- 1 Co robić w długi weekend w mieście? (40 opinii)
- 2 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (18 opinii)
- 3 Majówkowe świętowanie, ale bez parady (139 opinii)
- 4 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (34 opinie)
- 5 Planuj Tydzień: Fado, Rynkowski i majówka (6 opinii)
- 6 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (108 opinii)
Niezwykła atmosfera na Dniach Muzyki Nowej
Niezwykła atmosfera towarzyszyła koncertom podczas Dni Muzyki Nowej, które trwały od piątku do niedzieli. Wszystkie zgromadziły niemal komplet publiczności, która gorąco oklaskiwała zarówno artystów znanych, jak i tych debiutujących. Wygląda na to, że Klub Żak podbił serca fanów muzyki współczesnej.
Najbardziej efektownym (a może nieco efekciarskim) koncertem był występ Lubomyra Melnika, Kanadyjczyka z Ukrainy, wynalazcy techniki zwanej "continuous flow". Melnik za pomocą fortepianu potrafi postawić ścianę, a w zasadzie wodospad dźwięków. To jakby analogowa i akustyczna forma muzyki ambientowej, w niektórych momentach trudno było rozróżnić poszczególne dźwięki grane przez Melnyka. Szczególnie duże wrażenie zrobił ostatni utwór pt. "Fountain", który pianista wykonał na dwa fortepiany (jedną partię na miejscu nagrał tuż przed występem). O ile technika Lubomyra Melnika robi duże wrażenie, to jego kompozycje czasami były jednak zbyt banalne.
Kontynuatorem idei Melnyka okazał się w pewnym sensie Nils Frahm, który jednak wspomagał się efektami elektronicznymi oraz elektrycznym pianem Fender Rhodes. Niemiec okazał się jednak nieco bardziej kameralny, choć równie romantyczny w swych kompozycjach. Nils Frahm na koniec zaprosił do fortepianu ochotnika z publiczności. Na scenę wszedł znakomity trómiejski pianista jazzowy Piotr Mania, któremu nieświadomy Frahm tłumaczył, gdzie na klawiaturze leżą poszczególne dźwięki. Publiczność pękała ze śmiechu. Takie spotkania pokazują najlepiej, na czym polega magia i prawdziwa wartość muzyki improwizowanej.
Bardzo ciepło został też przyjęty duet niemieckiego pianisty Hauschki i amerykańskiej skrzypaczki Hillary Hahn. Muzycy popisali się fantastycznym wyczuciem i zgraniem we wspólnych improwizacjach. Duże wrażenie robiła gra Hauschki, który wrzuca do fortepianu łańcuszki, pudełka, tamburyny czy okleja struny taśmą, przez co jego instrument czasami brzmi jak cymbały, a czasami jak perkusyjna stopa i werbel jakiegoś trip-hopowego składu. Na tle Hauschki Hahn prezentowała się dość blado, gdyż nie potrafiła wyjść poza ramy swojego klasycznego wykształcenia (taki jednak był zamysł tego projektu).
Najtrudniejszy, ale chyba najciekawszy koncert festiwalu dał NeoQuartet. Trójmiejski kwartet smyczkowy wielokrotnie zaskakiwał słuchaczy - raz brzmieniami elektronicznymi ("Phonotope 1" R.Wallina na kwartet smyczkowy i komputer), kiedy indziej dźwiękiem gongów, kieliszków (na których muzycy grali smyczkami), okrzykami, odwracaniem instrumentów do góry nogami. Zaskoczeniem była też przerwa w utworze "Black Angels" G. Crumba spowodowana... pęknięciem struny w wiolonczeli. Zespół przyjął to z humorem, a publiczność - oklaskami.
Bardzo dobrze zaprezentowali się także bohaterowie pierwszego dnia, czyli debiutujący Atmen Trio oraz weteran noise'u Emiter. Te pierwsze zaprezentowały dość unikatowe zestawienie instrumentów (kontrabas, obój i wokal). Muzyka trzech dziewczyn inspirowana była muzyką współczesną i etniczną (zwłaszcza wokalizy liderki Agnieszki Kamińskiej). W Atmen Trio zabrakło trochę jednak współpracy między członkiniami zespołu, ale charyzma i potężny głos Kamińskiej przeniosły słuchaczy w inny wymiar. Emiter zaprezentował zaś świetnie skomponowaną mieszankę nagranych dźwięków otoczenia, dźwięków syntetycznych oraz akustycznych (szum wentylatora biurowego). Był to z pewnością jeden z lepszych koncertów festiwalu, o którym jednocześnie niewiele można napisać (kto był na koncercie Emitera, ten wie dlaczego).
Imprez zorganizowanych na takim poziomie w Trójmieście jest jak na lekarstwo. Żeby wysłuchać ciekawej propozycji z kręgu muzyki współczesnej, trzeba albo wymarznąć (nawet Hauschka ze swojego występu na festiwalu C3 zapamiętał głównie niską temperaturę, jaka panowała w Centrum św. Jana), albo czekać do późnych godzin nocnych jak na Transvizualiach. Mimo to przyciągnąć ludzi na koncert, na którym nie ma melodyjnych zwrotek, ani chwytliwych refrenów to ogromna sztuka. Żakowi ta sztuka się udała.
Miejsca
Wydarzenia
Zobacz także
Opinie (21)
-
2013-01-24 16:45
NeoQuartet
NeoQuartet zrobił na mnie ogromne wrażenie i jestem zaskoczona, że odzew widowni był tak słaby. Miałam wrażenie, że publika oklaskuje zespół tylko z grzeczności. Wiem, że to muzyka dość trudna w odbiorze, ale właśnie takiej można się spodziewać na festiwalu muzyki nowej
- 1 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.