• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Recenzja filmu "365 dni: Ten dzień". Złote Maliny dla Polski coraz bliżej

Tomasz Zacharczuk
28 kwietnia 2022 (artykuł sprzed 2 lat) 

Pewna polska firma specjalizująca się w biżuterii niespełna dwa lata temu nakręciła świąteczny spot z udziałem trzech popularnych celebrytek. Zapętlany w telewizyjnych blokach prawie 4-minutowy filmik niemal od razu stał się jedną z najbardziej irytujących reklam, jakie kiedykolwiek pojawiły się na małym ekranie. A teraz wyobraźcie sobie obejrzenie jej prawie 30 razy z rzędu. Zajmie wam to około 111 minut i będzie równie bezsensowne, denerwujące i intelektualnie wyniszczające, co seans nowych "365 dni". Druga część filmu opartego na prozie Blanki Lipińskiej właśnie zadebiutowała na platformie Netflix i zasługuje nie na jedną, a co najmniej na 365 Złotych Malin.



Skojarzenia niekoniecznie z tą konkretną reklamą nasuwają się same, bo "Ten dzień" przypomina randomowy zlepek kilkunastu kampanii promocyjnych, do których zatrudniono tę samą obsadę. Znów mamy sfotografowaną jak w turystycznym folderze Sycylię, na której tle modelki i modele (moje palce protestują przed wklepaniem w klawiaturę słowa "aktorzy") z lubieżnymi uśmieszkami prezentują modowe marki, markową biżuterię, sportowe auta, a nawet skutery wodne czy kije golfowe. Reklama ekskluzywnych gadżetów obowiązkowo odbywa się w zwolnionym tempie i przy akompaniamencie popowych kawałków, których przez cały film wybrzmiewa przeszło 30.

Policzyłem je osobiście, bo skoro postanowiłem już zmarnować czas, to co mi szkodziło podjąć się kolejnego bezsensownego zajęcia, jakim było rejestrowanie wszystkich utworów, z których żaden nawet nie wpada na dłużej w ucho. Zresztą być może tylko dzięki temu udało się dotrwać do końca seansu, bo faktycznej fabuły w nowych "365 dniach" po prostu nie ma. Choćby prowizorycznej atrapy romansu i kina gangsterskiego, co w pokraczny sposób funkcjonowało jeszcze "jako tako" w "jedynce". Twórcy filmu nawet nie raczyli wyjaśnić widzom wydarzeń, jakie rozegrały się po wjechaniu przez Laurę w tunel pod koniec poprzedniej części. Para zakochanych od razu wskakuje w weselne kreacje (z których równie szybko wyskakuje), bo "Ten dzień" jest dniem ślubu Laury i Massima.

Film rozpoczyna się ślubem Laury (Anna-Maria Sieklucka) i Massima (Michele Morrone). Właściwie nie wiemy, co stało się od momentu wypadku kobiety pod koniec pierwszej części do dnia zaślubin. A może to i lepiej. Film rozpoczyna się ślubem Laury (Anna-Maria Sieklucka) i Massima (Michele Morrone). Właściwie nie wiemy, co stało się od momentu wypadku kobiety pod koniec pierwszej części do dnia zaślubin. A może to i lepiej.

Soft-porno i opera mydlana bez piany



Zanim bohaterowie wypowiedzą sakramentalne "tak", z dziką żądzą wpadają sobie w ramiona. Jest seks przed, po, pomiędzy, na stole, na łóżku, w basenie, na plaży, na jawie, a nawet we śnie. Jak śpiewał pewien duet w serialowym "Ranczu" - "seks ma w głowie, seks ma w ciele, seksu nigdy nie za wiele" - i tej zasadzie twórcy erotycznej sagi podporządkowują wszystko, co dzieje się na ekranie. Scen zbliżeń jest więcej niż w poprzedniej części, ale miłosnym uniesieniom Laury i Massima brakuje już tej świeżości, polotu i realizacyjnego pomysłu. Oczywiście scenarzyści starają się, jak mogą. Gimnastykują aktorów, wymyślając im fikuśne pozycje, i podsuwają różne dyndające gadżety, ale nawet to niespecjalnie już robi wrażenie.

Pierwsze "365 dni" i sfilmowana trylogia "Greya" oswoiły już widzów z konwencją przaśnego soft-porno, więc rozbieranie aktorów - nawet z najdroższych ubrań i w najbardziej luksusowych apartamentach - nikogo ani nie zawstydzi, ani nie zaszokuje. A innego pomysłu w dwugodzinnym teledysku Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa zwyczajnie nie ma. Przez dobrą godzinę nie dzieje się praktycznie nic, a pozostała część tzw. "fabuły" polega na kopiowaniu schematów z brazylijskich telenowel. Tudzież z oper mydlanych, z tą jednak różnicą, że nic tu się nie pieni, a liczba zwrotów akcji i dialogów jest równie skąpa, co bielizna filmowej Laury.

Beztroska świeżo upieczonych małżonków nie trwa długo. Wkrótce ich sielanka zostanie przerwa w tak absurdalny i kuriozalny sposób, że ciężko pojąć, jak dorośli ludzie nie potrafią sobie tego wyjaśnić. Beztroska świeżo upieczonych małżonków nie trwa długo. Wkrótce ich sielanka zostanie przerwa w tak absurdalny i kuriozalny sposób, że ciężko pojąć, jak dorośli ludzie nie potrafią sobie tego wyjaśnić.

