• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "John Wick 4". Obłęd i dzieło sztuki w jednym

Tomasz Zacharczuk
24 marca 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (47)

John Wick 4 - zwiastun:

Niewiele w nowym "Wicku" jest statycznych scen, ale jedną z najbardziej symbolicznych wydaje się ta, w której dochodzi do konwersacji dwóch dżentelmenów na tle monumentalnej ściany pokrytej obrazami najsłynniejszych mistrzów pędzla. Otóż do rangi dzieła sztuki właśnie pretenduje czwarta, i wiele wskazuje na to, że finałowa, odsłona bodaj najlepszej serii w historii kina akcji. Styl, w jakim udało się połączyć kaskaderską ekwilibrystykę, choreografię scen walk i towarzyszącą im poetykę obrazu, zwala z nóg. Ten film to istny obłęd! "John Wick 4" definitywnie i bezdyskusyjnie pozamiatał pod dywan wszystko, co można podpiąć pod szeroko rozumianą rozrywkę dla dużych chłopców.



Gdzie obejrzeć "Wicka"? Sprawdź repertuar kin w Trójmieście


Zapoczątkowana niemal dekadę temu opowieść o emerytowanym zabójcy, który wraca do krwawej profesji po tym, jak nieroztropne bandziory kradną mu ulubione auto i zabijają ukochanego psa, wyniosła kino akcji na poziom nieosiągalny dla większości współczesnych produkcji. Stało się tak dzięki temu, że twórcy "Johna Wicka" od początku wierni byli trzem prostym zasadom: ograniczyć fabułę do niezbędnego minimum, oprzeć serię na charyzmatycznym i nieskomplikowanym protagoniście, rozwinąć ekranową "kaskaderkę" kosztem nadużywanego przez filmowców CGI.

Tak ocenialiśmy poprzednią część "Johna Wicka"


Zadziałało. Gatunek brodzący w ostatnich latach w przeciętności i zdominowany przez kopiujących się nawzajem filmowych rzemieślników zyskał nowe otwarcie. Nadejście Johna Wicka dla kina akcji było jak pojawienie się Diego Maradony w Neapolu, jak debiut Michaela Jordana w Bullsach, jak pierwszy pojedynek Rafy Nadala z Rogerem Federerem. To już nie była ta sama gra i liga, w której wszyscy mają równe szanse.

Twórca serii, Chad Stahelski, z każdą kolejną częścią podkręcał i tak niebotyczne już tempo, bezpardonowo eksperymentował z karkołomną choreografią walk i szukał dla swojego killera coraz to wymyślniejszych sposobów na eliminowanie przeciwników. Kwintesencją tego stylu i całego kina zemsty jest najnowsza odsłona cyklu. Pompatyczna, blisko trzygodzinna ekspozycja zjawiskowo zaprojektowanej i nakręconej ekranowej bijatyki w stylu "gun fu" (połączenie anglojęzycznego określenia broni i pojęcia kung fu), która zaskoczy nawet najzagorzalszych fanów tej konwencji.

Na Johnie nadal ciąży ekskomunika, co znaczy, że jego tropem podążają najwięksi zawodowi zabójcy na świecie. Wick ma jednak pewien plan, by raz na zawsze uwolnić się od Rady i odzyskać spokój. Plan jednak ryzykowny, z niewielkimi szansami powodzenia. Na Johnie nadal ciąży ekskomunika, co znaczy, że jego tropem podążają najwięksi zawodowi zabójcy na świecie. Wick ma jednak pewien plan, by raz na zawsze uwolnić się od Rady i odzyskać spokój. Plan jednak ryzykowny, z niewielkimi szansami powodzenia.

Tym razem Wick nie ma łatwo



Bez zaskoczeń natomiast prezentuje się fabuła. Trudno zresztą, aby było inaczej, skoro w żadnej z poprzednich części nie była ona dominującym elementem filmowego widowiska. Komu więc dotychczas przeszkadzał kulejący ciąg przyczynowo-skutkowy, kogo irytowała magiczna teleportacja bohaterów i akcji z punktu A do B, kto nieustannie doszukiwał się niefunkcjonujących praw fizyki w rozróbach Johna Wicka, ten powinien jak najszybciej porzucić pomysł obejrzenia czwartej części, w której wszystkie absurdy podkręcono do granic możliwości. Fabuła jest tu bowiem jeszcze bardziej pretekstowa, niż bywało to do tej pory, a główny bohater zdaje się być po prostu niezniszczalny. Podobnie zresztą jak jego wrogowie, a to już pewne novum w tej serii.

Dotychczas bowiem adwersarze Johna Wicka traktowani byli przez niego i scenarzystów jak mięso armatnie. Tym razem zabijaka w nienagannie skrojonym garniturze musi się już solidnie napocić, bo nareszcie znajduje przeciwnika godnego siebie. Caine (Donnie Yen znany choćby z wyczynów w cyklu "Ip Man") jest dawnym sojusznikiem tytułowego bohatera, ale nie ma to teraz większego znaczenia. Śladami Wicka nieustannie podąża też tajemniczy tropiciel (Shamier Anderson) z wyszkolonym do eliminowania wrogów owczarkiem (wszak ta seria nieodłącznie związana jest z psami). Poczet nowych postaci uzupełnia jeszcze korpulentny, ale sprawny niczym akrobata Killa, w którym trudno rozpoznać Scotta Adkinsa, ikonę filmów akcji (choć raczej kina klasy B). Obsada godna zwieńczenia cyklu.

O ile fabuła tradycyjnie nie rozpieszcza, o tyle dodanie nowych postaci "robi robotę". Znakomici są przede wszystkim Donnie Yen i Scott Adkins w absolutnie zaskakującym wydaniu. O ile fabuła tradycyjnie nie rozpieszcza, o tyle dodanie nowych postaci "robi robotę". Znakomici są przede wszystkim Donnie Yen i Scott Adkins w absolutnie zaskakującym wydaniu.

Processing Reeves to Wick: complete



Tym razem Wick musi wznieść się na wyżyny swoich możliwości, by podołać wyzwaniu rzuconemu przez całą trójkę i hordy zabijaków nasyłanych przez markiza de Gramonta (Bill Skarsgaard), noszącego się w arystokratyczny i pompatyczny sposób socjopatę, któremu Rada daje zielone światło na unicestwienie Johna. Czy solidnie już poobijany i pokiereszowany Baba Jaga jest jeszcze w stanie przetrwać? A może coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że być może jedynym wytchnieniem od nieustannej ucieczki i demolki jest po prostu śmierć? Nawet w tak rozbuchanym widowisku pojawia się delikatnie zarysowany kontekst egzystencjalny. Szkoda, że choćby kilkoma dialogami nie udało się tego pogłębić. Byłoby to wówczas dzieło kompletne.

Szczególnie, że tym filozoficznym dywagacjom sprzyja kondycja samego Wicka. Faceta wyczerpanego mentalnie i fizycznie, który w czwartej odsłonie serii wyraźnie zmaga się już z kryzysem na wielu płaszczyznach. W przeciwieństwie do Keanu Reevesa, który na przestrzeni lat finalizował swoją końcową przemianę w Johna. On nim po prostu już jest. Ascetycznym, małomównym, przygaszonym, ale nieustannie gotowym do poświęceń twardzielem, który poza kulami potrafi czasami wystrzelić żartem lub tym słynnym przeciągniętym "yeaaaah" jako odpowiedź na niemal każde pytanie. I to właściwie wystarczy, bo charyzmy w Reevesie jest na tyle dużo, że mógłby nawet nic nie mówić przez prawie trzy godziny, a i tak byśmy ślepo za nim podążali.

Sceny walk i pokazy choreografii to absolutna poezja w czwartej odsłonie serii. Podobnie zresztą jak sposób ich kadrowania oraz operowanie światłem. Uzupełnieniem obrazu jest dynamiczny i trafiony w punkt soundtrack. Sceny walk i pokazy choreografii to absolutna poezja w czwartej odsłonie serii. Podobnie zresztą jak sposób ich kadrowania oraz operowanie światłem. Uzupełnieniem obrazu jest dynamiczny i trafiony w punkt soundtrack.

Sceny akcji w ramkę i do galerii dzieł sztuki



Tych podróży zresztą tym razem główny bohater zbyt wiele nie zalicza, bo twórcy koncentrują się przede wszystkim na trzech lokalizacjach, które zaminowują toną akcji i widowiskowych pojedynków. I tu przechodzimy do sedna filmu. Do esencji, która robi tę różnicę, iż współczesne akcyjniaki plasują się na dolnej półce, a kilka pięterek wyżej, w oszklonej i podświetlonej gablocie, jest "John Wick". W "czwórce" mamy de facto trzy sceny akcji, ale każda z nich trwa kilkadziesiąt minut! W każdej zastosowany jest inny patent realizacyjny, każdej towarzyszy oryginalny schemat narracji, każdą z nich można opatrzyć mianem małego dzieła sztuki. Od samurajskich pojedynków na tle neonowej japońskiej Osaki, przez dyskotekowe wnętrza berlińskiego klubu, po totalną demolkę pod Łukiem Triumfalnym w Paryżu, w rytm francuskojęzycznej wersji "Paint It Black".


Właściwie sam nie wiem, która sekwencja zostanie ze mną w pamięci na dłużej. Fenomenalna gra świateł na dachu japońskiego Continentala, pełna napięcia scena przy pokerowym stole i późniejszy pojedynek Reevesa z Adkinsem, a może (i chyba to będzie mój faworyt) kapitalnie nakręcona z góry demolka we francuskiej kamienicy. O szczegółach nie ma seansu się rozpisywać, po prostu trzeba to zobaczyć, bo takiego artyzmu w tak trywialnym przecież i zero-jedynkowym kinie (przeżyj lub giń) nie da się doświadczyć na co dzień.

Oczywiście można odrobinę pomarudzić na metraż filmu i przesyt akcją w niektórych momentach. Całe szczęście jednak, że twórcy kilkoma komediowymi wstawkami potrafią rozładować napięcie i pośmiać się nie tylko z różnych filmowych konwencji, ale i z samych siebie (toczący się po schodach Wick jak w slapstickowej komedii). Świadomej ironii sprzyja poczucie wartości, a taką niewątpliwie opatrzona jest cała seria wymyślona przez Chada Stahelskiego i Dereka Kolstada. Czwarty akt tej opowieści jest spektaklem w stylu noir. Krwawym, brutalnym, absurdalnym, niedorzecznym, zachwycającym, obłędnym. Nie mam tylu epitetów, co John kul w magazynku. Nawet, jeśli wystrzelił tę ostatnią, to zrobił więcej, niż do niego należało. Yeaaah, to było coś.

OCENA: 9/10

Film

7.2
69 ocen

John Wick 4 (29 opinii)

(29 opinii)
akcja, thriller

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (47)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Dyrektorem artystycznym Siesta Festivalu jest: