• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ten nowy film w 99 proc. powstał w Trójmieście. W obsadzie znani aktorzy

Tomasz Zacharczuk
12 maja 2023 (artykuł sprzed 1 roku) 
Opinie (28)
"Radiostory" to film, do którego niemal wszystkie zdjęcia nakręcono w Trójmieście. Film jeszcze przed wakacjami zobaczą widzowie w całej Polsce. Prapremiera 11 czerwca w Gdańsku. "Radiostory" to film, do którego niemal wszystkie zdjęcia nakręcono w Trójmieście. Film jeszcze przed wakacjami zobaczą widzowie w całej Polsce. Prapremiera 11 czerwca w Gdańsku.

- Największym aktorem tego filmu jest Gdańsk - tak o swoim fabularnym debiucie mówi Maciej Hydr, reżyser "Radiostory", do którego 99 proc. zdjęć nakręcono w Trójmieście. W obsadzie m.in. Piotr Głowacki i Bogdan Kalus, a także solidna reprezentacja aktorów znanych z teatralnych scen w Gdańsku i Gdyni. Prapremiera "Radiostory" 11 czerwca w Trójmieście.




Tomasz Zacharczuk: Z tytułu twojego filmu dość łatwo możemy rozszyfrować, że będzie to opowieść o radiu, ale chyba jednak byłoby to zbyt dużym uproszczeniem.

Maciej Hydr: Oczywiście wszystko obraca się wokół radia, ale jest ono jedynie tłem rywalizacji pomiędzy głównymi bohaterami. Każdy z nich jest inny. Każdy ma inne cele w życiu. Pierwszy z nich, Jacek Waldemar, przyjeżdża do Gdańska ze Szwecji już po upadku komunizmu, w 1991 r. Dostrzega w tych czasach wielką szansę i postanawia rozkręcić własny biznes. Za granicą pracował w wydawnictwie prasowym, dlatego wykorzystując doświadczenie i znajomość rynku medialnego, chce uruchomić pierwsze na Wybrzeżu prywatne radio.

To z kolei nie podoba się Słonimskiemu, dyrektorowi lokalnego oddziału państwowej stacji, który za wszelką cenę pragnie pokrzyżować plany Jackowi i nie dopuścić do uruchomienia konkurencyjnej rozgłośni.

Dlaczego radio i akurat w Gdańsku?

Film jest mocno inspirowany faktami i to właściwie tyle, ile mogę zdradzić (śmiech). Dlaczego Gdańsk? Bo jest bardzo filmowy. Cały czas uważałem, że jest jednak trochę niewykorzystany w polskim kinie. Pomimo że przez Trójmiasto przewija się sporo osób związanych z filmem. Mamy tu przecież także największy w kraju festiwal. Właściwie poza "Blaszanym bębenkiem" nie było chyba filmu realizowanego w Gdańsku od początku do końca. Myśmy to zrobili. 99 proc. zdjęć zostało nakręconych w Trójmieście, głównie w Gdańsku. Braliśmy jeszcze pod uwagę osadzenie naszej fabuły w Szczecinie, ale kocham Gdańsk, dlatego wybór był w tym przypadku raczej dość oczywisty.

Gdańsk dołożył 400 tys. zł do filmu Gdańsk dołożył 400 tys. zł do filmu
Na jakie lokacje w takim razie postawiliście? Jaki Gdańsk zobaczymy w "Radiostory"?

Szukaliśmy miejsc, które zbyt mocno się nie zmieniły i zachowały swój niepowtarzalny klimat. Bardzo dużo kręciliśmy we wszystkich naszych stoczniach, zaczynając od Stoczni Cesarskiej. Oczywiście wykorzystaliśmy też nadmorskie plenery, więc dość często gościliśmy na gdańskich plażach. Stawialiśmy również na bardzo charakterystyczne, a być może na pierwszy rzut oka niezbyt oczywiste lokacje, jak choćby zajezdnia trolejbusowa w Gdyni z oryginalnym Ikarusem, który kursował po Trójmieście właśnie na początku lat 90. Sporo zdjęć realizowaliśmy także w gdańskim Nocie. Jestem bardzo zadowolony, bo wszystkie wybrane przez nas miejsca udało się w filmie pokazać.

Głównym bohaterem filmu jest Jacek Waldemar, reemigrant, który chce w Gdańsku na początku lat 90. założyć prywatne radio. Głównym bohaterem filmu jest Jacek Waldemar, reemigrant, który chce w Gdańsku na początku lat 90. założyć prywatne radio.
Akcja filmu dzieje się na początku lat 90. Te przestrzenie Gdańska, o których wspomniałeś, pomagały w odwzorowaniu klimatu tamtej dekady?

Odtwarzałem to, co sam pamiętałem z okresu, gdy studiowałem w Gdańsku. Pewnym paradoksem jest fakt, że staraliśmy się pokazać ten dawny Gdańsk, który jednak już wtedy bardzo prężnie się rozwijał, podążał za trendami, za modą, za ideami, które przypływały do Trójmiasta z różnych zakątków świata i Europy. Wszystko z Gdyni - jak choćby kasety, winyle, płyty CD - wędrowało dalej w Polskę. Klimat lat 90. był oczywiście specyficzny, ale już wtedy Gdańsk można było określić nowoczesnym miastem.

Szczególnie interesujące z perspektywy trójmiejskiego widza są oczywiście doskonale nam znane plenery, ale nie jest to jedyny lokalny akcent w twoim filmie. W obsadzie nie brakuje przecież aktorów ściśle związanych z Trójmiastem. Mamy Piotra Witkowskiego, Grzegorza Gzyla, Tomasza Więcka...

Miałem szczęście, że wybrałem Gdańsk, w którym szeroko pojęta kultura jest bardzo dobrze reprezentowana przez Teatr Wybrzeże czy Teatr Muzyczny. Z tego pierwszego w obsadzie mamy bodajże sześć nazwisk, reprezentacja drugiego z teatrów jest jeszcze większa. Oprócz aktorów, o których wspomniałeś, mamy przecież jeszcze Kasię Dałek i Jacka Labijaka z Wybrzeża, z Teatru Miejskiego w Gdyni jest Agata Moszumańska, z Muzycznego - poza Tomkiem Więckiem - jest choćby Krzysztof Kowalski, jest Darek Majchrzak z Teatru Czwarte Miasto w Orłowie.

Z Oliwy do Hollywood. Amerykański sukces młodej aktorki z Trójmiasta Z Oliwy do Hollywood. Amerykański sukces młodej aktorki z Trójmiasta
Oprócz obsady aktorskiej warto też wspomnieć o trójmiejskiej ekipie technicznej. Produkcja filmu była bardzo skomplikowana, więc pracowały przy nim dwie ekipy. Jedna w całości z Trójmiasta, która realizowała zdjęcia w początkowym okresie filmu. Druga - z całej Polski - pracowała głównie przy ujęciach na morzu.

Jest również w obsadzie jeden z topowych, moim zdaniem, aktorów w naszym kraju, czyli Piotr Głowacki wcielający się w postać Jacka Waldemara. Jak udało się nakłonić go do tego projektu? Jak znalazł się w tym filmie?

Jeszcze przed castingiem zrobiłem sobie obsadę marzeń. Piotr Głowacki, Bogdan Kalus, którego zapewne większość widzów kojarzy z ławeczki w serialowym "Ranczu", i Darek Majchrzak. Właściwie ostatnią wersję scenariusza pisałem już pod tych aktorów, nie będąc jeszcze pewnym, czy w ogóle w "Radiostory" zagrają. Przyznam nieskromnie, że na 30 pierwszo-, drugo- i dalszoplanowych postaci nikt mi nie odmówił (śmiech). Każdy, kto czytał scenariusz, stwierdził, że dialogi są na tyle fajnie napisane, że warto się w to zaangażować.

Jeśli chodzi o Piotrka Głowackiego, to kluczowe było znalezienie odpowiedniego kontaktu, który umieści mój scenariusz na wierzchołku tego ogromnego stosu pozostałych scenariuszy, które lądują na jego biurku (śmiech). I to się udało! Pamiętam ten moment bardzo dobrze. Jechałem akurat przez Gdańsk i na wyświetlaczu telefonu pokazał się właśnie numer Piotrka. Wiedziałem, że już jest dobrze. Piotrek powiedział tylko: "Słuchaj, nie mam czasu, chcę to zagrać, moja menadżerka do ciebie oddzwoni". I tak właśnie znalazł się w naszym filmie.

Główną rolę w debiucie Macieja Hydra gra Piotr Głowacki, widzom doskonale znany choćby ze swojej ostatniej pierwszoplanowej kreacji w "Mistrzu". Główną rolę w debiucie Macieja Hydra gra Piotr Głowacki, widzom doskonale znany choćby ze swojej ostatniej pierwszoplanowej kreacji w "Mistrzu".
Wspomniałeś o tym, że realizacja filmu była dość skomplikowana. Jak się w takim razie pracowało na planie i z czego wynikały te największe trudności?

To absolutnie nie był film na debiut (śmiech). Teraz już to wiem. Czułem jednak, że to ja muszę go zrealizować. Akcja dzieje się na lądzie, na morzu, chwilami nawet pod wodą. Najwięcej problemów było właśnie z tymi sekwencjami kręconymi na Bałtyku. Mieliśmy dość niewielki budżet, więc korzystanie ze skomplikowanych efektów 3D raczej odpadało. Trzeba było więc iść na żywioł i to dosłownie (śmiech). W listopadzie, na Bałtyku, w sztormie i na deszczu.

Nikt nie zarzuci, że film nie jest wiarygodny.

To na pewno (śmiech). Pamiętam, że podczas pokazów technicznych dla niektórych właścicieli kin jeden z nich powiedział mi: "Boże, ile wy wydaliście na efekty". A ja na to: "Chciałbym tyle na to wydać, ale myśmy to wszystko nakręcili na żywca". Ogrom pracy wykonały oczywiście obie ekipy filmowe. Było dużo dni zdjęciowych. Planowaliśmy 30, wyszło 60. Kończyłem scenariusz, szukałem lokacji i robiłem casting w szczycie pandemii. To był rok 2020. W 2021 weszliśmy już na plan. Ostatnią dokrętkę zrobiliśmy nawet jeszcze w tym roku, ale to były raczej kosmetyczne rzeczy dotyczące pierwszego ujęcia w filmie. Cały proces tworzenia "Radiostory" trwał więc dwa lata.


Jak to jest robić filmowy debiut, będąc osobą zupełnie spoza branży? Nie masz przecież na koncie ani etiud, ani krótkich metraży. Pojawia się trochę znikąd Maciej Hydr i od razu przynosi ze sobą pełnometrażową fabułę.

To jest niewiarygodnie trudne zadanie. Dziękuję losowi, że dał mi w ogóle taką możliwość. Pewnie by do tego nie doszło, gdyby nie to, że jestem dość upartą osobą. Oczywiście pomógł także dobry scenariusz. Początkowo nawet nie chciałem reżyserować "Radiostory". Chciałem, aby zrobił to ktoś, kto już ma na koncie pełne metraże. Jednak z żadnym z potencjalnych kandydatów nie mogłem znaleźć porozumienia artystycznego. Po chyba piątej takiej rozmowie, już z bardzo znaną osobą w branży, stwierdziłem, że - cytując klasyka - "nie chcem, ale muszem!" (śmiech).

Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce.

Dokładnie. To nie jest też tak, że jestem absolutnym debiutantem, bo już sporo pracowałem z aktorami. Tylko na innych polach. Z Grzegorzem Gzylem znamy się już chyba 20 lat. Znałem tych aktorów, wiedziałem, czego od nich wymagać i w jaki sposób wydobyć z nich odpowiednie emocje. To moim zdaniem się udało.

"Radiostory" jest filmem o męskiej rywalizacji, przyjaźni, ale też miłości i pasji w wyjątkowych realiach, jakimi był początek lat 90. w Polsce i na Wybrzeżu. "Radiostory" jest filmem o męskiej rywalizacji, przyjaźni, ale też miłości i pasji w wyjątkowych realiach, jakimi był początek lat 90. w Polsce i na Wybrzeżu.
Nie zniechęcił cię ten debiut? A może wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej nakręciłeś się na tworzenie kina?

Przez ostatnie trzy lata budziłem się rano i myślałem o filmie. Jadłem obiad, myślałem o filmie. Kładłem się spać, myślałem o filmie. Właściwie nie wiem, jak funkcjonowałem przez ostatnie trzy lata, pracując po kilkanaście godzin dziennie. I jaki jest tego efekt? Praktycznie mam już skończony scenariusz na drugi film i na plan w Bydgoszczy wchodzimy jesienią (śmiech). Jedyne czego już nie powtórzę, to łączenia funkcji producenta i reżysera. Dlatego w jednym z kolejnych projektów skupię się na produkowaniu, a w kolejnym znów tylko i wyłącznie na reżyserii.

Premiera "Radiostory" coraz bliżej. Czego możemy spodziewać się po tej produkcji? Na jakich emocjach się skupiłeś? W jakie ramy gatunkowe wpisałeś swoją opowieść?

W branży mówi się, że jeden film się pisze, drugi kręci, a trzeci montuje (śmiech). Moim punktem wyjścia był reportaż fabularyzowany. Chcieliśmy go nawet sprzedać jednej ze stacji, a tam powiedzieli, że za taką kwotę to można nakręcić film. To nakręciliśmy (śmiech). Początkowo miał być to film obyczajowy, a w montażu zrobiliśmy komediodramat. Będzie czasami poważnie, czasami śmiesznie, niekiedy nostalgicznie, a nawet absurdalnie. I chyba tym największym aktorem będzie nasz ukochany Gdańsk.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (28)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years!

159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Czemu niezamężne kobiety nie powinny siadać na rogu stołu?