- 1 "Kaskader": kciuk w górę, a nawet dwa (15 opinii)
- 2 Co robić w długi weekend w mieście? (39 opinii)
- 3 Gdzie można grillować i zrobić ognisko? (28 opinii)
- 4 Nie wyobrażamy sobie majówki bez piwa? (102 opinie)
- 5 Majówkowe świętowanie, ale bez parady (139 opinii)
- 6 Planuj Tydzień: Fado, Rynkowski i majówka (6 opinii)
Tomek Sowiński & The Collective Improvisation Group - Synergy
2 czerwca 2010 (artykuł sprzed 14 lat)
W muzycznym świecie panuje przesąd, iż drugi album w karierze artysty nigdy nie zawodzi słuchaczy. Dzieje się tak, ponieważ jest to często zestaw niewykorzystanych w debiucie, doskonałych pomysłów, wzbogaconych nowymi rozwiązaniami. Dokładnie taka jest druga płyta Tomka Sowińskiego i jego The Collective Improvisation Group.
Najważniejszym jest fakt, że C.I.G. to praktycznie jedyna funkcjonująca na naszej scenie jazzowa orkiestra. Mimo to, tak bardzo niepodobna do tych pierwszych chicagowskich czy nowojorskich z Banym Goodmanem czy Fletcherem Hendersonem na czele. Na płycie "Synergy" C.I.G. podobnie jak na debiutanckiej "Illustration" snują improwizowane, lunatyczne kompozycje, które wciągają słuchacza w daleką i bogatą duchowo podróż. Tym razem wędrówka jest jeszcze ciekawsza, prowadzi bowiem przez wszystko to, co w dobrym jazzie najważniejsze - szaloną improwizację i hipnotyczną sekcję rytmiczną.
Album powstawał zgodnie z hasłem "na żywo, ale w studio". Od pierwszych dźwięków słychać też uchwyconą spontaniczność komunikacji między muzykami. Saksofon tenorowy Darka Herbasza namiętnie dyskutuje z trąbką Jerzego Małka - utwór "Very wicked customs", a perkusjonalia w wykonaniu Łukasza Ruszkowskiego doskonale wypełniają zapętlone rytmy Sowińskiego - otwierający płytę "Initiation to synergy". Można powiedzieć, że tak jest już do końca - muzyka mknie po synapsie, raz wznosząc emocje, to znów je studząc.
Najważniejsze na "Synergy" jest doskonałe wyważenie pomiędzy freejazzowym polotem a podstawą rytmiczną. Tomek Sowiński wciąż pozostaje wierny "pierwotnym rytmom" i właśnie te afrykańskie, transowe uderzenia dają podstawę do podążania za resztą składu. Tym samym nigdy nie jest chaotycznie, choć bywa wymagająco (wciągający "Clumsiest people") , nigdy nie jest nudno, choć bywa bardzo melodycznie (pianino Piotra Mani otwierające kompozycję "Sleeping, smoking, talking").
W porównaniu do debiutu kompozycje wzbogaciły się, przede wszystkim o gitarę Piotra Pawlaka, który za pomocą instrumentu i efektów buduje niezwykłe "plamy" dźwiękowe - chociażby "Chix". Wypełniają one utwory nutą niepokoju, a tym samym jazz C.I.G. stał się nie tyle rozrywkowy, co w dużym stopniu metafizyczny. Przesłuchując kolejny raz album, można odkryć jeszcze inny element muzycznej jednorodności. Sowiński nie tylko połączył "czarny" wymiar jazzu w postaci rytmiki z nowoczesną elektroniką, ale także sięgnął do "białych" korzeni tej muzyki. W kompozycji "Lemon incident" występują bowiem tzw. dźwięki "żartobliwe", podobne odnaleźć można na pierwszych zarejestrowanych utworach Original Dixieland Jazz Band z 1917 roku. Ciekawie jest też zakończenie albumu - w "Idle" muzyka grupy zderza się ze swingującym tematem prowadzonym przez instrumenty dęte.
Podsumowując warto zaznaczyć, iż The Collective Improvisation Group zubożała personalnie. Debiutujący 9-osobowy skład przeistoczył się obecnie w grupę 7 instrumentalistów. Co ciekawe, muzyka na tym zyskała i stała się bardziej intrygująca. Może to zasługa lidera Tomka Sowińskiego, który daje muzykom dużo swobody zarówno w komponowaniu jak i improwizowaniu. A może to kwestia wzajemnego rozumienia się na scenie - odpowiedniej synergii, którą udało się zarejestrować.
Opinie (1)
-
2010-06-03 23:06
Synapsie, a nie sinusoidzie? :P
- 0 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.