• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Muzyczna opowieść Estasa Tonne w Filharmonii Bałtyckiej

Ewa Palińska
14 kwietnia 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
Rozpoczynając sobotni koncert Estas Tonne wyjaśnił, że to wcale koncert nie będzie. Swój występ porównał do wideorelacji na żywo, którą  należy śledzić na bieżąco, koncentrując się na tym, czego doświadczamy tu i teraz. Rozpoczynając sobotni koncert Estas Tonne wyjaśnił, że to wcale koncert nie będzie. Swój występ porównał do wideorelacji na żywo, którą  należy śledzić na bieżąco, koncentrując się na tym, czego doświadczamy tu i teraz.

Estas Tonne to artysta niezwykły, więc i jego sobotni koncert w Filharmonii Bałtyckiej był niebanalny. Gitarzysta zaprezentował ciągiem dwugodzinny, chwilami karkołomny materiał wyjaśniając, że jest to spójna opowieść, w której fabułę należy się zagłębić. Po zakończeniu i owacjach na stojąco podziękował i zszedł ze sceny, bo granie na bis byłoby - według niego - nieautentyczne. A on w swoim życiu opowiada się wyłącznie za prawdą.



Choć dziś jest uważany za jednego z najciekawszych, a z pewnością najbardziej barwnych gitarzystów na świecie, w dzieciństwie do robienia kariery muzycznej ciągnęło go nieszczególnie. Niemniej splot wydarzeń (również politycznych) sprawił, że po latach przerwy Estas Tonne ponownie chwycił gitarę i nie wypuszcza jej z rąk aż do dziś.

Estas Tonne urodził się jako Stanisław Tonne w Zaporożu, leżącym wówczas na terenie Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. Naukę gry na gitarze rozpoczął w wieku 7 lat i kontynuował ją przez 6 następnych, wykonując głównie muzykę klasyczną. Po tym okresie rzucił gitarę w kąt i nie miał z nią kontaktu przez najbliższą dekadę.

Kiedy miał 15 lat, w momencie rozpadu Związku Radzieckiego, wyemigrował z rodziną do Izraela. W 2001 roku przeniósł się do Nowego Jorku i tam, rok później, powrócił do gry na gitarze, zatracając się w niej bez końca. Od tamtego czasu nagrał kilkanaście płyt, koncertował w najbardziej prestiżowych i największych scenach świata, ale największym sentymentem nieustannie darzy tę jedną - uliczną. Właśnie na ulicach grywa najchętniej, a nagrania z jego spontanicznych występów pod chmurką mają po kilkadziesiąt milionów odsłon na YouTube.

Najbliższe koncerty w Trójmieście


Mimo tak licznej frekwencji (na widowni zasiadło przeszło tysiąc osób) artyście udało się stworzyć kameralną, wręcz intymną atmosferę. Mimo tak licznej frekwencji (na widowni zasiadło przeszło tysiąc osób) artyście udało się stworzyć kameralną, wręcz intymną atmosferę.
Dlaczego tak obszernie streszczam jego biografię? Choćby dlatego, że jego styl muzyczny stanowi wypadkową tych wszystkich życiowych doświadczeń. W kompozycjach Estasa Tonne doszukamy się elementów muzyki bliskowschodniej, wschodnioeuropejskiej, klasycznej, latynoskiej czy flamenco. Operuje też różnymi technikami, z fingerstyle (technika gry na instrumentach strunowych polegająca na jednoczesnym prowadzeniu melodii, linii basu, perkusji i podkładu akordowego) na czele. A że Tonne niemal nieustannie jest w trasie, to i jego styl muzyczny ciągle się rozwija i wzbogaca.

Jedno, co pozostaje niezmienne, to chęć i potrzeba nawiązania bliskiego kontaktu ze słuchaczami. Jest to potrzeba tak wielka, że Estas Tonne nie zgodził się na obecność naszej kamery podczas sobotniego koncertu, a i do wyrażenia zgody na fotografowanie trzeba było go długo przekonywać. Chciał pozostać sam na sam ze swoimi słuchaczami, bo miał im coś ważnego do przekazania.

