- 1 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (175 opinii)
- 2 Po 30 latach Kaliber 44 wciąż zachwyca (25 opinii)
- 3 Skecz o urokach jazdy obwodnicą (62 opinie)
- 4 Afera o kolekcjonerską monsterę (60 opinii)
- 5 Czy marihuana powinna być legalna? (37 opinii)
- 6 Planuj Tydzień: koncerty i wiosenne targi (13 opinii)
Wyszło jak zwykle. Recenzja filmu "Mayday"
Mayday - zwiastun:
Opowieść o zwariowanych perypetiach taksówkarza-bigamisty zamiast komedią pomyłek okazuje się być komediową pomyłką. Filmowi Sama Akiny wyraźnie brakuje lekkości i błyskotliwości literackiego oryginału, który od 30 lat służy za scenariusz bijącej rekordy popularności sztuki teatralnej. "Mayday" na wielkim ekranie śmieszy sporadycznie, a znacznie częściej frustruje i irytuje. Na tyle mocno, że chciałoby się pociągnąć za sznurek i opuścić kurtynę jeszcze przed końcowymi napisami.
To, co świetnie prezentuje się na teatralnych deskach, niekoniecznie musi sprawdzić się na wielkim ekranie. W ten oto dość zachowawczy sposób można skwitować wysiłki twórców filmowej wersji "Mayday". Sam Akina nie wykorzystał potencjału przebojowej sztuki Raya Cooneya, która od niemal 30 lat nie wypada z repertuaru polskich teatrów. I właśnie miłośnicy scenicznego oryginału mogą chyba czuć po seansie największy niedosyt, bo zarówno fabułę, jak i postaci oraz charakterystyczny humor obrócono w festiwal niewybrednego dowcipu, który wywołuje najczęściej zniesmaczenie wymieszane z zażenowaniem.
Dosadny filmowy żart, jaki zastosowano w "Mayday", rujnuje niemal całkowicie urok sytuacyjnego humoru, który w zestawieniu z błyskotliwymi dialogami i językowymi zabawami, zapełniał dotąd największe teatralne sale w Polsce. W filmie Sama Akiny nie ma bowiem miejsca na komediową dyskrecję, inteligentne niedopowiedzenia i grę pół-środkami tak, by to widz z narysowanego kontekstu sam mógł wyłowić najsmaczniejsze kąski. "Mayday" nie proponuje, a wręcz narzuca jednostajne i monotematyczne poczucie humoru, nie pozostawiając alternatywy dla tych, których nie śmieszą fizjologiczne docinki, żarty z genitaliów czy karykaturalne, slapstickowe gagi obnażające jedynie niezbyt wysokie IQ ekranowych postaci.
Przykre to tym bardziej, że fabuła oferuje naprawdę szeroki zakres dowcipu w różnorakiej postaci. Janek (Piotr Adamczyk) służbową taksówką kursuje na stałej trasie - od przytulnego mieszkanka w stolicy do okazałego domu na podwarszawskiej prowincji. Jedno lokum zamieszkuje energiczna, nieco roztrzepana i niepoprawna romantyczka Basia (Anna Dereszowska), drugie - pragmatyczna, zaradna i przedsiębiorcza Maria (Weronika Książkiewicz). Obie są żonami taksówkarza i żadna o drugiej z pań nic oczywiście nie wie.
Wypadek samochodowy, któremu ulega Janek, burzy jego precyzyjnie rozpisany w notatniku plan na podwójne życie. Mężczyzna, w asyście przyjaciela Staszka (Adam Woronowicz) podejmuje karkołomne często wysiłki, by za wszelką ceną uniknąć zdemaskowania. Zadania nie ułatwiają ani wścibscy policjanci, ani ścigający Janka gangsterzy. Akcja dynamicznie pędzi do przodu, nie ma raczej miejsca na fabularne przestoje, a żywiołowego tempa filmowcy pilnują niemal do końcowego kadru. I to niestety jedna z niewielu rzeczy, którą twórcom "Mayday" udało się zrealizować bez zarzutu.
Zasadności zwariowanych zwrotów akcji i logiki działania bohaterów nie warto się doszukiwać, ale nie jest to raczej wadą filmu, a następstwem literackiego oryginału. Farsa jest bowiem odmianą komedii, której nieprawdopodobny ciąg wydarzeń jest cechą rozpoznawczą. Problemem w przypadku ekranowego "Mayday" jest natomiast sposób pokazania tego widzowi. Zazwyczaj za pomocą dość prymitywnego dowcipu, tendencyjnych gagów i "pustych przebiegów", jakimi są liczne sceny niewnoszące zupełnie nic do fabuły. "Festynowe" poczucie humoru można byłoby jeszcze przełknąć, gdyby nie nachalnie umoralniający finał zupełnie odstający od konwencji całego filmu, wywołujący raczej głuchy śmiech niż popychający do refleksji.
Pewien dysonans widać także w rozpisaniu poszczególnych postaci. O ile Piotr Adamczyk i Adam Woronowicz w szalonym tempie gnają przed siebie, o tyle Weronika Książkiewicz i Anna Dereszowska zaciągają hamulec już po pierwszym kwadransie. Zabawna scena kolacji (w której nareszcie przebija się nieśmiało sytuacyjny żart i czuć aktorską improwizację) to już musztarda po obiedzie i nawet tym świetnym epizodem obie panie nie są w stanie zawalczyć w filmie o coś więcej niż kilka stereotypowych klisz i seksistowskich żartów. Kobiece role naszkicowano, ale zapomniano je pokolorować.
Komediowy ciężar spoczywa więc na barkach panów, którzy udowadniają, że w tak skonstruowanym duecie czują się znakomicie. Co nie zmienia faktu, że zarówno Adamczyka (jako zagonionego w ślepy zaułek bawidamka), jak i Woronowicza (fajtłapowatego nieco "skrzydłowego") już na ekranie w takim wydaniu oglądaliśmy nie raz. Widać jednak, że obaj aktorzy szybko złapali wspólny filmowy język i potrafili się wzajemnie uzupełniać. A przy tym troszkę się pobawić, czego nie można już powiedzieć o pozostałej części obsady. Nawet poczciwy gliniarz Andrzej Grabowski potrafi znudzić i zmęczyć widza. A przy okazji chyba i siebie.
Na filmową nudę na pewno z kolei narzekać nie będą ci, którzy gustują w niezobowiązującym, przyprószonym pikanterią kinie komediowym, którego orężem są gołe zadki, siarczysty język i bezpruderyjny humor. "Mayday" skonstruowany jest z tak wielu i często powielanych w kinie klisz, że na pewno znajdzie wielu odbiorców, którym liczne wady nie będą zbyt mocno przeszkadzać, a głośny śmiech (bo na pewno takowy zabrzmi na kinowej sali) zagłuszy fabularne zgrzyty. Należało się jednak spodziewać znacznie więcej po szumnych zapowiedziach twórców. W jednym na pewno udało się dotrzymać słowa - "Mayday" rzeczywiście nie jest komedią romantyczną.
Nie jest też niestety dobry film, co nie oznacza, że niektórym nie zaoferuje dobrej zabawy. Z filmową jakością, a już na pewno ze scenicznym pierwowzorem, ma to jednak niewiele wspólnego. "Mayday" proponuje dokładnie taką rozrywkę, jakiej można spodziewać się po mniej więcej 90 proc. rodzimych komedii. Jest więc się z czego pośmiać, ale znacznie częściej ma się ochotę zapaść pod kinowy fotel i wysłać sygnał ratunkowy "mayday, mayday, mayday".
OCENA: 4/10
Film
Opinie (111) ponad 10 zablokowanych
-
2020-01-11 10:44
Może się mylę ale piosenka na końcu powyższego zwiastuna dokładnie wskazuje kto jest targetem tej produkcji.
- 2 0
-
2020-01-11 11:42
???
Szczerze to dziwi mnie ,że na te romantyczne komedie ,które zawsze okazują się wyzwaniem dla ogladajacego jeszce ktoś do kina chodzi.
- 3 1
-
2020-01-11 11:47
Polskie filmy (1)
Tylko dla masochistów.
- 1 1
-
2020-01-11 22:58
Asia
To obejrzyj Supernovą.
- 0 0
-
2020-01-11 12:22
Oto recepta na dobicie polskiego widza!
Kolejny Film z Panem Adamczykiem i kolejna klapa! Właściwie co druga komedia to Pan Adamczyk!
a w każdej wygląda dokładnie tak samo..nawet w"Papieżu" był naciągany żeby mu chociaż charakteryzacje jakąś...cokolwiek ani to amant ani bohater taki nijaki..ciężko mi się na niego patrzy
i nie mam pojęcia czemu go wciskają w te filmy bo rozpoznawalny? a tylu w około świetnych aktorów.- 6 5
-
2020-01-11 15:39
Kiedy myślisz, że kac wawa jest dnem
A tu nagle coś puka od spodu :-)
- 8 2
-
2020-01-11 15:54
Panie Adamczyk, wez pan ze soba Karolaka
I wezcie juz spie...
- 7 2
-
2020-01-11 19:43
komedia nie romantyczna
myślę, ze niektóre opinie piszą ci, którzy filmu nie widzieli. Po pierwsze nie jest to komedia romantyczna, po drugie dobre tempo, wspaniale śmieszne dialogi i rewelacyjny duet Adamczyk i Woronowicz. To jest ich film. Ale i Bartosz Porczyk w roli Iwa jest doskonały, jak i Andrzej Grabowski jako policjant. Warto pójść.
- 9 4
-
2020-01-11 19:47
Beznadzieja !
beznadziejny !!!
Proszę o zwrot kasy- 2 6
-
2020-01-11 20:48
Czy autor opinii obejrzał film?
Wczoraj byłem w kinie i moje odczucie jest zupełnie inne. Moim skromnym zdaniem film super, sala kinowa pelna. Ludzie co chwila wybuchali śmiechem. Polecam ;)
- 10 4
-
2020-01-12 00:03
A mnie
A mnie się film podobał. Była to komedia ,na której bylo się z czego pośmiać . Jeśli ten film był słaby /według niektórych widzów/to jakie było "futro z misia"?
- 6 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.