• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Otworzył sklep z modą z Tanzanii. Michał Miziarski i jego Pole Pole

Aleksandra Wrona
29 lipca 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
  • Pole Pole oznacza w języku suahili "powoli, pomalutku". Na zdjęciu Michał Miziarski, założyciel marki.
  • Dorota Kacperek, znana w internecie jako otadorka, tworzy projekt wspólnie z Michałem. Zajmuje się też szyciem gumek do włosów i malowaniem wzorów na koszulkach i torbach.
  • Siostry zmartwychwstanki z wioski Buturu pomagają Michałowi i Dorocie w transporcie ubrań do Polski.
  • Dorota i siostra Dominika na zakupach w wiosce Masajów Naserian Boma

"Pomaganie może być modne" przekonuje Michał Miziarski, twórca marki Pole Pole. Kilka miesięcy temu wyjechał do Tanzanii, żeby w ramach wolontariatu pomalować przedszkole, wrócił stamtąd z własną kolekcją ubrań, sklepem internetowym i planem pomocy tamtejszej społeczności. Jego ubrania to alternatywa dla szybkiej mody z sieciówek i sposób na wprowadzenie na polskie ulice więcej koloru.



Czy zwracasz uwagę na sposób produkcji twoich ubrań?

Aleksandra Wrona: Świadome kupowanie ubrań to coraz popularniejszy trend. Wydaje mi się, że kiedy na metce widzimy, że produkt powstał w jednym z krajów afrykańskich, zapala nam się w głowie lampka ostrzegawcza.

Michał Miziarski: Bardzo mnie cieszy, że coraz więcej ludzi wybiera zakupy społecznie odpowiedzialne. Za t-shirtem, który kosztuje 20 zł stoi cała masa pracowników, która zarabia marne grosze. Ktoś zebrał bawełnę, zaprojektował wzór, ręcznie wyciął i pozszywał materiały, przetransportował towar, do tego doliczyć trzeba podatki, ceny za wynajem lokalu i tak dalej. Jaka część z tych 20 zł trafi do każdego z twórców, podwykonawców i pośredników? Bardzo niewiele.

Ja poszedłem pod prąd i zleciłem szycie ubrań kobietom w ubogim rejonie Tanzanii, gdzie nie ma żadnych dużych fabryk odzieży, a w małych zakładach często brakuje prądu.

Tutaj wciąż używa się takich maszyn do szycia napędzanych siłą mięśni, z jakich korzystali nasi dziadkowie. Zakładając więc ubranie uszyte w takich warunkach, wspieramy nie tylko ideę, ale dajemy zatrudnienie szwaczkom i krawcowym z Tanzanii, które otrzymują ode mnie godne wynagrodzenie.

Czy mieszkańcy Tanzanii przywiązują wagę do tego, co noszą? Jakie trendy tam panują?

Tanzańczycy są jak sroki: uwielbiają wszystko, co się świeci, jest pstrokate i kolorowe. Na ubogich obszarach wiejskich często się zdarza, że osoby głodują przez kilka dni, aby kupić kitenge - kolorowy materiał z rynku i zlecić uszycie koszuli lub sukni, aby mieć co założyć na święto. Z kolei w głośnych i chaotycznych miastach kolorową modę można obserwować na co dzień. W intensywnych kolorach i często naiwnych wzorach łatwo dostrzec relację z intensywnością doznań, "przebodźcowania" miasta, ale też spuściznę barwnej afrykańskiej kultury plemiennej. Albo się to pokocha, albo przeciwnie. Ciężko pozostać obojętnym.

Dokąd na spotkania podróżnicze w Trójmieście?


Co tobie najbardziej spodobało się w modzie afrykańskiej i jak odkryłeś w sobie żyłkę do projektowania ubrań?

To pytanie pięknie łączy jedno z drugim - faktycznie, gdyby nie mój pierwszy wyjazd do Tanzanii, to mógłbym nigdy w życiu nie dotknąć maszyny do szycia. Są takie momenty, że mówisz sobie "o kurde, to jest to". Ja tak miałem, gdy rok temu zobaczyłem na tanzańskim rynku mężczyznę ubranego w koszulę i spodnie do kompletu, obie rzeczy uszyte z pięknego niebiesko-żółtego materiału z afrykańskim wzorem. Nigdy w życiu nie widziałem, aby ktoś miał tak śliczne ubranie - przynajmniej tak wtedy czułem. A druga myśl brzmiała: też takie chcę!

Jako że takich ciuchów praktycznie nie ma w masowej produkcji, zakupiłem materiał i zleciłem tanzańskiej krawcowej uszycie mi takiego kompletu na miarę. Niesamowite było dla mnie, jak bardzo wzrosła mi pewność siebie, gdy przełamałem się i założyłem strój w takim pstrokatym wzorze. Czułem się jak ryba w wodzie. Później przywiozłem do Polski 20 kg tanzańskich materiałów, zapisałem się na kurs szycia, no i wróciłem do Tanzanii, do tych samych krawcowych, aby dać im dużo większe zlecenia i otworzyć biznes.

  • Michał Miziarski i pracownice zakładu krawieckiego Tupendane
  • Paski i bransoletki są wykonywane ręcznie przez kobiety z masajskiej wioski.
  • Masajka ręcznie nawleka koraliki w swojej rodzinnej wiosce
  • Dorota z Abedem, pracownikiem przedszkola, przed jego domem
Jak wygląda proces produkcji ubrań od pomysłu do finalnego produktu? Co sprawia najwięcej trudności?

Jak dotąd, w Pole Pole powstała tylko jedna kolekcja, na której wykonanie miałem tylko półtora miesiąca - od zalążka pomysłu przez projekty aż po zamknięcie produkcji i uruchomienie sprzedaży. Wszystko za sprawą tego, że gdy byłem na wolontariacie w Tanzanii i malowałem przedszkole, moi obserwatorzy na InstagramieFacebooku zaczęli mnie przekonywać, abym się nie wahał z produkcją - oni chcą to nosić i będą zamawiać. Gdy będąc już w Tanzanii dostałem zastrzyk motywujących komentarzy, rzuciłem się w wir pracy. Zarywałem noce, szyliśmy bez wykonywania szablonów na kalce technicznej, intensywnie szukałem nowych krawców... ale większość okazywała się po prostu niechlujna. To było chyba najtrudniejsze. Znaleźć porządnych pracowników, którzy potrafią prosto prowadzić ścieg, zachowują czystość w miejscu pracy, dbają o szczegóły i dotrzymują terminów. Ostatecznie przeszkoliłem dwa małe zakłady, które dobrze rokowały i z którymi dalej będę współpracować.

Do szycia angażujesz lokalne szwaczki. Jak się z nimi dogadujesz?

Trochę w suahili, trochę wspomogę się angielskim, ale generalnie język krawiecki jest uniwersalny. Wymiar można pokazać na ubraniu, a palcem wskazać długość na miarce. Najważniejsze dwa zwroty w moich konsultacjach z pracownicami to: nzuri - ładne oraz baya - złe. Tyle wystarczyło na początek. Gdy jest wspólny cel i chęć działania, zawsze się dogadam. Gorzej, gdy mi krawiec oddał nowe ubrania pomięte, brudne i z dyndającymi ze wszystkich stron nitkami. Złych praktyk krawieckich nie potrafię zmienić... z nim po prostu zakończyłem współpracę.

Spotkania i wykłady w Trójmieście


Jakie produkty znajdują się w asortymencie twojego sklepu? Jak rozwiązałeś kwestie logistyczne ze sprowadzeniem ich tutaj?

Stawiam na łączenie afrykańskich materiałów ze znanymi nam krojami. W pierwszym rzucie były m.in. plecaki, bomberki, saszetki nerki, scrunchie, ogrodniczki, koszule, t-shirty, a także bransoletki i paski masajskie. To prawda, transport może okazać się kosztowny, jednak z pomocą przyszły mi siostry zmartwychwstanki, które służą na misji w Buturu w Tanzanii. Gdy latają do Polski, zabierają ze sobą po kilkanaście lub kilkadziesiąt kilogramów towaru i przekazują mi. Za rok chcę działać w większej skali, dlatego szukam alternatywnego sposobu transportu - prawdopodobnie lotniczego.

W twoim projekcie chodzi jednak nie tylko o modę, ale też o zwiększenie niezależności kobiet. Jak oceniasz realizację tego celu? Dlaczego kobietom potrzebna jest dodatkowa praca?

Jedno nie wyklucza drugiego - pomaganie potrzebującym może być modne. Gdy przyszedłem do zakładu krawieckiego, rozłożyłem kartki ze zleceniami na stole i przez trzy godziny dyktowałem szczegóły, szwaczki były zachwycone i dziękowały za pracę. Tego dnia zostały w pracy dłużej, aby przyjąć moje zlecenie. Żadna nie miała pretensji, że jest za dużo pracy i trzeba zostać po godzinach. Inna kobieta, Jane, potrafiła nawet zostać w pracy do godz. 4 rano, gdy zlecenie było duże i nagłe. Wbrew powszechnemu przekonaniu, istnieją pracowici Tanzańczycy.

Może nakreślę szerszy kontekst sytuacji. Problem bezrobocia w Tanzanii jest potężny, a do tego nie istnieje wsparcie od państwa - brak zasiłków i emerytur. Do tego dołóżmy potężny przyrost naturalny i niewspółmiernie mało miejsc pracy. W konsekwencji zdarza się, że podchodzą do mnie osoby na ulicy i proszą o pracę, choć nigdy w życiu mnie na oczy nie widziały. Są sprawni, chcą czymś się zająć i codziennie coś zjeść. W Tanzanii nie jest niczym nadzwyczajnym to, że ktoś nie miał nic w ustach od ponad doby. Trudno nam to sobie wyobrazić w kraju, gdzie tak dużo jedzenia się marnuje.

Współpracuję z kobietami, które są matkami (jedna z nich oczekuje siódmego dziecka) i mają marzenia. Aby je zrealizować, potrzebują stałego przypływu gotówki. Nawiązując współpracę, możemy się do tej realizacji przyczynić. Innymi słowy, zakładając ciuchy Pole Pole będziemy częścią dobrej zmiany dla lokalnych społeczności. Jednak na efekty trzeba poczekać. Wrócę za rok, za dwa i zobaczę, w co szwaczki zainwestowały zarobione pieniądze.

  • "Szyjemy rzeczy w limitowanych ilościach - w następnej dostawie będzie można kupić tylko dwie sztuki kimon" mówi Michał Miziarski.
  • Pokrowiec na laptop "Tanzański internet" i koszulka "Rozdeptany pająk" z pierwszej kolekcji Pole Pole
  • Plecaki będą dostępne w następnej dostawie.
  • Michał Miziarski w koszuli z Pole Pole na tle malunków w przedszkolu, których autorką jest Dorota.
  • Dorota maluje tył toalety dla dzieci na terenie przedszkola w Buturu.
  • Michał podczas dyskoteki z okazji Dnia Dziecka organizowanej przez siostry zmartwychwstanki w Buturu.
Co zrobisz, kiedy sprzedadzą się wszystkie przywiezione z Tanzanii produkty? Planujesz powrót do Buturu i szycie nowych modeli?

Otwarcie sklepu internetowego przerosło moje oczekiwania. Większość ze 150 produktów wyprzedała się w ciągu doby. Następne uzupełnienie produktów na stronie przewiduję 5 sierpnia o godz. 18. Aktualnie kobiety w miejscowości Musoma w Tanzanii szyją suknie, spódnice i kurtki, które trafią do naszego sklepu we wrześniu, a prace koordynuje za mnie siostra Dominika, Zmartwychwstanka służąca na misji w wiosce Buturu. Sam również będę szyć w mojej pracowni w Gdyni. Niemniej wrócę na Czarny Ląd, aby kontynuować dzieło i będę szukać nowych rąk do pracy, aby następna kolekcja była szyta sprawnie i w wysokiej jakości.

Na co przeznaczany jest zysk ze sprzedaży ubrań?

Chcemy wspierać posługę misjonarzy, dlatego 10 proc. dochodu ze sprzedaży przeznaczymy na rozwój edukacji w Buturu. Rozdysponowaniem pieniędzy zajmie się siostra Dominika. Mieszkając w Tanzanii od lat, najlepiej zna bieżące potrzeby lokalnej ludności. Resztę zysku przeznaczymy na rozwój biznesu. Chcemy powracać do Tanzanii z coraz większymi zleceniami, dając kobietom coraz więcej pracy, generując dla nich większe zyski, za czym mogą iść wielkie zmiany dla nich oraz ich rodzin.

Skończyła 50 lat i ruszyła w podróż dookoła świata


W Buturu spędziłeś kilka miesięcy, współpracowałeś z siostrami zmartwychwstankami, razem z inną podróżniczką - Dorotą Kacperek - pomalowaliście przedszkole dla dzieci. Czego nauczył cię ten pobyt?

To już mój trzeci pobyt w Tanzanii, dlatego bardziej niż nauczył, to raczej utrwalił we mnie pewne proste rzeczy. Przede wszystkim Afryka nie jest tak dzika i niebezpieczna, jak ją malują. Choć brak komuś blachy falistej nad głową, może mieć wielkie serce. Bo w niektórych rejonach posiadanie blaszanego sklepienia jest zarezerwowane dla zamożniejszej połowy społeczeństwa - pozostali mieszkają pod przeciekającą strzechą.

A jak już przy malowaniu jesteśmy, to nauczyłem się nie kupować tanich farb w butelkach po wodzie, bo po otwarciu w nozdrza uderza smród szamba, a w środku ruszają się larwy (śmiech). Poza tym w Tanzanii wyszedłem z kryzysu twórczego. Wcześniej tworzyłem fotografie, ale brakowało mi jakiegoś namacalnego efektu mojej pracy. A teraz wygląda na to, że mogę łączyć moje pasje: podróżowanie z twórczością, jednocześnie czyniąc coś dobrego i nawet mieć z tego dochód.

Jakie są twoje kolejne podróżnicze plany?

Chwilowo czuję, że Afryka Wschodnia to obszar, do którego chcę powracać. Myślałem przy okazji o wyjeździe do Nairobi w Kenii. W moim wyobrażeniu jest wielokulturowym tyglem pełnym zgiełku, możliwości i inspiracji. Z kolei w Tanzanii chcę zawitać na jakiś czas w miejscowościach Moshi i Arusha, aby przyjrzeć się sposobom tworzenia rękodzieł przez plemię Masajów. Kto wie, może tam również nawiążą się długofalowe współprace z Pole Pole?

Opinie (56) ponad 10 zablokowanych

  • Rozumiem, że produkty są fair trade a bawełna tylko organiczna...

    • 8 6

  • wszystko pięknie

    do pierwszej kontroli US

    • 17 6

  • Opinia wyróżniona

    (3)

    No i super, trochę kolorów przyda się na szarych polskich ulicach.
    Bo u nas niestety wciąż większość nosi szaro bure ciuchy które pasują tylko do ich szaro burych samochodów :D

    • 78 14

    • Moja odpowiedz

      Jezeli mieszkasz gdzies na zad*piu to co, dziwisz sie ze ludzie nie maja smaku i ubieraja sie w supermarkecie?

      Jak Ci brak barw to polecam Gdansk, Wroclaw, Krakow...itd.

      • 7 6

    • u nas większość nosi się szaro i bez gustu, ale tylko faceci.Kobiety w Polsce są fajnie ubrane akurat. (1)

      • 3 8

      • Tylko ciut za grube :)

        • 6 2

  • zdjęcie nr 4

    skarpetki z Pikachu rządzą! :) pozytywna akcja, pozytywna postać, pozytywne kolory- tak trzymać!

    • 17 5

  • fantastycznie

    bardzo nam brakowalo mody z Tanzanii

    • 15 2

  • (2)

    Bardzo ładne ale za drogie.

    • 5 2

    • Tanie być nie mogą

      Przy tej skali produkcji. Za to są unikatowe.

      • 6 0

    • kupiłabym

      ale mi się nie podobają

      • 3 1

  • bardzo fajny pomysl z jednej strony biznes z drugiej pomoc biednym ludziom a stroje naprawde mega

    • 6 4

  • (2)

    35% to nie interesuje....... Polska to taki katolicki kraj/ nie raj.

    • 3 11

    • naprawianie swiata nalezy zaczac od siebie i swojego podworka a gdy to sie zrobi dopiero mozna isc gdzie indziej.

      • 3 2

    • pewnie tego nie zauważyłeś

      Ale on jest tam dzięki i dla katolickiej misji. Co nie oznacza, że jest katolikiem i dla wiary tam jest.
      Źle powiedziałem, jest dla wiary.
      Wiary w ludzi.

      • 4 0

  • Czyli sklep tylko internetowy?

    Bo nie widze adresu w gdynii

    • 11 0

  • Piękne!!

    • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku rozpoczęło swoją działalność Jumpcity w Gdyni?