Walentynki nie wszystkim kojarzą się z miłym i wyczekiwanym od dawna dniem. Dla części społeczeństwa jest to święto konsumpcjonizmu, a dla osób, które nie są w stałych związkach jest to czas pełen niewygodnych pytań i poczucia wzmożonej alienacji. A gdyby tak odczarować to święto i uczynić z niego zwykły czternasty dzień miesiąca?
Zamiast poddawać się presji, zróbcie dla siebie coś miłego i zaplanujcie wieczór z ulubionym jedzeniem, w wygodnym dresie i z pasującym filmem. Poniżej przygotowaliśmy kilka propozycji filmowych, którymi można żonglować w zależności od nastroju. Wy zadbajcie tylko o szczegóły, a istnieje duża szansa, że ten kolejny "czternasty" stanie się nieco bardziej wyjątkowy.
Życie pod dyktando technologii
Na początek dwie pozycje na miarę aktualnych czasów. Po pierwsze
"(Nie)znajomi" w reż. Tadeusza Śliwy, czyli osadzony w polskich realiach remake włoskiego filmu "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie". Grono z pozoru bliskich znajomych rozpoczyna niebezpieczną grę przy wspólnej kolacji, niektórzy reagują mniej entuzjastycznie, inni bardziej, ale
nikt nie spodziewa się jak dużo słabości, kompleksów i tajemnic skrywają leżące na stole telefony. W filmie zobaczycie czołowych polskich aktorów, którzy bardzo dobrze i przekonująco odgrywają swoje role. Pomostem łączącym wersję polską z oryginałem i jednocześnie cechą odróżniającą nasz film od pozostałych remaków jest obecność Kasi Smutniak. Nie trzeba podkreślać, że pierwowzór filmu również zasłużył na uwagę i warto po niego sięgnąć.
Drugą pozycją odpowiadającą współczesnym realiom jest amerykański melodramat w reżyserii Spike Jonze
"Ona". Zostaniecie zaproszeni do świata Theodore'a (Joaquin Phoenix), samotnego pisarza, który zarabia na życie tworząc treści na kartki okazjonalne. Jedyne czego bohater pragnie to zrozumienie jego potrzeb i reagowania na nie.
Dlatego zamiast w prawdziwej osobie, zakochuje się w Samanthcie - systemie operacyjnym, przemawiającym głosem Scarlett Johansson. To opowieść o wpływie nowych technologii na nasze życie i zagrożeniu, jakie może z tego płynąć, ale również o potrzebach, w których nawet najlepiej zaprogramowany system nie zastąpi drugiego człowieka. Piękny film z Oscarem za najlepszy scenariusz.
Wbrew utartym schematom
Teraz będzie o miłości. Bez przesadnego słodzenia i bajek z oczywistym zakończeniem, a raczej o trudzie zrozumienia pewnych życiowych okoliczności.
"500 dni miłości", reż. Marc Webb, już z tytułu może sugerować banalną miłosną historię - nic bardziej mylnego. Różowe okulary na nos założy Tom (Joseph Gordon Levitt), który przeżyje 500 dni wielkiej, i jak uważa, jedynej miłości, a obiekt jego uczuć Summer (Zooey Deschanel) to kobieta, która nie potraktuje relacji przesadnie serio. I chociaż w słuchawkach wybrzmi im ta sama muzyka, to jednak rytm przyszłego życia znacznie będzie się różnił.
To film obalający mit miłości na całe życie - romantykom zafunduje zejście na ziemię, a realistów wyniesie trochę ponad twardy grunt. Pozycją bardziej na poważnie będą
"Debiutanci" reż. Mike Mills, czyli opowieść o smutku, strachu i jednocześnie o odwadze i zmianach. Wcielający się w parę głównych bohaterów Evan McGregor i Melanie Laurent wydają się być dobrze skoordynowani w chaosie swoich działań, a Christopher Plummer w drugoplanowej roli swoim zachowaniem opowie, że na szczęście w życiu nigdy nie jest za późno.
"W miłości wszyscy jesteśmy debiutantami" i żadne długoletnie doświadczenia nie mogą nam powiedzieć, co i w jaki sposób zrobić.
Z perspektywy Wenus i Marsa
Ze słodko-gorzkiego klimatu przejdźmy na czysto komediową płaszczyznę, czyli najsłynniejszy damsko-męski dialog filmowy -
"Lejdis" versus
"Testosteron". Chronologicznie pierwszy był "Testosteron" w reżyserii Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego, a rok po sukcesie produkcji przyszła damska odpowiedź "Lejdis". Za kamerą stanął ponownie Tomasz Konecki. Pełne kreatywności i energii cztery przyjaciółki, które sylwestra przenoszą na letnie miesiące, a mężczyzn pragną wysłać tam, skąd przybyli, czyli na Marsa, były odpowiedzią na zabawne, błyskotliwe i często prawdziwe do bólu dialogi męskiej "reprezentacji".
Wszystko to oczywiście zakrapiane odpowiednimi trunkami. Jedna i druga pozycja prezentuje dobre aktorstwo i po prostu zwykłą zabawę. Najlepiej oglądać jeden po drugim - kolejność dowolna.
Siła jest kobietą
Punktem wspólnym następnych propozycji jest przyjaźń damsko-damska. Greta Gerwig, reżyserka najnowszej wersji "Małych Kobietek", jest przede wszystkim świetną aktorką. Filmem, w który zaangażowała nawet swoich rodziców jest
"Frances Ha" w reżyserii Noah Baumbacha, ironiczna historia o trudzie dorastania. Frances zaskoczona wiadomością o wyprowadzce przyjaciółki musi odnaleźć się w świecie opłacania rachunków, kupowania jedzenia i posiadania pracy, najlepiej jakieś płatnej. Zderzenie z rzeczywistością, problemami finansowymi i rozpaczliwe poszukiwanie siebie zamienia się w historię o młodości, którą powoli trzeba pożegnać.
Warto więc samemu zdecydować, czy opowieść Baumbacha jest pochwałą, czy może krytyką nieustannego beztroskiego życia. Zaufajcie i pobiegnijcie z Frances przy dźwiękach "Modern love" Davida Bowie'go przez ulice Nowego Jorku. Ponad dwadzieścia lat starszy od dzieła Baumbacha jest ikoniczny film o kobiecej sile
"Thelma i Louise" w reżyserii Ridleya Scotta. Do czasu tej produkcji filmy drogi w większości dotyczyły mężczyzn lub w wyjątkowych sytuacjach par damsko-męskich, nigdy jednak nie było w tej konwencji mowy o dwóch kobietach. Bohaterki Louise (Susan Sarandon) i Thelma (Geena Davis) wyjeżdżają na weekend za miasto, podczas jednego z przystanków muszą zmierzyć się z męską agresją, seksualizacją kobiecego ciała i przedmiotowym traktowaniem. Oczywiście, radzą sobie z tym, ale konsekwencje podjętych działań są już nie do odwrócenia.
Cudowny, przełomowy film z kultowym zakończeniem. Warto sięgnąć po ten tytuł, bo zapewnia duży ładunek mocy i siły.
Skoro zboczyliśmy już na kategorię filmów drogi, to o podobnym charakterze będą kolejne dwie propozycje.
"Sekretne życie Waltera Mitty" to zrealizowana przez Bena Stillera historia o ucieczce do świata iluzji i marzeń od codziennych problemów. Film jest pełen humoru, pięknych zdjęć i niezłego aktorstwa.
Tajemny przepis na szczęście to zaakceptowanie tezy, że na wszystko w życiu przychodzi odpowiedni czas: na pracę, samorealizację, przygodę i wreszcie na miłość. A jeśli powyższe argumenty nie przekonują do włączenia wskazanego tytułu, niech szalę przeważy epizodyczna, ale doskonała rola Seana Penna jako uosobienia wolności. Druga rekomendacja to biograficzna historia pisarki Sheryl Strayd, czyli film
"Dzika Droga", w reżyserii Jeana- Marca Vallee. Reese Witherspoon wciela się w tytułową postać i zabiera widza w podróż szlakiem turystycznym Pacific Crest Trail:
"Jestem w drodze, bo muszę coś w sobie odnaleźć". Trafiający prosto w serce film o wyzwaniu, które jest kluczem do zmiany i oczyszczenia. Historia zmieniająca spojrzenie i otwierająca głowę.
Albo inaczej...
Chcąc "pożenić" różne gatunki filmowe, nie można pominąć tytułu nieco mniej wymagającego i przeznaczonego dla widzów, którzy potrzebują lekkiego, zabawnego kina z mało skomplikowaną fabułą. "
Jak to robią single" w reżyserii Christiana Dittera zapewnią wam mnóstwo śmiechu, alkoholu, imprez i zaskakująco dużo mądrych przemyśleń. W tym filmie prawdy, racje i wątki są równo rozdzielone na kobiety i mężczyzn, mimo że wiodącymi postaciami są cztery dziewczyny.
Do tego seansu potrzebne jest właściwe podejście - to nie jest "Pretty Woman", głównej roli nie gra tam Julia Roberts i jeśli powiecie sobie to głośno - naciśnijcie play i bawcie się dobrze.
Powiedzmy, że jednak chcecie w ten wieczór sięgnąć po niezawodne tytuły z gatunku komedii romantycznych. Pamiętajcie takie filmy, jak
"Kocha, lubi, szanuje", "Jak stracić chłopaka w 10 dni" czy
"Dzień Świstaka" - tylko czekają na wezwanie.
Podejdźcie do tego "święta" z pełnym luzem i pamiętajcie, że nie tylko single nie uznają walentynek, o czym przekonuje będąca w długoletnim związku Martyna:
- Każdego innego dnia możemy zrobić dla siebie coś miłego, nie potrzebna nam do tego jakaś konkretna data. To święto po prostu jest przegrane, bo chodzi o kupowanie. A jeśli zostawić konsumpcjonizm i całą marketingową otoczkę, to każdy inny dzień jest równie dobry na okazanie uczucia.
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. 
Filmy