- 1 Miłośnicy vintage znowu opanowali 100cznię (23 opinie)
- 2 Zrobili karierę dzięki "Szansie na sukces" (34 opinie)
- 3 Gdzie na karaoke w Trójmieście? (29 opinii)
- 4 "Grillujemy" współczesne kino (61 opinii)
- 5 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 6 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (49 opinii)
Gregory Porter zagrał w Gdynia Arenie
Niektórzy chcieliby go zaszufladkować jako współczesne wcielenie legendarnego Nat King Cole'a. To oczywiście ogromne wyróżnienie i uznanie dla talentu Gregory'ego Portera, ale amerykański jazzman nie tylko jest świetnym naśladowcą swojego mistrza, ale przede wszystkim uzdolnionym twórcą, którego muzyka ucieka jednoznacznej definicji. W niedzielę wieczorem można było się o tym przekonać na koncercie w hali Gdynia Arena.
Wspomnienie Nat King Cole'a - jednej z ikon muzyki jazzowej - nie jest w kontekście Gregory'ego Portera przypadkowe. Amerykański muzyk otwarcie deklaruje w wywiadach wręcz obsesyjne uwielbienie dla swojego mistrza. Ponoć zasłuchiwał się w jego utworach jako kilkulatek i to właśnie dzięki nim stał się takim, a nie innym artystą.
To muzyczne wychowanie słychać bardzo wyraźnie - piosenki Cole'a "Natural Boy" i "Mona Lisa", które Porter zaśpiewał pod koniec niedzielnego koncertu w Gdynia Arenie zabrzmiały mistrzowsko, a publiczność z miejsca to doceniła. Za te covery (podobnie jak za szybki przerywnik w postaci evergreena "Papa Was a Rollin' Stone") Porter dostał głośniejsze brawa niż za wcześniej śpiewane przez prawie półtorej godziny własne kompozycje. To zrozumiałe, choć odrobinę niesprawiedliwe.
Bo choć Amerykanin szykuje właśnie album z własnymi interpretacjami twórczości mistrza, a krytycy opisują go jako jednego z najbardziej utalentowanych jego naśladowców, to warto podkreślić, że Gregory Porter jest autorem czterech krążków z muzyką autorską. Krążków, za które został nagrodzony kilkoma nagrodami Grammy i które przyniosły mu raptem w siedem lat (debiutował w 2010 roku) sporą sławę nie tylko w rodzimych Stanach.
Styl Portera trudno jednoznacznie opisać. Niby jest to jazz, ale dla miłośników klasycznego jazzu będzie on zbyt łatwo wpadający w ucho. Sam Porter za każdym razem w wywiadach (gdy tylko nie musi wyjaśniać, ze noszenie przez niego na koncertach czapki-uszatki nie zawiera żadnego ukrytego znaczenia) określa go jako hybrydę jazzu, bluesa, soulu i muzyki gospel. Co więcej, muzyk świetnie odnajduje się w każdym z tych stylów i potrafi za ich pomocą zbudować dynamiczną muzyczną opowieść, bo - jak powiedział na gdyńskim koncercie - "te piosenki zawierają w sobie historie ludzi, nieważne, czy są oni biali czy czarni, to opowieści o ludziach".
Bluesową, trwającą blisko dziesięć minut balladę "Take Me To The Alley" Porter zestawił na koncercie z następującym po nim energetycznym, napędzanym funkowym basem kawałkiem "Don't Lose Your Steam". W "Liquid Spirit" zaczął niemalże a capella, by po wyciszającym intro, w kilka sekund zmusić wszystkich do klaskania do porywającego i kołyszącego songa - niczym podczas gospelowej mszy.
Zresztą zaczął też nietypowo - od nagranego wspólnie z hipsterskim duetem elektronicznym Disclosure kawałka "Holding on". Dla większości gdyńskich widzów (średnia wieku powyżej 30 lat) było to z pewnością zaskakujące rozpoczęcia. Zamknięcie z pewnością było bardziej przewidywalne - pod koniec występu Porter zagrał jeden ze swoich największych przebojów (obok wcześniej wykonanej "Hey Laura"), czyli "Musical Genocide". To nie tylko swego rodzaju muzyczny manifest, ale i kompozycja pozwalająca wyżyć się instrumentalnie podczas solówek całemu zespołowi (Porter koncertuje z basistą, panistą, saksofonistą, perkusistą i muzykiem grającym na organach Hammonda).