"Nie mam majtek". No to się pośmiejmy



Zresztą lista niedoróbek i wręcz fatalnych filmowych zabiegów jest w nowych "365 dniach" dłuższa niż rzęsy Magdaleny Lamparskiej. W początkowej scenie przyszła żona Massimo szepce mu do ucha: "Nie mam majtek". Pani Lauro, bez obaw, poza pani majtkami nie ma tu jeszcze mnóstwa innych, nawet bardziej wartościowych rzeczy. Jest natomiast humor. Co prawda niezamierzony, ale dla wielu widzów może być on jedyną rekompensatą straconego czasu. Recytowane łamaną angielszczyzną i z kamienną powagą dialogi potrafią rozbawić do łez, którymi już całkowicie można się zalać (ze śmiechu) odkrywając fabularne perełki na czele ze złym bliźniakiem (jak z kiepskiego tasiemca) czy seksownym ogrodnikiem (jak z amatorskiego porno).

Komicznie brzmi żądająca niezależności i emancypacji Laura, która ani przez moment nie chce (choć ma ku temu okazję) samodzielnie pokierować swoim życiem, wybierając zamiast tego nieustanną kuratelę jednego lub drugiego mafiosa. Anna-Maria Sieklucka wypadła nieźle w pierwszej części, ale tutaj sprawia wrażenie aktorki zrezygnowanej, która podobnie jak scenarzyści nie ma pomysłu na swoją postać. Jest za to kuriozalny, a jednocześnie zabawny koncept na Massima. Michele Morrone dostaje nawet scenę, w której może trochę "przyaktorzyć". Efekt? Jeśli nie chcecie osobiście się przekonać, to sprawdźcie na YouTube scenę z "The Room", w której Tommy Wiseau wykrzykuje słynne "You are tearing me apart!".

Scen seksu, czyli tego, co widzów interesuje najbardziej, jest więcej w kontynuacji "365 dni", ale tym razem nie robią już one większego wrażenia, a i pomysłów na zaaranżowanie zbliżeń też najwidoczniej zabrakło. Scen seksu, czyli tego, co widzów interesuje najbardziej, jest więcej w kontynuacji "365 dni", ale tym razem nie robią już one większego wrażenia, a i pomysłów na zaaranżowanie zbliżeń też najwidoczniej zabrakło.
Teraz już jednak na poważnie, bo poważnie robi się w finałowej scenie filmu. "365 dni. Ten dzień" powiela dokładnie te same schematy, co pierwsza część, tylko efekt jest tym razem gorszy, a początkową ciekawość bardzo szybko wypiera nuda i zupełne zobojętnienie na to, co dzieje się przez 111 minut tego wakacyjnego teledysku z wycieczki nudystów po Sycylii. Paradoksalnie sukces nowej ekranizacji prozy Blanki Lipińskiej może być większy niż dwa lata temu, bo najnowszy film reżyserskiego duetu Białowąs/Mandes spełnia już chyba wszystkie kryteria Złotych Malin. Kiedy jak nie teraz? Lepszej (a może gorszej) okazji na ten zaszczytny laur dla Polski może nie być.

OCENA: 2/10 (bo trochę się jednak uśmiałem)

Opinie (117) 9 zablokowanych

  • Beznadzieja!

    • 7 0

  • No ale jest to co lubi gawiedź

    Samochody,ładni ludzie, przepych, ładne lokacje i już! A przynajmniej nie trzeba za dużo myśleć :P

    • 6 1

  • To tak jak z Disco Polo (1)

    Nikimu sie nie podoba, a wszyscy oglądają.Wszyscy oburzeni, narzekają, obrażają się, a na końcu się okazuje, ze sami słuchają. Jak dodatkowo są pijani, to nawet teksty znają i śpiewają.
    Wstyd mi za ten kraj i takich ludzi

    • 6 16

    • W ciekawym srodowisku sie obracasz, ja mam to szczescie nie mam z prolami nic wspolnego.

      • 2 1

  • Nic nowego

    Polskie kino dołuje od lat. Tylko "środowisko filmowe" tego nie zauważa i cmoka z zachwytu nad swoimi "osiągnięciami artystycznymi", co można corocznie zauważyć na gdyńskich festiwalach...

    • 7 0

  • oglądanie filmu w kinie przy odgłosach mlaskania, siorbania, szeleszczenia torebkami po chipsach (1)

    to dla mnie żadna przyjemność, powinny być osobne sale kinowe / seanse dla tych co chcą spokojnie obejrzeć film

    • 8 1

    • Każde kino zarabia właśnie na tym szeleszczeniu a nie na samych biletach. Więc spokojnie nie doczekasz takich czasów. Jak chcesz jakiś film obejrzeć w spokoju to musisz zrobić to w domu

      • 0 0

  • Nie bede tego oglądał nawet za darmo musieli by mi zapłacić.

    • 7 1

  • każdemu wg. potrzeb

    • 3 0

  • Sprzedaje się jak świeże bułeczki. Hit na majówkę

    • 4 1

  • Gwałty w twarz, trochę pewnie to oschłe

    Ale tutto bene, jeśli pochodzenie masz włoskie

    • 2 1

  • Dopóki jest popyt na takie tanie filmy i muzykę disco polo, to będzie podaż. Ludzie tego chcą... i to nie jednostki, a masy.

    • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Który z wymienionych artystów wystąpił na CudaWiankach w 2010 roku?