• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Wykałaczka w nosie i palec w oku, czyli uroki pracy na Jarmarku

Justyna Michalkiewicz
31 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Krwawy Leo pozuje ze swoją przyjaciółką - Kiwi. Krwawy Leo pozuje ze swoją przyjaciółką - Kiwi.

Gdy w Gdańsku zaczyna się Jarmark, na ulicy spotkać można wiele bajkowych stworów. Nagle z ukrycia wychodzą piraci, mimowie, szlachcic oraz... Koziołek Matołek. I chociaż praca ulicznego artysty do łatwych nie należy - zamiast monety można dostać np. wykałaczką w nos - wszyscy zgodnie przyznają, że praca wśród turystów to bardzo wdzięczne zajęcie. Sprawdziliśmy, jak wygląda ich dzień od kuchni.



Stać bez ruchu kilka godzin

Który z bohaterów artykułu wzbudził w tobie największą sympatię?

Stoi i nic nie mówi. Gdy wrzucisz monetę, nawiąże z tobą krótką interakcję. Można pomyśleć, że to zajęcie lekkie i bezstresowe, a w sezonie - dochodowe. Jak jest naprawdę? Paweł, srebrny mim z Jarmarku zdradza, że wcale nie jest tak kolorowo. Pracę ulicznego artysty rozpoczął 15 lat temu. Poza - jak sam siebie określa - byciem atrakcją turystyczną na ul. Długiej zobacz na mapie Gdańska, współpracuje z Teatrem w Oknie oraz Gdańskim Teatrem Szekspirowskim. Jest zarówno osobą techniczną, jak i aktorem.

- Na ulicy nie ma schematów, codziennie jest inaczej. Zazwyczaj pracuję cztery, pięć godzin dziennie, ale wszystko zależy od ruchu. Jeżeli jest dobry, to czas płynie szybciej i jestem w stanie dłużej wytrwać. Jeżeli jest słaby, bezruch mnie wykańcza fizycznie - mówi Paweł.
Stojąc w bezruchu trzeba być maksymalnie skoncentrowanym. Ważny jest równomierny oddech i rozluźnione ciało. Mim zazwyczaj patrzy w dół. Poza ochroną przed światłem słonecznym i wiatrem, zapewnia mu to dobre pole widzenia, a na ulicy trzeba być bardzo czujnym, bo przechodnie bywają nieobliczalni.

- Miałem już wbitą szpilkę w nogę, wykałaczkę w nosie czy palec w oku. Oblano mnie piwem, spychano z wysokości pół metra i próbowano zwinąć donicę z pieniędzmi. Tak się składa, że gdy ktoś schyla się, aby zabrać pieniądze, to jego głowa znajduje się na poziomie mojej stopy. Było kilka osób, które rwały się do rękoczynów i dostały w zęby. Takie prawa ulicy - dodaje Paweł.

  • Szlachcic Paweł stoi przed domem Uphagena, który stanowi dobre tło do zdjęć dla turystów.
  • Zrobienie zdjęcia to koszt "co łaska". Trzeba jednak pamiętać, że wynajem miejsca, dojazd do Gdańska, utrzymanie stroju - to wszystko kosztuje.
  • Koziołek Matołek podpisuje kolorowankę dla dziecka. Znajdują się tam również historie o Pacanowie.
  • Pełne skupienie i koncentracja - tak wygląda praca mima. Dla nas pozwolił sobie na odrobinę luzu.
  • Kiwi na bocianim gnieździe w przerwie od pozowania do zdjęć.
  • Turyści pozują z Koziołkiem Matołkiem.
  • Mim stoi nieruchomo do czasu, aż wrzucisz mu monetę.
  • Oficjalne koguty Jarmarku, nawiązujące do słynnej legendy.
  • Na Jarmarku znajdziemy również Smerfa.
  • Jak to możliwe, że Fakir lewituje w powietrzu - zastanawiają się turyści. Rozwiązanie zagadki nie jest wcale takie trudne.
  • Na Jarmarku znajdziemy wiele przebranych postaci. Na zdjęciu Myszka Minnie.

