• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Niesmak dzieciństwa. Recenzja filmu "Belfast"

Tomasz Zacharczuk
26 lutego 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 

Kenneth Branagh w swoim najlepszym od ponad dekady filmie z niekrytą nostalgią i ogromną wrażliwością szkicuje cienie i blaski dzieciństwa spędzonego w skonfliktowanej Irlandii Północnej u schyłku lat 60. XX wieku. W dość sztywne ramy historycznego dramatu świetnie udało się wkomponować niezwykle osobistą i kameralną, pełną ciepła i humoru opowieść o rodzinie, która, by przetrwać wojnę domową, musi dokonać najtrudniejszych wyborów. "Belfast" zasłużenie plasuje się w czołówce najbardziej udanych produkcji ostatnich miesięcy i zdaje się być solidnym kandydatem do tegorocznych Oscarów.



Urodzony w stolicy Irlandii Północnej reżyser, który drogę do wielkiego kina utorował sobie wybitnymi inscenizacjami szekspirowskiej prozy, po 15 latach wraca w wielkim stylu. Od czasu "Pojedynku" z Judem Law i Michaelem Cainem Kennethowi Branagh nie udało się bowiem w pełni zaprezentować artystycznego kunsztu, czemu nie sprzyjały wysokobudżetowe projekty pokroju "Thora" czy "Artemis Fowl". Powrót do korzeni w "Belfaście" jest więc nie tylko formą osobistej konfrontacji filmowca z przeszłością, lecz także w pełni wykorzystaną szansą na odbudowę reżyserskiego warsztatu. Jego najnowszy film to zarazem dowód na to, że skromne ekranowe historie często epatują największym bogactwem emocji.

Buddy (Jude Hill) jest 9-latkiem mieszkającym w północnoirlandzkim Belfaście. Pewnego dnia spokojne życie dzielnicy, w której żyje chłopiec, zostaje przerwane przez brutalny atak na tle religijnym. Buddy (Jude Hill) jest 9-latkiem mieszkającym w północnoirlandzkim Belfaście. Pewnego dnia spokojne życie dzielnicy, w której żyje chłopiec, zostaje przerwane przez brutalny atak na tle religijnym.

Wojna oczami kilkulatka



Branagh wraca pamięcią do wydarzeń z 1969 roku, gdy jako kilkuletni mieszkaniec Belfastu był świadkiem eskalującego w coraz szybszym tempie konfliktu pomiędzy katolicką a protestancką ludnością Irlandii Północnej. Jego filmowym odpowiednikiem, a zarazem przewodnikiem po roboczej części miasta jest Buddy (Jude Hill) - rezolutny i pełen wigoru 9-latek uwielbiający amerykańskie westerny i podwórkowe pojedynki z niewidzialnymi smokami. Beztroską zabawę z rówieśnikami już w początkowej scenie filmu przerywa atak protestanckich bojówkarzy na katolików. Chłopiec z przerażeniem obserwuje, jak sąsiednie domy plądruje zgraja rozwścieczonych napastników, nie zdając jeszcze zapewne sobie sprawy z tego, że spokojna i żyjąca dotąd w symbiozie dzielnica stanie się areną długotrwałego konfliktu.

"Belfast" jest właśnie próbą zilustrowania okropieństw i dramatów wojny domowej z perspektywy dziecka. Podobnie jak miało to miejsce choćby w "Jojo Rabbitt" szerzącej się nienawiści i wrogości dorosłych przyglądamy się oczami kilkuletniego człowieka, któremu poza wkuwaniem tabliczki mnożenia i dziecięcymi psikusami nic więcej nie powinno zajmować głowy. Tymczasem Buddy, lawirując w drodze do szkoły pomiędzy prowizorycznymi barykadami, musi stawić czoła postawom i wydarzeniom, których zwyczajnie nie rozumie. Zresztą nie on jeden, bo mający religijne podłoże konflikt w konsternację wprawia również dorosłych mieszkańców dzielnicy, w której na co dzień żyje chłopiec.

Tym bardziej, że od lat w zgodzie i sąsiedzkiej solidarności funkcjonują obok siebie i protestanci, i katolicy. Kenneth Branagh sporo uwagi poświęca w filmie właśnie na portretowanie lokalnej społeczności, dla której zacieśnianie więzi poprzez wspólne spędzanie wolnego czasu jest sposobem na radzenie sobie z biedą, bezrobociem i niezrozumiałą dla wielu polityką. Dla prostolinijnych mieszkańców tej roboczej części Belfastu sztuczne dzielenie ludzi wydaje się równie abstrakcyjne, co widok eksplodującego samochodu dla kilkuletniego chłopca. Ten czysto ludzki, społeczny aspekt wojny Branagh uchwycił w filmie znakomicie i to nie tylko za pomocą świetnie sprawdzającej się na ekranie czarno-białej struktury i doskonałych zdjęć Harisa Zambarloukosa, który dzięki swoim operatorskim umiejętnościom tworzy w "Belfaście" indywidualną, ale zarazem spójną ze scenariuszem wizualną opowieść.

W "Belfaście" Kenneth Branagh pochyla się nad sensem wojny, ale jednocześnie pokazuje, jak wielką wartością jest rodzinna miłość i wsparcie najbliższych. W "Belfaście" Kenneth Branagh pochyla się nad sensem wojny, ale jednocześnie pokazuje, jak wielką wartością jest rodzinna miłość i wsparcie najbliższych.

Branagh wierzy w siłę rodziny



To jednak nie działania stricte wojenne interesują Branagh najmocniej. Zresztą ten militarny konflikt będący tłem opowieści z upływem czasu mocno blednie, co sprawia, że film w pewnym momencie traci dość istotny przecież kontekst. Po części wynika to jednak z faktu, że twórcy "Belfastu" przede wszystkim na pierwszym planie stawiają tutaj rodzinę i to właśnie Buddy'emu i jego bliskim przyglądają się z największą uwagą. Widzimy jak z każdym kolejnym dniem ich "mała ojczyzna" staje się coraz bardziej obca i niebezpieczna, a wszechobecna agresja wypiera wartości, na których wychowali się rodzice chłopca. Sytuacji nie ułatwia także fakt, że Buddy'ego i jego starszego brata wychowuje właściwie tylko matka (Caitriona Balfe), bo pracujący dorywczo w Anglii ojciec (Jamie Dornan) pojawia się w domu sporadycznie. Na dodatek mężczyzna jest coraz mocniej naciskany przez protestanckich bojówkarzy, by dołączyć do walki z katolicką częścią Belfastu.

Wartość i jedność rodziny zostanie wystawiona więc na ciężką próbę, ale Branagh właściwie ani na moment nie traci wiary w jej przetrwanie. Widać to również w sposobie narracji, gdyż w "Belfaście" zaskakująco lekko i adekwatnie do okoliczności wybrzmiewa subtelny humor, a pomimo mocno naderwanych więzi od rodziny Buddy'ego przez cały czas bije przyjemne ekranowe ciepło. Najpełniej widać to podczas scen rozmów chłopca z dziadkiem (Ciaran Hinds) czy babcią (Judi Dench), którzy chyba najmocniej starają się odizolować wnuka od przykrych wydarzeń. Dwójka doświadczonych aktorów zresztą prezentuje tutaj wybitną formę, a wcale nie ustępuje im Caitriona Belfe, zaś Jude Hill w roli Buddy'ego jest rozbrajająco szczery i niesamowicie dojrzały aktorsko jak na swój wiek.

"Belfast" to na pewno jeden z głównych kandydatów do Oscarów podczas tegorocznej gali. Wydaje się, że największe szanse na statuetkę ma grający dziadka Ciaran Hinds. "Belfast" to na pewno jeden z głównych kandydatów do Oscarów podczas tegorocznej gali. Wydaje się, że największe szanse na statuetkę ma grający dziadka Ciaran Hinds.

Na film roku odrobinę za mało



Właśnie w kategoriach aktorskich (nominacje dla Dench i Hindsa, choć równie mocno zasłużyła na nią także Belfe) upatrywałbym największych szans dla "Belfastu" podczas tegorocznej gali Oscarów. Film Kennetha Branagh ma szansę na statuetki łącznie w siedmiu kategoriach i na pewno jest w gronie ścisłych faworytów. Czy jest filmem roku? Pomimo pokaźnej liczby plusów - raczej nie. Brakuje tutaj choćby jednej sceny, która porządnie wstrząsnęłaby publicznością i złamała jednak dość przewidywalny i asekuracyjny schemat. Niemniej "Belfastem" Branagh wrócił do czołówki współczesnych reżyserów i udowodnił, jak wielka moc kryje się w historiach opartych na faktach.

Właściwie nie da się podczas seansu nie konfrontować fabuły filmu z aktualną sytuacją za naszą wschodnią granicą. Dramat milionów ukraińskich rodzin nie jest w tym konkretnym przypadku współmierny z losami filmowej rodziny Buddy'ego, lecz przyglądając się ekranowej fikcji i odległej o setki kilometrów od nas rzeczywistości pozostaje jedynie z bólem i żalem zauważyć, jak wielkim bezsensem i okropieństwem jest siłowe wpajanie komuś, że nasz sąsiad jest od teraz naszym wrogiem.

OCENA: 7,5/10

Film

6.9
30 ocen

Belfast (1 opinia)

(1 opinia)
dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (11)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najnowsze

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Widowiskowa kurtyna w szachownicę, deszcz balonów na koniec koncertu oraz zdejmowanie skarpetek na scenie przez artystę były charakterystycznymi elementami podczas koncertu: