100 koncertów na czterech scenach w ciągu pięciu dni. We wtorek rusza ostatnia - na ten moment - edycja Soundrive Festival, święta muzyki alternatywnej. Dziesięć lat historii, wiele rewelacyjnych koncertów, mnóstwo odkrytych perełek. Oby ta impreza kiedyś wróciła, ponieważ jest to jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych w kraju.
Fetiwale muzyczne w Trojmieście
tak - to najciekawsza impreza muzyczna w Trójmieście
24%
nie - nie interesują mnie takie klimaty
76%
Dziesięć lat historii. To bardzo dużo jak na festiwal, którego założeniem jest prezentacja szeroko pojętej muzyki alternatywnej.
I to takiej naprawdę alternatywnej, dla określonego grona słuchaczy oraz wszystkich tych, którzy poszukują cały czas nowych, interesujących brzmień. Od rocka, przez metal, po rap czy elektronikę.
Pierwsza edycja odbyła się w gdyńskim Parku Kolibki. Druga już w
B90 i jednocześnie było to oficjalne otwarcie klubu, który
miał ogromny wpływ nie tylko na rozwój rynku koncertowego w Trójmieście, ale też stał się wyznacznikiem tego, w jaki sposób adaptować stoczniowe nieużytki na potrzeby społeczno-kulturalne.
Soundrive przyjął się zadziwiająco dobrze. Oczywiście, Trójmiasto zawsze miało pociąg do alternatywy, widać to było już w latach słusznie minionych, ale też zawsze - co zresztą widać do dziś - publiczność tu była niezwykle wymagająca i nieco chimeryczna. Wydarzenia, które w kraju wyprzedają się na pniu, u nas nie zawsze cieszą się tak dużym zainteresowaniem.
Z tym festiwalem było jednak inaczej.
Z roku na rok publiczności przybywało. Jasne, składało się na to wiele czynników, głównie coraz atrakcyjniejszy i bardziej rozbudowany zestaw wykonawców, ale też było widać, że lokalni słuchacze bardzo doceniają nowe brzmienia.
Przez te wszystkie lata na stoczniowych scenach pojawili się m.in. TOMM¥ A$H, The Soft Moon, Austra, Planet of Zeus, Kwiat Jabłoni, King Khan & The Shrines, Glass Animals, Bass Astral x Igo, Trupa Trupa, Syndrom Paryski, Zdechły Osa, Belmondawg, WaluśKraksaKryzys, Gruzja, Dziarma, Błoto, EABS czy Kaśka Sochacka. Jak widać, wielu z tych artystów to dziś nie tylko polska, ale i światowa czołówka szeroko pojętej muzyki alternatywnej.
W tym roku informacja o tym, że festiwal odbędzie się - na ten moment - po raz ostatni, była bardzo niespodziewana. Nikt by tego nie przewidział.
Organizatorzy stwierdzili jednak, że czas odpocząć, spojrzeć na to wszystko z dalszej perspektywy, nabrać świeżości. Niemniej, ta edycja będzie z przytupem - sto koncertów, cztery sceny (B90,
Drizzly Grizzly,
Plenum i Shelter).
Jak się żegnać, to właśnie w taki sposób.
- Powód jest do bólu przyziemny: inflacja i trudne warunki gospodarcze czy zawodowe dają się we znaki wszystkim - wyjaśnia Jarosław Kowal, dyrektor artystyczny imprezy. - Każdy festiwal, każde klubowe wydarzenie w Polsce odczuwa spadek frekwencji, ale dla Soundrive - festiwalu od zawsze działającego z pasji, na pograniczu opłacalności - znaczne mniejsze zainteresowanie koncertami, zwłaszcza wśród publiczności "muzyki alternatywnej", jest zabójczym ryzykiem. Czy festiwal kiedyś powróci? - Na tym etapie w ogóle o tym nie myślimy, nastawiamy się na huczną ostatnią na jakiś czas, a może nawet na zawsze edycję - stwierdza Kowal.W tym roku, wzorem poprzedniej edycji, organizatorzy postanowili zaprosić przede wszystkim polskich wykonawców. Ich liczba dobitnie pokazuje, że rodzima muzyka alternatywna ma się bardzo dobrze i ma wiele twarzy.
- W całości polski festiwal po raz pierwszy przygotowaliśmy w ubiegłym roku, co było podyktowane zbyt dużym ryzykiem przy planowaniu występów artystów i artystek zagranicznych - mówi dyrektor artystyczny festiwalu. - To była słuszna decyzja, bo większość polskich festiwali w ogóle się nie odbyła, a zaproszenie stu artystów i artystek z Polski pozwoliła nam zorganizować jedyne tak duże wydarzenia lata 2021 - dodaje. - W tym roku poszliśmy za ciosem, aczkolwiek mamy mniej więcej dziesięć zagranicznych zespołów - ze Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Alinę Pash, ukraińską wokalistkę i raperkę, popularyzującą kulturę jej kraju na całym świecie.Co ciekawe, mimo informacji o tym, że Soundrive być może na zawsze odejdzie do historii, nie ma wielkiego szaleństwa związanego z biletami. Sprzedaż - jak mówią organizatorzy - idzie bardzo spokojnie, na pewno w wyraźnie wolniejszym tempie niż rok temu, ale też konkurencja jest bez porównania większa.
W tym roku jest naprawdę dużo ciekawych wykonawców. Hakael, Ćpaj Stajl, Czechoslovakia, Coals, Vacos Malcolm, Jerry & The Pelican System, Calm The Fire, Ninja Episkopat, Nagrobki czy Maszyny i Motyle. Można by tak wymieniać jeszcze bardzo długo.
A z czego w programie najbardziej najbardziej zadowolony jest jego dyrektor?
- Bardzo się cieszę, że zaproszenia do występów przyjęły osoby stanowiące trzon polskiego hyperpopu - bardzo młodego, wciąż niszowego nurtu, który na Zachodzie nieustannie rośnie w siłę. Nosgov, Mylittlethumbie, Ksiaze700, Partycja, a do tego również Coals i SKY to ważne postacie tej sceny - wymienia Jarek Kowal. - A w dodatku na głównej scenie wystąpi Oklou, czyli francuska artystka również tworząca w tej estetyce, ale na znacznie większą skalę, ostatnio współpracowała chociażby z Flume. Myślę, że to może być wyjątkowe doświadczenie, które nieprędko się powtórzy.