Anita Lipnicka obecna jest na scenie muzycznej od 25 lat, a że każdy jubileusz stanowi znakomitą okazję do wspomnień i podsumowań, podczas sobotniego koncertu w Starym Maneżu artystka zaprezentowała te kompozycje, które wywarły największy wpływ na jej życie i twórczość. W programie znalazły się jej autorskie utwory, przeboje z repertuaru Varius Manx i covery, a wykonanie każdej piosenki poprzedzała obszernym wprowadzeniem, dzieląc się swoimi wspomnieniami oraz anegdotami, niejednokrotnie wywołując salwy śmiechu na widowni. Owacjom nie było końca!
Anita Lipnicka rozpoczęła działalność artystyczną ćwierć wieku temu. Jak sama przyznała otwierając koncert, w tym czasie przeszła długą i krętą drogę - od ikony popu lat 90. (z Varius Manx), poprzez okres młodzieńczych poszukiwań własnej, autorskiej ekspresji, następnie wielką przygodę z pogranicza alternatywy - w duecie z Johnem Porterem, aż po ostatnie, dojrzałe i w pełni świadome projekty solo, będące wypadkową tych wszystkich poszukiwań.
- Jestem już tak stara, że mi wolno. Bo co się może stać? - kokietowała publiczność.
I tak, w programie znalazły się m.in. "What I am" Edie Brickell & New Bohemians, "Linger" The Cranberries", "Loosing My Religion" grupy R.E.M. czy "Nothing Compares to You" Prince'a, rozsławione przez Sinead O'Connor. Lipnicka, jak na dojrzałą artystkę przystało, nie bała się konfrontacji z takimi kultowymi hitami. Gdyby próbowała stworzyć kopię, wyszłaby z tego parodia. Ale nie próbowała. Przeciwnie - jej interpretacje były bardzo odważne, pozostała wierna swojemu stylowi, nad którym pracowała przez ćwierć wieku. A że autentyzm interpretacyjny jest niekwestionowaną wartością, efekt okazał się znakomity.
Koncerty w Trójmieście
Już w zapowiedzi koncertu informowano, że będzie to impreza przegadana i tak było w istocie. W programie znalazły się piosenki, które Anitę Lipnicką ukształtowały, więc artystka poczuła się w obowiązku opowiedzieć słuchaczom o każdej z nich nieco więcej. A że ma nie tylko gadane, ale i ogromne poczucie humoru, publiczność niejednokrotnie wybuchała śmiechem. Nie brakowało szczerych wyznań, opowieści o szkolnych miłościach, sprośnych żarcików i aluzji. Lipnicka opowiadała zarówno o swoich wzlotach, jak i życiowych porażkach, o odważnych decyzjach, które podjąć musiała i które w efekcie wyszły jej na dobre.
Chwaląc Anitę Lipnicką nie można zapomnieć o towarzyszących jej muzykach, którzy są przecież współautorami sukcesu, jaki odniósł sobotni koncert w Starym Maneżu. Wielkie brawa należą się też autorowi tych niezwykłych aranżacji. Były wprawdzie dość odważne, jednak tym razem brawura się opłaciła, bo efekt był znakomity.
"Piosenka księżycowa" na bis.