1

        • Janek Astropof

          miło mi.

          • 2 0

  • Przynajmniej Możdżer nie jęczy i pokazuje, że można żyć w PL i robić karierę!

    Zaczynał skromnie, chłopak z Żabianki, zdolny, i uparcie dążył do celu. Uczcie się od niego, że Polska to kraj, w którym można robić wielkie rzeczy! Lecz jest on z ciekawszego pokolenia, które jest odporne na wiele barier, które były wcześniej. Dzisiejsza młodzież to jęczące cieniasy i mięczaki.

    • 42 3

  • Kolejny art o Możdzerze... (1)

    sponsorowany czy pan Borys jest fanem ?

    • 2 1

    • Możdżer to gigant

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych (1 opinia)

(1 opinia)
15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie w Gdyni odbywają się koncerty podczas Cudawianków?