• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Szaman Coleman i jego Five Elements

Przemysław Rydzewski
9 listopada 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Po Jazz Jantar: nasi jazzmani trzymają się mocno
Jazzowy szaman - Steve Coleman. Jazzowy szaman - Steve Coleman.

To był koncert pełen mistycznej tajemniczości i niepokoju. Steve Coleman zahipnotyzował zebraną w Żaku publiczność zabierając ją do pierwotnej krainy rytmu i dźwięku. Drugi dzień festiwalu Jazz Jantar wypadł wyśmienicie.



To nie był zwyczajny koncert. Rzadko kiedy bowiem można zobaczyć tak zaczarowaną publiczność. Panowała kompletna cisza. Nikt nie miał ochoty rozmawiać, nikt się nie wiercił, nikt nie wychodził. Nie było nawet czasu na oklaski, które niepotrzebnie rozproszyłyby trans, któremu poddani zostali zebrani w Żaku liczni słuchacze. Steve Coleman to muzyczny szaman. Tańczył, wyśpiewywał pod nosem tajemnicze strofy i nieustannie przemawiał poprzez zawieszony na piersi saksofon. Trudno bowiem nazwać to grą. To było coś więcej. - Mam coś - mówił scenicznym kolegom i dmuchał w ustnik dalej, jakby doznał nagłego olśnienia, którym koniecznie musiał podzielić się z innymi.

Towarzyszący Steve'owi Colemanowi Five Elements to również nieprzeciętne zestawienie. Pędząca bezlitośnie, ale jakże przy tym perfekcyjna sekcja rytmiczna w wykonaniu kontrabasisty Thomasa Morgana i perkusisty Marcusa Gilmore'a kontrastowała z bardziej spokojną, poruszającą się jakby w innym tempie sekcją dętą - puzonistą Timem Albrightem i trębaczem Jonathanem Finlaysonem. Wszystko doskonale uzupełniała pochodząca z Taiwanu Jen Shyu. Jej śpiew odpowiadający dźwiękom instrumentów, traktowany jak kolejny element muzycznej potrawy, połączony z rytmicznym tańcem, robił wielkie wrażenie. Widzieć tych wszystkich muzykujących ludzi na jednej scenie to jakby doświadczyć, czym jest obecnie Nowy Jork. To dawna Florencja, Rzym czy Paryż, to współczesny Babilon pełen wędrujących po ulicach talentów, które można usłyszeć na każdym rogu.

Nie można też zapomnieć o poprzedzającym występ Colemana trio Macieja Obary. To był również wyśmienity koncert łączący w sobie nowoczesność z tradycją freejazzowych improwizacji. Jakiś czas temu mogliśmy usłyszeć go na trójmiejskiej scenie w zespole Maćka Grzywacza, ale dopiero teraz, w towarzystwie swojej doskonałej sekcji rytmicznej: Maciej Garbowski - kontrabas oraz Krzysztof Gradziuk - perkusja, ukazał oblicze jednego z najlepszych polskich saksofonistów. - What was the name of the band befoure us? - pytał Coleman ze sceny. - Obara - they were good! - chwalił i dziękował, że zagrali.

Żywe spotkanie z twórczością Colemana to doświadczenie niezwykłe. To przepełniona tajemniczością, metafizycznym niepokojem, można rzec nawet niebezpieczna, wyprawa do prapoczątków rytmu i sił drzemiących w Ziemi. To jedno z tych wielkich oblicz muzyki, które trudno oddać słowami. Coleman to pierwotny filozof, który posiada siłę niezwykle szybkiego oczarowywania słuchaczy. Do tej pory wydawało mi się, że wpadanie w trans to proces długi, monotonny i wymagający niezwykłych, dodatkowych środków wspomagających. Nic bardziej mylącego! Wystarczy wpaść na koncert Stevena Colemana.

Wydarzenia

Festiwal Jazz Jantar 2009 (26 opinii)

(26 opinii)
jazz, muzyka alternatywna

Miejsca

Opinie (10) 3 zablokowane

  • Trzeba dodać, że koncert był na stojaka

    bo organizatorzy chcieli upchnąć jak najwięcej ludzi. Tych, którzy przyszli można jednak było spokojnie posadzić na krzesłach.
    Jak zwykle w Żaku nie działała lub nie wyrabiała klima i było duszno jak w sali gimnastycznej i śmierdziało petami, bo drzwi do holu były otwarte przez całą przerwę.
    A Coleman był nudny jak flaki z olejem. Nie wiem skąd autor wziął te dęte frazesy, chyba z materiałów prasowych zespołu.

    • 6 3

  • Kolejny festiwal ginący w gąszczu przeciętności (1)

    Dlaczego nie są wspierane nowe pomysły a tylko kopiowane to co jest ostatnio modne nawet w aspekcie zarządzania sztuka :-)
    Takich festiwali jest setki.
    Obecnie modny jest kierunek feministyczny w festiwalach czyli przydomek Ladies np rock jazz disco polo festiwal.
    Aby przyciągnąć sponsorów festiwale będą jeszcze dziwniejsze i jeszcze przeciętniejsze.
    Wszak chodzi o przyciągnięcie sponsorów a nie widzów :-)

    • 1 3

    • gąszcz przecietności to jest na tym forum

      kotku, włącz szare komórki, sponsorów przyciąga się po to, żeby była kasa na artystów i żeby bilety były tanie, a sponsor na pewno nie da kasy "dziwne i jeszcze przecietniejsze" festiwale. Jakby przyjąc twój punkt wiedzenia, to największym frajerem w tym kraju jest Era (albo Heineken), a największym cwaniakiem Roman Gutek (albo Alter Art).
      I jakie to nowe (zapewne wspaniałe) pomysły nie są wspierane?

      • 0 1

  • Zgadzam się z autorem

    Koncert był magiczny, brzmiał jak jeden utwór pełen wariacji i niekończących się sekwencji. Każdy dźwięk był idealnie kontrolowany. Co prawda brak miejsc siedzących i niemożliwość picia czegokolwiek na koncercie jazzowym jest nieco niekomfortowe, ale widocznie wszystkiego mieć nie można. M. Obara był świetny, nie spodziewałam się takiego występu, ale autor nie wspomniał o No quartet którzy grali w kawiarni po koncercie Colemana. Ich występ był bardzo obiecujący, zespół łączył kilka nurtów jazzowych w swoich kompozycjach,a że sa początkującym zespołem na scenie to jest to obiecująca perspektywa :)

    • 3 1

  • do starego zaka

    tam byla atmosfera i zadyszka

    • 1 1

  • świetny koncert!!

    • 1 0

  • Obara a Coleman

    Maciej Obara zgodnie z życzeniem Mikołaja Trzaski mnie zabił - mocny przekaz i w pełni zasłużone brawa! Szkoda tylko, że musiał zejść ze sceny tak szybko bez możliwości bisu. No ale taki nieszczęśliwy los występów przed gwiazdą wieczoru...

    Ano właśnie - oczekiwania co do gwiazdy miałem duże, choć znalezione tu i ówdzie kawałki występów Colemana z gronem młodych muzyków nie porwały mnie zbytnio. Niestety wszystko się potwierdziło, gdyż występ całkowicie mnie rozczarował - zero energii, zero pomysłu...

    Żaden z młodych muzyków się nie wyróżniał (pozwolę sobie pominąć milczeniem bardzo słabe solo kontrabasisty), co sprawiło że całość brzmiała bardziej jak luźny jam na studiach, niż jak przemyślana kompozycja. Może wszyscy byli zmęczeni serią koncertów - sam już nie wiem...

    A sam Coleman? Mikołaj Trzaska powiedział na wstępie, że nie gra już tak jak kiedyś i chyba faktycznie coś w tym jest :/ Wiem, że ma teraz swoją wizję i jak sam mówi gra bardziej dla siebie niż dla publiczności, ale nie zmienia to faktu, że koncert daleki był od atmosfery - jak pisze autor artykułu - "tajemniczości i niepokoju". Dla mnie było zbyt nudno i zbyt przewidywalnie.

    Dlatego wyszedłem przed końcem i nie byłem jedyny - znamienne jest to, że sam Maciej Obara wyszedł znacznie wcześniej...

    • 3 1

  • co za bzdety wipisuje niejaki griter ... (1)

    Sam Obara, Sam Trzaska - Pliz... ochłońmy trochę od lokalnych bohaterów; Słabe solo kontrabasisty ?! czyżby miał wywijać parówkami po chwytni, albo świrować smyczkiem jak w rozgrzewającym zespole ? - dawno nie słuchałem tak dobrego kontrabasisty - oszczędnie, twardo bez ozdóbek - coś w deseń Hadena. Koncert Colemana mógł być po prostu za trudny i za długi dla niektórych klubowiczów - za mało w nim rzeczy, które się zna skad inąd :)?

    • 0 0

    • W kwestii bzdetów

      Nie wiem po co te personalne wycieczki Panie Marcinie?

      Cytuję: "ochłońmy trochę od lokalnych bohaterów" - wyrażam swoje opinie, z którymi może się Pan nie zgadzać. Czy to jednak źle cieszyć się, że Polacy grają dobrze?

      Cytuję: "dawno nie słuchałem tak dobrego kontrabasisty - oszczędnie, twardo bez ozdóbek" - wystarczyło przyjść dzień wcześniej posłuchać Marcina Olesia, aby mieć dobre porównanie. Dla mnie występ był bez polotu i bez pomysłu.

      Cytuję: "za trudny i za długi dla niektórych klubowiczów - za mało w nim rzeczy, które się zna" - a może wręcz za dużo? Może generalnie niewiele się działo ciekawego? - zaznaczam, że nie uciekam od trudnych rzeczy. Ba! - wręcz uwielbiam granie free...

      Ale zależy co kto lubi, a o gustach się przecież nie dyskutuje ;)

      • 0 0

  • może i zahiponotyzował

    tylko moje pytanie, bo stałem z tyłu. Dlaczego po połowie koncertu tyle "zahipnotyzowanych" osób wychodziło z sali koncertowej i ekhm, już nie wracało...dla mnie to hmm była za ciężka improwizacja, jak zresztą dla większości. Pozdrowienia dla dwóch panów co siadali sobie tyłem do sceny na schodkach od technika nagłośnieniowego i byli tacy smutni...

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (1 opinia)

(1 opinia)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Wskaż dzielnicę, w której NIE zagościł do tej pory festiwal NARRACJE: