• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Piotr Truchel z Absyntii: Osobiste zwycięstwo

Patryk Gochniewski
7 maja 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 
- Na nowym albumie Absyntii chciałem uchwycić bardziej surowy, zadziorny i rock'n'rollowy klimat. Przyszedł taki czas, że w pewnym momencie mojej muzycznej drogi postanowiłem oddzielić eteryczność i balladowość od surowych rockowych kompozycji - mówi Piotr Truchel, lider zespołu. - Na nowym albumie Absyntii chciałem uchwycić bardziej surowy, zadziorny i rock'n'rollowy klimat. Przyszedł taki czas, że w pewnym momencie mojej muzycznej drogi postanowiłem oddzielić eteryczność i balladowość od surowych rockowych kompozycji - mówi Piotr Truchel, lider zespołu.

Absyntia właśnie obchodzi dziesięciolecie fonograficznego debiutu. Płyta "Verte" jest zarazem spojrzeniem na to, co było, jak i na to, co może być. O wyboistej drodze, którą przeszedł z zespołem, o inspiracjach, planach na przyszłość, o życiu opowiedział nam lider formacji, Piotr Truchel.



Patryk Gochniewski: Kilka lat temu, przy okazji recenzowania twojej solowej płyty, napisałem, że jesteś jednym z najbardziej niedocenionych muzyków trójmiejskiej sceny. Mam wrażenie, że wiele się w tej kwestii, niestety, nie zmieniło. Jakie są twoje odczucia - masz żal, może czujesz złość?

Piotr Truchel: Pamiętam, że wtedy tak napisałeś, to w sumie miłe. Widzisz, a jednak ktoś czasem doceni... świadczy o tym chociażby fakt, że teraz rozmawiamy na portalu, który ma kilkaset tysięcy odsłon dziennie (śmiech). Absolutnie nie oczekuję od całego świata, żeby wszyscy mnie bezwarunkowo kochali czy masowo zwracali na mnie uwagę. I, chociaż to oczywiście bywa przyjemne, bycie w jakimś stopniu docenionym przez publiczność i dziennikarzy, to zdaję sobie sprawę z tego, że mam jeszcze dużo do zrobienia, pokazania i wypracowania. Zarówno w kwestii muzycznej, jak i okołomuzycznej. Konsekwentnie działam dalej i z roku na rok staram się być bardziej świadomym tekściarzem, autorem muzyki i instrumentalistą. I tak, w każdym razie, widzę w tej materii ostatnimi czasy zwrot ku lepszemu.

To znaczy?

Moja solowa, akustyczno-songwriterska płyta pod szyldem Pete True, zatytułowana "Hell Flower", zebrała bardzo dobre opinie czy recenzje. Nie tylko w Trójmieście, ale również na arenie ogólnopolskiej czy międzynarodowej, co było dla mnie z jednej strony zaskakujące, ale też na pewno budujące i motywujące do dalszego tworzenia i działania.

Koncerty w Trójmieście: ciężkie brzmienia


Czyli Pete True powróci?

Tak. Obecnie pracuję nad drugim albumem pod tym właśnie szyldem. Szczerze powiedziawszy, to nigdy nie miałem ambicji ani specjalnych chęci, żeby być kimś na kształt wiecznie pojawiającego się na billboardach i językach gawiedzi lokalnego celebryty, taką sztucznie wylansowaną personą przez pieniądze z tego lub innego koncernu fonograficznego czy programu telewizyjnego. Kimś, komu ktoś inny napisze piosenki i dobierze ubrania na scenę. To nie jest absolutnie w moim stylu i cieszę się, że taki nie jestem i nie muszę być.

To jaki chcesz być?

Myślę, że w pewnym sensie to ogromne szczęście, że mogę teraz robić to, co lubię i kocham, tworzyć swoją autorską muzykę, koncertować, uczyć innych ludzi gry na instrumentach i jeszcze móc się z tego utrzymywać na zadowalającym poziomie. Staram się doceniać to, co mam w chwili obecnej, a z tego, co zauważam, z roku na rok jest coraz lepiej i muzyka, którą komponuję, znajduje coraz szersze grono odbiorców. W tym również szacunek ludzi związanych z radiem czy z prasą muzyczną. Oczywiście, patrząc obiektywnie - życiowe momenty zwątpienia, smutku czy złości nie są mi obce, tak samo zresztą jak chwile radości czy szczęścia. To są po prostu ludzkie emocje, które człowiek czasem przeżywa w ten lub inny sposób.

Istotną sprawą jest, żeby potrafić się otrząsnąć z tych lub innych chwilowych kryzysów, które każdy czasem miał lub miewa i, jak to niegdyś stwierdził grany przez Sylvestra Stallone'a nieśmiertelny Rocky Balboa, "Nieważne jak mocno uderzasz, ale jak wiele jesteś w stanie ciosów przyjąć na siebie i dalej iść do przodu. Tak właśnie wygrywa się walkę". W zasadzie mogę powiedzieć, że teraz w kwestiach okołomuzycznych jest lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, co cieszy.

W dekadę po debiucie Absyntia wydaje płytę "Verte". Czy ta okrągła rocznica miała jakiś wpływ na to, jak ta płyta będzie wyglądać?

Tak, niewątpliwie miało to wpływ na ten właśnie album. Materiał zgromadzony na płycie to w większości kompozycje wcześniej niepublikowane, tworzone na przestrzeni wspomnianych dziesięciu lat. Ale są tu również utwory, które pojawiły się na poprzednich krążkach, tutaj nagrane w nowych aranżacjach - w nieco innym instrumentarium - jak chociażby kawałek "Shaman" w wersji anglojęzycznej czy utwór "Mr.Fear" znany wcześniej jako "Pan Strach". Jest to w pewnym sensie połączenie nowości i naszych największych "hitów" koncertowo-studyjnych. Kompilacja utworów, z których jestem zadowolony jako autor, i które lubię cały czas wykonywać na żywo.

Absyntia - utwór "Czerwień":

Czym zatem jest dla ciebie ta płyta?

Mogę z podniesionym czołem przyznać, że traktuję "Verte" jako swoje osobiste zwycięstwo. Sam fakt, że ten album w ogóle powstał, jest dla mnie samego czymś bardzo budującym. Mówię tu przede wszystkim o wielu zmianach w składzie Absyntii na przestrzeni tych dziesięciu lat. Konflikt w zespole przed jednym z koncertów i rozpad na elementarne części siedem lat temu, trzyletnia przerwa od występów i tworzenie materiału na solową płytę w międzyczasie, potem kolejne zmiany i przetasowania. Ludzie, którzy najpierw oferowali pomoc, potem z dnia na dzień odwracali się od kapeli. I tak dalej, i tak dalej, długo można byłoby to wymieniać. Historia na kilkusetstronicową książkę na pewno (śmiech).

No, trzeba przyznać, że wiele się działo na przestrzeni tej dekady...

Było kilka gorszych lat, ale też i mnóstwo dobrych momentów związanych z działalnością tej grupy. Czyli tak, jak to w życiu zazwyczaj bywa. Na pewno ten czas był bardzo intensywny i pouczający w kontekście teraźniejszości oraz przyszłości. Jest mi bardzo miło, że po latach udało mi się na naszym jubileuszowym koncercie w sopockim Spatifie zgromadzić skład, który występował zarówno na pierwszym, jak i drugim albumie grupy oraz w teledysku chociażby do kawałka "Lonely Streets of Illusions". Dużo to dla mnie znaczy - tym bardziej, że na ten koncert zaprosiłem ludzi, którzy w mojej opinii, z perspektywy czasu, mieli konstruktywny wpływ na kształt i rozwój Absyntii, i tacy właśnie się na nim pojawili jako goście.

