- 1 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (148 opinii)
- 2 Grają przeboje największych gwiazd (8 opinii)
- 3 Planuj Tydzień: imprezy i majówka (10 opinii)
- 4 Festiwal filmowy w odmienionej formule (15 opinii)
- 5 Rodzinne atrakcje i parki rozrywki - jakie ceny, ile kosztuje zabawa? (30 opinii)
- 6 Kartonowy Dawid Podsiadło jak żywy (18 opinii)
Ponadczasowa muzyka i skrajne emocje. Relacja z koncertu The Australian Pink Floyd
- Muzycy Pink Floyd wiedzą, ile pracy i wysiłku wkładamy w ich perfekcyjne naśladowanie i doceniają to - mówią w wywiadzie dla Trojmiasto.pl Colin Wilson i Jason Sawford z zespołu The Australian Pink Floyd. Zobacz fragmenty koncertu z Ergo Areny.
Trudno powiedzieć, co podczas gdańskiego koncertu The Australian Pink Floyd okazało się ważniejsze - czy pierwszy raz słyszane na żywo przez większość publiczności utwory legendy rocka, czy skrajne emocje panujące na widowni - od euforii po znużenie.
Można było usłyszeć zarówno starsze utwory ("One Of These Days", "Careful With That Axe, Eugene"), prawie pół najpopularniejszej płyty zespołu "The Dark Side of The Moon" ("Time", "Money", "Speak To Me"), jak i kawałki z ostatniego okresu działalności zespołu ("Learning to Fly", "What Do You Want From Me?", "Coming Back To Life").
Trochę zawiedzione musiały czuć się osoby, które liczyły na idealne odwzorowanie brzmień znanych z płyt Pink Floyd. Zamiast grać każdy dźwięk jak po sznurku, Australijczycy w niektórych kompozycjach pozwolili sobie na odrobinę fantazji.
Były one prawie niewyczuwalne, ale osłuchane z Pink Floyd ucho od razu wyłapałoby niepotrzebne kobiece chórki w "Welcome to The Machine" i solówkę na klawiszach zamykającą "Another Brick in the Wall Part II" czy zbyt wysoki wokal w "Wish You Were Here". Niby szczegóły, ale niezwykle ważne, gdy wykonuje się utwory zespołu takiej rangi jak Pink Floyd.
Zresztą to właśnie wokale - jak można się było tego spodziewać - okazały się największym niedociągnięciem Australijczyków. Znacznie lepiej wypadli w długich, instrumentalnych kompozycjach, w których mogli pokazać swój perfekcyjny warsztat. Takie utwory jak "Shine On You Crazy Diamond" czy "Sorrow", uzupełnione o świetne efekty świetlne i laserowe, powodowały ciarki na plecach.
Nieudane okazały się natomiast hucznie zapowiadane trójwymiarowe wizualizacje wyświetlane na wielkim okrągłym ekranie za plecami muzyków. Nie dość, że było ich niewiele, to miejscami popadały w cukierkowy kicz. Na ich tle znacznie lepiej prezentowały się gigantyczna kukła różowego kangura - maskotki zespołu czy demonicznego nauczyciela z filmu "The Wall".
Trudno powiedzieć, co podczas gdańskiego koncertu The Australian Pink Floyd okazało się ważniejsze. Czy była to - zdawałoby się najważniejsza tego wieczoru - ponadczasowa muzyka legendy rocka przez większość z kilkutysięcznej publiczności usłyszana po raz pierwszy na żywo?
Czy może silniejsze okazały się skrajne emocje panujące wśród publiczności? Z jednej strony spodziewającej się wielkiego show i entuzjastycznie oklaskującej największe hity. Z drugiej strony lekko znużonej całkowitym brakiem kontaktu artystów z publicznością przez cały trzygodzinny występ i nie do końca spełnionymi oczekiwaniami co do wykonań muzyki mistrzów.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (78) 6 zablokowanych
-
2011-01-26 14:12
Co do koncertu, zespołu, muzyki - podobało mi się, bardzo.
Ale..
Całkowicie zawiodłam się brakiem kontaktu z publiką. "Dzień dobry. - Teraz przerwa, potem włóżcie okulary. - Dzięki" - tak możnaby to streścić. W październiku byłam na całkiem innym koncercie (inny zespół, całkowicie inna muzyka), ale kontakt z fanami mieli świetny, po prostu coś niezapomnianego.
Do tego te krzesełka na płycie... Gdyby ktoś chciał jakoś "wziąć udział" w imprezie - to pewnie czuł się zbyt skrępowany. Na koniec wpuścili pod scenę małą grupkę "aktywistów", ale im też niezbyt wyszło "kierowanie" publicznością.- 2 2
-
2011-01-26 15:28
Opinia wyróżniona
cover to nie oryginał
e tam, ludzie spodziewaja się idealnej kopii pinków i nie wiadomo czego, moim zdaniem covery były naprawde dobre i nie mam im do zarzucenia, ze zrobili swoje, bo to chyba covery. głosy mieli swietne, a jesli ktos zarzuca im niedoskonałość to chyba dlatego, ze nie byli identyczni, a to chyba nie o to chodzilo rzeczywiscie kontakt z publicznoscia - zero, ale mialo to byc tajemnicze, enigmatyczne - przynajmniej tak to odebrałam. no i druga czesc koncertu lepsza od pierwszej
ale to chyba tak zawsze jest.znuzenie? polska publiczność nie potrafi się bawić. na koncercie rokowym nie siedzi się jak w filharmoni....tyle mam do powiedzenia- 2 4
-
2011-01-27 08:20
Prawie jak żywiec...
Niby wszystko dobrze ,wręcz perfekcyjnie, ale to nie to... Dokładne odzwierciedlenie nie zastąpi oryginału. Dlaczego dzieła sztuki są wypożyczane do innych galerii ? Jestem fanem PF , a nie TAPFS. Miło było posłuchać na żywo. 3D no fakt, było, ale spodziewałem się czegoś więcej...
- 0 1
-
2011-01-27 20:14
osia
byłam w ergo i naprawdę mi się podobało ; ]
a największe wrażenie wywarł na mnie wokal i chórki w `Welcome to the machine`.
pozdrawiam uczestników!- 1 0
-
2012-02-05 15:54
Plagiat
Wszystko ładnie pięknie,ale nikt nie zwróci uwagi na fakt iż kolega Łukasz Stafiej Popełnił tzw. Plagiat ściągając cały tekst opisujący wydarzenie od JUSTISZY z MM.
Nie niedowiarkom proponuje najpierw sprawdzić date kiedy ukazał się artykuł JUSTISZY a następnie datę artykułu Łukasza.S???Myślę że należą się jakieś przeprosiny panie Łukaszu.- 0 0
-
2020-01-29 09:05
re
Obowiązkowo - goingapp.pl/evt/2140817/pink-floyd-history-warszawa
Tak, to tribute band, ale goście są wyjątkowi. Przede wszystkim - tam nie ma żadnego przypadku. Mają pojęcie, poczytajcie recenzje ich występów. Widzieliśmy, jak to wygląda od środka. Klimat naprawdę wyjątkowy!- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.