• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Obywatel Bond. Recenzja filmu "Nie czas umierać"

Tomasz Zacharczuk
3 października 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 

Gdyby film Cary'ego Fukunagi był drinkiem, wątpliwe, by sięgnął po niego sam James Bond. Uwielbiane przez agenta 007 martini, jak doskonale pamiętamy, powinno być wstrząśnięte, ale nie mieszane. Tymczasem reżyser "Nie czas umierać" co prawda solidnie wstrząsnął bondowską stylistyką, ale wywołał jednocześnie raczej mieszane odczucia. 25. odsłona cyklu o najsłynniejszym asie brytyjskiego wywiadu jest efektownym i niezwykle emocjonalnym pożegnaniem z rolą Daniela Craiga, ale zarazem zmusza do postawienia kluczowego i dość przykrego w wydźwięku pytania: czy współczesne kino potrzebuje jeszcze Jamesa Bonda?



Piętnaście lat trwała ekranowa misja Daniela Craiga, który szczególnie na początku przygody z projektem pod nazwą "James Bond" przesadnie często znajdował się pod ostrzałem malkontentów używających raczej ostrej amunicji: że za niski, że za mało elegancki, że zbyt ascetyczny i nadto muskularny. Tymczasem następca Pierce'a Brosnana surową mimiką i zimnokrwistym sposobem bycia zahartował swojego bohatera, dodatkowo go jeszcze uwrażliwiając i nadając mu bardziej ludzkie rysy. Nic lepszego całej serii nie mogło się przytrafić: od świetnego "Casino Royale", przez mniej udane, ale z perspektywy czasu upominające się o częściową rehabilitację "Quantum", po znakomite "Skyfall".

Mając świeżo w pamięci "Spectre" i przede wszystkim "Nie czas umierać", trudno jest mi pozbyć się wrażenia, że to właśnie na tym szkockim pustkowiu w "Skyfall" Daniel Craig powinien złożyć broń i napisać na kolanie rezygnację, odchodząc tym samym z filmowego MI:6 w glorii i chwale. Wtedy jego misja się wypełniła: pokazał światu uwspółcześnione i bodaj najbardziej intrygujące w całej serii oblicze agenta 007. Rozochoceni metamorfozą Jamesa Bonda scenarzyści brnęli jednak dalej, a najnowsza część jest swoistym dopełnieniem tych wszystkich operacji plastycznych, po których finalnie z trudem można rozpoznać na ekranie bezkompromisowego twardziela i niepoprawnego uwodziciela w jednej osobie.

W "Nie czas umierać" James Bond (Daniel Craig) wróci z emerytury, by domknąć śledztwo w sprawie organizacji S.P.E.C.T.R.E. Będzie tuż musiał stawić czoła nowemu wrogowi, Safinowi (Rami Malek). W "Nie czas umierać" James Bond (Daniel Craig) wróci z emerytury, by domknąć śledztwo w sprawie organizacji S.P.E.C.T.R.E. Będzie tuż musiał stawić czoła nowemu wrogowi, Safinowi (Rami Malek).

Daniel Craig w "ostatnim tańcu" nie pomylił kroków



"Nie czas umierać" to z całą pewnością najodważniejszy projekt w dotychczasowej bondowskiej sadze, najbardziej przełomowy pod kątem fabularnym, a zarazem najodleglejszy od znanego powszechnie pierwowzoru. Jeszcze nigdy James Bond tak twardo i tak nisko nie stąpał po ziemi, nigdy również tak demonstracyjnie nie okazywał uczuć i nie obnażał własnych słabości. Oczywiście nadal bez mrugnięcia okiem sięga po broń, deklasuje przeciwników w walce wręcz, w bolesny często sposób testuje giętkość i wytrzymałość własnego ciała oraz nienagannie prowadzi wszelkie pojazdy mechaniczne. Nie zmienia to faktu, że Cary Fukunaga do spółki ze scenarzystką Phoebe Waller-Bridge wrzucili Bonda do filmowej pralki z dużą ilością płynu zmiękczającego.

Paradoksalnie takie zabiegi wcale nie wyprały Daniela Craiga z charyzmy, a odpowiedzialny za scenariusz kwartet dał aktorowi sporo miejsca w filmie, by w bardziej kompleksowy sposób oddać emocje towarzyszące głównej postaci. Śmiem twierdzić, że w takiej aktorskiej formie Craiga jeszcze w roli Jamesa Bonda nie widzieliśmy. Fizycznie to już nie ta sama półka, ale od faceta po pięćdziesiątce trudno oczekiwać, by z takim zaangażowaniem i perfekcją uprawiał parkour jak w "Casino Royale" czy zaliczał kolejne sprinty po londyńskim metrze jak w "Skyfall". Daniel Craig definitywnie pożegnał się z numerem 007 i uczynił to z gracją angielskiego dżentelmena, duszą romantyka i nostalgią mężczyzny po przejściach, a każda zmarszczka na twarzy dodała tej roli dodatkowej szlachetności i podwójnego znaczenia.

Fabuła to maraton powtórek



Być może występ Craiga nie byłby tak okazały, gdyby nie fakt, że wiele razy właściwie w pojedynkę musi łatać fabularne dziury i niedociągnięcia. Twórcy filmu tak mocno skupili się na podłożeniu emocjonalnej bomby pod finał opowieści, że nieopatrznie zupełnie rozminowali pozostałą część historii. W środkowym akcie wieje nudą, a napędzeniu akcji nie sprzyja liczba wątków i postaci wrzuconych dość chaotycznie do jednego worka. Mamy zbyt dużo odniesień do poprzednich części, co jest niejako już wadą wrodzoną wszelkiego rodzaju podsumowań i pożegnań. Powraca więc nieszczęsny w wykonaniu Christopha Waltza Blofeld i cała organizacja S.P.E.C.T.R.E., przeciwko której Bond podejmie jeszcze jedną, bardzo osobistą krucjatę, nie wiedząc jednak, że najważniejsze figury na planszy ustawia jeszcze jeden gracz.

Gra go Rami Malek, którego choć ogromnie cenię i uwielbiam na ekranie, to nie jestem w stanie w żaden sposób obronić. Jego Lyutsifer (państwo scenarzyści, Lucyfer, serio?) Safin to jedynie kalka kilku byłych antagonistów Bonda, w dodatku karykaturalnie zagrana i pozbawiona jakiejkolwiek charyzmy. Mamy XXI wiek i oszpecona twarz głównego złoczyńcy wcale nie dodaje mu powagi i nie wywołuje niepokoju wśród widzów. Zresztą mam wrażenie, że postać Safina pojawia się w craigowskiej serii o Bondzie zdecydowanie, ale to zdecydowanie za późno. Pojawia się także Madeleine Swann (Lea Seydoux), której tajemnice z przeszłości bardzo mocno będą determinować kolejne kroki agenta 007. Wątek miłosny właściwie dominuje w tej opowieści, a to o tyle trudne do przełknięcia, że pomiędzy Cragiem a Seydoux kompletnie nie widać jakiejkolwiek relacji mającej znamiona głębszego uczucia.

Film Fukunagi to bardzo śmiałe podejście do dotychczasowej roli Jamesa Bonda w światowej popkulturze. Wiele rzeczy tutaj zaskoczy, a wręcz zaszokuje fanów agenta 007. Film Fukunagi to bardzo śmiałe podejście do dotychczasowej roli Jamesa Bonda w światowej popkulturze. Wiele rzeczy tutaj zaskoczy, a wręcz zaszokuje fanów agenta 007.

Oto Bond na miarę naszych czasów



Prawdopodobnie z tego powodu pompatyczny i zupełnie odklejony od bondowskiej stylistyki finał zupełnie mnie nie przekonuje i nie jest dostatecznie wiarygodny. Właśnie ten emocjonalny epilog na wyspie trucizny Safina najmocniej definiuje nowego "Bonda", ale znamion współczesnych czasów jest tu więcej. Czasami z lepszym skutkiem jak świetne wkomponowanie do opowieści silnych i charakternych kobiet, które nie są w końcu rekwizytami w rękach głównego bohatera (niezła Lashana Lynch i znakomita w za krótkim, bądź co bądź, epizodzie Ana De Armas), niekiedy ze znacznie gorszym efektem w postaci nachalnego melodramatyzmu, który do bondowskiej narracji pasuje jak sandały do garnituru.

Znacznie lepiej od fabularnych wypadają wizualne nowinki. Poza migawkami z roztańczonej Jamajki czy rozgrzanej Kuby dominuje raczej stonowana struktura obrazu. Klimat "Nie czas umierać" chyba najpełniej oddają skąpane we mgle norweskie plenery - wraz ze świetną sceną otwarcia we Włoszech - najpiękniej sfotografowane w całym filmie. Realizacyjną perełką pozostanie jednak kręcona na jednym ujęciu bijatyka w dawnej bazie atomowej, gdy wraz z nokautującym przeciwników Jamesem wspinamy się po kolejnych piętrach budynku. Zresztą wiele scen i pojedynczych kadrów autorstwa Linusa Sandgrena można oprawić w ramki. Wizualnie ten film to maestria w każdej strzelaninie, eksplozji i sugestywnych zbliżeniach.

Daniel Craig żegna się definitywnie z rolą Jamesa Bonda i robi to w spektakularnym stylu. Kto wie, czy po raz pierwszy w historii serii aktor grający rolę agenta 007 nie zostanie nominowany do Oscara za swoją kreację. Daniel Craig żegna się definitywnie z rolą Jamesa Bonda i robi to w spektakularnym stylu. Kto wie, czy po raz pierwszy w historii serii aktor grający rolę agenta 007 nie zostanie nominowany do Oscara za swoją kreację.

Quo vadis, James?



Widowiskowo nakręcone sceny akcji mogą być ratunkiem dla bondowskich "konserwatystów", którym "Nie czas umierać" może już zbyt daleko odjechać od znanych i lubianych schematów. Rodzi to przy okazji wiele pytań o przyszłość agenta J.K.M. Czy tak konsekwentne uczłowieczanie Bonda i degradowanie jego statusu nie nagina za mocno pierwowzoru z powieści Iana Flemminga? Czy Bond nie powinien być właśnie oderwany od rzeczywistości, zakotwiczony w strefie fantazji i iluzji? Czy jest sens zapędzać go w rejony kina, do którego nigdy nie był i raczej nie będzie przystosowany?

Z drugiej zaś strony, formuła bardzo umownej i przesiąkniętej seksizmem filmowej mitologii chyba już wyczerpała swoje możliwości. Być może to jest ten moment, gdy od Jamesa Bonda oczekujemy powagi i mierzenia się z trudami codzienności. "Nie czas umierać" klasyfikuje się bliżej tej drugiej formuły. Jako domknięcie epoki Craiga spełnia swoje podstawowe zadanie. Bardziej niż 25. film o Bondzie przypomina jednak kolejny taśmowo produkowany blockbuster. Tylko czy takiemu kinu w ogóle potrzebny jest jeszcze James Bond?

OCENA: 6 (z dużym minusem)/10

Film

6.8
118 ocen

Nie czas umierać (24 opinie)

(24 opinie)
sensacyjny

Opinie (136) 6 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • Dałbym Głowackiego na Bonda. (6)

    Świetny aktor,charakterystyczna twarz,przypakował do ostatniej roli.

    • 3 11

    • Karolaka nie przebije

      • 14 1

    • ogrodnik już ma kontrakt

      • 3 0

    • (3)

      Tylko ulubiony aktor Tarantino...

      • 1 0

      • Brando ? (1)

        • 0 1

        • Alias Polanski...

          • 0 0

      • ... bylaby MoneyPenny siedzaca z bosymi stopami na biurku...

        • 0 0

  • Jaki by ten Bond nie był, to jedno jest pewne (6)

    Do kina na niego nie pójdę. Kino się skończyło.

    • 19 49

    • Wieśniaki zawsze tak mówią nie... bo nie (5)

      Mój dziad nie chodził na Bonda, mój ociec nie chodził na Bonda, ja nie chodzę i moje dzieci nie będą chodzić na Bonda!!!

      • 10 11

      • Wieśników szukaj w swojej rodzinie

        • 6 5

      • Chamy to tylko chamy

        Mysle podobnie. Inne analogiczne podejscie: nigdy nie uzywalismy internetow, zawsze byla TV, wiec nie rozumiem dlaczego moje dzieci uzywaja - to takie nienaturalne...

        • 3 3

      • bzdura (2)

        Blockbustery siadły jakościowo już od lat, dziadowskie scenariusze, które wciskają ideologie zamiast starania się żeby film był dobry. Widać to po przychodach bo tak na prawdę nikt tego g*wna nie chce oglądać . Bond żeby wyjść tylko na czysto musi zarobić 900 mln dolców. Mam nadzieję, że będzie klapa kolejna. Najlepiej od razu wyzywać od wieśniaków, szurów , foliarzy itd. Pokazuje to, że jesteś spoceńcem, małym i marnym.

        • 3 4

        • Dzisiejsze blockbustery - Marvel i popluczyny po Gwiezdnych Wojnach....

          • 0 0

        • Alez to co piszesz jest oczywiste i nie dotyczy tylko kina ale np. Neflixa - szambo od kilku lat. Autorowi raczej nie chodzilo o to, ze Bond jest arcydzielem (wiadomo, ze to masowka), ale o sam fakt chodzenia lub nie chodzenia do kina.

          • 3 0

  • pan redaktor (2)

    jak zwykle to co mozna napisac w jedym zdaniu, pisze przez 5. serio, wielosłowie nie jest receptą na udany artykuł.

    • 26 7

    • Krytyku (1)

      Wiesz, co to wielka litera?

      • 2 3

      • No nie wie. Gdyby wiedział, to by używał.

        • 3 0

  • Czy kobieta / osoba transpłciowa (etc.) będzie Bondem? Czy to będzie "koniec" czy "początek" kina? (2)

    Takie pytania stawiają tzw. eksperci. A "zwykli" ludzie chcą tylko się bawić?