Podoba mi się różnorodność "Verte". Jest tu trochę indie, post rocka, ale przeważają progresja i zimna fala. To spory zwrot w stosunku do dawnych czasów.

Jest to pewnego rodzaju ukłon w stronę muzyki, którą lubię i której słucham od lat. Zespół Absyntia jest wypadkową moich fascynacji muzyką rockowo-alternatywną. Inspirację tym tematem staram się przenieść na kompozycje, których sam, jako odbiorca, chciałbym słuchać. Stojąc od jakiegoś czasu po drugiej stronie, jako twórca, zawsze staram się dodać coś ciekawego od siebie w tym temacie. Wejść w pewien dyskurs z elementami całej tej układanki. Czy to gitarowo, czy względem ciekawych melodii lub tekstów. Z jakim efektem, można się o tym przekonać na własne uszy na krążku "Verte" właśnie.

Gdybyś usłyszał te piosenki w radiu, to...

Podejrzewam, że gdybym usłyszał te utwory w którejś z rozgłośni radiowych bądź na jakiejś klimatycznej imprezie to sądzę, że by mi się spodobały. Prawdą jest, tak jak mówisz, że słychać w tym sporo brzmień zimnofalowych. Od lat jestem fanem takich zespołów jak The Cure czy Joy Division, ale znam też mnóstwo klasycznych i współczesnych gitarowych płyt, szanuję i lubię post-rockowe, ambientowe przestrzenie, również nie uciekam od progresywnych klimatów, brzmień spod znaku indie i post grunge'u. Albumy chociażby Porcupine Tree czy Steve'a Wilsona zajmują honorowe miejsce na półce w mojej prywatnej dyskografii. Zostało mi to jeszcze jeszcze z lat nastoletnich i studenckich, i obecnie - jako dorosły facet - zupełnie się tego nie wstydzę, a wręcz jestem z tego dumny, że nadal lubię i szanuję takie klimaty.

Co chciałeś osiągnąć na "Verte"?

Nie starałem się robić płyty, która byłaby na siłę nowoczesna i modna po to, żeby sprostać gustom, nie wiem, na przykład współczesnych hipsterów, metalowców czy kogokolwiek innego. Niemniej uważam, że ten album powinien zadowolić każdego, kto docenia dobrze ułożone, soczyste riffy, solidnie zagrany, klimatyczny i miejscami bardzo energetyczny melodyjny rock, z domieszką psychodelii i zimnofalowej przestrzeni.

Pierwsza Absyntia bardzo mocno romansowała z post rockiem - smyczki, wielowymiarowe suity... Teraz jest to jedynie kilka minut na płycie. Znudziły cię te brzmienia?

Nie, ja nadal uwielbiam takie brzmienia, słychać to chociażby na moim akustycznym albumie "Hell Flower". W dwóch kawałkach zagrał tam gościnnie znakomity wiolonczelista Daniel Sobiesiak. Wypełnił tym instrumentem, w mojej skromnej opinii po mistrzowsku, przestrzeń w utworach "Julya" oraz "Winter". Osobiście bardzo lubię ambientowe i szeroko pojęte post-rockowe klimaty, na solowej płycie jest takiej muzyki więcej. Chociażby w tytułowym kawałku czy w kompozycji "Tricity Nights", utworze będącym swoistym hołdem dla miejsca, w którym się urodziłem i w którym cały czas mieszkam, żyję i tworzę. Więcej tego typu muzyki będzie na pewno można usłyszeć również na drugim albumie pod szyldem Pete True, podobnie jak i technicznych, gitarowych wygibasów połączonych z atmosferycznymi wokalizami z domieszką folku.

No dobra, to co chciałeś uzyskać z Absyntią?

Na nowym albumie Absyntii chciałem uchwycić bardziej surowy, zadziorny i rock'n'rollowy klimat. Przyszedł taki czas, że w pewnym momencie mojej muzycznej drogi postanowiłem oddzielić eteryczność i balladowość od surowych rockowych kompozycji, stąd ten podział na Pete True i Absyntię. Zresztą ten zespół taki trochę zawsze był, od początku jego istnienia, góry i doliny, czasem rock, a czasem roll, nigdy pośrodku, niekiedy ze skrajności w skrajność, ale zawsze w dobrym i konstruktywnym znaczeniu tych słów.

