• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Skawiński i Tkaczyk. Pedagodzy, którzy stali się królami życia

Patryk Gochniewski
23 października 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
- Nie jest to książka precyzyjnie poukładana datami, faktami. To raczej zostawiamy dla archiwistów czy historyków muzyki. Bardziej są tutaj nasze impresje, wyjaśnienia też pewnych spraw - mówi Grzegorz Skawiński. - Nie jest to książka precyzyjnie poukładana datami, faktami. To raczej zostawiamy dla archiwistów czy historyków muzyki. Bardziej są tutaj nasze impresje, wyjaśnienia też pewnych spraw - mówi Grzegorz Skawiński.

"Królowie życia" to książka, która zainteresuje nie tylko fanów twórczości Grzegorza Skawińskiego oraz Waldemara Tkaczyka. Ta pozycja stanowi niezwykle ciekawą opowieść przez historię ich muzyki, zespołów i życia. Nam opowiedzieli o kulisach jej powstania i wyjaśnili kilka kwestii z przeszłości.



Patryk Gochniewski: Czyj to był pomysł? To była wasza propozycja czy też ktoś z nią do was wyszedł?

Grzegorz Skawiński: Książka spadła nam trochę z nieba. Z propozycją zwróciło się do nas wydawnictwo. W życiu mieliśmy ich już wiele, nawet bardzo konkretnych. Jeszcze za czasów O.N.A. ukazała się książka "Ona i oni", w której część życia już opisaliśmy, ale to było dawno, w latach dziewięćdziesiątych. A mamy rok 2017 i trochę czasu minęło, więc stwierdziliśmy, że może faktycznie przydałaby się pozycja, która powiedziałaby o nas coś więcej. Przecież nie wszystko, co się w naszym życiu wydarzyło, jest znane. A pewne fakty należy przypominać potomnym póki działamy. Też chcieliśmy jakoś zaakcentować, że jest to swego rodzaju kompendium o zespołach. Od czasów amatorskich, po Kombi, O.N.A. i nowego Kombii. Dlatego, kiedy zwróciło się do nas wydawnictwo Edipresse, skorzystaliśmy. Tym bardziej, że podobała nam się formuła. Z początku zastanawialiśmy się, jak to zrobić. Czy pisać chronologicznie, czy na zasadzie wywiadu rzeki. Ostatecznie wybraliśmy tę drugą opcję. Nie jest to książka precyzyjnie poukładana datami, faktami. To raczej zostawiamy dla archiwistów czy historyków muzyki. Bardziej są tutaj nasze impresje, wyjaśnienia też pewnych spraw.

No właśnie. Wywiad rzeka. Trudno w przypadku tej książki mówić o niej jako o biografii. Wywiad jest chyba najbardziej intymną formą literacką, jaką można dać odbiorcom. Nie baliście się, że mogą się pojawić pewne kwestie z przeszłości, które mogą was drażnić, o których nie będziecie chcieli rozmawiać?

Waldemar Tkaczyk: Nie, nie mieliśmy takiego problemu. Nie boimy się pytań, które dotyczą nas, a już na pewno nie tych dotyczących muzyki, którą tworzymy. Jest to wciąż sprawa publiczna, a nie nasze życie intymne czy prywatne. Jesteśmy znani z tego, że wychodzimy do ludzi, z muzyki. I ludzie postrzegają nas tylko na podstawie wyglądu. Że jest jeden taki, drugi taki, trzeci taki. Nie boimy się żadnych tematów. Wszystko przeżyliśmy, wszystko się odbyło i nie mamy się czego wstydzić.