Krwawy Leo, dla dzieci - Lulek

Dzień pirata zaczyna się od zacumowania statku na ul. Długiej. Zazwyczaj jest to godz. 10. Wtedy schodzą się turyści. Towarzyszy mu papuga ara o imieniu Kiwi. Ptak nie "pracuje" dłużej niż 4 godziny dziennie. Jak podkreśla Krwawy Leo - właściwie ciężko nazwać to pracą, ponieważ papuga głównie siedzi na bocianim gnieździe i pozuje do zdjęć.

- Kiwi nie zawsze jest zdyscyplinowana, ale bardzo lubi dzieci. Czasami się z nich śmieje, bo umie. Czasami przedrzeźnia. Uwielbia ściągać ludziom okulary, ale jej mówię, że nie wolno. Jest przyjazna, ale nie da się pogłaskać obcym, wtedy dziobie. Toleruje tylko mnie i moją siostrę, bo wychowujemy ją od pisklaka - mówi Krwawy Leo.
Kiwi nie jest niczym przywiązana, ale nie ucieka. Kiedyś jedna z turystek spłoszyła ptaka. Ten wystraszył się, wzbił na wysokość czwartego piętra i poleciał w stronę Neptuna.

- Myślałem, że serce mi pęknie. Zostawiłem wszystko i pobiegłem za nią. Nic wtedy się dla mnie nie liczyło. Przecież ona by sobie nie poradziła bez odpowiedniej opieki. Wylądowała u znajomego malarza, który siedział pod fontanną. Kocham tego ptaka - mówi Krwawy Leo.
Pod kostiumem Krwawego Leo kryje się 65-letni pan Leszek. Zanim rozpoczął pracę pirata, był najpierw mechanikiem precyzyjnym, a gdy pojawiła się elektronika - zwiedził pół świata jako pracownik Stoczni Gdańskiej. Dobrze znał się z legendarnym, kochanym przez gdańszczan i nieżyjącym już od pięciu lat piratem Andrzejem.

- Andrzej szlifował nasze ulice przez prawie 20 lat. Kiedyś siedzieliśmy przy piwku i mówi - Lechu, ty taki podobny do mnie jesteś, gruby z brzuchem. Weź moje ciuchy i kontynuuj tradycję. Wtedy nie miałem odwagi, a dzisiaj mija już pięć lat - dodaje Krwawy Leo.
Jak podkreśla - praca na Jarmarku to zajęcie bardzo satysfakcjonujące, ale ciężkie. Ludzie są różni, większość turystów jest życzliwych, ale zdarzają się cwaniaki, którzy chcą zrobić zdjęcie za darmo. A przecież wynajęcie miejsca kosztuje, o strój trzeba zadbać, Kiwi nakarmić. To praca jak każda inna. Kiedyś gdańszczanie mylili go z niechlubnym Czerwonym Korsarzem. Raz nawet wylądował w szpitalu ze złamanym nosem.

Zagłoba? Dziwny pan z brodą? A może Gandalf?

Mieszka w Krakowie. Do Gdańska przyjeżdża przede wszystkim na wakacje, ale również do pracy. Jest tutaj do końca Jarmarku św. Dominika, stoi przy Domu Uphagena. Poznać go można po ciężkim XVII-wiecznym stroju polskiego Szlachcica.

- Pracuję codziennie, chyba że pada, to nie pracuję. Przecież szlachta nie chodzi z parasolem. Moja praca polega na staniu, chodzeniu i robieniu sobie zdjęć. Zaczynam jak wstanę i jestem tutaj do popołudnia - mówi Szlachcic.
Na co dzień jest reprezentantem polskiej grupy rekonstrukcyjnej - Małopolska Zgraja Sarmacka. Pracuje również jako artysta uliczny na Głównym Rynku Krakowskim. Kreuje postacie Jana III Sobieskiego oraz Zagłoby i pozuje do stylizowanych reklam.

Polscy turyści często mówią - "O, Zagłoba". Tym zagranicznym trzeba tłumaczyć, bo strój jest dla nich bardzo egzotyczny. Niektórzy mówią na niego Gandalf.