Absyntia - "Mapy":



Na "Verte" są dwa utwory bardzo żywiołowe, m.in. otwierający "Night Drive" na przełamanie tej dusznej, ciężkiej konwencji - jak w ogóle trafiły na płytę? Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie dalsze brzmienie po takim początku.

Ten album jest pewnego rodzaju przejściem pomiędzy tym, co wydarzyło się muzycznie przez ostatnie dziesięć lat, a tym, co może wydarzyć się w przyszłości. Kompilacją kompozycji z tego minionego okresu, a tym, co chciałbym zrobić, jeżeli chodzi o muzykę rockową - być może - w najbliższych latach. Skłaniając się ostatnio w stronę bardziej energetycznych kompozycji właśnie w stylu utworu "Night Drive", można oczywiście dojść do wniosku, że idzie nowe i jeszcze bardziej żywiołowe w swojej formie, esencji i prostocie, w dobrym tego słowa znaczeniu.

Chodzi tu poniekąd o formę, która jest swoistym wyzwoleniem z pewnej melancholijnej konwencji, a którą - jakby nie patrzeć - również uwielbiam i która również jest po części dla mnie inspirująca i ważna w kontekście brzmienia zespołu Absyntia. Staram się ogólnie nie nagrywać płyt monotonnych, dlatego te nowe, bardziej energetyczne kawałki trafiły na album i są one poniekąd zwiastunem czegoś innego, może bardziej świeżego. Ale nie odcinam się w żadnym wypadku od tej wspomnianej ciężkiej atmosfery, która towarzyszyła mi przez te wszystkie lata grania w Absyntii i była z jednej strony tak samo inspirująca, jak i pesymistyczna w kontekście całości. Jednak, z perspektywy muzycznej, oceniam ją raczej pozytywnie aniżeli negatywnie.

Można tu wyczuć sporo takiego cave'owskiego ciężaru. O czym dla ciebie jest ta płyta?

Potraktuję to jako komplement, bo lubię twórczość Nicka Cave'a, chociaż brzmieniowo nie sądzę, żeby było to bardzo zbliżone do siebie. Chyba że chodzi tutaj bardziej o sam ciężki ładunek emocjonalny w warstwie tekstowo-wokalnej czy np. o atmosferę w utworze "Mr. Fear", gdzie zależało mi na uchwyceniu trochę takiego ciemnego, lynchowskiego, lost highwayowskiego klimatu. Wtedy nie sposób się z tym stwierdzeniem w pewnym sensie nie zgodzić.

(śmiech) Właśnie o to mi chodziło! Kontynuuj.

Dla mnie ta płyta opowiada trochę o chwilowej utracie kontroli nad własnym życiem, a potem o jej odzyskaniu, o wygranej walce z przeciwnościami, o zrozumieniu istoty śmierci w kontekście dalszego życia i umiejętnego podejścia do teraźniejszości. Można by wymieniać i wymieniać. Paleta emocji i znaczeń jest tutaj bardzo rozbudowana, chociaż dominują te ciemniejsze, melancholijne barwy. Zależało mi na umiejętnym ich opisaniu w formie muzyczno-tekstowej. "Verte" to także słowo umieszczane na końcu stronicy, na przykład w książce, wskazujące, że dalszy ciąg tekstu znajduje się na drugiej stronie.

Czyli rodzaj podsumowania.

