- 1 Mamy to! 24-latek wygrał Ninja Warrior (93 opinie)
- 2 24-letnia Aneta Kręglicka w 1989 roku (95 opinii)
- 3 Koniec przygody Dagmary i Hakiela (8 opinii)
- 4 Planuj Tydzień: koncerty i wiosenne targi (8 opinii)
- 5 Afera o kolekcjonerską monsterę (8 opinii)
- 6 Córka znanego biznesmena w telewizji (322 opinie)
Remanent w Fabryce Snów. Recenzja filmu "Pewnego razu... w Hollywood"
Quentin Tarantino kino kocha miłością bezgraniczną i bezwarunkową. Z tego niemal obsesyjnego uczucia zrodziło się "Pewnego razu... w Hollywood". Nietuzinkowy reżyser z werwą błyskotliwego gawędziarza snuje sentymentalną opowieść o Fabryce Snów, którą ubarwia hollywoodzkimi anegdotami, dygresyjnym humorem, muzycznymi szlagierami z samochodowego radia i fantazyjnym scenariuszem, łączącym fikcję z faktami. Nie jest to na pewno Tarantino w topowej formie, lecz wciąż jego filmowym zaklęciom trudno się oprzeć.
Niepozorna, acz niezwykle symboliczna scena z udziałem Margot Robbie zdaje się świetnie oddawać relacje łączące Quentina Tarantino z X Muzą. W "Pewnego razu... w Hollywood" to reżyser zakłada wielkie okulary, zaszywa się w opustoszałej sali i z nieskrywaną nostalgią spogląda na minioną już epokę, po której dziś pozostał jedynie gigantyczny napis na wzgórzach otaczających Los Angeles. Po muzealnej już Fabryce Snów rozgadany i podekscytowany kustosz Tarantino oprowadza nas krętymi, niekiedy przydługimi ścieżkami, rzucając co jakiś czas obrazowym komentarzem i soczystą anegdotą ze Stevem McQueenem (Damian Lewis) i Brucem Lee (Mike Moh).
Repertuar kin w Trójmieście
Przechadzka po zamkniętych planach filmowych w towarzystwie twórcy "Pulp Fiction" może okazać się albo nużącym bajdurzeniem zadufanego w sobie mitomana, albo ekscytującą wyprawą w magiczny świat kina. Wiele zależy od widza, któremu Tarantino absolutnie nie zamierza ułatwiać wyboru. Nie ma bowiem w "Pewnego razu..." klasycznej fabuły, dygresyjne wstawki często burzą porządek opowieści, a przeraźliwie wręcz rozciągnięta ekspozycja niektórych scen wystawia naszą cierpliwość na wielką próbę. Nie od dziś jednak wiadomo, że Tarantino żadnych zagrań "pod publiczkę" nie stosuje a w realizowaniu swojej kinofilskiej misji jest bezkompromisowy.
Standardową fabułę "Pewnego razu..." zastępuje prowadzona równolegle opowieść, w której reżyser dość swobodnie zestawia ze sobą podupadającego gwiazdora archaicznych westernów i wschodzącą, blondwłosą gwiazdę kina. Rick Dalton (Leonardo DiCaprio) i jego kaskader, przyjaciel, doradca, szofer i złota rączka w jednym, Cliff Booth (Brad Pitt), symbolizują zmierzch przyrdzewiałego przemysłu filmowego, którego szczyt popularności przypadał na przełom lat 50. i 60. Pierwszy z nich częściej niż po scenariusz nowego filmu sięga po butelkę ulubionego trunku. Drugi asystuje przyjacielowi w aktorskiej niedoli i snuje się cadillakiem po zaułkach Beverly Hills.
Działania ratujące Daltona przed wygasającą sławą zbiegają się w czasie z przylotem do Los Angeles Romana Polańskiego (Rafał Zawierucha) i jego świeżo poślubionej małżonki, Sharon Tate (Margot Robbie). On jest jednym z najgorętszych nazwisk na liście najbardziej wziętych reżyserów. Ona - uosobieniem piękna, chodzącym seksapilem, zafascynowaną Hollywood nowicjuszką, która nie uległa jeszcze zblazowaniu i celebryckiemu zepsuciu. Oboje wprowadzają się do okazałej posiadłości przy Cielo Drive, w sąsiedztwie Ricka Daltona.
Wszystkie recenzje filmów
Więcej zdradzać nie trzeba, a wręcz nie wypada, gdyż rozmiłowany w fabularnych twistach Tarantino tym razem w okazałym finale zrzuca na nas prawdziwą bombę atomową. Kapitalny kwadrans, będący czystą esencją tarantinowskiej wizji kina, wzorem wielkich sportowych widowisk, należałoby oglądać na stojąco, a i to niekoniecznie mogłoby pomóc znieść dramaturgię i napięcie towarzyszące ostatnim scenom. Biorąc pod uwagę opasły, dwuipółgodzinny metraż filmu, to jednak zbyt mało, by dać się całkowicie wciągnąć w ten, bądź co bądź, fantazyjnie utkany z fikcji i faktów magiczny świat Quentina.
Nie świadczy to oczywiście o jakichkolwiek niedoróbkach. Hollywood u schyłku lat 60. sfotografowane jest z niebywałą precyzją. Podczas wizyt na planach zdjęciowych faktycznie czuć, że jesteśmy świadkami kręcenia filmu, a każda przejażdżka samochodem po malowniczych ulicach Los Angeles niemal rozwiewa nam fryzurę i pozwala zaciągnąć się kalifornijskim powietrzem. Klimat retro fenomenalnie buduje również osobliwa ścieżka dźwiękowa, którą tworzą wydobywające się z samochodowego radia muzyczne szlagiery i fragmenty audycji.
Bałaganiarską nieco fabułę, rozedrgane tempo opowieści i mnóstwo niewiele wnoszących do filmu przestojów porządkuje na szczęście genialna gra aktorów. Brad Pitt i Leonardo DiCaprio rzeczywiście tworzą duet marzeń, a Ricka i Cliffa - nie ma co do tego żadnych wątpliwości - publiczność pokocha od pierwszego wejrzenia. Znakomicie prezentuje się Margot Robbie, świetny epizod zalicza Al Pacino, obiecująco wypadają młodziutkie Julia Butters (rewelacyjna!) i Margaret Qualley. Jest też oczywiście Rafał Zawierucha i właściwie tym telegraficznym komunikatem można podsumować jego oszczędną grę. Plus taki, że Roman Polański w jego wydaniu pojawia się częściej niż w jednej scenie.
O tragicznym fragmencie życiorysu polskiego reżysera przypominają nam zresztą wałęsający się w filmie hippisi z bandy Mansona, ale, przynajmniej do pewnego momentu, nie to stanowi główny przedmiot zainteresowań Tarantino. Autor "Pewnego razu..." przez ponad dwie godziny czerpie niewyobrażalną frajdę z twórczego rzeźbienia w filmowej glinie, którą tworzą kiczowate reklamówki, spaghetti westerny, szpiegowskie i wojenne kino lat 60. oraz telewizyjne seriale akcji. Mnóstwo jest również odniesień do poprzednich dzieł Tarantino. Zabawa w kino i z kinem pełną gębą, choć w wielu miejscach wydaje się, że osobą, która akurat ma największy ubaw jest sprawca tego filmowego przedsięwzięcia.
Opowiadający sporo o przemijaniu (człowieka, kariery, epoki) Tarantino jest chyba najbardziej sentymentalny w swojej karierze. Nic więc dziwnego, że wzruszenie, o którym wielu mówiło przy okazji światowej premiery filmu w Cannes, wydaje się być adekwatnym określeniem tego, co choć przez kilka sekund możemy poczuć przed końcowymi napisami. Poczuć można też niestety pewne rozczarowanie, bo wraz z Quentinem sentymentalnym kroczy Quentin mniej wnikliwy, mniej spostrzegawczy, bardziej usztywniony, zachowawczy i nieco zagubiony. Pewnego razu w Hollywood powstał film, po którym można było spodziewać się chyba więcej.
