- 1 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (14 opinii)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 3 Planuj Tydzień: Fado, Rynkowski i majówka (5 opinii)
- 4 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (28 opinii)
- 5 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (101 opinii)
- 6 Majówka: pomysły na jednodniowe wycieczki (49 opinii)
Metalowi bogowie z Judas Priest zstąpili do Ergo Areny
Od kilku lat do Trójmiasta regularnie przyjeżdżają zespoły, o których mawia się "legenda", "kult" albo "pionierzy", choć często są to tytuły nadawane na wyrost. Jeżeli chodzi jednak o zespół, który w roku moich narodzin miał na koncie dziesięć albumów, który w istotny sposób przyczynił się do powstania heavy metalu i który wciąż zachwyca formą, żadne z tych określeń nie jest przesadzone. Judas Priest to legendarni pionierzy gatunku, wokół których wyrósł potężny kult.
Wieczór nie rozpoczął się jednak obiecująco. Jedne z drzwi długo pozostawały zamknięte, a gdy grupa około stu osób wreszcie weszła na salę koncertową, polskiemu Scream Maker zostały w repertuarze już tylko trzy utwory. Niby mała strata - lokalny zespół oddelegowany do rozgrzewki powinien wywołać co najwyżej kilka przytupnięć, ale warszawska ekipa wypadła zaskakująco dobrze. Z jednej strony, nie zaprezentowali niczego ponad wzajemnie uzupełniające się gitarowe solówki, krzyki w wysokich rejestrach oraz zagospodarowanie sceny na wzór starszych kolegów po fachu. Z drugiej, czego innego oczekiwać po kapeli występującej w takim gronie?
Scream Maker byli w swojej stylistyce bezbłędni, co zostało przyjęte przez publiczność wzniesionymi pięściami, a nawet jeszcze wyżej wzniesionymi okrzykami. Jedynym, co przeszkadzało w odbiorze były proporcje tonów - zdecydowanie zbyt dużo wysokich i ledwo odczuwalny bas. Występ zakończył się standardowo - dużo gitarowego hałasu, stroboskopy i obowiązkowe uderzenie w crash. Tego wieczoru, wszystkie trzy kapele kończyły dokładnie w ten sam sposób.
Na ten moment słuchaczy zgromadzonych w Ergo Arenie bez trudu można by upchnąć do klubu Parlament. Trybuny świecił pustkami, a płytę i golden circle dzieliła przepaść. UFO ma jednak dla polskiej publiczności szczególne znaczenie - jako jeden z nielicznych zespołów odważyli się przyjechać nad Wisłę na początku lat 80. i do tego wystąpić tutaj aż sześć razy, w tym w Hali Olivii. Jeszcze przed pierwszymi dźwiękami otwierającego występ "Mother Mary" pod sceną zrobiło się gęsto, a skandowanie nazwy "UFO" pojawiało się z regularnością co drugiej gitarowej solówki Vinniego Moore'a. Nie jest to oryginalny członek kapeli, ale swoimi genialnymi popisami kradł niemal całą uwagę. W "Rock Bottom" "szył" na strunach tak spektakularnie, że choć ewidentnie przekroczył normę długości o dwie-trzy minuty, to nie sądzę, żeby kogokolwiek mógł znudzić.
Po raz kolejny jedynym minusem okazało się nagłośnienie. Perkusja brzmiała jak karton i pokrywki od garnków, a Phil Mogg przy wyciąganiu wysokich tonów trzeszczał i seplenił. Na szczęście mógł liczyć na oddanych słuchaczy, którzy z przyjemnością odśpiewali za niego fragment największego przeboju UFO - "Doctot Doctor". Znalazł się nawet jeden zagorzalec, który próbował rzucić wyzwanie Moggowi i zdzierał sobie gardło kilka metrów od sceny. Jak pokazuje historia z filmu "Gwiazda Rocka", czasami warto zaryzykować na koncercie. Historia, która została zresztą zainspirowana przez główną atrakcję tego wieczoru.
Judas Priest przejęli kontrolę nad Ergo Areną już podczas puszczanego z taśmy, jako intro "War Pigs" Black Sabbath. Trybuny wprawdzie do końca nie zostały wypełnione, ale ściśnięty tłum chóralnie akompaniował Ozzy'emu Osbourne'owi. Kiedy kurtyna opadła, a nagłośnienie uwolniło pierwsze nuty "Dragonaut", można było odetchnąć z ulgą - tym razem zespół brzmiał bez zarzutu. Oprawa wizualna mogła wprawdzie nieco śmieszyć "metalową cepelią", czyli kiczowatymi płomieniami, paskudnym smokiem albo wyświetlaniem okładek w marnej rozdzielczości, ale już prezencja samego zespołu pozostawała - jak zawsze - bez zarzutu. W końcu Rob Halford zapisał się w historii nie tylko jako posiadacz wrzynającego się w mózgi falsetu, ale także jako osoba wyznaczająca trendy w metalowej modzie. Na wczorajszym koncercie przez jego barki przewinęło się kilkanaście płaszczów, w tym coś tak absurdalnego, jak dżinsowa katana z "telewizorem" na plecach i niezliczonymi mniejszymi naszywkami sięgająca kostek. Mało tego, ten ponad sześćdziesięcioletni facet postanowił w pewnym momencie wjechać na scenę na motorze i odśpiewał z jego grzbietu "Hell Bent For Leather".
"Metalowi Bogowie" są w doskonałej formie, ale czasu nikt nie oszuka. Przy każdym instrumentalnym momencie Halford łapał oddech poza sceną, a na froncie, w roli instruktora kulturalno-oświatowego występował najmłodszy w składzie - gitarzysta Richie Faulkner. Zespół zdecydował się też złamać odwieczne prawo i zagrali swój największy przebój - "Breaking the Law" w secie podstawowym. Kiedy jednak przyszła pora na bis, a perkusista Scott Travis zapytał publiczność, jaki chciałaby usłyszeć kawałek, wątpliwości nie było - jednogłośnie zażądaliśmy niegdyś nominowanego do nagrody Grammy "Painkiller".
Koncerty zespołów o tak dużym stażu i tak kolosalnym znaczeniu dla rozwoju muzyki zawsze wzbudzają wiele emocji, tym bardziej, że blisko siedemdziesięcioletni muzycy są u schyłku swoich karier i nigdy nie wiadomo, czy nie wraca się właśnie z ich ostatniego występu w Polsce. Judas Priest na chwilę obecną emerytura raczej nie grozi, a najlepszym podsumowaniem wczorajszego wieczoru był widok spoconego, wymęczonego młodzieńca, który łapiąc oddech, wykrzyknął: "O taki heavy metal walczyłem!".
Wydarzenia
Miejsca
Zobacz także
Opinie (57) 1 zablokowana
-
2015-12-11 11:06
Jakies info ile bylo ludzi? (1)
Wyglądało bardzo slabo poza wyprzedanym GC
- 0 8
-
2015-12-11 13:25
Na moje oko - ze 4 tys.
- 4 0
-
2015-12-11 13:19
podobno Mieczyslaw Fogg mial byc na saport
- 0 10
-
2015-12-11 13:03
Ile było luda?
..
- 1 0
-
2015-12-11 06:42
Rewelacja (1)
Super koncert chłopaki trzymają się. Jakość wizualizacji - :-) muza extra
- 35 3
-
2015-12-11 11:41
Koncert Mega ale ....
Organizacja jak zwykle do bani ! Ostatni ludzie weszli pod koniec supportu,nikt nie wiedział gdzie jest punkt medyczny,a wiele ludzi przyjechało z Polski i chciało zostawić torbę czy plecak w szatni co nie było możliwe jednak w depozycie tak za kaucją ... 50 zł bezzwrotną !!! Ktoś tu przegina ...
- 5 0
-
2015-12-11 11:12
Super koncert
Koncert rewelacyjny. Jeszcze mi dzwoni w uszach.
- 7 1
-
2015-12-11 07:12
(2)
"Ponad sześćdziesięcioletni Rob Halford ma w sobie więcej żywotności niż niejeden nastolatek." - po prostu dzisiejsi nastolatkowie to cherlaki bez ikry
- 53 5
-
2015-12-11 10:27
Bizy (1)
On ma tyle ikry że nawet chłopakom daje rady
- 2 2
-
2015-12-11 11:05
ale co? wziąć? ;)
goscil go m novak i byli zadowoleni ;)
- 2 3
-
2015-12-11 10:44
Szacun
Poszedłem głównie po to by obejrzeć występ zespołu UFO. Panowie nie zawiedli oczekiwań, ale trzeba przyznać, że mieli mało czasu na występ. Zwykle po 1 godzinie grania zespoły dopiero się rozkręcają... Natomiast nigdy nie byłem fanem muzyki grupy Judas Priest, wydawała mi się za prosta. Ale wczoraj pokazali naprawdę wielką klasę muzyczną i zdobyli mój szacunek. To co prezentują to kwintesencja klasycznego heavy metalu w najlepszym wydaniu,a Rob Halford to jedna z najbardziej oryginalnych postaci Rocka. Stare rockowe kapele trzymają poziom
- 24 1
-
2015-12-11 09:41
stałam obok pana redaktora ;) notował aż się kurzyło ;) i znacznie przystojniejszy niż na zdjęciu ;) pozdrawiam! a koncert też niezły :D
- 16 5
-
2015-12-11 08:23
czad
Napiszę krótko: cały koncert to był jeden wielki czad: muzyka, Rob i jego kreacje, reakcje publiczności i ten wszechpotężny hałas :) Tego mi było trzeba!
- 22 0
-
2015-12-11 08:23
Bardzo, bardzo!
Koncert niesamowity. Bez porównania do czerwcowego w Łodzi. Lepsze nagłośnienie, lepsza muzyka i atmosfera. Tylko ludzi zdecydowanie mniej. Czekamy na następny koncert :)
- 28 1
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.