• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja "Civil War": absolutna maestria. Jeden z lepszych filmów 2024 r.

Tomasz Zacharczuk
12 kwietnia 2024, godz. 18:00 
Opinie (44)

W tekście przysięgi wierności amerykańskiej fladze widnieją słowa o jednym, niepodzielnym narodzie oraz o wolności i sprawiedliwości dla wszystkich. Żadne z tych określeń nie ma zastosowania w historii, którą opowiada na ekranie Alex Garland. W tym dystopijnym dramacie brytyjski reżyser desperacko szuka oznak człowieczeństwa w świecie chaosu i zagłady. Skojarzenia z serialowym "The Last of us" nasuną się mimowolnie. Podobnie jak nawiązanie do koszmaru i bezsensu wojny z "Czasu apokalipsy". To porównanie tylko trochę na wyrost, bo "Civil War" to kino wielkie w swojej kameralności, niepokojące ukazanym realizmem, znakomicie zagrane oraz doskonałe, a zarazem przejmujące w obrazie.





Czy lubisz kino wojenne?

Twórca "Ex Machiny" i "Anihilacji" nie zaprząta nam głów długą ekspozycją. Już w scenie otwarcia widzimy ćwiczącego nerwowo swoje przemówienie amerykańskiego prezydenta (Nick Offerman). Powtarzane przez niego banały o jedności i wielkości narodu przedzielają przebitki z krwawych ulicznych starć. Z kontekstu początkowych sekwencji możemy wyczytać, że wojna domowa pomiędzy wschodem a zachodem USA eskaluje, chaos pochłania kolejne metropolie, a zjednoczone siły Teksasu i Kalifornii (choć trudno w taki alians uwierzyć) szykują się właśnie do obławy Waszyngtonu.

Śladem zmasowanej ofensywy podąża czwórka reporterów. Lee (znakomita, zgłaszająca akces do oscarowej nominacji Kirsten Dunst) jest cenioną wojenną fotografką, która chce uwiecznić w obiektywie obalanego prezydenta. Towarzyszy jej dziennikarz Joel (znany z "Narcosa" Wagner Moura), który liczy na wywiad z głową ogarniętego konfliktem państwa. Do tego duetu dołączają doświadczony Sammy (Stephen McKinley Henderson), który dla młodszych koleżanek i kolegi będzie pełnić w podróży rolę mentora, oraz nieopierzona, początkująca fotoreporterka Jessie (znacznie lepsza niż w "Priscilli" Cailee Spaeny), dla której tytułowa wojna jest pierwszym tak drastycznym doświadczeniem w krótkiej zawodowej karierze.

Alex Garland całą czwórkę pakuje do oznaczonego napisem "Press" auta i wyznacza im liczącą ponad 900 mil trasę do stolicy USA. Utkana wieloma niebezpieczeństwami podróż za linię frontu będzie dla bohaterów okazją do skonfrontowania ich wartości z bezmiarem i brutalnością wojny. Ryzykowna eskapada stanowi również dla nich pretekst do spojrzenia na świat, który ze szlachetnymi ideami i górnolotnymi hasłami niewiele ma wspólnego. Liczą się tu przede wszystkim instynkt przetrwania i demonstracja siły. Głównie za pomocą karabinu.

Lee (Kirsten Dunst) jest cenioną fotoreporterką, która bierze pod swoje skrzydła początkującą w zawodzie Jessie (Cailee Spaeny). Obie kobiety wraz ze swoimi dwoma towarzyszami ruszają za linię frontu, by dotrzeć do oblężonego Białego Domu i zdobyć jak najlepszy materiał. Lee (Kirsten Dunst) jest cenioną fotoreporterką, która bierze pod swoje skrzydła początkującą w zawodzie Jessie (Cailee Spaeny). Obie kobiety wraz ze swoimi dwoma towarzyszami ruszają za linię frontu, by dotrzeć do oblężonego Białego Domu i zdobyć jak najlepszy materiał.

"The last of us" wita się z "Czasem apokalipsy"



Nafaszerowany akcją i efektownie zmontowany zwiastun filmu sugerował wojenne widowisko hołdujące klasycznym zasadom superprodukcji. Fakt, że za najnowszym dziełem Garlanda stoi lubujące się w ambitnych i eksperymentalnych często projektach studio A24, mogło jednak takie obietnice skutecznie studzić. I rzeczywiście, "Civil War" nie jest klasycznym wojennym kinem napęczniałym od rozmachu i batalistycznych scen. Już samo to, że wewnątrzamerykańskiemu konfliktowi przyglądamy się nie z perspektywy żołnierzy, a wojennych korespondentów, świadczy o tym, że nie dynamika, a sugestywność obrazu odgrywa tutaj kluczową rolę.

Oczywiście w filmie brytyjskiego reżysera nie brakuje widowiskowych scen wymiany ognia, a ostatnie pół godziny "Civil War" przypomina już rasowe kino wojenne. W dodatku tak zrealizowane, że nawet najwięksi pasjonaci ekranowej rozróby nie znajdą tu chwili na głębszy oddech. Zasadniczo jednak estetyka tego obrazu i gatunkowe zakorzenienie "Civil War" są zgoła inne.



Najbliżej chyba dramatowi Garlanda do dystopijnego kina drogi w klimacie serialowego "The last of us" (ba, "Civil War" ma nawet swojego Joela). Podobnie jak w ekranizacji kultowej gry przemierzamy opustoszałe drogi i miasteczka w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak człowieczeństwa. Co prawda u Garlanda Ameryka dopiero stoi w obliczu zagłady, ale zepsucie moralne oraz zaraźliwa wrogość i nieufność są już na porządku dziennym. Trudno na pierwszy rzut oka odróżnić wroga od przyjaciela, dlatego poczucie zagrożenia i napięcia ekranowym postaciom, ale i widzom towarzyszy od początkowego do ostatniego kadru.

Ten emocjonalny dyskomfort wzrasta z każdą milą, która zbliża Lee i jej ekipę do Waszyngtonu. Amerykańska stolica jest tu conradowskim jądrem ciemności. Dżunglą z "Czasu apokalipsy", w której nie obowiązują reguły, bo ważniejsza jest wola przetrwania i zabijania. To jednak nie chaos infekujący tę metropolię ilustruje horror i bezsens wojny, a droga, jaką przemierzają główni bohaterowie. Garland trochę niezdarnie próbuje zakładać buty Coppoli. Te wciąż są dla niego za duże, ale swoim antywojennym manifestem, jakim jest "Civil War", Brytyjczyk - podobnie jak jego znacznie bardziej utytułowany kolega po fachu - wyraża społeczne niepokoje i obawy. Dziś tak samo (a może jeszcze bardziej) aktualne niż te sprzed 40 lat.

"Civil War" nie jest kinem akcji i klasycznym wojennym obrazem. O koszmarze zbrodni i terroru opowiada z perspektywy obserwatorów zbrojnych działań. To przede wszystkim dystopijne kino drogi. "Civil War" nie jest kinem akcji i klasycznym wojennym obrazem. O koszmarze zbrodni i terroru opowiada z perspektywy obserwatorów zbrojnych działań. To przede wszystkim dystopijne kino drogi.

Stany niezjednoczone i niepokojące



"Civil War" jest filmem posępnym i złowieszczym głównie ze względu na swój realizm. W kontekście globalnych konfliktów, napiętych sytuacji geopolitycznych i wszechobecnej polaryzacji poglądów fabuła Garlanda jest uniwersalną historią, która może się zadziać nie tylko na amerykańskiej ziemi. Oczywiście skojarzenia ze szturmem zwolenników Trumpa na Kapitol nasuną się tu automatycznie, ale reżysera nie interesuje polityka. Zresztą byłoby pewnym faux pas ze strony Brytyjczyka, gdyby zabrał się za analizę amerykańskiego społeczeństwa i tamtejszych mechanizmów władzy. Garlanda interesuje przede wszystkim człowiek.

A ściślej: człowiek będący marionetką w teatrze wojny. W jednej ze scen żołnierze tropiący snajpera przyznają, że nie wiedzą, kto jest po drugiej stronie. Wiedzą jedynie, że muszą go zlikwidować, jeśli chcą przeżyć. W innym fragmencie filmu samozwańczy rebeliant wiesza dawnego kolegę ze szkoły, który w liceum traktował go jak powietrze. Jest jeszcze diaboliczna wręcz postać grana przez Jessego Plemonsa (który kradnie każdą milisekundę ze swojego epizodu), uzurpująca sobie prawo do bycia panem życia i śmierci. Tymi przykładami Garland pokazuje wynaturzenie i prymitywizm ludzkich postaw w obliczu wojny, która staje się jedynie pretekstem do odpięcia wszelkich moralnych hamulców.

I choć w filmie Garlanda wcale nie ma tak dużo akcji, to trudno przez cały seans nie odczuwać napięcia i podwyższonego ciśnienia. To zasługa przede wszystkim świetnej reżyserii i znakomitych zdjęć. Doskonała jest także obsada "Civil War". I choć w filmie Garlanda wcale nie ma tak dużo akcji, to trudno przez cały seans nie odczuwać napięcia i podwyższonego ciśnienia. To zasługa przede wszystkim świetnej reżyserii i znakomitych zdjęć. Doskonała jest także obsada "Civil War".

Ten film to przede wszystkim obraz (oby nie naszej przyszłości)



"Civil War" można też potraktować bardziej dosłownie (i na tym polu również się świetnie sprawdza) jako opowieść odsłaniającą kulisy pracy korespondentów wojennych. Garland, na przykładzie Lee i Joela, portretuje zawodowców uodpornionych na ludzką krzywdę, wypalonych emocjonalnie i niewykazujących jakichkolwiek oporów przed nakierowaniem obiektywu na twarz umierającego żołnierza.

Z drugiej strony mamy Jessie, żółtodzioba, którego skala obserwowanych okrucieństw poraża i przygniata. To w oparciu o swoje postaci Garland stawia pytanie o granice ludzkiej obojętności i kwestię oswajania zła. Odpowiedź zawarta w finale jest sugestywna, choć samo zakończenie pozostawia akurat najwięcej do życzenia. Doskonałemu dyrygentowi zagubiły się gdzieś ostatnie kartki z nutami i powstało coś na kształt bałaganiarskiej improwizacji.



Szkoda, tym bardziej że Alex Garland przez cały film utrzymuje konsekwencję i pilnuje nawet pojedynczego kadru. A każdy z nich można opatrzyć w ramki. Wizualnie "Civil War" to absolutna maestria i fantastycznie skompilowany zbiór obrazów, które na długo zapadają w pamięci. Zwłaszcza w połączeniu z inteligentnym operowaniem muzyką (nieoczywistą, jak choćby doborem "Say No Go" De La Soul w jednej z najmocniejszych scen w filmie) i ciszą.

To z pewnością jeden z najlepiej nakręconych i wyreżyserowanych, a zarazem najbardziej niepokojących filmów z dotychczasowego tegorocznego repertuaru. Produkcja, która umiejętnie (choć nie bez sporadycznych potknięć) łączy widowiskowość i głębię nie tylko obrazu, ale i treści. Angażuje pod kątem fabuły i pozostawia widza z wieloma pytaniami pod szerszą dyskusję.

"Civil War" pokazuje świat, który chcielibyśmy oglądać tylko w kinie, choć możliwe, że tak po prostu wyglądać może nasza, wcale nie tak odległa przyszłość. Obym się mylił. Nie pomylił się natomiast Alex Garland, który nakręcił swój najlepszy dotąd film.

8/10   Ocena autora
+ Oceń film

Film

7.1
50 ocen

Civil War (6 opinii)

(6 opinii)
akcja, dramat

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (44)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Kto prowadzi Make Life Harder?