I choć brzmiało to wszystko świetnie, muzycy pracowali jak w zegarku, a publiczności nie brakowało energii i werwy, aby co chwilę ich nagradzać oklaskami, do pełni szczęścia zabrakło kameralnej, klubowej atmosfery, tak dobrze współgrającej z muzyką Portera. Niestety frekwencja nie spełniła oczekiwań organizatorów. Pojawiło się około tysiąca osób (hala zmieści trzy razy tyle), większość usadzono na krzesłach na płycie, a puste trybuny boczne zakryto płachtami czarnego materiału. Była to dość tandetna oprawa dla tak eleganckiej muzyki.
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie (31) 2 zablokowane
-
2017-10-15 22:45
my z Sebom tez byli...
- 7 3
-
2017-10-15 23:18
w Gdyni nawet nie umieją zorganizować koncertu na tej pseudo hali-kotarze
sami nieudacznicy robią dla miasta
- 7 23
-
2017-10-16 02:37
Beret mu sie za bardzo nasunal na czerep..
- 6 15
-
2017-10-16 07:53
(1)
Trzeba było jeszcze więcej kasować za bilety.
- 9 1
-
2017-10-16 10:44
podobno można za tę kasę
podczas występu puszczać gazy, gdyż fotele pochłaniają zapachy, a wszystko po to, żeby nie uronić.
- 0 1
-
2017-10-16 07:58
Gdyby nie cena biletów poszedłbym z żoną i przyjaciółmi. (2)
Niestety za dobrą sztukę trzeba płacić. Chętnie poszedłbym na koncert ale cóż... mam ważniejsze wydatki. Organizatorom koncertu gratuluję odwagi i mam nadzieję, że nie.misieli dopłacać do imprezy.
- 17 2
-
2017-10-16 10:00
Sala prawie pełna, koncert świetny, a bilety faktycznie koszmarnie drogie, ale warto było.
- 1 4
-
2017-10-16 11:15
Organizatorem bylo GCS
Wiec i tak doplacilismy
- 3 0
-
2017-10-16 08:04
hmm (1)
Widziałam tego pana pod hotelem w Gdańsku Głównym ok 18.40.Rozmawial sobie w najlepsze z drugim panem.Ciekawe ile sie spóźnił na swoj koncert ,bo jednak do Gdyni kawalek jest.
- 2 3
-
2017-10-16 10:34
Wyszedl o 19:05 na scene
- 2 0
-
2017-10-16 08:25
Nawet nie wiedziałem, że Mr T tak śpiewa.
- 3 2
-
2017-10-16 08:52
Najlepsza hala w 3 City.... (1)
Pod kątem akustycznym....szkoda,że tak mało ciekawych koncertów....chcemy więcej !
- 9 3
-
2017-10-16 18:36
Nigdy,to jest Hala dla sportu.O tej samej porze grany był mecz na szczycie! Basket Gdynia i Artego Bydgoszcz!!! W starej hali.Mecz był mega super nie ten koncert.Kolega żałował,że nie był na meczu!!!!!!Na starej hali był nadkomplet!Po jaki gwindeks jest ta hala!Zbudowali ją na sport czy na Disco polo i inne tego pierwszy. ROZUMIEM ,musi na siebie zarobić,ale to jest już przegięcie!!!
- 0 4
-
2017-10-16 09:42
Byłam na koncercie, artysta ma wielki talent tylko publiczność trochę za poważna i sztywna.
- 4 1
-
2017-10-16 09:47
wina marketingu (1)
na wytwór marketingu "il volo" bilety rozchodzą się jak ciepłe bułeczki nawet po pincet. u nas w 3mieście nie ma Chilli Zet. słucham tego radia przez internet w pracy więc wiedziałem o koncercie dużo wcześniej i mogłem się przygotować, bo prawdę mówiąc, miesiąc temu nie znałem Gregorego Portera ale posłuchałem trochę i kupiłem najtańsze bilety po 120 zł. czy bilety były za drogie? chyba nie, bo najdroższe miejsca były zapełnione. boczne trybuny nie były w planach sprzedaży. jazz jest muzyką kameralną i klubową dlatego arena w Gdyni prawie spełnia te wymagania. jedno jest ważne: dobra akustyka i to również jest w Gdyni najlepsze w trójmieście.
- 10 1
-
2017-10-16 10:35
Akustyka ok
Ale naglosnienie wolalo o pomste do nieba
- 1 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.