• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Widowiskowa zadyma. Recenzja filmu "John Wick 3"

Tomasz Zacharczuk
18 maja 2019 (artykuł sprzed 5 lat) 

Trzecia odsłona krwawej krucjaty Johna Wicka to filmowa artyleria dalekiego zasięgu, zaimprowizowane w szalonym tempie "danse macabre" kina klasy B i bogato ilustrowany podręcznik ekstremalnej kaskaderki w jednym. Piekielnie mocna rzecz tylko dla tych, którzy na pewno chcą na własne oczy przekonać się, jak najsłynniejszy zabójca współczesnego kina akcji eliminuje przeciwników przy użyciu książki i za pomocą... konia.



Magazynek maszyny zabijającej jest pełny, następuje zwolnienie blokady i w ruch idą kule. Bardzo dużo kul. A wraz z nimi noże, siekiery, topory, gołe pięści, a nawet twardo oprawiona książka, skórzany pasek od spodni i... końskie kopyto! Maszyną filmowej zagłady jest John Wick, a orężem w starciu z tabunami dybiących na jego życie zabójców niemal wszystko, co Baba Jaga znajdzie pod ręką. Pięć lat po oszałamiającym debiucie kinowym miłośnik idealnie skrojonych garniturów i wielbiciel czworonogów wydaje się być jeszcze bardziej niezniszczalny i niebezpieczny. Dokładnie tego oczekiwali jego zagorzali sympatycy.

Nie ma co bowiem owijać w bawełnę: "John Wick 3" absolutnie nie jest propozycją dla tych, którym widok krwi na ekranie odcina prąd, a brutalne sceny walk wywołują grymas zniesmaczenia lub odrazy. Trzej konstruktorzy tego miniuniwersum: Chad Stahelski (reżyser), Derek Kolstad (scenarzysta) i Keanu Reeves (odtwórca tytułowej roli) już przy okazji pierwszej części zdemontowali hamulce, pozbyli się wszelkich blokad, a filmową maszynę zatankowali pod korek adrenaliną. Nikt więc chyba nie oczekiwał, że nagle ktoś zaciągnie ręczny. "Trójka" mknie zalaną deszczem autostradą, taranuje wszystko, co napotka po drodze i, co ważne, wcale nie jedzie na oparach.


Ekskomunikowany przez Najwyższą Radę John Wick staje się zwierzyną, na którą polują hordy płatnych zabójców. Główny bohater, jak to już ma w swoim zwyczaju, szybko przechodzi do krwawego kontrataku, prezentując w tej części kilka naprawdę osobliwych sposobów na uśmiercenie rywali. Ekskomunikowany przez Najwyższą Radę John Wick staje się zwierzyną, na którą polują hordy płatnych zabójców. Główny bohater, jak to już ma w swoim zwyczaju, szybko przechodzi do krwawego kontrataku, prezentując w tej części kilka naprawdę osobliwych sposobów na uśmiercenie rywali.
Akcja jest na tyle wartka, że nie ma mowy o specjalnie rozbudowanej ekspozycji. Tytułowego bohatera spotykamy dokładnie w tym samym momencie, w którym dwa lata temu zostawiliśmy go na pastwę płatnych zabójców. Decyzją Najwyższej Rady John Wick zostaje ekskomunikowany za złamanie regulaminu asasynów, a za jego głowę ustalono właśnie niebagatelną nagrodę w wysokości 14 milionów dolarów. Lukratywny kontrakt zachęca więc każdego nowojorskiego zakapiora do krwawych i bezceremonialnych łowów na byłego kolegę po fachu. "Szanse wydają się być wyrównane" - ironicznie kwituje grany przez Iana McShane'a Winston.

Bezpośrednia kontynuacja wątków z drugiego epizodu to jeszcze jeden argument za tym, że nie warto fundować sobie dwugodzinnego seansu, jeśli nie przejrzeliśmy dotychczasowego CV tytułowego zabójcy. Fabuła "trójki" lawiruje pomiędzy wątkami poprzedniej części, zahaczając nawet o wydarzenia z filmu otwierającego całą serię. Bez elementarnej wiedzy o świecie Johna Wicka wielu smaczków po prostu nie da się wyłapać, a niektórych faktów zrozumieć. Przede wszystkim jednak trzeba nauczyć się czerpania przyjemności z konwencji, w której fabuła jest jedynie dekoracją talerza, na którym stygnie danie główne.

Całość do złudzenia przypomina brutalną grę komputerową, w której iście bondowska zmiana plenerów i statystów służy jedynie oddzielaniu jednej jatki od drugiej. Aktorskie kwestie można oprawić w komiksowe dymki, a i niektóre postaci wyglądają jak wprost wyciągnięte z kart kolorowych zeszytów. Sens i logikę ekranowych wydarzeń, za przykładem Wicka, należy potraktować z półobrotu, bo jakiekolwiek dywagacje na temat fabuły mogą jedynie zepsuć wrażenia. A tych dostarcza oczywiście szeroko pojęta rozrywka opatrzona czarnym humorem, który na szczęście dość wyraźnie kreśli granicę pomiędzy kiczem a filmową jakością.

Imprezy filmowe w Trójmieście


Fani Johna Wicka znajdą w tej części wszystko to, z czego słynie brutalna seria: widowiskowe pojedynki ze znakomitą choreografią walk, dynamiczne tempo, niepowtarzalny klimat i mnóstwo czystej, zupełnie bezrefleksyjnej akcji w najlepszym wydaniu. Wszystko to sprawia, że z kina powinni wyjść co najmniej zadowoleni z ogromnym apetytem na czwartą część. Ta na pewno powstanie. Fani Johna Wicka znajdą w tej części wszystko to, z czego słynie brutalna seria: widowiskowe pojedynki ze znakomitą choreografią walk, dynamiczne tempo, niepowtarzalny klimat i mnóstwo czystej, zupełnie bezrefleksyjnej akcji w najlepszym wydaniu. Wszystko to sprawia, że z kina powinni wyjść co najmniej zadowoleni z ogromnym apetytem na czwartą część. Ta na pewno powstanie.
Wyznacznikiem tej ostatniej jest oczywiście fenomenalna choreografia urozmaicona tytaniczną wręcz pracą kaskaderów i samych aktorów. Wszak zdecydowaną większość karkołomnych i niesamowicie trudnych do zapamiętania ewolucji Keanu Reeves wykonuje samodzielnie. Jego śladami podąża reszta obsady, nawet Halle Berry. "John Wick" po raz kolejny dystansuje o setki mil pozostałe współczesne tytuły szeroko pojętego kina akcji pod względem pomysłowości w inscenizowaniu walk.

Nieważne, czy jest to biblioteka, stajnia pośrodku Nowego Jorku czy marokańska willa - za każdym razem dostajemy od twórców pakiet zupełnie nowych koncepcji i rozwiązań. Sekwencję w muzeum broni zaś można zapętlać w nieskończoność. Produkcja Stahelskiego, i nie mam co do tego żadnych wątpliwości, za kilka lat zyska status kultowej, a powyższa scena będzie jedną z jej wizytówek.

Niesamowity kunszt choreograficzny w połączeniu ze świetną pracą kamery i szerokimi planami utrwala na naszych oczach swoiste "danse macabre", makabryczny taniec śmierci, w którym rolę partnera prowadzącego za każdym razem przejmuje Keanu Reeves. Gdyby do niezliczonych absurdów filmu dodać jeszcze kwestie śpiewane aktorów, otrzymaliśmy osobliwe "Die Die Land" na tle mrocznego, deszczowego Nowego Jorku. Wszystko w "Johnie Wicku", poza koślawą i wtórną fabułą, dosłownie płynie, co sprawia, że dwie godziny z małym nadbagażem wcale nie ciążą.

Tym bardziej, jeśli do będącego w imponującej formie fizycznej Reevesa dodamy znakomity drugi plan. Halle Berry co prawda nawet w towarzystwie śmiercionośnych psów prezentuje się co najwyżej poprawnie, ale już aktorskie epizody Anjeliki HustonIana McShane'a smakują wybornie. Dokooptowanie do obsady Marca Dacascosa, którego popisy kilkanaście lat temu mogliśmy podziwiać w serialowym "Kruku" czy "Braterstwie wilków", było znakomitym zagraniem ze strony twórców. Jego Zero z tytułowym bohaterem tworzą niezwykle wyrazistą parę przeciwników, których fizyczne i słowne pojedynki chciałoby się oglądać ze znacznie większą częstotliwością. Na dokładkę i niejako w hołdzie dla fanów kina akcji dostajemy jeszcze dwójkę aktorów z kultowego w niektórych kręgach indonezyjskiego "Raid".

Keanu Reeves w tytułowej roli nadal imponuje charyzmą i przygotowaniem fizycznym. Wydaje się wprost stworzony do roli powściągliwego i zdystansowanego zabójcy. Keanu Reeves w tytułowej roli nadal imponuje charyzmą i przygotowaniem fizycznym. Wydaje się wprost stworzony do roli powściągliwego i zdystansowanego zabójcy.
Po raz trzeci John Wick udowodnił, że konwencję kina klasy B można opakować w hollywoodzkim stylu i wysłać na eksport do wszystkich tych, którzy spragnieni są zupełnie bezrefleksyjnego kina akcji na więcej niż przyzwoitym poziomie. Szkoda jedynie wciąż karykaturalnej, drepczącej bez celu w kółko fabuły. Tempo filmu jest natomiast obłędne, widowiskowość wręcz nieprzyzwoita, brutalizacja bezustanna.

Ostatni z tych elementów zapewne wielu podda krytyce, ale w tym przypadku to trochę tak, jakby w komedii romantycznej narzekać na zbyt dużą liczbę pocałunków. Tej filmowej bajki o Babie Jadze najmłodszym przecież na dobranoc opowiadać nie będziemy. Póki co uniwersum Johna Wicka twardo stoi na solidnie wylanych fundamentach, a nie na kurzej stopce. Morał z tego taki: Johna Wicka kryzys nie dotyka.

OCENA: 8/10

Film

5.8
23 oceny

John Wick 3 (16 opinii)

(16 opinii)
thriller

Opinie (56) 4 zablokowane

  • klasa b ? Na jakiej zasadzie ?

    Ten film jest przeciwieństwem klasy B ze względu na wysoki budżet oraz dobrą obsadę aktorską . Poza tym film jest puszczany prawie na całym świecie w kinach.

    • 5 1

  • A czy kręcono jakieś sceny w Trójmieście?

    Że jest artykuł

    • 0 5

  • amber gold

    świetna PrOpzycja na weekend zamiast tego gniota /nie mów nikomu/.

    • 0 6

  • pierwszy film był ciekawy i nawet dosyć odkrywczy, druga cześć..

    to już była 'szybka' nawalanka - jeśli to jest Jeszcze bardziej przesadzone, to nie ma czego oglądać

    • 1 2

  • W telewizorze dosyć często piłują chyba część 1

    Oglądnąłem to, ale film przypomina jakąś grę komputerową, gdzie jeden facio rozwala 100 innych faciów. Jednym słowem - padlina.
    Z tego co przeczytałem, w cz.3 wszystko zostało z grubsza bez zmian. Jak dla mnie, to dosyć marna rekomendacja.

    • 1 4

  • W sam raz na niedzielny poranek

    Jeżeli wróciłeś z fajnej imprezki która skończyła się kilka godzin temu. Odpal sobie ten film w sieci (razem z przechodzącymi widzami w chińskim kinie). Ścisz dźwięk i idź spać dalej. Po tej recenzji nie trzeba go oglądać serio. Nie spodzielałem się hitu bo to 3cia cześć ale omg jaki ten film był nudny!

    • 2 5

  • A co mu tym razem zrobili?

    Zabili kota czy szklankę stłukli?

    • 5 2

  • A co

    To są filmy klasy A. ??? Gnioty z Oscarem w tle, w 90% przynoszące klapę finansową, bo tego nikt nie ogląda.

    • 1 1

  • Zawiedziony

    Widziałem pierwszą i drugą część, które mnie zachwyciły. Na trzecią szedłem z oczekiwaniami dobrego kina. Sceny walki rzeczywiście zrobione z wielkim rozmachem, Wick wszystkich kładzie na ziemi. Niestety wraz z upływem czasu wszystko się staje monotonne, walka w której bohater najpierw dostaje po kościach, a potem wszystkich rozwala jak nieśmiertelny. Nikt nie jest w stanie mu nic zrobić i tak do końca filmu. Lubię akcję, ale tu poza mordobiciem zabrakło czegoś co pozostałoby w sercu, że był to fajny film.

    • 3 2

  • Kto był na maratonie w Multikinie, łapa w górę!

    Pierwszą część oglądam zawsze z wielką przyjemnością. Jest kultowa. Dialogi, powiedzonka. Wszystko w punkt. Druga już "pod publikę". Można obejrzeć, ale w pamięci nie zostanie. To trochę, jak z Rambo. Pierwsza część była klasą samą w sobie. Pozostałe, to już fajerwerki i odgrzewane kotlety. Nie porównujmy dalszych części do pierwszej, bo to inne kino. Dopiero patrząc w ten sposób nie będziemy zawiedzeni.
    Trzecia część w stosunku do drugiej zdecydowanie lepsza. Sceny walk dopracowane, jak tylko to możliwe. Najlepszym dowodem, że w kinie na maratonie nie zasnąłem! :)
    Czy czekam na czwartą część? Nie. Obejrzę po raz dziesiąty pierwszą.

    • 5 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W 1979 roku zespół Boney M na festiwalu w Sopocie zaśpiewali zakazaną piosenkę. O jaki utwór chodzi?