Początek i koniec pewnego rozdziału, pewnej historii. Bardzo ciekawe jest również zastosowanie tego słowa w różnych językach. Na przykład w holenderskim to rzeczownik oznaczający odległość, po francusku oznacza ono kolor zielony, a w norweskim to czasownik "stać się", oczywiście jest tych znaczeń dużo więcej. Jest na tej płycie utwór zatytułowany "Dom", który pisałem z myślą o mojej mamie, która zmarła niecałe dwa lata temu na raka. Jest to najłagodniejszy utwór na całej płycie. Podejrzewam, że by się jej spodobał, gdyby mogła go usłyszeć. I właśnie taka idea przyświecała mi podczas procesu twórczego. Także ciężar jest, ale nie w każdym momencie na tym, jak słusznie zauważyłeś, niejednowymiarowym i zróżnicowanym albumie.

Jak wygląda teraz skład zespołu i jak duże miało to znaczenie dla nowego brzmienia? Ty wybierałeś muzyków pod kątem swoich pomysłów czy wyszły one naturalnie z waszej współpracy?

Po części ja wybierałem i proponowałem współpracę muzykom wraz z gotowymi pomysłami, a po części wyszło to naturalnie. Na przykład z Kubą Kuśmierczakiem graliśmy razem już trochę wcześniej, również przy okazji innych projektów. W chwili obecnej skład zespołu Absyntia tworzą ze mną i Kubą - Cezary Goździk oraz Dominik Kała. W sytuacji, kiedy któryś z instrumentalistów akurat nie może zagrać, są dobierani również zmiennicy, jak to miało miejsce chociażby w przypadku występu z zespołem Kult w ubiegłym roku we Władysławowie, gdzie gościnnie zagrał z nami basista zespołu Route 11 - Dima. Uważam, że obecnie jest to na tyle mocna pod względem instrumentalnym i brzmieniowym ekipa, że możemy z podniesionym czołem zagrać wszędzie, od mniejszych klubów aż po duże festiwale w Polsce i nie tylko.

Absyntii udało się w ostatnim czasie - w końcu! - przebić do ogólnopolskiego słuchacza. Wykorzystacie to? Jak będzie wyglądać promocja "Verte".

Cieszy fakt, że udało się po części wejść z tą muzyką do kilku ogólnopolskich rozgłośni, chociażby do Antyradia, ale i do innych rockowo-tematycznych - mniejszych i większych - stacji muzycznych. Wydaje mi się, że pomijając już sam fakt, że nowy materiał być może jest po prostu dobry i podoba się dziennikarzom oraz odbiorcom, to w pewnym sensie wpływ na to miało również wsparcie wielu mediów, które objęły nasz album patronatem medialnym. Mamy też człowieka, który pomaga nam trochę w kwestiach związanych z szeroko pojętymi publikacjami internetowo-prasowymi, ale dużą część tych rzeczy na chwilę obecną również załatwiam sam, koncerty również.

W czerwcu pojedziemy na kilka dni do Warszawy, żeby zagrać dwa koncerty, odwiedzić kilku zaprzyjaźnionych dziennikarzy i parę rozgłośni. Latem zagramy trochę gigów plenerowych, a jesienią - w październiku - pojedziemy w około dwutygodniową trasę klubową po Polsce. Ukażą się też dwa nowe teledyski, jeden będzie kontynuacją historii zawartej w klipie do utworu "Czerwień", a drugi to niespodzianka. Od kilku dni płyta jest na kilkunastu platformach streamingowych i sklepach internetowych. Co stanie się dalej, zobaczymy, czas pokaże.

Nowy skład, nowa płyta i... nowy biznes. Założyłeś wytwórnię płytową. Mogłeś dzięki temu sam wydać płytę Absyntii. Ale powiedz, skąd pomysł, jaki masz w tym cel i kogo byś chętnie przyjął pod swoje skrzydła. Wydaje się, że to nie będzie lekka robota.

W pewnym momencie zrozumiałem, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Mam na swoim koncie kilka wydanych albumów, niektóre były wypuszczone na świat własnym sumptem, a niektóre przez tę czy inną wytwórnię. Efekt promocyjny zawsze był w sumie podobny, z przewagą na korzyść tych wydanych i promowanych własnymi kanałami. Poza tym, działając na własną rękę masz większą wolność i pole do popisu, nikt nie narzuca ci niczego z zewnątrz ani nie odbierze chociażby praw autorskich do piosenek, tak jak to ma czasem miejsce w przypadku niektórych dużych firm fonograficznych.