- Strój cały czas kompletuję, wymieniam. Szaty blakną na słońcu, więc co półtora roku trzeba je odnawiać. Szable trzeba czyścić codziennie, bo ludzie je dotykają, a mają sól na dłoniach i niszczeją. Do pełnego kompletu brakuje mi tylko konia, ale musiałbym mieć pozwolenie i sprzątacza - podsumowuje.
Pod maską Koziołka Matołka kryje się Bożena. Razem z mężem wędrują po Polsce w poszukiwaniu Pacanowa. Pod maską Koziołka Matołka kryje się Bożena. Razem z mężem wędrują po Polsce w poszukiwaniu Pacanowa.
Z Gdańska aż do Pacanowa

Wspólnie szukają Pacanowa już od 19 lat. Wędrują od Gdańska aż do Tatr. Na Jarmarku, który jest rokrocznie stałym punktem w ich harmonogramie, spacerują na trasie od Bramy Złotej aż do Zielonej. Pracują od poniedziałku do piątku, z wyjątkiem weekendów i tych mocno słonecznych dni, bo wtedy na Jarmarku jest mniej dzieci.

Pod kostiumem Matołka kryje się Bożena. Towarzyszy jej mąż Elek, który - chociaż nie ma wykształcenia aktorskiego - w roli animatora dziecięcego czuje się jak ryba w wodzie. To on nawiązuje relacje z najmłodszymi, oswajając niekiedy tych najbardziej wystraszonych. Oboje śmieją się, że mąż jest jak serce, a żona jak rozum. Gdyby jednego zabrakło, to nic by z tego nie wyszło.

- Gdy turyści pytają, a skąd koziołek w Gdańsku, odpowiadamy, że z Koziej Góry. Myślą, że to żart, ale to najszczersza prawda, bo stamtąd właśnie pochodzimy. No i trzeba dodać, że II księga powieści mówi o tym, jak Koziołek wypływał na bali do Ameryki, do baby, co czerwoną ma spódnicę. Baba wie, gdzie jest Pacanów. I tak "koziołkujemy" i szukamy baby od 1997 roku - dodaje Elek.
Pomysł na nietypową działalność zrodził się w Zakopanem, gdzie niegdyś mieszkał autor powieści - Kornel Makuszyński. Znajduje się tam jego muzeum. 20 lat temu po Krupówkach chodziło wiele postaci, m.in. Biały Miś czy Alf. Brakowało Koziołka Matołka. Pierwszym krokiem było uzyskanie praw autorskich na prezentację postaci od jej współczesnych spadkobierców. Udało się.

Praca Koziołka Matołka wymaga nieustannej logistyki. Małżeństwo jest dobrze zorganizowane i skrupulatnie prowadzi harmonogram imprez.

- Gramy spektakle w całej Polsce. Nie możemy się spóźnić, bo drugi raz do takiego miejsca by nas nie zaprosili. Ponadto jest to praca fizyczna, w ruchu. Sam kostium nie jest aż tak ciężki, ale jest dość niewygodny. Na twarzy mam dużą maskę, widoczność jest ograniczona i ciężko zrozumieć, co mówię. Ciężko się też oddycha, ale kocham tę pracę, bo daje radość dzieciom - mówi Bożena, odgrywająca rolę Koziołka Matołka.
Justyna Michalkiewicz

Opinie (39) 5 zablokowanych

  • Pani Bożena - "Matołkowa" z mężem sprzedają też antykwaryczne komiksy o przygodach Koziołka Matołka.

    • 2 0

  • A gdzie się podziewa Papkin, "urzędowy" kaper gdański? (3)

    • 27 1

    • (2)

      Kasę liczy :)

      • 3 2

      • A któż jej nie liczy??
        Za fryy chodzisz do pracy??

        • 2 2

      • Pirat jak z koziej d saksofon

        Pierze brudne rajstopy.

        • 2 4

  • Podajcie cennik.

    • 4 1

  • Dobrze znał się z legendarnym, kochanym przez gdańszczan i nieżyjącym już od pięciu lat piratem Andrzejem.

    Znaczy się wypili nie mało :)

    • 18 4

2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d." (2 opinie)

(2 opinie)
89 - 129 zł
Kup bilet
pop

The Robert Cray Band: Groovin' 50 years! (1 opinia)

(1 opinia)
159 - 249 zł
blues / soul, rock / punk

Paweł Stasiak z zespołem PapaD (1 opinia)

(1 opinia)
120 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku początek lata w Gdyni poprzedziła "Wielka Parada Maszyn - Technokracja"?