    • 29 6

    • Margot to niezły agent (1)

      Na zbiórce publicznej "zarobił" ponad 300 tys zł i tyle go widzieli, taki agencik.
      Ale śmieszy mnie to, że na tą kasę składali się działacze KOD, peło i wyborczej :))

      • 15 4

      • Lepszy byl handlarz respiratorami.....

        ... 37 mln ludzi sie zlozylo i tyle go widzieli.

        • 5 1

  • Wolę Bonda od propagandowego Janka z 4 pancernych i psa (3)

    Hit wszech czasów to pierwszy Bond z Danielem w roli głównej.

    • 19 17

    • 4 pancernych to gniot jakich mało. (1)

      Głupi,naiwny. Jako 10 latek nudził mnie ten serial i teraz jako 50 latek uważam go za beznadziejny. Polskim Bondem tamtych czasow to mogł by być kpt. Kloss. Serial i komiks świetny .

      • 7 6

      • Polskim Bondem to jest kpt. Zbik i nikt inny!

        Zgwałcono babcię, pobito psa
        Przemyt ręczników do RPA
        Skradziono cnotę nieletniej Zosi
        Mamusia o ratunek prosi
        Halo, halo, tu mówi Żbik
        Macie kłopoty, to dajcie mi cynk
        Lepszej pomocy to nie ma w niebie
        Pamiętaj zadzwoń - 997

        Ani King Kong ani Janosik
        Nie podobają się naszej Zosi
        Jej się podoba Kapitan Żbik
        Niebieski mundur, to jego szyk
        Łapie złodziei i włamywaczy
        Pomaga dzieciom i chorej klaczy
        Leczy staruszki, karmi gołąbki
        Komu potrzeba, wybija ząbki

        • 6 0

    • ...ale jednak Stanislawowi Kolickiemu do piet nie dorasta.

      • 1 0

  • Zdecydowanie najlepsza część Jamesa Bonda w całej historii (3)

    Byłem wczoraj w kinie. Absolutnie polecam.

    • 27 45

    • Ile dostajesz za polecenie? (1)

      • 2 4

      • Bez dodatkow - to w ramach obowiazkow sluzbowych.

        • 1 0

    • Nie jestem jakimś fanem ani znawcą, ale pamietam kilka naprawde mocnych czesci. Ta jest co najwyżej poprawna . . .

      • 3 0

  • Ja

    Byle co

    • 7 16

  • Nie rozumiem jak można placic za pojscie do kina ? (8)

    Sciagnalem sobie Bonda i ze znajomymi obejrzelismy na laptopie, do tego pizza i browarki.

    Kazik

    • 10 71

    • Mogłeś pójść na całość i obejrzeć na komórce. (1)

      • 41 0

      • Na komórce, w komórce u mamusi : )

        hehehe

        • 14 1

    • A logowanie na wf-fi somsiada, co nie ? (1)

      • 11 1

      • Ja tylko przypomnę, że ściąganie i streamowanie na własny użytek jest legalne

        Nielegalne jest udostępnianie

        • 3 2

    • Nie rozumiem, jak mozna ogladac film w domu zamiast w kinie.

      • 2 2

    • Na szczęście mnie jeszcze stać na bilety do kina...

      ale w Biedronce kupuję paczkę popcornu, puszkę coli i pełen wypas.

      • 0 1

    • Wyobraz sobie ze po kinie jeszcze płaciliśmy w restauracji za jedzenie... naprawde nie każdemu wystarcza pizza z biedry najtańszy browar i kino w laptopie. . .

      • 3 3

    • KKK

      ...a za oknem na osiedlowym parkingu Golf III z alusami.

      • 0 0

  • Bond się skończył od kiedy w poprzedniej części zmienili oryginalną fabułę Iana Flaminga (2)

    zmieniając postać Blofelda. Mimo, że grał go Walz, którego lubię to zmiana jego pochodzenia i sprzeniewierzenie się książkom Flaminga dyskwalifikuje filmy.

    • 17 6

    • "Walz", a kto to, "znawco" filmowy???!!!

      • 1 1

    • Flaminga, powiadasz?

      No to grubo...

      • 3 0

  • Craig to najgorszy Bond w historii. (2)

    Może śmiało stanąć obok G. Lazenby.

    • 20 75

    • Lazenby nie byl wcale taki zly i mial chociaz warunki :)

      • 6 0

    • kris

      Jak to dobrze ,ze chociaz ktos sie ze mna zgadza i nie mówie ,ze to zly aktos tylko,ze nie pasuje do tej roli .

      • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych (2 opinie)

(2 opinie)
15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (11 opinii)

(11 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Widowiskowa kurtyna w szachownicę, deszcz balonów na koniec koncertu oraz zdejmowanie skarpetek na scenie przez artystę były charakterystycznymi elementami podczas koncertu: