- 1 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (290 opinii)
- 2 Czy marihuana powinna być legalna? (248 opinii)
- 3 Po 30 latach Kaliber 44 wciąż zachwyca (45 opinii)
- 4 Afera o kolekcjonerską monsterę (60 opinii)
- 5 Skecz o urokach jazdy obwodnicą (65 opinii)
- 6 Back to black. Amy nie chciałaby tego oglądać (3 opinie)
Solo do kina. Seanse w pojedynkę to raczej normalka
W parach, w gronie przyjaciół, z rodziną. Najczęściej do kina chodzimy w towarzystwie bliskich nam osób. Są jednak tacy, którzy świadomie wolą przeżywać emocje przed wielkim ekranem w pojedynkę i wcale nie czują się z tego powodu osamotnieni. Odrębną kwestią pozostają czasami dyskomfort czy wręcz zawstydzenie, gdy zlokalizujemy na sobie wzrok pozostałych uczestników seansu, dla których oglądanie filmu bez dodatkowej asysty wydaje się czymś dziwnym. Czy rzeczywiście widok osób samotnie zasiadających w kinowej sali jest tak niezwykłym i wciąż jeszcze rzadko spotykanym zjawiskiem?
Na co do kina w Trójmieście?
Uczestniczenie w projekcjach w większym gronie niesie ze sobą oczywiście sporo zalet. Po zakończonym seansie jest z kim na gorąco wymienić się wrażeniami, a i podczas filmu odczuwanie niektórych emocji wydaje się po prostu łatwiejsze i bardziej zaraźliwe. Konwersacja z naszymi towarzyszami może być także cennym sposobem na przetrwanie bloku reklam, a gdy będziemy zmuszeni wyjść podczas seansu do toalety, ktoś zawsze pomoże nam szybko nadrobić zaległości. Wypad do kina można również potraktować jako wyjście stricte w celach towarzyskich, gdy istotny jest nie tyle wybrany przez nas film, ile możliwość spędzenia z kimś czasu poza domem.
Samotnie, czyli w zgodzie z własnym komfortem i własnym gustem
Dlaczego więc niektórzy świadomie rezygnują z takich korzyści? Bo dostrzegają takowe w innej, samotnej formie obcowania ze sztuką filmową. Wolą indywidualnie, bez podpowiedzi i reakcji z boku przeżywać emocje, samodzielnie decydować o tym, co obejrzeć, i w pojedynkę ponosić pełną odpowiedzialność np. za nietrafiony wybór. W takich przypadkach liczy się po prostu pójście na film, a nie wyjście do kina, co wbrew pozorom czasami nie jest ze sobą równoznaczne.
- Określiłbym siebie jako osobę, która najlepiej czuje się we własnym towarzystwie. Ktoś z boku powie tymczasem, że jestem aspołeczny. Jedna i druga wersja mi pasuje, dlatego do kina chodzę zazwyczaj w pojedynkę i czuję się z tym po prostu normalnie. Nie potrzebuję towarzystwa, by obejrzeć film, na którym mi zależy. Ja wręcz lubię, gdy na widowni jest garstka ludzi. Czuję się wtedy, jakbym miał na wyłączność salę kinową. Na co dzień mam wokół siebie mnóstwo ludzi. Kino jest dla mnie formą ucieczki od tego zgiełku - mówi Mateusz, pracownik jednej z trójmiejskich korporacji.
Ona czy on? Kto w związkach wybiera film lub serial?
Czy wyjścia w pojedynkę do kina to tylko domena osób, które nie przepadają za towarzystwem innych? Bynajmniej. Niekiedy świadomie decydujemy się na seans solo, bo tak nam po prostu jest łatwiej.
- Uwielbiam moich znajomych i uwielbiam z nimi spędzać czas, ale strasznie trudno nam się razem zgrać na wspólne oglądanie filmu. Kilka razy zdarzało się, że nagle przed umówionym seansem ekipa się wykruszała i musiałam iść sama. Początkowo niechętnie, bo dziwnie się czułam, wchodząc na seans bez obstawy. Teraz już się tym nie przejmuję. Jeśli uda się zgarnąć koleżankę lub większą liczbę przyjaciół - super, jeśli nie - nie mam problemu z chodzeniem samej do kina. Zwłaszcza że bardzo to lubię i staram się być na bieżąco, a moi znajomi aż tak związani z filmami nie są - przyznaje studiująca na co dzień w Gdańsku Maja.
Jak się więc okazuje, plusów chodzenia samotnie do kina wcale nie jest tak mało. Możemy nie tylko swobodnie dopasować film pod nasze gusta, ale również - bez oglądania się na nikogo - wybrać pasujący nam termin lub spontanicznie zdecydować się na seans w ostatniej chwili. O ile jednak łatwiej jest zrezygnować z towarzystwa np. znajomych, o tyle trudniej zostawić już w domu partnerkę lub partnera, choć i w takich sytuacjach da się znaleźć kompromis.
- Do kina najczęściej chodzimy razem, choć zdarza się, że film obejrzę w pojedynkę. Wykorzystuję wtedy czas, gdy mój chłopak wybiera siłownię. Mieszkam tuż przy Alfie, więc do Heliosa mam parę minut. Sprawdzam repertuar, a jak jest coś fajnego, to po prostu wychodzę z domu i nie chce mi się już dzwonić po koleżankach i ściągać kogoś trochę na siłę. Polubiłam te spontaniczne i samotne wypady do kina - mówi Justyna.
Czy kogoś jeszcze dziś dziwi widz bez obstawy?
Wydaje się, że jeszcze kilka lat temu osoby samotnie wchodzące na kinową salę przykuwały większą uwagę pozostałych widzów. Dziś pojedyncze zajęte miejsca raczej nie są niczym niezwykłym, choć wiele zależy od okoliczności. Z racji zawodowych obowiązków do kina chodzę często i staram się w miarę możliwości wybierać dość wczesne seanse, co niekiedy koliduje z grafikiem w pracy mojej żony. Samotne projekcje w kinach to dla mnie więc nie pierwszyzna.
Jeśli do zrecenzowania mam komedię romantyczną lub typowo kobiece kino, to nawet dość zabawnie jest poczuć na sobie wzrok samych zakochanych par lub kobiet, wśród których jestem rodzynkiem. Znacznie większy dyskomfort towarzyszy choćby filmom animowanym. Na sali pełnej maluchów i rodziców samotny dorosły facet może wzbudzać, mówiąc oględnie, pewne podejrzenia. Wtedy faktycznie można poczuć się jak na gorącym krześle. Przynajmniej do momentu, gdy nie zgasną światła i zacznie się film.
Zostać czy nie? Kto wychodzi z kina przed końcem filmu?
Tak ekstremalnych doświadczeń nie mają moi rozmówcy, którzy raczej dość zgodnie przyznają, że wchodząc na salę, nie czują się skrępowani.
- Kompletnie nie zwracam na to uwagi. Jeśli ktoś w parku samotnie siedzi i czyta książkę, bez towarzystwa pałaszuje lunch w restauracji albo w pojedynkę ćwiczy na siłowni, to raczej nie zwracamy na to uwagi i nie robimy z tego widowiska. Chyba podobnie powinno być na sali kinowej - zauważa Mateusz. - Teraz idę na nowego "Wicka" i pewnie będzie kilka samotnych wilków na sali (śmiech).
- Ostatnio byłam sama na "Pokusie". Wiem, kiepski wybór. Koleżanki, których nie mogłam na to namówić, miały rację (śmiech). Dookoła mnie same pary albo grupy znajomych i skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie czułam na sobie spojrzeń innych ludzi. Już słyszałam w myślach komentarze w stylu: "Boże, jaka zdesperowana, sama przyszła na taki film" albo "kolejna singielka, która pokusiła się na erotyk" (śmiech). Gdy zgasło światło, już jednak o tym nie myślałam. Przecież w końcu nikt mnie palcami nie wytykał - mówi Maja.
W pojedynkę czy w towarzystwie, najważniejsze, by w kinie przeżywać emocje po swojemu. I pod tym względem niewielkie już znaczenie ma fakt, czy na fotelu obok jest ktoś, kto chwyci nas za rękę lub zaśmieje się wcześniej od nas, czy sąsiednie miejsce okupuje tylko nasza kurtka.
Opinie wybrane
-
2023-05-05 15:28
Zdecydowanie! (1)
Lubię chodzić sam. A najlepiej jak film graja już kilka dni. Wtedy sale zazwyczaj są prawie puste i cała sala dla siebie i można w spokoju obejrzeć bez hałasów wokoło.
- 72 1
-
2023-05-06 14:00
zdecydowanie i najlepiej późno jak ludzie z deficytami już śpią...
(ostatnio przytrafiło mi się że typiara żarła kebaba...)- 1 0
-
2023-05-05 16:27
Starsza pani (2)
Ponieważ związałam się z kimś w późnym wieku, przez długi czas chodziłam sama do kina. Czułam się trochę niezręcznie, ale potrzeba obejrzenia ciekawych filmów była silniejsza. Kiedy wyszłam zamąż okazało się, że mój mąż nie przepada za kinem, więc nadal chodzę sama, ale teraz już bez żadnego skrępowania. Po prostu trzeba dojrzeć! A kino jest fajne!
- 65 1
-
2023-05-08 09:10
Dwadzieścia lat temu miałam kumpelę, która często samotnie chodziła do kina
Miałyśmy wówczas po 18 lat. Dla wszystkich było to bardzo nietypowe, ale ona nie zawsze miała kogo wyciągnąć na seans, a zależało jej na konkretnym filmie, więc szła sama. Po kilku latach i ja przekonałam się do takich wypadów. Pamiętam, pierwszy samotny pokaz. To było bardzo krępujące. Kino studyjne (już nieistniejące) Helikon. Mieściło się na
Miałyśmy wówczas po 18 lat. Dla wszystkich było to bardzo nietypowe, ale ona nie zawsze miała kogo wyciągnąć na seans, a zależało jej na konkretnym filmie, więc szła sama. Po kilku latach i ja przekonałam się do takich wypadów. Pamiętam, pierwszy samotny pokaz. To było bardzo krępujące. Kino studyjne (już nieistniejące) Helikon. Mieściło się na Długiej. Z nostalgią wspominam tamte czasy. Bardzo zależało mi na tym filmie. To była Biała wstążka-M.Haneke. Niestety nikogo nie mogłam wyciągnąć na ten film. Długo się wahałam, ale byłam zdeterminowana. Poszłam sama. Jak u osób wymienionych w artykule stres minął gdy zgasły światła. Obecnie zdarza mi się samotny seans, aczkolwiek zazwyczaj do kina chodzę w towarzystwie. Dla tych, którym zależy na konkretnym filmie polecam taki wypad. Na początku bywa emocjonująco, ale gdy tylko film się rozpocznie jesteś tylko z ekranem:)
- 0 0
-
2023-05-07 05:27
Kobieta to co innego. Kobiety trzeba zrozumieć dlaczego nie chcą być w kinie same.
Ale mężczyźni bez problemów mogą chodzić do kina samemu.
- 0 1
-
2023-05-05 12:33
(1)
Film w multipleksie jest teraz dodatkiem do popkornu i spotkań towarzyskich popijanym cukrem ze słomki. Do tego dostosowali się producenci filmowi tworząc lekką fabułę z dużą ilością wybuchów.
Jak ktoś lubi, proszę bardzo. Dla innych kina studyjne.- 32 6
-
2023-05-07 01:35
Dokładnie. Dlatego wolę kina studyjne - nie są "restauracją"
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.