- 1 7 rzeczy, które musisz zrobić wiosną (26 opinii)
- 2 Te kreacje przeszły do historii festiwalu (9 opinii)
- 3 Na który festiwal warto kupić bilety? (44 opinie)
- 4 Modne imprezowe miejsce w Oliwie (82 opinie)
- 5 Recenzja filmu "Istoty fantastyczne" (11 opinii)
- 6 Wielkie zainteresowanie naszą strefą (68 opinii)
Problemy gastronomii: nie mówią po polsku, bez umowy o pracę, tipów coraz mniej
Gastronomia to fascynująca branża, lecz i ją toczą problemy, z którymi zmaga się od dekad, m.in. napięcie na linii restauratorzy kontra kucharze i kelnerzy. Niestety pokłosie tych wewnętrznych sporów w niektórych lokalach odczuwają konsumenci, którzy zauważają obniżające się standardy. Każda ze stron ma też swoją prawdę i argumenty. Z jakimi trudnościami mierzy się dzisiejsza gastronomia?
- Gastronomia i jej problemy
- Jak tu się dogadać?
- Kryzys jest, a rozwiązań nie widać
- Wykwintność na talerzu, ale obsługa jak w kurniku
- Ceny z kosmosu to i gości mniej
Gastronomia i jej problemy
W restauracji pracować może obecnie niemal każdy. Zarówno osoba, która ukończyła szkołę średnią lub zawodową, w której zdobywała doświadczenie i uczyła się, ale też pasjonaci, którzy oddali temu życie, jak i studenci, którzy chcą zarobić, by móc się utrzymać. Również osoby, które nie wiedzą, czego chcą w życiu, a praca daje im pieniądze, które są potrzebne do opłacenia rachunków, a także obcokrajowcy, którzy wzbudzają ostatnio sporo kontrowersji. Właściciele lokali mimo to narzekają, że "nie ma komu pracować". To prawda?
Tak jak o kucharzach, zwłaszcza szefach kuchni, możemy powiedzieć, że jest to zawód, który wciąż wiąże się z większym prestiżem, tak praca kelnera została spłycona do czegoś, co teoretycznie wykonać może każdy, a szkoda.
Zarobki w gastronomii. Ile dostaje kelner, a ile kucharz?
To właśnie w tej grupie znajdziemy zarówno osoby, które potrafią znakomicie przeprowadzić obsługę, posiadają szerokie umiejętności w dobieraniu alkoholi i kursy sommelierskie, a także dodają atmosfery wieczorowi i pozostawiają gościom dobre wrażenia. Niestety są również miejsca, w których obsługa niemal nie istnieje, a zapytany o coś kelner nie potrafi powiedzieć nic na temat dania lub też często ledwie po polsku, co utrudnia komunikację.
I nie mam tu na myśli jedynie pracowników z Ukrainy - byłem raz we włoskiej pizzerii w Gdańsku, gdzie kelnerzy pochodzący z Włoch nie potrafili wyjaśnić mi w języku polskim, co znajdę w menu.
To niestety ostatnio coraz częstszy problem na rodzimym gruncie gastronomicznym, a warto pamiętać, że idąc do restauracji, płacimy nie tylko za jedzenie, ale również za otoczkę i pełne doświadczenie. Dodatkowo kelner posługujący się biegle językiem polskim, a także angielskim, to obowiązek w dzisiejszych czasach, szczególnie w tak turystycznym regionie jak Trójmiasto.
Jak tu się dogadać?
Praca ta często jest niepewna i sezonowa. Dodatkowo pandemia mocno zweryfikowała branżę, a masowe zwolnienia i brak możliwości pracy doprowadziły wiele osób do problemów finansowych - część z nich się wtedy przekwalifikowała. Doświadczeni menadżerowie, kelnerzy i kucharze odeszli, a gdy sytuacja się uspokoiła, niektórzy nigdy nie wrócili do gastronomii. Restauratorzy narzekali, że trudno im znaleźć dobrych i wykwalifikowanych pracowników.
Mimo że stawki wrosły, tak dla wielu osób nie są one współmierne z tym, czego się od nich oczekuje. Braki kadrowe zaczęli więc uzupełniać obcokrajowcy, co samo w sobie nie powinno być dla nikogo problemem, chyba że istnieje... bariera językowa.
Restauratorzy widzą, że może to stanowić coraz większą trudność i zaczęli w ogłoszeniach o pracę dla kernerów/obsługi dodawać fragmenty, że wymagana jest znajomość języka polskiego. Rozumiem to podejście. Jest to praca, w której język polski jest ważny, a pozostałe - angielski, szwedzki, ukraiński - powinny być dodatkowym atutem. Warto też pamiętać, że nawet biegła znajomość języka angielskiego nie będzie współmierna ze znajomością języka polskiego, którym posługuje się większość mieszkańców.
W obecnych realiach często spotykany język ukraiński jest dużym atutem, ponieważ konsumentami są również Ukraińcy. Szala jednak zaczęła się przechylać w kierunku większej liczby pracowników, którzy niekiedy borykają się z problemem porozumiewania się z Polakami.
Kryzys jest, a rozwiązań nie widać
Niektórzy są zdania, że złote lata w gastro minęły. Konsumenci nie zostawiają już tak wielkich napiwków, które kiedyś kusiły ludzi poszukujących pieniędzy i zachęcały do pracy, a nawet rezygnacji ze studiów. Pracodawcy nie chcą tak chętnie zatrudniać na stałe umowy, a płacić chcą wciąż takie same pieniądze - równe często... najniższej krajowej (oczywiście zapominając, że kiedyś dla kelnera "godzinówka" nie była ważna, a liczyły się bardziej "tipy", których obecnie często brak).
Ona z Sopotu, on z Włoch. Połączyła ich miłość do jedzenia
Właściciele restauracji nie zawsze chcą podnosić płace swoim pracownikom, chociaż ceny ich dań rosną bez przerwy (szczególnie w nastającym sezonie letnim). Pracodawcy tłumaczą się, że chcą utrzymać biznes i nie mają łatwo. Podkreślają, że koszty związane z opłacaniem pracowników na umowę o pracę by ich pogrążyły. Dodatkowo ceny najmu lokalu i produktów są wysokie.
Z drugiej strony pracownicy też muszą coraz więcej płacić za utrzymanie: wynajem mieszkania, kredyt, opłaty i jedzenie także są wyższe niż kilka lat temu.
Wykwintność na talerzu, ale obsługa jak w kurniku
Pracodawcy szukają cięć i możliwości zarobienia więcej... a raczej odrobienia strat za poprzednie lata, niestety bywa, że kosztem pracowników. To wszystko wpływa na zespół i ich niechęć do pracy, co później skutkuje np. sfrustrowanym kelnerem. A takie nastroje goście restauracji wyczuwają.
Nawet najwspanialszy kurczak zagrodowy, ośmiornica sprowadzona z Meksyku czy szampan i kawior nie będą znakomitym przeżyciem, jeżeli zabraknie tej atmosfery, którą dodaje czynnik ludzki w postaci kelnera, który jak aktor na scenie reprezentuje restaurację i potrafi ugościć każdego.
Ceny z kosmosu to i gości mniej
Branża gastronomiczna boryka się ze słabnącym popytem konsumentów, a wysokie ceny dań nie sprzyjają przyciągnięciu ich z powrotem. Jeszcze kilka lat temu sektor ten kwitł, oferując konsumentom bogate doświadczenia kulinarne, z degustacjami i spotkaniami w restauracjach.
Obecnie dla wielu osób wyjście na wykwintny posiłek stało się znacznym obciążeniem budżetowym, nie mówiąc już o regularnym korzystaniu z takich usług. Pod artykułami kulinarnymi, jak np. Nowe Lokale, coraz częściej można napotkać komentarze pisane przez pracowników gastronomii typu: "Wszystko jest drogie, to i dania są droższe", "Jak ci się nie podoba cena, to możesz jeść w domu".
Klienci też zmienili podejście, jak np. moja redakcyjna koleżanka Aleksandra Wrona, która napisała ciekawy felieton "Nie stać mnie, by chodzić do kiepskich restauracji". Napisała, że "kiedyś wyjścia na miasto dzieliły się na te bardziej lub mniej odświętne, teraz gdy w byle barze płacę za danie ok. 40 zł staram się wybierać rozważnie, czasem wolę odpuścić, a czasem dopłacić".
Dlatego ceny powinny być ustalane z umiarem, w przeciwnym razie ryzykujemy kontynuację trendu zamknięć lokali, który jest wciąż zauważalny. Aby przetrwać na rynku, restauratorzy muszą znaleźć równowagę między jakością a ceną, która zachęci klientów do powrotu, nie narażając ich przy tym na zbyt duże wydatki.
Opinie wybrane
-
2024-05-10 11:45
W obecnej rzeczywistości to moim zdaniem branża bez przyszłości (5)
Konkurencja gignatyczna, "każden jeden" hydraulik, murarz, bezrobotny z dofinansowaniem może sobie założyć knajpę meksykańską, gruzińską, włoską czy jakąkolwiek inną nie mając o tym pojęcia. Praca w większości dla studentów/młodych osób, za niezbyt atrakcyjne stawki, pracodawca oczekujący, że resztę wypłaty zasponsoruje klient w napiwkach. Ceny z
Konkurencja gignatyczna, "każden jeden" hydraulik, murarz, bezrobotny z dofinansowaniem może sobie założyć knajpę meksykańską, gruzińską, włoską czy jakąkolwiek inną nie mając o tym pojęcia. Praca w większości dla studentów/młodych osób, za niezbyt atrakcyjne stawki, pracodawca oczekujący, że resztę wypłaty zasponsoruje klient w napiwkach. Ceny z kosmosu dla tubylców, dla turystów może i atrakcyjne, jeśli nie chcą jeść kajzerek z marketu z serkiem topionym w lokalu z "klimatem". Często składniki niezbyt dobrej jakości, mrożone z hurtowni. W covidzie jeszcze byłem w stanie wspierać, ale jak zobaczyłem pizzę na dowóz za 80zł+10 za dostawę, to jednak postoję. Nie ma co się dziwić, że co chwila nowootwarty lokal po +/- roku działalności się zamyka.
- 227 6
-
2024-05-10 15:59
Każdy może założyć, ale nie mając o tym pojęcia to się nie utrzymasz i skończysz z długami
Chyba że masz fenomenalną intuicję i talent do gotowania.
- 13 3
-
2024-05-10 14:35
Mnie zszokował w tym artykule fakt, że napisał go Mateusz Groen (3)
Czyli można pisać o normalnych rzeczach, o życiu, a nie tylko u kuestwie.
Brawo Mateusz!- 14 3
-
2024-05-10 22:31
(2)
Kto to ten Mateusz groen?
- 7 2
-
2024-05-11 13:14
(1)
Autor powyższego artykułu tumanie!
- 2 2
-
2024-05-12 15:34
To raczej tumanem jestes ty bo nie zrozumiałeś pytania.
- 0 0
-
2024-05-10 11:38
(33)
Jeżdżę służbowo po kraju i powiedzcie mi taką rzecz, dlaczego wszędzie dobrego kebsa zjesz za max 23-25 zł, a Gdańsku trudno o takiego za 30?
- 183 13
-
2024-05-11 13:41
Bo mieszkasz w turystycznej miejscowości
Dziwi mnie tylko co turyści w trojmiescie widza. Głownie tylko wieje, jest zimno i pada.
- 13 3
-
2024-05-11 10:34
taka rada wracaj ty do siebie na mazury:) (2)
- 6 21
-
2024-05-11 13:41
Jeśli chodzi o wypoczynek to Mazury nadają się do tego znacznie bardziej.
- 8 4
-
2024-05-11 10:42
Zdziwię cię chłopczyku, właśnie na Mazurach jadłem najbardziej ohydnego kebsa w moim życiu. Było to w Orzyszu. Kocham Mazury, bo są naprawdę przepiękne, ale rodzinnie nie mam z nimi nic wspólnego: dziadki z jednej strony z Tucholi, z drugiej ze Starogardu. Rodzice urodzeni w Gdańsku, ja z bratem również. No, to teraz czas dla ciebie na przedstawienie skad twoje dziadki przywędrowały do Gdańska. Potrafisz normalnie?
- 16 5
-
2024-05-11 09:28
(3)
Nie trzeba jechac nie wiadomo gdzie w Polske. Wystarczy przejazdem zajsc do jakiejs jadlodajni w np Leborku czy Slupsku i mamy ceny nizsze o 50%. Moze tam ceny produktow sa nizsze :). To ironia oczywiscie.
- 21 1
-
2024-05-11 13:03
(2)
Ale ceny produktów są tam rzeczywiście niższe, koszty życia też.
- 1 10
-
2024-05-11 13:17
(1)
Bzdury opowiadasz! Ceny produktów takie jak w Gdańsku, a ceny w restauracjach niższe! Dlaczego? Bo restauracje nie pobierają zawyżonych marż jak w Trójmieście! Ot cała prawda!
- 10 1
-
2024-05-11 16:00
Większość lokali jest wynajmowane
Zarobic na czynsz w Gdańsku nie jest wcale tak prosto , to są dziesiątki tysięcy złotych , a w Słupsku czy Lęborku stawki o wiele niższe od tych w Gdańsku
- 7 0
-
2024-05-10 18:39
Lahm kebab 18pln
- 8 2
-
2024-05-10 16:13
100-150 zł za m2 lokalu, koszt 1h pracownika (brutto z ZUS i PIT) to 46 zł - zakładając jedynie minimalną!!! (1)
- 5 18
-
2024-05-11 10:49
Tak, jasne, bo płacicie godziwie i na umowie o pracę
I dlatego oczekujecie, że będziemy płacić tym godziwie wynagradzanym napiwki ;) Jak byście dążyli do zapełnienia sali, to by się wam koszt lokalu rozkładał na o rząd wielkości większą liczbę klientów. Byłyby korzyści skali przy zamówieniach. Baa, kuchnia nie stałaby w połowie niewykorzystana. Ale jak oczekujecie, że jeden zapełniony stolik pociągnie wam biznes...
- 10 0
-
2024-05-10 13:59
Gdańsk to jest bezkebabie. Zresztą brakuje tu miejsc by zjeść szybko i w miarę niedrogo. (5)
Nawet w Toruniu sa 3 Manekiny, u nas 1 i kolejki po horyzont.
- 10 8
-
2024-05-10 15:15
nie ma chyba bardziej przehajpowanej knajpy niż Manekin (2)
żeby to chociaż dobre było
- 48 2
-
2024-05-11 10:50
A Mandu z wiecznymi kolejkami przed? (1)
- 5 2
-
2024-05-11 13:19
Omijam te Mandu szerokim łukiem! Pozatrudniali Ukrainki które nie potrafią lepić pierogi!
- 5 0
-
2024-05-10 14:21
(1)
Manekin lata swietnosci ma juz dawno za soba, nigdy nie rozumialem fenomenu tego miejsca.
Dobry kebab to co innego niz dobry nalesnik za 30 pln :)- 32 2
-
2024-05-11 09:07
Fakt
Mocno przeciętne te naleśniki. Poza tym kiedyś w farszu znalazłem muchę i po tym incydencie zaprzestałem wizyt.
- 13 0
-
2024-05-10 13:34
Tutaj nie do końca się zgodzę. Byłem w Łodzi i wpadłem na Piotrkowskiej na kebaba. Oceny w porządku ponad 4 na 5. Ale bardzo słaba jakość. Nie mówiąc o samym mięsie ale też surówka, gdzie większość była zwykła biała kapusta. Taki zwykłej wielkości kebab z frytkami i tą kapustą 36zł. Zdaję sobie sprawę, że na Piotrkowskiej drożej ale głównie mi chodzi o jakość gdzie w Gdańsku jeszcze się z tak złą nie spotkałem.
- 6 3
-
2024-05-10 12:55
(1)
A w dodatku dziś, właśnie dziś, zabrakło baraniny!
- 25 1
-
2024-05-10 16:24
Sosów też akurat zabrakło i został tylko czosnkowy z butelki z biedny.
- 7 0
-
2024-05-10 12:02
Kebaby nie za często jem, ale dotyczy to też innych dań.
Np. dwudaniowy typowy obiad, w schludnym barze i do tego dobry za 25-30 zł.
W Gdańsku zupa około 20 zł...- 30 0
-
2024-05-10 11:55
Pytanie raczej brzmi dlaczego w berlinie jest taniej niz w gdyni. I nie dotyczy to jedynie kebsów ..... (7)
- 64 1
-
2024-05-11 14:42
Wez gazety poczytaj
Akurat w Berlinie kebab kosztuje 8 Eur i partie lewicowe chca wprowadzic doplaty do kebsow (wczoraj byl o tym problemie inflacji kebabowej mini reportaz na Trojce). Nawet kanclerz musial sie tlumaczyc z ceny kababa
- 0 0
-
2024-05-11 07:40
Bo Berlin to super miasto
- 7 1
-
2024-05-10 14:30
a dlaczego w Gdyni jest nadal taniej niż w Gdańsku? :)
- 10 0
-
2024-05-10 14:27
Bo jest tam sporo Turków a tutaj pewnie byś ich nie chciał (1)
- 3 7
-
2024-05-11 15:10
Turcy są spoko ludzie i mają przepyszne jedzenie. Bardzo nas Polaków lubią. Spotkałeś kiedyś w życiu Turka?
- 4 2
-
2024-05-10 14:06
Po co ma być taniej w Trójmieście, jak może być w Berlinie (1)
Nie po to mamy sprzedajnych polityków aby u nas żyło się lepiej.
- 22 8
-
2024-05-10 16:25
Dokładnie to samo chciałem napisać. Zaraz wyskoczy jakiś obrońca pełowskich ucieśnionych ze zdartą płytą:))
- 13 6
-
2024-05-10 11:53
bardzo dobre pytanie
- 13 0
-
2024-05-10 11:46
(1)
Burger (bułka z mięsem zasadniczo) nie znajdziesz poniżej 40.
- 31 1
-
2024-05-10 18:39
W Berlinie i to zachodnim 8 EUR, dziękuję
- 9 1
-
2024-05-10 11:41
Syndrom sztokholmski,wiedzą ze ludzie kupią nawet za 50zł i jeszcze się będą serdecznie uśmiechać))
- 26 4
-
2024-05-10 18:58
Winne ceny (8)
Jeszcze 2-3 lata temu idąc do restauracji z rodziną płaciłem 200-250zł za 2-daniowy obiad, deser i napoje. Teraz, nadal zarabiając nieźle, ale raczej podobnie jak te 3 lata temu, muszę wydać 500zł. Szkoda, ale znów wrócił czas, że muszę traktować takie wyjście jak coś ekstra a nie normalność.
- 150 8
-
2024-05-13 10:53
masz swój efekt sztuczego podnoszenia płacy minimalnej przez PIS
jak ktoś wpływa sztucznie na rynek to tak się kończy .
- 2 2
-
2024-05-12 07:53
Il to jest zarabiać niźle? (1)
- 0 4
-
2024-05-13 15:59
Ja ci powiem
Nieźle zarabiać to ok 20k, wszystko niżej to ani człowiek bogaty ani biedny. Dużo zarabiać to powyżej 30k. Bardzo dużo zarabiać to powyżej 50k.
- 1 2
-
2024-05-11 10:45
Skoro właściciele wszystko argumentują rosnącymi kosztami (2)
A w krajach bardziej rozwiniętych i z wyższymi kosztami - Hiszpanii, Francji czy nawet Austrii - można zjeść sensowny posiłek w tej samej cenie lub taniej, to niech branża upada. Gdzieś jest granica robienia sobie szydery z klienta i już dawno została przekroczona.
- 36 0
-
2024-05-11 14:05
nie wszędzie koszt (1)
utrzymania pracownika, najem lokalu, opłata za rachunki jest taka jak w Polsce
- 1 11
-
2024-05-13 16:00
XD
masz rację, nie wszędzie jest tak tanio jak w Polsce.
- 2 0
-
2024-05-11 10:35
tak to bylo jak mieszkales na mazurach (1)
- 0 19
-
2024-05-11 15:32
Co ty z tymi Mazurami? Przecież twoje Braniewo też nie leży na Florydzie tylko na historycznej Warmi.
- 10 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.