Ten ważny przekaz ukrywał się w prezentowanej przez niego muzyce. Rozpoczynając koncert Tonne wyjaśnił, że to wcale koncert nie będzie. Swój występ porównał do wideorelacji na żywo, którą należy śledzić na bieżąco, koncentrując się na tym, czego doświadczamy tu i teraz. Jego opowieść trwała dwie godziny i jedynie dwukrotnie została przerwana gromkimi brawami fanów, którzy nie mogli powstrzymać się od natychmiastowego wyrażenia zachwytu. A było się czym zachwycać, ponieważ Estas Tonne zaprezentował pełne spektrum barw, możliwości i technik gitarowych. Opowiadając za pomocą muzyki swoją historię bawił się tempem, fakturą, natężeniem i rejestrami - miał na scenie trzy różne gitary, które zamieniał w razie potrzeby. Wspomagał się też efektami elektronicznymi, ale robił to niezwykle subtelnie.

Estas Tonne zaprezentował pełne spektrum barw, możliwości i technik gitarowych. Opowiadając za pomocą muzyki swoją historię bawił się tempem, fakturą, natężeniem i rejestrami - miał na scenie trzy różne gitary, które zamieniał w razie potrzeby. Wspomagał się też efektami elektronicznymi, ale robił to niezwykle subtelnie. Estas Tonne zaprezentował pełne spektrum barw, możliwości i technik gitarowych. Opowiadając za pomocą muzyki swoją historię bawił się tempem, fakturą, natężeniem i rejestrami - miał na scenie trzy różne gitary, które zamieniał w razie potrzeby. Wspomagał się też efektami elektronicznymi, ale robił to niezwykle subtelnie.
Forma przekazu, jaką zaproponował Tonne, była fascynująca, ale i niezwykle trudna dla słuchaczy. Aby w pełni delektować się muzyką i traktować ją jako opowieść, należało maksymalnie się wyciszyć. Dopiero wówczas można było wychwytywać niuanse i śledzić "fabułę". Jeśli ktoś nie był w stanie całkowicie poddać się muzyce, bardzo szybko mogła go dopaść monotonia. Jakby nie patrzeć, były to pełne 2 godziny słuchania w wielkim skupieniu jednej osoby grającej na gitarze. Bez fajerwerków. Bez możliwości dania upustu swoim emocjom poprzez oklaski. Artysta nie postawił siebie w roli tego, który ma słuchaczy zabawiać. On chciał podzielić się z nimi swoim przekazem.

Po zakończonym koncercie słuchacze natychmiast poderwali się z miejsc i nagrodzili Estasa Tonne owacją na stojąco. Artysta podziękował i wyjaśnił, że nie należy do tych, którzy schodzą ze sceny a później wracają, bo jest to nieszczere. A on w swoim życiu kieruje się wyłącznie prawdą. Co więcej, samo granie dla grania (na bis) byłoby bez sensu i kłóciłoby się z jego filozofią. Bo on nie gra muzyki dla samego grania. Jego muzyka zawsze niesie konkretny przekaz, a on przekazał co miał do przekazania w swoim dwugodzinnym, muzycznym "exposé".

Zobacz fragment koncertu

Miejsca

Wydarzenia

Zobacz także

Opinie (21)

Wszystkie opinie

  • karkołomny ?!

    karkołomny
    1. «grożący śmiercią lub kalectwem»
    2. «bardzo śmiały i niosący ryzyko niepowodzenia»

    • 13 4

  • Tak po zdjęciach widać że gość do fryzjera to chodzi na wymianę oleju a nie na strzyżenie.

    • 1 23

  • Nie dwie godziny, a godzina i 40 minut (19:10 - 20:50) (7)

    Pisze Pani, że należało się maksymalnie wyciszyć i skoncentrować na muzyce. Ciężko to zrobić gdy przez cały koncert jakiś gruby, łysawy dziad łazi i tuż przy uszach widzów pstryka zdjęcia głośnym aparatem. Na wszelkich koncertach rockowych fotoreporterzy mają czas na robienie zdjęć pod sceną tylko przez pierwsze kilkanaście minut występu, a potem won i nie przeszkadzać. Czy na kameralnym koncercie w filharmonii ten wasz niekulturalny pracownik naprawdę potrzebował aż trzystu ujęć jednego faceta z gitarą siedzącego cały czas w tej samej pozycji?
    Dodatkowo należy wspomnieć, że ze względu na pazerność organizatorów (bilety po 235 zł) połowa miejsc była pusta i na widowni zasiadło około 500 osób, a nie wspomniany w artykule tysiąc.