To prawda. Masz zatem wolność, która w tym zawodzie jest niezwykle istotna. Co jeszcze?

Obecnie dysponuję odpowiednią wiedzą, kontaktami i możliwościami do tego, żeby wprowadzić dany album na rynek muzyczny, również do dystrybucji sklepowej, nagrać go w studiu na zadowalającym poziomie, zaplanować trasę koncertową czy zorganizować danej kapeli lub wykonawcy odpowiednią promocję w prasie czy rozgłośniach radiowych. Na chwilę obecną są przygotowane dwa kolejne albumy czekające w kolejce do wydania przez Third Eye Cat Records, bo tak właśnie ten label się nazywa.

Podejrzewam, że ta robota faktycznie lekka nie będzie, ale nie boję się nowych wyzwań. Na razie to zupełne początki, ale z czasem może się to wszystko rozwinie, miejmy nadzieję, w dobrym kierunku. Na pewno chciałbym wydawać muzykę autorską w klimatach singer-songwriter. Wiem, że sporo ciekawych rzeczy ostatnio dzieje się w Trójmieście w tej materii, nie będę uciekał od folku, jak i również od ciekawych alternatywno-rockowych brzmień.

Czy Piotr Truchel, po tylu latach, może już spokojnie wyżyć z samego grania czy wciąż jest to jedynie dodatek?

Można powiedzieć że tak, jeżeli zestawi się to z moją działalnością na polu edukacyjno-nauczycielskim i zajęciami muzycznymi, które prowadzę na co dzień w Osowej pod szyldem Silver Guitar School. Ale i nie tylko tam. Latem, na przykład, będę na zaproszenie poszczególnych placówek i domów kultury prowadził kilkudniowe panele i warsztaty gitarowe również w innych miastach, chociażby w Koninie czy we Wrocławiu.

Na przestrzeni ostatnich lat zdarzały się krótkie momenty, kiedy udawało mi się utrzymywać się z grania samych koncertów czy sprzedanych płyt, ale nie stawiałbym na to raczej wszystkiego, co mam, bo jest to temat raczej sezonowy i ulotny. Raz są płatne gigi, a raz ich nie ma, ogólnie różnie z tym bywa. Lepiej mieć stałe, pewne zajęcie i zatrudnienie. W tym przypadku jest to o tyle dobre i komfortowe, że jest to praca związana z nauczaniem gry na instrumencie, przyjemna i pożyteczna zarazem, dająca jednocześnie sporo wolności i niezależności w kwestii zarządzania czasem.

Wróćmy na chwilę do "Verte". Okładka przyciąga uwagę - nie wygląda to na polską płytę. Na pierwszy rzut oka ktoś mógłby pomyśleć, że to - na przykład - Editors. Skąd pomysł na taką grafikę. Jej autor to w końcu nie byle kto.

Autorem projektu okładki jest trójmiejski fotograf i artysta grafik, Roman Krugliński, współpracujący chociażby z magazynem "Vogue". Trafiłem na to zdjęcie przypadkiem. Pewnego dnia pojawiło się po prostu na ścianie jednego z portali społecznościowych jako obrazek pochodzący z jednej ze stron o fotografii artystycznej i od razu wpadło mi w oko. Stwierdziłem, że to właśnie to, czego szukam, a potem udało mi się skontaktować z jego autorem, no i jest. Chciałem, żeby okładka była minimalistyczna, przestrzenna i symboliczna jednocześnie i taką chyba właśnie udało mi się znaleźć. Ptaki to symbol wolności, ale w niektórych kulturach również i zła. W tym kontekście zostają one przywołane i uwolnione jednocześnie przez postać stojącą na froncie w zimowej, skalistej scenerii. Zostawia to pole do interpretacji w kontekście zawartości muzyczno-tekstowej krążka... A zespół Editors lubię i szanuję od lat, więc również potraktuję to jako komplement.

Można powiedzieć, że te dziesięć lat od debiutu minęło w mgnieniu oka. Jak wspominasz ten czas i gdzie byś chciał się znaleźć z Absyntią w najbliższej przyszłości?

Staram się pamiętać, wspominać i gloryfikować raczej te dobre rzeczy, bo takich było na pewno więcej, ale nie uciekam i nie wypieram się też tematów trudniejszych i bardziej kontrowersyjnych. Powstał nowy, interesujący album, będzie trasa. Mogę powiedzieć, ponownie zresztą, że jest to moje prywatne zwycięstwo. Że po tylu zmianach i perypetiach w kapeli ten album ujrzał w końcu światło dzienne. Te dziesięć lat to był czas przejściowy. Miejsce, w którym jestem teraz różni się od tego, w którym byłem wtedy, dużo się zdarzyło i zmieniło w sensie pozytywnym. W międzyczasie nagrałem i wydałem solowy album, zdobyłem nowe, cenne doświadczenia, uspokoiłem się wewnętrznie i nabrałem zdrowego dystansu do siebie i otaczającego świata. Mogę robić to, co kocham, czyli tworzyć muzykę i pokazywać ją innym, a dla mnie to niezwykle nobilitujące. Na pewno chciałbym za jakiś czas wydać kolejną płytę z zespołem Absyntia. A czy to będzie za trzy, pięć czy dziesięć lat - nie wiem.

Nie no, bez przesady z tą dychą.

Zobaczymy, co się stanie dalej, może fajnie byłoby raz na jakiś czas zorganizować ciekawą trasę po Polsce i Europie, czasem wystąpić na jakimś interesującym festiwalu. Grać i cieszyć się tym wszystkim, bo to w sumie ma być - w jakimś tam stopniu - przyjemne, tak po prostu, naturalnie i bez zbędnego ciśnienia ani parcia na szkło.

Opinie (15) 4 zablokowane

  • (3)

    a kto jeszcze gra w tym zespole?
    tego się nie dowiedziałem!

    • 7 3

    • to nie ma zadnego znaczenia.

      • 2 5

    • Yy

      Bo chyba nie potrafisz czytać.

      • 3 0

    • Prawdopodobnie chyba na pewno

      Pozostali to NN grający na czarno?

      • 0 2

  • w porządku gość

    Miły, inteligentny facet z tego co czytam.

    • 8 9

  • Gratulację. Masz gadane a do tego z sensem:) Powodzenia

    • 7 6

  • Długo i pięknie pogadali o... (1)

    muzyce niepotrzebnej nikomu.

    • 14 13

    • ich matki są zadowolone

      tylko tyle i aż tyle

      • 1 6

  • 10 lat grania a i tak nikt o nich nie słyszał (1)

    i potem siedzą smutni w piwnicy jak na tym foto

    • 11 10

    • Powinno być "Wywiad sponsorowany"

      Mamy w Gdańsku kolejna specjalność "kapele niszowe".
      Nikt ich nie słucha, nie chce ale portal i tak zrobi wywiad...

      • 2 5

  • Wywiad gigant

    z zespołem o którym nikt nie słyszał

    • 8 8

  • co się stało z przybyłem? (2)

    • 2 0

    • gotuje na garach parowych i podaje sałatkę na talerzach prosto z istambulu

      • 4 1

    • Przybyłem

      Zobaczyłem. Zwyciężyłem.

      • 0 0

  • Nowa płyta jest świetna, brawo Piotr i Absyntia!!!

    Fajna muza, polecam wszystkim.

    • 7 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (1 opinia)

(1 opinia)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Przy którym gdyńskim placu zabaw znajduje się fontanna z dyszami tryskającymi wodą i parą wodną z powierzchni chodnika? Przy placu zabaw: