- 1 Tłumy na Trójmiejskim Marszu Równości (875 opinii)
- 2 Bursztynowy Słowik dla Alicji Majewskiej (48 opinii)
- 3 Drag queens opanowały 100cznię (63 opinie)
- 4 Gotówka? Są miejsca, gdzie nią nie zapłacisz (298 opinii)
- 5 "Azja Express": Jusis i Redor trzeci w finale (23 opinie)
- 6 Korekta płci u nastolatków. "Potrzeba regulacji procesu" (247 opinii)
Romans niemieckiego disco z metalcorem. Electric Callboy roznieśli B90
Jest w języku polskim słowo, które rozpoczyna się na literę "r", a kończy na "l". Powszechnie uznawane za nieparlamentarne i, niestety, nie mogę go tu wykorzystać. A szkoda, bo idealnie opisuje to, co działo się podczas niedzielnego koncertu Electric Callboy w B90. Wiedziałem, że to będzie jeden z tych wieczorów, które na długo zostaną mi w pamięci. Domyślam się, że publiczności również.
Pamiętacie Atomówki? One powstały z cukru, słodkości i różnych śliczności. Electric Callboy powstali natomiast ze wszystkich okołometalowych zespołów razem wziętych, niemieckiego folkloru i tamtejszego disco oraz z ton pastiszu. Nawiązując jeszcze do Atomówek - to trochę tak, jakby Mojo Jojo i Banda Gangreniaków założyła zespół. Niby absurd, a jednak to wszystko trzyma się kupy.
Electric Callboy to nie jest zespół nowy. Do marca ubiegłego roku funkcjonował on pod nazwą Eskimo Callboy i myślę, że zdecydowanie więcej osób kojarzy właśnie to hasło. Mówimy zatem o dekadzie z okładem na scenie. W Niemczech formacja zapełnia naprawdę spore obiekty - w tym hale sportowe - natomiast w pozostałych krajach bywa różnie.
Owszem, są zapraszani na duże letnie festiwale, ale z drugiej strony są też takie rynki jak polski, gdzie muzyka - uogólnijmy ją - metalcore'owa nie ma tak wielu zwolenników jak w innych miejscach. Nie dziwi więc, że koncert nie był wyprzedany, ale wciąż B90 wypełniło się całkiem szczelnie.
Może się to wydawać pójściem na łatwiznę, może i lekko trąci bezczelnością, ale właśnie dzięki takim zabiegom publiczność może doświadczać tak fenomenalnych koncertów. Bite półtorej godziny na najwyższych obrotach. No, z małą przerwą na akustyczne wariacje, podczas których wybrzmiały "Careless Whisper" George'a Michaela, "Let it Go" (czyli po polsku "Mam tę moc"), "When You Say Nothing At All" Ronana Keatinga i... chóralnie wyśpiewane "I Want It That Way" Backstreet Boys.
Tu znajdziesz bilety na wszystkie wydarzenia w Trójmieście
Ten kilkuminutowy przerywnik był tak naprawdę najlepszą definicją Electric Callboy jako zespołu. Oni od samego początku zyskali uznanie fanów i krytyków tym, że to,m co robią, jest dla nich przede wszystkim zabawą. Bawią się zarówno konwencją metlacore'u, jak i muzyką w ogóle. Dlatego mamy tu pomieszanie z poplątaniem. Jak w utworze "Hurrikan", który jest połączeniem nurtu german schlager z całkowitą metalową młócką. A do tego wszystkiego zespół zachęca, żeby nie robić przy tym pogo, tylko tańczyć w parach, jak na weselu.
Oni po prostu robią sobie jaja. I tak, jak bardzo sensownie i sprawnie wykorzystują brzmienie, które znamy z przebojów Limp Bizkit, Slipknot, Architects, Issues, Asking Alexandria, Bring Me The Horizon czy Attack Attack!, tak z drugiej strony mamy bezwstydne wyśmiewanie się z glam rocka, niemieckiego disco, a także tamtejszych najnitsowych rave'ów spod znaku Blümchen, Dune czy Das Modul. Electric Callboy powstał po to, żeby się bawić. I to robi. A przy okazji daje mnóstwo tej zabawy i radości publiczności.
Kiedy jednak odstawimy na bok te wszystkie ozdobniki i dodatki, zobaczymy zespół, który jest świetny technicznie. Od sekcji rytmicznej po wokal - wszystko na swoim miejscu. Jasne, bywały momenty, kiedy pojawiały się półplaybacki (sporadycznie, bo sporadycznie, ale jednak), tyle że to też jest znak czasów - korzystają z tego niemal wszyscy współcześni wykonawcy. Może się to podobać lub nie, ale wciąż - musimy się do tego przyzwyczaić.
To wszystko jednak odchodzi w niepamięć, kiedy ze sceny słychać pierwsze dźwięki "Pump It", "Hypa Hypa" czy "We Got the Moves". Ależ to są przeboje! Aż dziwne, że te linie melodyczne nie zostały jeszcze podchwycone przez kibiców na stadionach, bo mają potencjał podobny do "Seven Nation Army" The White Stripes.
Chcę takich koncertów więcej w Trójmieście. I pewnie nie jestem w tym odosobniony. Po prostu - cytując klasyka - one nam się należą! Mam nadzieję, że znowu będziemy mieli okazję cieszyć się różnorodnym programem koncertowym, a organizatorzy ponownie zaczną widzieć w naszej lokalizacji potencjał. Potrzebujemy, aby do Trójmiasta przyjeżdżały zagraniczne zespoły cieszące się popularnością, a nie wyłącznie polscy wykonawcy, których mamy już przesyt. I to nie w sezonie festiwalowym, ale przez cały rok.
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie wybrane
-
2023-03-20 09:45
️ (1)
Genialny koncert! I tak, zgadzam się, potrzebujemy więcej takich w Gdańsku.
- 26 16
-
2023-03-20 16:13
Ciekawe czy wiedzieli wcześniej, ze tam były
Tęczowe królowe. Pewnie by nie doszło do tego koncertu.
- 1 2
-
2023-03-20 08:41
genialny koncert! dawno się tyle nie wyskakałem
- 24 22
-
2023-03-20 07:56
(1)
Świetny koncert! Nie załapałam się na bilety w Warszawie i przyjechałam do Gdańska specjalnie na ich koncert. Absolutnie było warto!!
- 25 22
-
2023-03-20 09:12
Gratuluje gustu muzycznego.
- 7 13
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.