- 1 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (31 opinii)
- 2 Gdańskie zoo świętuje 70-lecie (51 opinii)
- 3 Festyny, dinozaury, pociągi, a może zwiedzanie? Majówka 2024 z dziećmi (12 opinii)
- 4 Grają przeboje największych gwiazd (16 opinii)
- 5 Zamknięto jedyną ukraińską dyskotekę (155 opinii)
- 6 Majaland: znamy termin otwarcia i cennik (577 opinii)
Przemierzyli Demokratyczną Republikę Konga. Opowieść o niezwykłej wyprawie
To było ich wielkie podróżnicze marzenie. W połowie grudnia, Michał Miziarski i Dominika (znana jako Dodo) Knitter wrócili z wyprawy przez Demokratyczną Republikę Konga. Pokonali drogę z Kinszasy do Kampali (Uganda), przejeżdżając przez samo serce lasu deszczowego. Wrażenia i wspomnienia z wyprawy Michał planuje opisać w książce.
- Marzenie o tej podróży po raz pierwszy pojawiło się w mojej głowie cztery lata temu, gdy płynąłem jeziorem Tanganika do Parku Narodowego Gombe. Wyruszyliśmy o świcie, a na horyzoncie majaczyła linia brzegowa Demokratycznej Republiki Konga. Patrzyłem na nią tęsknym wzrokiem marząc, że kiedyś tam pojadę - wspomina Michał Miziarski. - Ponadto, mam w sobie dużą ciekawość miejsc, o których za wiele nie wiadomo. W mediach wiadomości o DRK są bardzo jednostronne i ponure - kryzys, wojna, niebezpieczeństwo, bieda. Miałem za sobą doświadczenia półtora roku życia w Afryce Subsaharyjskiej i czułem, że nie jest to jedyna prawda, że cały kraj nie może żyć wyłącznie wojną. Chciałem sam się przekonać, jak tam naprawdę jest.
Otworzył sklep z modą z Tanzanii. Michał Miziarski i jego Pole Pole
Demokratyczna Republika Konga nie jest turystycznym kierunkiem. Na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych możemy przeczytać, że podróże do DRK nie są zalecane z powodu napiętej sytuacji politycznej. W związku z tym, samo zorganizowanie wyprawy nie było łatwym zadaniem.
- Pierwsze trudności pojawiły się już przy załatwianiu wizy - mówi Michał. - Znaleźliśmy informację, że da się ją wyrobić w tydzień, co szybko okazało się nieprawdą. Ostatecznie zajęło nam to dwa tygodnie, wiza była bardzo droga, a żeby była ważna, to w samym Kongo trzeba było dostać aż 11 pieczątek w różnych urzędach. DRK to bardzo skorumpowany, pełen biurokracji kraj, o czym niejednokrotnie przekonaliśmy się już podczas podróży. Dziesiątki razy sprawdzano nasze wizy i paszporty, licząc na niemałe łapówki. Warto wiedzieć, że Kongo jest bardzo drogie, droższe niż inne kraje Afryki, więc na tę podróż oboje musieliśmy zaoszczędzić.
Spływ rzeką Kongo
Pierwszy etap podróży Michała i Dodo obejmował spływ rzeką Kongo z Kinszasy do Mbandaki. I choć, jak wspomina Michał, był to najspokojniejszy moment wyprawy, nie obyło się bez przygód.
- Pierwszą część podróży pokonaliśmy tzw. village boatem, czyli pływającą wioską. Tego typu barki głównie eksportują towar, ale mają też trochę miejsca, żeby zabrać ludzi, którzy rozbijają na nich swoje obozowiska. Barka płynęła niemożliwie powoli, ok. 3-5 km na godzinę, w dodatku co trochę się psuła i stawała w miejscu. Co ciekawe, oprócz nas nikt się tym zbytnio nie przejmował, ludzie którzy płyną tego typu barkami, bardzo często zabierają w podróż swoją rodzinę i przenoszą tam swoje życie na najbliższe tygodnie lub miesiące. Społeczność na takiej barce funkcjonuje jak dobrze prosperująca wioska, tu ktoś coś ugotuje, tu sprzeda, tu pożyczy. Niczego nam tam nie brakowało, ale czuliśmy rosnącą frustrację tempem podróży - opowiada Michał.