    • 27 2

    • Chłopu dali zarobić, to musiał się wykazać. Lazil i pstrykal te fotki.

      • 2 0

    • Dziękuję

      za wiarygodną informację, której próżno oczekiwać od oficjalnych (dez)informatorów. Coraz częściej prawdy zmuszony jestem szukać w "parterowej" wymianie informacji.

      • 8 0

    • Tez widziałam tego fotografa, ale to był jeden z widzów (3)

      Fotograf Trojmiasto.pl wyszedł po 10 minutach

      • 2 0

      • Nieprawda (2)

        Gość, o którym Pani pisze, był łysy, a nie łysawy i siedział w trzecim rzędzie. Muzyka wcale go nie interesowała, więc ciągle bawił się aparatem. Za to wspomniany wcześniej fotoreporter trojmiasto.pl przemieszczał się przez cały czas trwania koncertu nieustannie przeszkadzając widzom w odbiorze widowiska. Ze swojej pracy i tak wywiązał się słabo, co najlepiej ilustruje zamieszczone powyżej bardzo ziarniste zdjęcie przedstawiające pierwszy rząd widzów oraz przeciwległy, niemal pusty sektor C.

        • 3 2

        • Ech (1)

          Fotoreporter Trojmiasto.pl nie jest ani łysy, ani łysawy.

          • 2 0

          • ale za to ma wąsy

            • 1 1

    • Ceny biletów

      To nie pazerność organizatorów dyktuje cenę, ale pazerność artystów, którzy oczekują wielkich pieniędzy za swój koncert. Nauczcie się wreszcie, że cena biletów zawsze wynika z kosztów organizacji, a te w największej mierze wynikają z honorarium artysty, a nie z pazerności organizatorów, którzy muszą wziąć na siebie ryzyko finansowe i za wysokie ceny biletów im również nie sprzyjają. Pozdrawiam

      • 1 4

  • Niestety ceny biletów wybily rodzinny udział

    Choć po fragmencie widać, że koncert mógł być niezly.

    • 10 0

  • Pięknie było Dziękuję :)

    • 7 0

  • Nie do filharmonii

    Koncert fajny ale nie do tej filharmonii. Niewygodne miejsca, słaba wentylacja po pół godzinie człowiek nie miał czym oddychać. Jak ktoś wyżej napisał ciężko było się skupić bo co chwilę ktoś włączał telefon albo się kręcił. Wolę posłuchać tego artysty w zaciszu domowym przy świetle świec leżąc na sofie.

    • 11 1

  • Wrażenia (1)

    Mam mieszane uczucia. Estas gra świetnie technicznie, ale cały set był zagrany w jednakowej konwencji melancholijno-kontemplacyjnej. Być może - jak to napisano powyżej - nie byłem w stanie całkowicie poddać się muzyce, bo faktycznie po pewnym czasie miałem wrażenie monotonii. Dodatkowo mistycyzm twórcy utrzymany w stylu Paulo Coelho, na granicy banału i pretensjonalności. I jeszcze te kadzidełka (których nota bene nie pozwolono mu zapalić).

    Ale mimo to nie żałuję. Jeśli ktoś był w stanie zaakceptować konwencję zaproponowaną przez artystę, to na pewno był w stanie docenić kunszt i finezję gry na gitarze.

    Ktoś wspomniał też ceny biletów - my kupowaliśmy odpowiednio wcześniej i cena była niższa niż 235PLN.

    • 2 0

    • Noo, dużo niższa. 195 zl.

      • 3 0

  • Ilość miejsc

    Filharmonia ma pojemność 950 osób, widać na zdjęciach, że duża część była pusta, a autorka pisze, że było 1000 osób. No nieźle ;)

    • 5 0

  • Ajajaj, jak mogłem przegapić ten koncert?

    • 1 1

  • za 300 zł

    za 300 zł to ja idę na Knopflera, który może nie wygląda jak Jezus ale za to jest od lat jednym z najlepszych gitarzystów na świecie

    • 1 0

1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Książka "Polka przy garach" została napisana przez blogerkę: