• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Z gdańskiej stoczni do Seattle

Borys Kossakowski
2 listopada 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 
Michał Pietrzyk: Jestem bardzo związany z Gdańskiem, bo jako nastolatek spędzałem tu każde wakacje. Dziadkowie mieszkali przy ul. Polanki. Gdańsk kojarzy mi się jako cudowne miejsce, pamiętam przejażdżki tramwajem na Stare Miasto. Zresztą mam wrażenie, że klimat festiwalu w Seattle jest taki... trójmiejski. Michał Pietrzyk: Jestem bardzo związany z Gdańskiem, bo jako nastolatek spędzałem tu każde wakacje. Dziadkowie mieszkali przy ul. Polanki. Gdańsk kojarzy mi się jako cudowne miejsce, pamiętam przejażdżki tramwajem na Stare Miasto. Zresztą mam wrażenie, że klimat festiwalu w Seattle jest taki... trójmiejski.

Najpierw pracował w gdańskiej stoczni, a gdy go wyrzucono, zaczął organizować Festiwal Polskich Filmów w... Seattle. W siostrzanym mieście Gdyni. Gdańszczanin Zbigniew Pietrzyk wraz z synem Michałem świętują właśnie 25-lecie tej imprezy. W celebrowaniu udział bierze także inny gdańszczanin - Mikołaj Trzaska. Z Michałem Pietrzykiem, dyrektorem Seattle Polish Film Festival, rozmawia w Seattle Borys Kossakowski.



Borys Kossakowski: Seattle i Gdynia to miasta siostrzane. Festiwal Polskich Filmów w Seattle obchodzi właśnie 25-lecie. A dyrektorem festiwalu jest...

Michał Pietrzyk: ... były stoczniowiec z Gdańska i członek Solidarności, Zbigniew Pietrzyk. Czyli mój ojciec. Zresztą ja też jestem bardzo związany z Gdańskiem, bo jako nastolatek spędzałem tu każde wakacje. Dziadkowie mieszkali przy ul. Polanki. Gdańsk kojarzy mi się jako cudowne miejsce, pamiętam przejażdżki tramwajem na Stare Miasto. Zresztą mam wrażenie, że klimat festiwalu w Seattle jest taki... trójmiejski. Jest luźno, swojsko. Naszym gościom bardzo to odpowiada.
Trójmiasto na ekranach Seattle jest cały czas obecne. Mocnym echem odbił się "Czarny czwartek", pokazywaliśmy tu także "Wałęsę" Andrzeja Wajdy. Mamy tu dość liczne pokolenie emigracji solidarnościowej, dla których walka z komunizmem jest tak samo ważnym tematem jak dla poprzednich pokoleń II wojna światowa.


Z Polski jednak musieliście wyjechać, bo...?

Ojciec najpierw był internowany, a później dostał od władz propozycję nie do odrzucenia. Bilet w jedną stronę. Rodzina więc wyemigrowała.

Ale o Polsce nie zapomnieliście.

W żadnym wypadku! Ojciec jest maniakiem kina i siłą rzeczy zaangażował się niemal od początku w organizację Seattle Polish Film Festival, a w 2011 r. został jego dyrektorem. Ja zaś dołączyłem rok później jako dyrektor artystyczny. Nasz festiwal najpierw był ściśle związany z festiwalem chicagowskim. Imprezę w Seattle organizował zaś młody... dentysta Michał Friedrich. W tamtych czasach, żeby ściągnąć film na taśmie filmowej, trzeba było płacić setki dolarów za transport lotniczy. Opłacało się więc pokazać go w kilku miastach, jak już przeleciał przez ocean. Jako młody chłopak jeździłem na lotnisko i dźwigałem ciężkie puszki z filmami.

Dzisiaj filmy przesyła się przez internet?

Albo pocztą, na twardym dysku, który na dobrą sprawę zmieściłby się do koperty. Ale przesyłany jest w kartoniku ze względów bezpieczeństwa. Internet jest naszym dobrodziejstwem i trochę też przekleństwem, bo ludzie nie muszą już chodzić do kina, żeby obejrzeć film, tak jak kiedyś. Mogą to zrobić w domu. Dlatego festiwal od kilku lat bardzo mocno stawia na gości z Polski. Na festiwal chodzi się więc nie tylko zobaczyć film, ale także zobaczyć się z gościem.

W tym roku jednym z gości będzie doskonale znany czytelnikom Trojmiasto.pl saksofonista i autor muzyki filmowej Mikołaj Trzaska.

Miałem go na mojej liście życzeń od lat. Bardzo sobie cenię filmy Smarzowskiego, do których Mikołaj Trzaska robi muzykę. Mieliśmy tutaj także kilka lat temu świetny dokument "Miłość" opowiadający o historii zespołu Miłość, który założyli Trzaska i Tymon Tymański. Odwiedził nas wtedy reżyser Filip Dzierżawski. Mikołaj Trzaska zresztą wystąpi także na festiwalu jazzowym Earshot, z którym nawiązaliśmy właśnie współpracę. Mocnym trójmiejskim akcentem będzie także "Twój Vincent", który malowany był w dużej części w Gdańsku, a którego scenariusz współtworzył gdańszczanin Jacek Dehnel.

Zobacz także: "Twój Vincent" - film jak malowany


  • Publiczność przed pokazem filmu "Twój Vincent".
  • Uptown Cinema w Seattle.
  • Zbigniew Pietrzyk i Krzysztof Zanussi.
  • Zbigniew Pietrzyk i Natalia Rybicka podczas festiwalu filmowego w Seattle.
  • - Chcielibyśmy, żeby na festiwalu w Seattle pokazywane były wszystkie premiery, które wyświetlane są miesiąc wcześniej w Gdyni. Póki co jest to marzenie ściętej głowy, ale warto marzyć - mówi Michał Pietrzyk.
A "Polskie gówno" Tymańskiego?

Też mieliśmy! Bardzo mi się podobał ten film, choć byli tacy, co rzucali przekleństwami i wychodzili z kina (śmiech). Trójmiasto na ekranach Seattle jest cały czas obecne. Mocnym echem odbił się "Czarny czwartek", pokazywaliśmy tu także "Wałęsę" Andrzeja Wajdy. Mamy tu dość liczne pokolenie emigracji solidarnościowej, dla których walka z komunizmem jest tak samo ważnym tematem jak dla poprzednich pokoleń II wojna światowa. O ile jednak to możliwe, staramy się, żeby festiwal był apolityczny. Po prostu pokazujemy dobre kino.

Czyli "Smoleńska" nie było?

Ojciec powiedział: po moim trupie (śmiech). A na poważnie: festiwal ma łączyć ludzi, nie dzielić. Zresztą Amerykanów nie obchodzą utarczki polityczne. Chcą oglądać fajne filmy.

Seattle to miasto muzyki, tak samo jak Trójmiasto...

Och, tak. Naszych gości niemal zawsze zabieramy na obowiązkową wycieczkę po miejscach związanych z muzyką grunge. Dom Cobaina, studio, gdzie nagrywał Pearl Jam, park Sound Garden, od którego wziął nazwę zespół Chrisa Cornella. Aktor Paweł Małaszyński okazał się wielkim fanem muzyki grunge, więc zorganizowaliśmy dla niego specjalną wycieczkę. Odwiedziliśmy m.in. wytwórnię Sub Pop Records, której szefem jest Jonathan Poneman, prywatnie mąż łodzianki Magdaleny Panak (ślub wzięli w łowickich strojach). Okazało się, że założyciel legendarnego zespołu Mudhoney, Mark Arm, pracuje na co dzień w magazynie Sub Pop. Dzień wcześniej po projekcji filmu dziewczyny mdlały z przejęcia robiąc sobie zdjęcia z Małaszyńskim. A tu sam Małaszyński prawie zemdlał, widząc swojego idola.

Dużo macie kontaktów z siostrzanym miastem Gdynią i Festiwalem Filmowym w Gdyni?

Cały czas pracujemy, żeby kontaktów między Gdynią a Seattle było więcej. W tym roku na festiwal do Gdyni pojechał Zbigniew Konofalski, prezydent stowarzyszenia Seattle-Gdynia Sister City, aby zainicjować program wymiany studentów między gdyńską filmówką, a Seattle Film Institute. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za rok będziemy gościli w Seattle młodych filmowców z Trójmiasta. Jesteśmy też zapraszani co roku na festiwal filmowy do Gdyni, tak jak zresztą każdy polski festiwal zagraniczny organizowany dzięki wsparciu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Gdynia nas ładnie gości.

Jak jest gdyński festiwal odbierany za oceanem?
Jeśli wszystko dobrze pójdzie, za rok będziemy gościli w Seattle młodych filmowców z Trójmiasta. Jesteśmy też zapraszani co roku na festiwal filmowy do Gdyni (...). Gdynia nas ładnie gości.


Dla nas to tzw. "must see". Mój ojciec jeździ co roku, aby nawiązywać kontakty z producentami, reżyserami, aktorami. Bez tego nic byśmy nie zrobili. Z naszej perspektywy to świetna impreza, duża i dobrze zorganizowana. Aczkolwiek jest to impreza branżowa, więc nasza widownia w Seattle dość słabo kojarzy ten festiwal. Ale to nie są filmowcy, tylko zwykli widzowie, często nawet nie Polacy, bo naszym celem, ba, nawet obowiązkiem jest, żeby do Uptown Cinema, gdzie mamy projekcje, ściągać także Amerykanów.

Niektórzy mówią, że branża do Gdyni jeździ, żeby balować. Filmy ich nie obchodzą.

Jest w tym dużo przesady, ale i też trochę prawdy. Festiwal to nie jest najlepsze miejsce na oglądanie filmów. Przecież nie da się obejrzeć pięciu filmów pod rząd. Poza tym w kinie nie można rozmawiać, a ludzie z branży muszą przede wszystkim rozmawiać, żeby nawiązywać kontakty. Co innego wysłać komuś maila z zaproszeniem, a co innego przyjechać osobiście, uścisnąć dłoń, pogadać. Zresztą jeździmy też na inne festiwale. Ja byłem w tym roku w Koszalinie na festiwalu "Młodzi i film", gdzie zobaczyłem genialny krótkometrażowy "Pierwszy Polak na Marsie". Bez tego wyjazdu w życiu bym nie usłyszał o tym filmie.

Całą młodość spędziłeś w Stanach Zjednoczonych, ale jesteś Polakiem. Jak z takiej perspektywy wygląda kino polskie?

Całkiem nieźle. Niektórzy narzekają na polskie kino, ale jeżeli w Polsce produkuje się 30 kiepskich filmów rocznie, to w USA będzie ich trzy tysiące. Tylko nikt o nich nie usłyszy, bo się ich nie eksportuje do Europy. Polskie kino, to dobre i to złe, porównuje się więc do bardzo wyselekcjonowanej amerykańskiej czołówki. Nic dziwnego, że to porównanie wypada tak sobie.

Zwłaszcza jeśli chodzi o kino gatunkowe.

W Hollywood zaś kręci się niemal wyłącznie kino gatunkowe, od którego są tu wyspecjalizowani fachowcy. Do odpowiedniego gatunku, na przykład komedii albo horroru, dobiera się odpowiednich scenarzystów, operatorów, montażystów, którzy po prostu wiedzą jak to robić. W tym kinie nie ma ryzyka, bo zazwyczaj to stricte komercyjne przedsięwzięcia i muszą zarobić. Siłą europejskiego kina są filmy autorskie, w których jest więcej eksperymentów, bo są dofinansowane z kasy państwa. Takie filmy, jeśli są dobrze zrobione, mają szanse zrobić karierę na świecie. Na jedne i drugie zresztą jest miejsce. Jeśli mam ochotę na głębokie wrażenia artystyczne, obejrzę sobie "Idę" Pawlikowskiego. Ale jeśli mamy leniwą niedzielę, a jutro stresujący poniedziałek, to wolę się odprężyć przy lżejszym filmie gatunkowym: komedii czy sensacji.

Plany na przyszłość?

To bardziej marzenie, niż plan - chcielibyśmy, żeby na festiwalu w Seattle pokazywane były wszystkie premiery, które wyświetlane są miesiąc wcześniej w Gdyni. Póki co jest to marzenie ściętej głowy, ale warto marzyć. Chcemy zacieśniać związki z Gdynią, bo Seattle to bardzo atrakcyjne miasto, siedziba Microsoftu, Amazona, Boeinga i Starbucksa. A mój ojciec jest urodzonym aktywistą i ma niespożytą energię do działania. Choć trzeba pamiętać, że nasz festiwal jest przedsięwzięciem non-profit i wszyscy tu pracujemy pro publico bono, więc nie wszystkie marzenia się spełniają. Ale niektóre tak.

Opinie (11) 1 zablokowana

  • III RP sprawiła , że opuścili ojczyznę.

    • 4 8

  • No No No Borys emigracja służy .....

    ....ciekawy artykuł wysmarowałeś ...

    • 12 5

  • A "Polskie g*wno" Tymańskiego?
    Też mieliśmy!...
    "Wałęsę" Andrzeja Wajdy.
    ...staramy się, żeby festiwal był apolityczny...

    Sprzeczność widzę, zwłaszcza w świetle opublikowanych i przebadanych przez biegłych z instytutu Sehna dokumentów. W dodatku, kiedy sprawdzono dokumenty "totolotka" okazało się, że Bolek tam NIGDY nie wygrał. No i Bolo jak to Bolo, powiedział że chodziło o piłkarskiego. A tyle lat mówił o skreślaniu cyferek...

    • 11 10

  • "Smoleńsk" to polityka (4)

    a "Wałęsa" to nie.

    • 19 7

    • Symetria osi politycznej. (3)

      Prawica przesunęła wam symetrię w głowach. Wałęsa jeszcze nie tak dawno był postrzegany jako prawicowiec. Teraz, dla smoleńskiej sekty, wszystko, co na lewo od PiS to "lewactwo". Ta choroba jest bardzo trudna do wyleczenia. Co kilkadziesiąt lat wybucha taka narodowo-socjalistyczna epidemia. Współczuję.

      • 6 9

      • Albo oba filmy są polityczne, (2)

        albo żaden. Proste i logiczne.

        • 8 2

        • No widzisz (1)

          ciągle nie rozumiesz

          • 1 3

          • Jeśli film jest nasz, to dobrze,

            a jeśli nie nasz, to źle. Teraz rozumiesz?

            • 3 2

  • Borys! wróciłeś! bez Ciebie było nudno :)

    • 7 3

  • Brawa za konsekwencję

    " - O ile jednak to możliwe, staramy się, żeby festiwal był apolityczny. Po prostu pokazujemy dobre kino. - Czyli "Smoleńska" nie było? - Ojciec powiedział: po moim trupie (śmiech). A na poważnie: festiwal ma łączyć ludzi, nie dzielić. Zresztą Amerykanów nie obchodzą utarczki polityczne. Chcą oglądać fajne filmy.

    Dalej już nie czytałem, bo stwierdziłem, że nie warto. Tendencyjne pytania i odpowiedzi. Masa sprzeczności. "Smoleńsk" po moim trupie, ale "Wałęsa" już odbił się szerokim echem. Oba filmy cienkie jak barszcz (zresztą tak samo jak "Polskie g*wno"), ale nie mówcie, że jesteśmy apolityczni, bo pusty śmiech ogarnia. W takim rozumieniu to KOD też jest apolityczny. Też ciągle opowiadają te głodne kawałki o tym, że chcą łączyć, ale na hasło PIS pojawia im się piana na ustach.

    • 18 10

  • Dzięki redaktorze.za pozytywistyczny art.w morzu nienawiści ogarniającej kraj

    Jak miło przeczytać że są Polacy z pasją gratis popularyzujący ..FilmPolski"w USA.Zwłaszcza że polityka i plucie na bohaterów-(Wałęsa i inni) ich nie interesuje gratuluję pozytywnego dystansu i życzę powodzenia:-)

    • 2 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Targi Rzeczy Ładnych

15 zł
Kup bilet
targi

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Jak brzmiało hasło 13. edycji festiwalu NARRACJE?