Płynącą ślimaczym tempem barkę udało się zmienić na statek, który choć płynął niewiele szybciej niż barka, miał sześć silników, które zapewniały ciągłość podróży.
- Nazwaliśmy go "Kopciuch", bo wszystko było na nim pokryte czarnym pyłem z silników. W dodatku był bardzo głośny i nieco mniej bezpieczny. Tu załogę stanowili młodzi zawadiacy, którzy grali w kości, kłócili się o pieniądze, a nawet wdawali w bójki. Po paru dniach udało nam się dotrzeć do Mbandaki, gdzie mieliśmy w planach przesiąść się na motory.
Ma 58 lat i wyruszyła w drugą podróż dookoła świata
Motorami przez las deszczowy
W większej części podróży Dominice i Michałowi towarzyszył przewodnik - Obed. Było to ważne, ponieważ był on rodowitym Kongijczykiem, w związku z czym dobrze znał lokalne obyczaje i języki, którymi komunikuje się tamtejsza ludność. To właśnie on pomagał w takich sprawach, jak znalezienie odpowiednich kierowców motorów.
- Zdecydowaliśmy, że las deszczowy przemierzymy na motorach prowadzonych przez lokalnych kierowców. Było to ważne z tego względu, że dobrze znali drogę i potrafili tak zaplanować trasę, żebyśmy mieli gdzie spać. W dodatku już pierwszego dnia okazało się, że droga bywa tak zalana, że miejscami trzeba zatkać rurę wydechową i przeprowadzić motor idąc w wodzie po uda. Sami nie dalibyśmy sobie z tym rady. Kierowców zmienialiśmy co 3-4 dni, przede wszystkim dlatego, że zależało nam na osobach, które dobrze orientują się w okolicy, przez którą jedziemy. Ponadto, motory często się psuły i wymagały czasochłonnych napraw - mówi Michał.
Droga przez DRK to jednak nie tylko problemy techniczne związane z fatalnym stanem dróg i awaryjnymi motorami, ale też stawienie czoła panującej w państwie biurokracji i korupcji.
- Już w pierwszym większym mieście zaczęto żądać od nas licznych łapówek za przejazd. Im dalej byliśmy, tym częściej nas zatrzymywano, a każdy z tych postojów wymagał od nas dobrej gry aktorskiej - śmieje się Michał. - Im bardziej było po nas widać, że zależy nam na czasie, tym cena była wyższa. Staraliśmy się nie płacić, bo wspieranie tego systemu budziło w nas duży sprzeciw, jednak czasem nie dało się tego uniknąć.
Podróż z Mbandaki do Kisangani zajęła Dodo i Michałowi kilkanaście dni.
- To było niesamowite przeżycie. Przez niemal trzy tygodnie byliśmy cały czas w lesie deszczowym. Otaczała nas przepiękna, intensywna zieleń. Spotkaliśmy się też z ogromną gościnnością ludzi i wielkim sercem mieszkańców tych rejonów - wspomina Michał. - Ciemną stroną podróży było zobaczenie na własne oczy skali zniszczeń, jaką powoduje w lesie nielegalna wycinka drzew. Zagraniczni biznesmeni przekupują ludność drobnymi podarkami, po czym wycinają prastare drzewa, spławiają je barkami do Kinszasy i wywożą poza Afrykę.
Malaria
Jako że podróż okazała się być dłuższa niż zakładali, Michał i Dodo w Kisangani musieli pożegnać się ze swoim przewodnikiem i resztę drogi pokonać samodzielnie. W teorii powinno być łatwiej - lepszy stan dróg i więcej miasteczek po drodze. Jednak właśnie wtedy Michał poczuł się gorzej.
- Na początku myślałem, że to oznaki zmęczenia, ale objawy nie ustępowały. Dokuczały mi dreszcze, duże osłabienie, brak apetytu, dziwne sny, a nawet majaki. To było wyjątkowo trudne, bo jeszcze wtedy przemieszczaliśmy się motorami. Wiedziałem, że nie mogę po prostu przerwać tej podróży, że musimy przemieścić się z jednego punktu do drugiego, żeby bezpiecznie przenocować i ruszyć dalej. Mniej więcej co drugi dzień czułem się gorzej - wspomina Michał. - W końcu dojechaliśmy do Isiro, a stamtąd autobusem i taksówką dotarliśmy do Ugandy, gdzie sprawiliśmy sobie czterodniowy, zasłużony odpoczynek w domku pod miastem.
Dla Michała jednak przygoda się nie skończyła, dwa dni po przylocie do Polski trafił do Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni, gdzie zdiagnozowano mu malarię. Na szczęście chorobę udało się wyleczyć i na święta mógł już wrócić do domu rodzinnego.
Książka o podróży
Podróż zainspirowała Michała do spełnienia swojego kolejnego marzenia i napisania książki.
- Na początku podróży pisałem bardzo dużo, na statku zajmowało mi to od dwóch do czterech godzin dziennie. Później jednak zrobiło się tak intensywnie fizycznie, że na pisanie nie miałem już ani czasu, ani siły, więc nagrywałem wspomnienia w formie notatek głosowych. Teraz, kiedy odzyskałem siły po przechorowaniu malarii, kończę segregowanie tych materiałów i zabieram się do pisania. Nie wiem ile czasu mi to zajmie, nie wyznaczam sobie żadnych terminów, bo jeśli ma być to dobre, to nie chcę działać pod presją. Chcę opisać nie tylko doświadczenia podróżnicze, ale też odczucia i przemyślenia, jakie towarzyszyły mi w tej podróży. Myślę, że każda podróż jest też podróżą w głąb siebie i tę perspektywę postaram się w niej zawrzeć. Datę premiery na pewno ogłoszę w swoich mediach społecznościowych - zapowiada Michał.
Miejsca
Opinie wybrane
-
2024-01-05 07:53
(3)
Prawda jest taka, że najwięcej syfu w Kongo zrobili Belgowie i ich król Lorpold II, który jest odpowiedzialnty za wymordowanie większej ilości Kongijczyków niż Hitler Żydów. Kongo ma tyle bogactw naturalnych, że gdyby było dobrze zarzadzane, to byloby jednym z najbogatszych panstw na swiecie. Ale nigdy nie będzie.
A Państwu zazdroszczę podróży i z niecierpliwością czekam na książkę.- 69 7
-
2024-01-05 13:18
Prawda jest taka że chwytliwe ostatnio hasło "Belgowie wymordowali miliony" grubo mija się z prawdą.
A ludzie je łykają bez głębszej refleksji.
- 5 11
-
2024-01-05 09:54
Nie wiem czy jest czego zazdrościć
Jedziesz do dzikiego kraju, skorumpowanego, w każdej wiosce płać łapówki bo inaczej nie masz pewności czy z niej wyjedziesz. Gdyby cię pobili lub doznalbys poważnych obrażeń to z pewnością miałbyś kłopoty z dojściem do zdrowia o ile w ogóle byś doszedł.
Do tego malaria i inne choroby.
Tak....jest czego zazdrościć. To wyprawa raczej dla szukających mocnych wrażeń.- 16 6
-
2024-01-05 09:19
Książki są z wcześniejszych wypraw
Bardzo polecam książki Dodo Knitter, piękne wyprawy i przyjemnie się czyta.
- 7 2
-
2024-01-05 09:41
Kongo (13)
W Kongo byłem w 1991roku w porcie rzecznym Matadi statkiem. Statek był aresztowany przez 6 tygodni. Korupcja do kwadratu ale wspomnienia na całe życie (mam nagrania video). Gdanszczanin
- 28 0
-
2024-01-05 10:23
korupcja i ubostwo to skutki dzialanosci "bialego kulturalnego czlowieka" kto okradal afryke przez dziesiatki lat? (10)
europa, ktora chciala sie plawic w dostatku kosztem afryki
- 4 8
-
2024-01-05 13:44
"Bialego kulturalnego człowieka " powiadasz? A sam kim jesteś?
Uważaj na wiatr jak plujesz
- 5 1
-
2024-01-05 12:20
To uproszczenie (2)
Na czym się opierasz formułując ten wniosek? w Europie i innych krajach również jest korupcja jak ją wytłumaczysz
- 5 4
-
2024-01-05 13:14
W biednych krajach korupcja jest powszechna. (1)
Bo tam każdy kto ma choć odrobinkę władzy, choćby szeregowy policjant, chce coś urwać dla siebie.
W bogatszych krajach korupcja owszem, zdarza się, ale jest to zjawisko marginalne.- 5 4
-
2024-01-05 13:21
Marginalne? Serio?
Chyba żyjemy w innych galaktykach;)tam, gdzie jest człowiek... to pojawią się i chciwość, a w takich krajach panuje po prostu skrajne ubóstwo. Jaki oni mają PKB?
- 4 2
-
2024-01-05 10:43
niezupełnie (5)
Jak kiedyś "kradła" to przy okazji jeszcze zajmowała się jakoś podwórkiem. Teraz kradnie, ale odpowiedzialność za podwórko przerzuca na tubylców
- 3 2
-
2024-01-05 12:10
czyli mozna sie tez niejako zajac twoim podworkiem? troche ukrasc, troche pomordowac i troche pogwalcic? (1)
w koncu sa to koszta calkowite zajmowania sie tez podworkiem...
- 0 1
-
2024-01-05 12:38
w sumie istnieje w prawie coś takiego jak legalizacja przestępstwa. Jak przejęcie własności przez zasiedzenie, o ile właściciel się nią nie interesował, a zajmujący opiekował
- 1 1
-
2024-01-05 11:11
(2)
Przykład RPA.
Pracowałem na statku który zawijał do Durbanu i Kapsztadu w czasach Apartheidu.
Było bezpiecznie i czysto.
Po kilkunastu latach znów trafił się statek który "zachaczył" o Durban, w 2014 roku.
W drodze z kolegami ze statku do Ushaka Marine World - jakieś slumsy dookoła i zostaliśmy okradzeni z pieniędzy przez kilkunastoosobową bandę czarnoskórych z nożami.- 6 0
-
2024-01-06 10:27
Dokladnie tak w RPA obenie jest dzicz jak w innych krajach afryki wtedy była dyktatura ale był porzadek obecnie jest pseudo
i dzicz która na te wolnosc nie zasluguje i gigantyczna korupcja
- 2 0
-
2024-01-05 12:11
w Stutthofie tez gosci nie okradano, wiezniowie mieli juz troche gorzej
- 0 5
-
2024-01-05 09:55
Wydaje się, że tam (1)
Ta korupcja jest wynikiem skrajnego ubóstwa, więc jak widzą białego człowieka, który przyjechał tam dla rozrywki, a ich samych nie stać na podróże zagraniczne no to kojarzą, że taki człowiek raczej ma pieniądze, więc skala problemu eskaluje w stosunku do turystów
- 10 3
-
2024-01-06 10:28
Całkowicie błędne myslenie to bogate kraje a korupcja jest wynikiem tego ze władze na to pozwalaja
- 1 3
-
2024-01-05 10:09
czy z malarii mozna sie wyleczyc? (5)
Jedynie 20% wszystkich chorych ulega całkowitemu wyleczeniu malarii, oznacza to, że w ich przypadku choroba ta nigdy nie nawraca, są to jednak przypadki sporadyczne, ponieważ pasożyty malarii mogą pozostać w uśpieniu nawet przez kilkadziesiąt lat i dać o sobie znać w późniejszym wieku.
- 14 2
-
2024-01-06 18:09
Dr
Mozna nie pitol
- 0 0
-
2024-01-06 09:36
Przede wszystkim malaria to też choroba śmiertelna
Jeśli nastąpi zapalenie mózgu . A co do artykułu to mi taki wyjazdy nie imponują bo to proszenie się na siłę o niebezpieczeństwo lub śmierć. Kongo jak Brazylia to mega niebezpieczny kraj. Nie należy jeździć w takie miejsca jeśli nie mam nadzwyczajnej konieczności. A tym bardziej tego nagłaśniać.
- 0 0
-
2024-01-05 16:15
Zależy od rodzaju zarodźca, jak wyjdziesz z Plasmodium flalciparum to nie ma nawrotów, ale momentami jest ciężko.
- 1 0
-
2024-01-05 13:05
Miałem malarię.
Temperatura wzrasta tak, że trząsłem się z zimna w tropiku. Potem wszystko wraca do normy i pozostaje wspomnienie koszmaru i po kilku dniach się powtarza. Najgorsze było to, że temperatura nocą niewiele spada więc pojawia się bezsenność. Całkiem skutecznie działają
antydepresanty. Ale razem z tym mam świetne wspomnienia z rocznej podróży...- 1 0
-
2024-01-05 10:13
dobrze, że AIDS nie złapał
- 2 4
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.