• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "Top Gun: Maverick". Zapnijcie pasy. Tom Cruise zaprasza na pokład

Tomasz Zacharczuk
27 maja 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 

Specjalizujący się w komentowaniu angielskiego futbolu Andrzej Twarowski wiele transmisji z Premiership rozpoczyna od kultowego już wśród piłkarskich kibiców powiedzenia "siadamy głęboko w fotelach, zapinamy pasy i startujemy". Powyższą instrukcję warto wdrożyć przed obejrzeniem nowego "Top Gun". Film Josepha Kosinskiego z naddźwiękową prędkością wznosi się na zawrotny pułap czystej kinowej rozrywki. Pomimo drobnych turbulencji po drodze, katapultowanie się z seansu nie wchodzi nawet w grę. Tym bardziej, że za sterami odlotowej produkcji siedzi odporny nie tylko na przeciążenia, ale i upływ czasu Tom Cruise.



Przez ponad trzy dekady filmowy hangar z napisem "Top Gun" pozostawał zamknięty na cztery spusty i niewielu już chyba wierzyło, że producenci zerwą w końcu kłódkę, jeszcze raz wyprowadzą na pas startowy swoje myśliwce i ponownie za sterami posadzą uodpornionego na procesy starzenia Toma Cruise'a. Po 36 latach przebój Tony'ego Scotta doczekał się jednak godnej kontynuacji, w której ekranowe sentymenty udało się pogodzić ze współczesną technologią, co zaowocowało oszałamiającym wizualnie spektaklem w przestworzach. Wystarczy zaledwie kilka minut, by nabrać przekonania, że warto było tyle czekać na powrót "Mavericka".

As lotnictwa marynarki wojennej tymczasem nie doczekał się awansów, gromadki dzieci, okazałego rancza i wojskowej emerytury. Pete Mitchell (Tom Cruise) wybrał niemal ascetyczne życie na pustyni Mojave, gdzie z dala od splendoru i orderów bije rekordy prędkości ponaddźwiękowym myśliwcem, a w wolnych chwilach w ulubionym hangarze dłubie przy starych samolotach. Gdy jednak pojawia się opcja powrotu do "Top Gun", "Maverick" zakłada kultową kurtkę i okulary, po czym wskazuje na swoje Kawasaki i mknie w kierunku kolejnej przygody.

Jego zadaniem będzie przeszkolenie elity pilotów, wśród których jest Bradley "Rooster" Bradshaw (Miles Teller), syn tragicznie zmarłego przyjaciela. "Maverick" musi więc jeszcze raz stawić czoła przeszłości, a jednocześnie udowodnić swoją wartość i przydatność. Szczególnie dowództwu, które jednoznacznie zakomunikowało Mitchellowi, że miejsce takich niesubordynowanych pilotów jak on mogą wkrótce zająć bezzałogowe maszyny. Powrót do akademii oznacza też spotkanie dawnych znajomych (Val Kilmer) i miłości (Jennifer Connelly).

Kapitan Pete "Maverick" Mitchell (Tom Cruise) wciąż jest czynnym pilotem wojskowym. Tym razem ma za zadanie wyszkolić specjalną grupę, która podejmie się pozornie niemożliwej misji. Kapitan Pete "Maverick" Mitchell (Tom Cruise) wciąż jest czynnym pilotem wojskowym. Tym razem ma za zadanie wyszkolić specjalną grupę, która podejmie się pozornie niemożliwej misji.

Sentymenty paliwem napędowym



Jak to z powrotami właśnie bywa, jest nostalgicznie i wspominkowo. Nowego "Top Guna" zatankowano pod korek mieszanką szalonej adrenaliny, imponujących efektów specjalnych i wartkiej akcji, ale są momenty, gdy ta filmowa maszyna zwalnia i porusza się na oparach sentymentów. W początkowych ujęciach wykorzystano nawet tę samą planszę z napisami, ścieżkę dźwiękową i niemal identyczne kadry. Gdy po chwili rozbrzmiewa "Danger Zone" Kenny'ego Logginsa, można wręcz doznać deja vu. Podobnych odniesień w "Mavericku" jest całe mnóstwo: w obrazie, dialogach, muzyce. Twórcy tak często mrugają w kierunku fanów oryginału, że czasami nie potrafią nawet dostrzec nowych możliwości.

Joseph Kosinski, któremu przypadła trudna rola następcy Tony'ego Scotta, najwyraźniej postanowił, że będzie czerpać pełnymi garściami z dokonań poprzednika. Niekiedy wygląda to trochę tak, jakby reżyser miał ukrytą w rękawie ściągawkę ze scenami i motywami, które należy obowiązkowo odtworzyć w nowej części. Na szczęście nie jest to jednak film bazujący tylko i wyłącznie na sentymentach. Kosinski sprawia wrażenie człowieka zafascynowanego "Top Gunem", a tę pasję i radość widać w niemal każdej scenie. Zaproponowana przez niego opowieść wydaje się bardziej dopracowaną wersją "jedynki" - z lepszym scenariuszem, jeszcze mocniej rozbudowaną akcją i dokładniejszym rozrysowaniem postaci.

Twórcy nowego "Top Guna" nie szczędzą fanom produkcji odniesień do kultowego już oryginału. Sama konstrukcja fabuły bardzo przypomina pierwszą część, ale wydaje się, że scenariusz nowej produkcji jest po prostu lepszy w wielu aspektach. Twórcy nowego "Top Guna" nie szczędzą fanom produkcji odniesień do kultowego już oryginału. Sama konstrukcja fabuły bardzo przypomina pierwszą część, ale wydaje się, że scenariusz nowej produkcji jest po prostu lepszy w wielu aspektach.

Technologicznie "Top Gun" na wysokim pułapie



"Maverick" wielokrotnie radzi swoim kursantom, by zamiast myśleć, po prostu działali. Można tę wskazówkę zastosować również podczas samego seansu. Nie myśl, tylko oglądaj. Oczywiście scenariuszowych mielizn i niedorzeczności jest tu na potęgę, ale jeśli tylko ograniczymy logiczną analizę ekranowych wydarzeń, wówczas samoczynnie uruchomi się w nas tryb rozrywkowy. A filmowa rozrywka jest tutaj na niebotycznym poziomie. Powietrzne ewolucje wgniatają w fotel, a od podniebnych piruetów może się zakręcić w głowie. Oszałamiający jest nie tylko obraz (będą oscarowe nominacje za zdjęcia i montaż), ale i dźwięk, który sprawia, jakbyśmy siedzieli w kokpicie Toma Cruise'a (tutaj mogą być już nie tyle nominacje, co statuetki). Dynamiki dodaje też przebojowa ścieżka dźwiękowa z kojącą balladą wyśpiewaną na koniec filmu przez Lady Gagę.

Twórcy nowego "Top Guna" w stu procentach wykorzystali więc technologiczne możliwości współczesnej kinematografii, czego dowodem są kapitalnie nakręcone finałowe sekwencje ataku na bazę wroga. Tak naprawdę jednak "Maverick" to kino stricte archaiczne, nakręcone w nieco staromodnym hollywoodzkim stylu i z obowiązkową amerykańską mitologizacją, szczególnie tytułowego bohatera. Wydawałoby się, że w obecnym filmowym mainstreamie takie produkcje nie mają już siły przebicia i większej racji bytu, ale nic bardziej mylnego. Z prostej i bardzo przejrzystej opowieści o przyjaźni, poświęceniu, rywalizacji i solidarności bije niezwykle mocny przekaz emocjonalny. Właśnie te emocje w połączeniu z wizualną warstwą stanowią o sukcesie "Mavericka".

Prym na lądzie, wodzie i w powietrzu niepodzielnie wiedzie oczywiście Tom Cruise, ale i młodsza część obsady - na czele z Milsem Tellerem (w roli syna znanego z pierwszej części "Goose'a") zdecydowanie daje radę. Prym na lądzie, wodzie i w powietrzu niepodzielnie wiedzie oczywiście Tom Cruise, ale i młodsza część obsady - na czele z Milsem Tellerem (w roli syna znanego z pierwszej części "Goose'a") zdecydowanie daje radę.

Tom Cruise rządzi i dzieli



Do dwóch powyższych składników należy jeszcze dodać jeden, całkiem oczywisty w postaci Toma Cruise'a. Imponujący sprawnością fizyczną, zaangażowaniem i aktorskimi umiejętnościami 60-latek (!) nadal ma ten szarmancki błysk w oku, którym kokietuje filmową Penny, i przebojowość młodzieńca, który sobie i innym ma jeszcze sporo do udowodnienia. Zmarszczki tylko dodały "Maverickowi" szlachetności i estymy, choć w głębi serca wciąż jest buńczucznym i nieokrzesanym samotnikiem, z którym bez wahania można wyruszyć w kolejną filmową misję, nie tylko z kategorii tych niemożliwych. Niemożliwe są z kolei popisy kaskaderskie Cruise'a, ale do tego raczej kinomani zdążyli się przyzwyczaić.

Rzeczywiście po raz kolejny mamy do czynienia z teatrem jednego aktora, ale świetnego wsparcia udzielają Cruise'owi Miles Teller, Jennifer Connelly oraz cała młoda obsada, którą hollywoodzki gwiazdor kierował zapewne nie tylko w filmie, ale i na planie zdjęciowym. Znalazła się nawet jedna scena z udziałem pokiereszowanego przez życie i chorobę Vala Kilmera, choć trudno oprzeć się wrażeniu, że występ aktora w nowym "Top Gunie" był jedynie czystą kurtuazją ze strony producentów. Niemniej nawet w tej nieco pokracznej i dziwacznej scenie jest jakiś sentymentalny urok i być może głębszy sens.

"Czas jest waszym największym wrogiem" - przestrzega wielokrotnie swoich pilotów Pete Mitchell. Na pewno nie był wrogiem Toma Cruise'a i całej produkcji, która pojawiła się na radarze widzów chyba w najodpowiedniejszym momencie. Kontynuacja "Top Guna" ma wszelkie atuty, by pod względem kasowym i popkulturowym dorównać oryginałowi. W kategoriach artystycznych już wydaje się, że "Maverick" poszybował dalej i wyżej niż dzieło Scotta sprzed 36 lat. Nie pozostaje więc nic innego, jak mocno zapiąć pasy i na dwie godziny oderwać się od ziemi. Top Cruise zaprasza na pokład.

OCENA: 8/10

Film

8.6
146 ocen

Top Gun: Maverick (43 opinie)

(43 opinie)
akcja

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (73)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Nowo otwarty największy food hall w Trójmieście nazywa się?