OCENA: 7,5/10
Film
Opinie (73) 2 zablokowane
-
2019-08-18 14:21
Wybitna kreacja Zawieruchy! Powala zwłaszcza jego kwestia zawarta w jednym zdaniu. (2)
Ach jak on gra!
- 4 2
-
2019-08-18 19:40
Hehe (1)
Dodam jeszcze że wypowiedziane do psa :)
- 1 0
-
2019-08-18 22:00
tylko pies rozumie robotnika
- 0 0
-
2019-08-18 15:20
Film bez fabuły
A tak liczyłam na kino a tu tylko muzyka i obraz Polecam tym którzy nie wiedzą co z czasem zrobić i mają problemy z zaśnięciem ...
- 3 8
-
2019-08-18 21:16
Świetne pokazany świat filmowców Los Angeles w końcu lat 60-tych. Jak zwykle b.dobre role DiCaprio i Pitta. Scena na farmie Mansona trzyma w napięciu niemal jak u Hitchcocka. I ta świadomość do czego zmierza cała akcja filmu... Film na pewno nie dla fanów nieskomplikowanych produkcji typu Vega czy Listy do M.
- 4 3
-
2019-08-18 22:01
film jak film
ale recenzja wspaniala, chociaciaz nie pozbawiona wad. mozna powiedziec ze poprawna. 6/10
- 2 4
-
2019-08-19 10:07
9-y Q.T
Podobał mi się.
- 3 1
-
2019-08-19 11:47
Przykro mi, ale nie
Film w filmie, niestety o niczym. Ratują go genialne role Pitta i Leo. Nie jest to Quentin do którego będę wracać.
- 1 6
-
2019-08-19 13:43
Dno i kilka metrow mułu
Trudno to nazwać filmem, choć film to ruchome obrazki i muzyka. To cos to zlepek ogolnie bezsensownych scenek
Z Tate zrobiono słodka i**otka, której nikt nie zna choć to nieprawda. QT może i chciał zrobić film o kinie lat 60tych ale mu nie wyszło. Wyszedł quasi dramat zapomnianego aktora drugoplanowego i jego kaskadera-przyjaciela. Brak scenariusza. Brak koncepcji. Brak treści. To najprostsze opisanie filmu. Jedyny plus to genialna gra DiCaprio i Pitta. No i jak dla mnie - upokorzenie śmierci Tate i jej przyjaciół .- 1 5
-
2019-08-20 08:33
Gra Aktorska
Gra Aktorska czołowych postaci na ekranie mistrzowska.
Chylę czoło dla umiejętności Leonarda i Bradleya.
A film momentami choć śmieszny i zaskakujący to jednak nudny jak flaki z olejem.- 3 1
-
2019-08-20 11:04
(1)
Fenomen Tarantino można przyrównać chyba tylko do fenomenu McDonalda , prostackie kino dla prostych ludzi tzw. masówka szyta na miarę naszych czasów i gustów.
Kolorowo , przaśnie , głupkowato , prostacko i to wystarczy aby film dobrze się sprzedał , treść jest pomijalna w filmach tego reżysera .
QT zabłysnął raz Pulp Fiction a potem to już tylko jazda w dół ... gdyby nie wynajęci dobrzy aktorzy byłby to gniot na poziomie pseudo filmów naszego miszcza niejakiego Vegi ale skoro to film z Hollywood no to trzeba troszkę pomlaskać z zachwytu.- 6 5
-
2019-08-21 22:37
Ha!
Interesująca opinia.
- 0 0
-
2019-08-22 06:48
Kariera
Życzę p. Zawierusze autentycznej kariery - bo na nią zasługuje - ale zadania aktorskie, które miał do wykonania w tym filmie są w granicach możliwości pierwszego lepszego naturszczyka z ulicy. Być może jakieś sceny z jego udziałem zostały wycięte w fazie montażu, tym niemniej dwustronicowy artykuł, głównie na temat jego osiągnięć w Hollywood, opublikowany ostatnio w polskiej prasie (bodajże w "Dzienniku Bałtyckim") i inne wzmianki na ten temat są w tym kontekście dość żenującym leczeniem narodowych kompleksów i typowym podbijaniem bębenka.
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.