- 1 Afera o kolekcjonerską monsterę (45 opinii)
- 2 Koniec przygody Dagmary i Hakiela (34 opinie)
- 3 Mamy to! 24-latek wygrał Ninja Warrior (93 opinie)
- 4 Planuj Tydzień: koncerty i wiosenne targi (8 opinii)
- 5 24-letnia Aneta Kręglicka w 1989 roku (96 opinii)
- 6 Córka znanego biznesmena w telewizji (324 opinie)
Soundrive Fest to muzyczny i organizacyjny sukces
Zobacz, jak wyglądał Soundrive Fest w stoczniowym klubie B90.
Ciekawe miejsce, profesjonalna i przyjazna dla uczestników organizacja oraz wiele godzin dobrej muzyki - nowy festiwal Soundrive Fest, który od piątku do niedzieli trwał w gdańskim klubie B90, to impreza, której w Trójmieście brakowało.
Za tak profesjonalną adaptację tej niewdzięcznej poprzemysłowej przestrzeni akustykom należy się medal. Podobnie jak pracującym podczas festiwalu dźwiękowcom i oświetleniowcom, którzy z koncertu każdego, nawet najmniej znanego zespołu z drugiego końca Europy, potrafili uczynić audiowizualne widowisko.
Lokalizacja klubu na terenach postoczniowych, choć pozornie odległa i nieprzyjazna, tak naprawdę nie okazała się problemem. Hala znajduje się w dobrze widocznym miejscu i od węzłów komunikacyjnych w centrum Gdańska dzieli ją krótki spacer. Po wybudowaniu Nowej Wałowej będzie jeszcze lepiej.
Po drugie, organizacja. Soundrive Fest udowodnił, że można zrobić przyjazny dla uczestnika festiwal bez popadania w przesadne ograniczenia. Rzecz pozornie banalna, ale dla każdego bywalca festiwali na wagę złota - możliwość wypicia piwa pod sceną. Na Soundrive nie było żadnych problemów, aby podczas koncertów na dużej lub małej sali stać z napojem choćby przy samych barierkach.
Czy dzięki temu sala koncertowa tonęła w porzuconych na podłodze plastikowych kubeczkach? Wręcz przeciwnie. Uczestnicy starannie dbali o porządek. Walające się wszędzie śmieci - zdawałoby się: nieodłączny element festiwalowej scenerii - były tutaj nieobecne. Czy doszło do nieprzyjemnych incydentów? Skądże. Choć ochrona była niemal niewidoczna, ani przez moment nie było sytuacji mogącej wzbudzić niepokój festiwalowiczów.
Swoje zadanie spełniły również płatnicze karty klubowe, które znacząco przyspieszyły transakcje w barze oraz w umiejscowionej przed klubem strefie gastronomicznej. W tej ostatniej przydałoby się jednak więcej miejsc siedzących, gdzie uczestnicy mogliby się zrelaksować pomiędzy koncertami.
Po trzecie - i najważniejsze - muzyka. Soundrive chce przełamać tradycyjną zasadę, że to gwiazdy mają przyciągać publiczność na festiwal. Tutaj grają zespoły znane przede wszystkim słuchaczom siedzącym po uszy w alternatywie. Nie oznacza to jednak, że organizatorzy ułożyli program tylko dla wybranych. Gdańska impreza daje niepowtarzalną okazję, aby poznać kilkadziesiąt zespołów z całego świata i odkryć przeróżne oblicza muzyki alternatywnej.
W piątek na scenie królowali bombardujący hard-rockową energią i szaloną charyzmą Brytyjczycy z Turbowolf oraz amerykański The Soft Moon, który zaprezentował taneczne spojrzenie na tradycję muzyki punkowej. Ciekawie wypadł prowadzony przez dwie dziewczyny brytyjski zespół 2:54, grający melancholijne piosenki gitarowe oraz utrzymany w podobnym nastroju, choć w wersji męskiej, szwedzki Holograms.
Najlepszy koncert drugiego dnia dali Szwedzi z projektu The Janitors, którzy ciekawie łączyli gitarowe granie z rozwlekłymi, mrocznymi melodiami. Utrzymany w podobnym, niepokojącym klimacie, nastrojowy rock połączony z gotycką wrażliwością zaprezentowało brytyjskie trio Esben and the Witch. Bardzo ciekawym zjawiskiem okazał się występ francuskiego zespołu Wall of Death, który rockowe granie pożenił z folkowymi eksperymentami i transową psychodelią. Warto również zapamiętać hiszpański duet Svper, który na zakończenie zagrał żywiołowy set tanecznej elektroniki.
Niedziela należała do tajemniczej wokalistki iamamiwhoami. Szwedka dała krótki, ale bardzo intensywny występ będący połączeniem imprezy z muzyką klubową, wpadających w ucho piosenek i ekscentrycznego spektaklu teatru tańca.
Spodziewaną bolączką Soundrive Fest okazała się frekwencja. Każdego dnia na festiwalu było około tysiąc osób. Zmieściłoby się drugie tyle. Na pewno jednym z powodów był brak biletów jednodniowych - przed imprezą można było kupić wyłącznie karnety za 100 zł. Organizatorzy wyszli jednak z tej sytuacji obronną ręką, obniżając ich cenę drugiego i trzeciego dnia festiwalu.
Z drugiej strony, impreza zagospodarowała większość trójmiejskiej publiczności zainteresowanej muzyką alternatywną. Teraz organizatorzy muszą przekonać do siebie offową publiczność z innych polskich miast. Problemów mieć raczej nie powinni. Soundrive Fest to artystyczny i organizacyjny sukces, o którym wieść już teraz się roznosi lotem błyskawicy po całym kraju.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (60)
-
2013-08-19 22:12
Bednarka nie trawicie ?
Bednarka nie trawicie ? Maciuleczek ostatnie poty z siebie wylewał, by muzyczka grała a tu taka niewdzięczność dla legendy Spata...
- 1 1
-
2013-08-20 15:03
SUPER - A GDZIE GDYNIA
szkoda :( UCHO daje ciala )
- 0 1
-
2013-08-20 23:06
Kubeczki (1)
To zdanie o uczestnikach, którzy dbali o czystość - najlepszy żart, jaki ostatni czytałam. Na pewno nie można mówić, że te brudasy rzucające kubkami, gdzie popadnie, chociaż śmietnik był kilka/kilkanaście metrów dalej, dbały o czystość. Panie sprzątające kręciły się w zasadzie bez przerwy i tylko dzięki nim nie było powodzi plastikowych kubeczków, a toalety wyglądały porządnie przez całe trzy dni. Najlepsze kobiety na całym festiwalu!
- 3 2
-
2013-08-21 15:11
bzdura
nie widzialem ani jednego walającego się kubka - pełna kultura, a Panie dbały o toalety - rzeczywiscie wzorowo
- 1 4
-
2013-08-22 03:11
nie bzdura
Zapewne dlatego, że panie zdążyły zebrać, bo robiły to co jakieś pięć minut i tylko o nich można powiedzieć "pełna kultura".
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.