GS: W związku z tym postanowiliśmy wyjaśnić kilka kwestii, które czasem mogą wydawać się kontrowersyjne. Dla nas one takie nie są. Ważne dla nas jest też to, żeby opowiedzieć o tym, jak widzimy pewne rzeczy. Czas zaciera historie, tworzą się stereotypy. Myślę, że dla fanów, nawet dziennikarzy, którzy zajmują się polską muzyką, może być parę ciekawych faktów w tym wydawnictwie. Oczywiście, nie udało się zawrzeć wszystkiego. Pozycja nie jest jakaś opasła, z drugiej strony też pisanie tomiszcza, które miałoby pięćset stron, moim zdaniem kompletnie mija się z celem. Jest to w końcu jakaś forma rozrywkowa i raczej zostawiliśmy sobie jeszcze trochę rzeczy na ewentualną kontynuację. Bo siłą rzeczy opisanie wszystkiego, wymienienie wszystkich osób, było po prostu niemożliwe. Poniekąd jest to też pokłosie tego, jak przeprowadzający wywiad Kuba Frołow go poprowadził. Finalnie i tak jeszcze dopisaliśmy trochę rzeczy, ale w zanadrzu pozostaje naprawdę spora lista do opowiedzenia.

  • Kombi - archiwalne
  • Kombi - archiwalne
  • O.N.A - archiwalne
  • O.N.A - archiwalne
Czytając tę książkę trudno nie odnieść wrażenia, że może ona zainteresować nawet waszych największych fanów. Jest tu wiele wyjaśnień, wiele historii... Chociażby kwestia nazwy - Kombi i Kombii. Bo niektórzy myślą, że to reaktywacja, a tak przecież nie jest.

GS: Bardzo się staraliśmy między innymi to wyjaśnić. Bo zdążyło powstać mnóstwo mitów i nieprawdziwych historii, stereotypów. Przede wszystkim Kombi zakładaliśmy we czterech, nie w pojedynkę, jak krąży legenda. Jesteśmy współzałożycielami, żywymi. Janek Pluta, niestety, nie żyje, opuścił nas kilka lat temu. Nie może się w tej kwestii wypowiedzieć, ale no jednak, żeby był jakiś komplet na ten temat, to muszą być w tej chwili przynajmniej trzy opinie. Żeby można było wyrobić sobie jakieś zdanie. Natomiast sądzę, by skupiać się tylko na samym Kombi, to trochę mało. Sporo jest o O.N.A., trochę o Skawalkerze, o naszych początkach, o których w ogóle mało wiadomo. Chcieliśmy opowiedzieć, jak to było. Jesteśmy chłopakami z małego miasta, którzy przyjechali tutaj, marząc o jakiejkolwiek karierze. Wcale nie o wielkiej. Poszliśmy na studia, żeby się zaczepić w Trójmieście. No i gdzieś nam się to udało, chociaż bardzo nie lubimy tego słowa, bo udać coś się może raz. A nie taka kariera, która trwa już ponad czterdzieści lat. Takie rzeczy się nie udają. Muszą być jakieś składowe. Chociaż odrobina, a może więcej niż odrobina, talentu, trochę, a nawet bardzo dużo szczęścia i wyrzeczeń. Też o tym jest ta książka. Chciało by się napisać więcej, jest mnóstwo nieopowiedzianych kwestii. Jeśli to wydawnictwo osiągnie chociaż minimalny sukces, będziemy dążyć do tego, aby napisać część B tych "Królów życia".

Geneza tego tytułu jest oczywista. Ale czy wy się czujecie królami życia?

WT: Wiesz, czasami tak. Bo nie sposób zaprzeczać i zupełnie pomniejszać swoją rolę. Oczywiście, możemy być tu super skromni i powiedzieć, że się nie czujemy. Bo tak naprawdę nie ma takiej definicji. Co to znaczy być królem życia? Ale powiedzmy, że w naszej działce, muzyce, którą robimy w Polsce, czuliśmy się tymi królami. W momentach, kiedy wychodziły nam przeboje czy super płyty. Jak w momencie powrotu z Kombii, kiedy nie dawano nam żadnych szans na sukces, a płyta okazała się najlepiej sprzedającą się w 2004 roku. Wykosiliśmy wszystkich. To są te momenty, kiedy czujesz się tym królem życia. Nawet te bezwzględne liczby o tym świadczą. A poza tym, wiesz, żyjemy normalnie, jak wszyscy. I dzięki Bogu. Może to jest marne pocieszenie, bo na pewno wolelibyśmy mieć pieniądze i ten cały entourage jak Michael Jackson, Madonna i inne światowe gwiazdy, które mogą cierpieć na dużą popularność i żyć w enklawach, nie mogą się nigdzie spokojnie pojawić. I w tym momencie możemy być lekko zadowoleni, że nie mamy tego wszystkiego, z drugiej strony może byśmy się jeszcze bardziej poczuli królami życia, mając te parę miliardów dolarów na koncie (śmiech).

GS: Ja tylko mogę dodać, że to są chociażby te chwile, kiedy stajesz przed wielotysięcznym tłumem, jak kiedyś w Poznaniu, dla ponad stu tysięcy osób. Wtedy można się poczuć. Ale poza sceną, w życiu codziennym, nie dajmy się zwariować. Podlegamy tym wszystkim prawom, co każdy inny człowiek. Nasze życie nie jest szczególnie wyjątkowe. Nie różni się od tego prowadzonego przez innych żyjących na przeciętnie dobrym poziomie. Po prostu.

Spośród wielu wątków poruszanych w książce najbardziej zainteresował mnie chyba fragment o początkach. Moment, w którym przyjechaliście do Trójmiasta. I wybór studiów. To była pedagogika i hungarystyka.

GS: Ja zdawałem wcześniej na tę hungarystykę i się nie dostałem. Szczęśliwie w sumie, bo nasze drogi pewnie by się rozeszły.

WT: Mieszkałbyś w Budapeszcie!

GS: Tak, albo w Warszawie. Bo z Mławy było przecież bliżej tam niż do Gdańska. Ale w końcu ta pedagogika. W przypadku Waldka była to ucieczka przed wojskiem. W tamtych czasach armia była obowiązkowa. Ja za to miałem kategorię "D", w związku z czym nie podlegałem obowiązkowi. Nic mnie też tu nie ciągnęło tak naprawdę. Ale Waldek powiedział mi później, bo rozminęliśmy się rok w pójściu na uczelnię, że to bardzo ciekawe, humanistyczne, takie ogólnorozwojowe studia. I rzeczywiście. Teraz mogę to po latach stwierdzić, że absolutnie nie żałuję, bo wiedza, którą zdobyłem, przydała mi się w życiu. Studia były bardzo rozwijające. A chciałem studiować psychologię w ogóle. Jednak wtedy na uniwerku gdańskim nie było tego kierunku. Dopiero gdzieś po około dwóch latach powstał, ale już wtedy zaczęliśmy robić karierę, w związku z tym nie szalałem z przenoszeniem się na inny kierunek. Skończyliśmy studia z dobrymi ocenami i jesteśmy magistrami pedagogiki specjalnej.

Czyli gdyby kariera nie potoczyła się tak, jak sobie wymarzyliście, mieliście jakąś podkładkę.

WT: Wiesz, wtedy to była normalna sprawa i też nobilitacja, żeby skończyć wyższe studia. To były inne czasy. Jak się miało ten papier z uczelni, to już można było znaleźć jakąś państwową posadkę i się z niej utrzymać. Na pewno było to jakieś życiowe i ekonomiczne wyjście z sytuacji, z tym że, tak jak Grzegorz wcześniej powiedział, kierowały nami inne pobudki, żeby być na studiach.

Jeszcze jedna rzecz mnie zastanawia w kwestii waszej kariery. Nie jest to wcale takie popularne u muzyków. Większość zespołów, kiedy zmienia styl, eksperymentuje, robi to jednak w granicach swojej macierzystej formacji. Wy powoływaliście do życia nowe. Też jakby z przymusu w związku z historią z pierwszym Kombi. Nie baliście się, że się rozmienicie na drobne, popadniecie w zapomnienie? O.N.A. wprawdzie bardzo mocno wypaliło, jednak ryzyko było.

GS: Nigdy nie baliśmy się zmian czy rewolucji. To wychodziło od nas samych. Z pierwszego Kombi nie zostaliśmy wyrzuceni, tylko odeszliśmy sami. Chcieliśmy grać muzykę, która wtedy była nam bliższa. Myśmy wyrośli z rocka. Nasz pierwszy i drugi zespół - Kameleon i Horoskop - były hardrockowe. Dlatego to, co później graliśmy w Skawalker czy O.N.A. nie stanowiło dla nas problemu. Mieliśmy doskonałe podstawy i znajomość tego gatunku. Przyszło nam to łatwo. Zadałeś ciekawe pytanie, bo chyba faktycznie wymagało to odwagi od nas, bo się tak rzucaliśmy, ale zobacz... Praktycznie wszystko, za co się zabraliśmy, nawet ten powrót Kombii, jednak wyszło. Był to bez wątpienia sukces. Kto wie, może jeszcze z czymś wystrzelimy (śmiech). Jakoś specjalnie spokojnymi duszami nie jesteśmy.

Ale podobno też mocno rock'n'rollowego trybu życia nie prowadziliście. Staraliście się utrzymać trzeźwość umysłu.

WT: Zależy też, co rozumiemy pod tym pojęciem. Że co, zapić się jednego dnia i umrzeć? (śmiech)

GS: Chodzić wiecznie naćpanym czy nawalonym...

Dokładnie. Rozumiecie, o co mi chodzi. Nie spadaliście pijani ze sceny. Mieliście świadomość.

WT: Wiesz, wiedzieliśmy, że liczy się to, żeby grać. Lubimy to robić i to było dla nas priorytetem.

GS: Poza tym też nie należy zapominać, że wiele osób ma takie myślenie życzeniowe. Że jak ktoś jest idolem, podlega innym presjom czy naciskom. Ale też są przecież takie rzeczy, jak życie. Jesteśmy bardzo dumni z tego, że nie musieliśmy nigdy rezygnować z pracy jako muzycy. Do dzisiaj utrzymujemy się praktycznie z grania muzyki. Pojawiają się zarzuty, że jesteśmy komercyjni. Ale nawet Nirvana była komercyjna. Nie należy tych pojęć mylić, bo wszystko, co się sprzedaje, jest komercją. Stąd też nasze zmiany były świadomym wyborem. To nie było tak, że rzucaliśmy się z głową do pustego basenu.

Słuchajcie. Skąd wytrzasnęliście Agnieszkę Chylińską? Wy, muzycy już na porządnym dorobku i nagle pojawia się dziewczyna z gdańskiego VIII LO.

GS: To w sumie bardzo prosta historia. W życiu wieloma rzeczami rządzi przypadek, tutaj akurat bardzo szczęśliwy. Żyliśmy obok siebie w Sopocie. Jakieś trzysta metrów. Mijaliśmy się, nie wiedząc o sobie w ogóle, chociaż ona mówi, że wiedziała, kim jestem. Spotkaliśmy się na koncercie jej zespołu, półamatorskiego można powiedzieć, z którym występowała w Starogardzie Gdańskim. Graliśmy tam na dniach miasta, a oni byli jednym z supportów. No i usłyszeliśmy ten niesamowity głos. Zachwyciliśmy się. Nawiązaliśmy wstępny kontakt, ale do sprawy wróciliśmy dopiero po pół roku, w czasie robienia kolejnej płyty Skawalkera. I zaświtało nam, że może by ją odszukać. Tak zrobiliśmy i powstał zespół O.N.A. To było w ogóle śmieszne, bo nagrywaliśmy "Modlishkę" jako Skawalker. I dopiero po nagraniu materiału, podjęliśmy decyzję o tym, żeby nie obciążać tego nowego projektu tym, co graliśmy wcześniej, znanymi już nazwami. Usunęliśmy się lekko w cień, nie mieliśmy z tym żadnych problemów. Wiedzieliśmy, że podejmujemy ryzyko, bo mogło z tego nic nie wyjść. Okazało się, że podjęliśmy dobrą decyzję. I jesteśmy też z tego dumni, że był to bardzo ważny dla niej i dla nas etap.

Wiem, że muzycy strasznie nie lubią tego pytania. Ale ono samo się nasuwa w przypadkach osób, które osiągnęły sukces w kilku grupach. I teraz tak - może nie który jest ważniejszy, ale który z zespołów jest wam bliższy. Kombi czy O.N.A.?

WT: Nie chcemy tego dzielić. Te projekty różnią się od siebie, więc porównywanie mija się z celem. To, że my braliśmy w nich udział, jest jedyną rzeczą, która je łączy. I chyba dobrze się czujemy w obu. W ogóle we wszystkich zespołach, w których byliśmy. Zawsze było fajnie, tylko inaczej.

GS: Żeby zachować jakąś tam formę, bo jestem gitarzystą i w O.N.A. miałem wielką okazję się wyżyć na tym instrumencie. Dziś też nie odstawiam jej na bok i co jakiś czas wypuszczam coś solowego, jak "Me and my Guitar". Może to bardziej niszowe, ale spełniam się jako instrumentalista. Najzabawniejsze jest to, że na tej bardzo rockowej płycie grają wszyscy koledzy z obecnego Kombii. Dla nas więc wykonać kolejną woltę, to jest pstryknięcie palcami. Jesteśmy dosyć wszechstronni, poruszamy się w wielu gatunkach. Mogę dlatego tylko przytaknąć Waldkowi. Bo te wszystkie dzieci są poniekąd nasze. Nie chcielibyśmy żadnego wyróżniać. Każdy zespół miał swoje zalety, miał też pewnie parę wad. Nie ma ideałów.

Opinie (177) ponad 20 zablokowanych

  • Kocham Kombi moja babcia słuchała Kombi, moja mama i teraz ja wszystkie yrzędnczki:) (1)

    Kombi to najlepszy zespół na świecie na imprezy typu dni Chojnic,Bytowa i Żukowa. Są blisko i coraz tańsi. Także samorządowcy nie nadwyrężacie budżetu i wyborcy się dobrze bawią za małą kaskę.

    • 14 3

    • kiedys tak ale juz nie te czasy

      • 3 0

  • Ciekawe...

    co o Nich myślą "wszystkie" kobiety..

    • 5 1

  • Ta broda zawsze mnie rozwalała (1)

    Tyle lat i non stop taka sama. Plus okulary jakby za wysoko, wygląda jak pozerska modliszka.

    • 14 5

    • :)

      • 2 0

  • Kombi to zespoł ,ludzie , tak? Czy Łosowski to ludzie, zespoł? (3)

    Łosowski to Łosowski a Kombi to co innego. A dla znawcow : czy Łosowski zanim poznał Skawińskiego Tkaczyka naxywał sie Kombi?

    • 8 9

    • Dorabianie dodatkowej litery do nazwy to tandeta sama w sobie i szwindel na kilometr. Czwarty pasek u dresa. I nieważne czy chodzi o zespól czy firmę. To mi się kojarzy z Amber Gold, gwiazdami pod umową czy gwarantowanie gruszek na wierzbie. Niech sobie ci panowie graja co i gdzie chcą ale nie podszywając się pod legalnie działający zespół. Oszukiwanie fanów i żerowanie na niewiedzy.

      • 4 0

    • a dlaczego oni jak poszli swoją drogą dorobili sobie drugie i?Czy nie po to by zarabiać na tym że ludzie nie wiedzą o co chodzi?

      • 4 0

    • Wszyscy wiedzą jak nazywał się KOMBI przed zmianą nazwy.I już wtedy się znali i razem grali jako Akcenty.W czym problem??

      • 2 0

  • Znam osobiście Grzegorza i złego słowa nie mogę na niego powiedziec. I nie oceniajcie ludzi po pozorach i tym co ktoß wam powie czy tym co przeczytacie w jakims szmatlawcu

    • 11 10

  • Panie Grzesiu a te rajdy po Warszawie w towarzystwie

    Gawlinskiego i Wojewódzkiego? Hehehe

    • 13 4

  • Łosowski geniusz nr1 list przeb. co roku u nas-na Marsie.

    Kombi Tkaczka i Skawińskiego cieniasy tylko na ziemi potrafią tworzyć przeboje od 40lat gdzie im do galaktycznej kariery kolegi z jego milionami przebojów ,,korgach"

    • 10 9

  • Królowie są nadzy. (2)

    Przeczytałem tą książkę i tzw. kupy mi się nie trzyma, to, co panowie Skawiński i Tkaczyk napisali. Oto jeden z początkowych wątków: dali się zaprosić/zaangażować/namówić Łosowskiemu do jego zespołu, chociaż muzyka im nie pasowała i Łosowski też. Ich trzech (z Plutą) kontra Łosowski. Panowie, to po jakie licho poszliście do tego zespołu???!!!??? Piszecie, że Pluta był Waszym koniem trojańskim w zespole Łosowskiego. To już wtedy wyciągaliście łapki po nie swoje?

    • 22 2

    • po pierwsze pluta nie może się bronic. po drugie przecież mogli sami sobie zespol (1)

      Założyć. Czemu tego nie zrobili?

      • 2 0

      • Skoro bylo im tak zle jak pisza w ksiazce, ze tyranizowal to przeciez mogli Łosowskiego wywalic i grac to co chca. Nie zrobili tego bo to zespol Łosowskiego i oni nic do gadania nie mieli.

        • 6 0

  • Po co ta wojna? (8)

    Wystarczy przeczytać obie książki aby zrozumieć że współpraca artystyczna w ramach tria nie była już możliwa,pewna formuła się wyczerpała.

    Lubie pana Łosowskiego ale mam pretensje że od lat podsyca niechęć do byłych kolegów i próbuje dzielić starych fanów.

    Ja jestem starym fanem i lubie oba zespoły powstałe na bazie oryginalnego Kombi-kupuje ich płyty,bywam na koncertach.Są to inne kapele-wiadomo że gitarzyści mają zespoł który gra ostrzej,bardziej rockowo a klawiszowiec opiera swój zespół na brzmieniu elektronicznym.

    Nie rozumiem po co ten konflikt,Łosowski powinien odpuścić.

    • 8 7

    • Wystarczy przeczytać uważnie zarówno książkę Łosowskiego, jak i wszelkie wywiady udzielone przez niego na przestrzeni lat, aby dostrzec, że o dawnych kolegach wypowiada się na ogół z uznaniem, a nie zostawia suchej nitki jedynie na brzmieniu dawnych utworów Kombi wykonywanych jako Kombii, a i to głównie w warstwie klawiszy. Podobną kulturą wypowiedzi niestety nie grzeszy pan W.T., który nie tak dawno temu zamieścił kilka soczystych epitetów pod adresem fanów oryginalnego Kombi na ich profilu FB - jeśli faktycznie racja jest po stronie jego i G.S. , po co to robi?

      • 6 0

    • jeszcze a propos rzekomego dzielenia fanów (6)

      "Zawsze miałem dobre zdanie o Grzegorzu i Waldku. Te szesnaście lat, gdy grali w KOMBI, to kawał wspólnej pracy, wspólnych przygód i podróży (...). Chciałem, aby mieli z pracy w moim zespole satysfakcję artystyczną i finansową. I niewątpliwie ją mieli. Doceniałem ich umiejętności i wieloletnią pracę w KOMBI. Rozumiałem też decyzję Grzegorza o odejściu i pójściu swoją drogą artystyczną. Nie spodziewałem się, że po latach mogą wpaść na taki szalony krok wobec mnie."
      (Sławomir Łosowski, "Słodkiego miłego życia. Prawdziwa historia", str. 154).

      • 7 0

      • cd.

        "Od 2003 roku wielokrotnie zapychały się moje adresy elektroniczne od ilości maili, które otrzymywałem na przestrzeni tych lat. Niektórzy nie szczędzili epitetów pod adresem Kombii. Nie karmiłem się tymi negatywnymi opiniami, bo nie mam żadnych złych emocji wobec Grzegorza i Waldka. Dzisiaj proszę fanów, prowadzących nasze profile KOMBI, aby od razu kasowali niekulturalne wpisy pod ich adresem. Ciągle natomiast muszę się za nich tłumaczyć ludziom oczekującym odpowiedzi na pytania lub nawet na moją reakcję na to, co się stało i co się dzieje."
        (źródło jak wyżej)

        • 4 0

      • "Z pracy w moim zespole" (4)

        No i to wszystko wyjaśnia. Kapitalni muzycy, wirtuozi swoich instrumentów do tego świetni kompozytorzy (Skawiński) i tekściarze(Tkaczyk) byli traktowani przez Łosowskiego jak pracownicy.
        Dlatego nie chcieli z nim już pracować.Teraz ma wokaliste z "jaka to melodia" i jakiegoś anonimowego basistę i może im szefować jak tak to lubi, tylko co to ma wspólnego z Kombi?

        Natomiast teksty o szacunku to tylko puste słowa. Wielokrotnie podkreślał że go oszukali(po prostu nie chcieli z nim pracować bo nie chcieli mieć szefa) , do tego wyśmiewa ich twórczość nazywając zespołem coverowym. Mało tego nie przyjął zaproszenia na ich 40lecie twórczości-pokazując że właśnie ich nie szanuje.

        Zresztą cała ta dyskusja pokazuje jakie zacietrzewienie panuje wśród jego wyznawców do których nie docierają żadne logiczne argumenty.

        • 2 4

        • Gdyby Łosowski nie trzymał kapeli twardą ręką, nie kierował niemal wszystkim, bo koledzy woleli blować, to by nawet 5 lat nie grali. A wokalista z Jaką to Melodia bije byłego o głowę, basista nie jest anonimowy, wystarczy poczytać - uznany , wykształcony muzyk sesyjny , nie mówiąc o perkusiście.W większości kapel jest szef - lider , kierownik artystyczny , czasem jest to menager, i jest ok. Tu Panowie S. I T. mają z tym problem. Nawet managerowie z nimi nie wytrzymują na dłuższą metę, mieli już kilku, o czymś to świadczy. Z KOMBI jest cały czas ten sam menapgment.

          • 4 1

        • (1)

          Muzycy znakomici i to trzeba im oddać, ale od początku szefem interesu był Łosowski i sam Skawiński wcześniej temu nie zaprzeczał zarówno w różnych wywiadach i oświadczeniach, jak i w książce o O.N.A. ("często postrzegano mnie jako lidera, ale z Waldkiem wykonywaliśmy to, czego chciał prawdziwy lider, którym był Łosowski"). Nawet na jego oficjalnej stronie do dziś można przeczytać: "Liderem był Sławomir Łosowski, który narzucał granie elektronicznego popu". Dopiero jakiś czas temu panowie W. i T. zmienili narrację i zaczęli publicznie rozgłaszać, że to oni decydowali o brzmieniu Kombi, także w czasach po "Nowym rozdziale".

          • 3 0

          • oczywiście panowie S. i T.

            • 0 0

        • Do tego stopnia nie chcą mieć szefa

          Że już kilku czy kilkunastu menagerów mieli, niepokorni chłopcy. Nikt z tymi ludźmi nie jest w stanie n dłużlsząl metę wytrzymać, a wiem to od takich właśnie ludzi.

          • 2 0

  • Szkoda,że skłóceni (2)

    Przykre,drogi się rozeszły,lubię Skawińskiego jako muzyka,przykre,że nie byli na pogrzebie Pluty/Kombii/ odbiło się to echem w Trójmieście,chociaż wieniec by przysłali.Królowie życia pamiętajcie o śmierci.

    • 16 0

    • dokładnie było tak jak piszesz. zresztą w czasach ONA panowie mieli

      Jednoznaczna opinie o Kombi. Jak trzeba było zarobić to im się opinie zmienily

      • 3 0

    • A Łosowski był na pogrzebie ...

      • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Weekendowy festiwal organizowany przez IKM, który w latach 2008-2015 co roku odbywał się w innej dzielnicy Gdańska nazywał się: